środa, 23 września 2015

Czyń krzywdę dla mojego oraz swojego dobra - Rozdział V

Sport nie jest dla mnie tylko i wyłącznie sposobem na zabicie czasu. Odkąd tylko pamiętam, traktowałem go poważnie. W gimnazjum ten stan się pogłębił i to do tego stopnia, że nie było rzeczy ważniejszej. Zwycięstwo. Liczyło się tylko zwycięstwo. Historia Teiko została w pamięci każdego z nas. Być może mnie dotknęła najmniej, jednak "inteligentni uczą się na błędach innych, głupcy na swoich". Nie byłem głupcem. Nie miałem zamiaru powtarzać błędów swoich kolegów. W końcu, robiłem swoje. Zawsze sumiennie stawiałem się na treningach nawet wtedy, kiedy reszta się nie pojawiała. Zawsze wykonywałem swoje obowiązki i ze sprzyjającym losem dawałem z siebie 100%. Robiłem co tylko mogłem.
Zakończenie gimnazjum nie było dla mnie przykre czy radosne. Aczkolwiek musiałem przyznać sam przed sobą, że dopóki wszystko nie zaczęło się sypać, byliśmy naprawdę zgraną paczką. Nie lubiłem głośności Aomine, Kise mnie denerwował, Murasakibara odpychał i psuł moje poczucie estetyki, Kuroko irytował, a Akashi... Właściwie, to się z nim dogadywałem. Przynajmniej do momentu, w którym sam nie zaczął mieć ze sobą problemów. Jednak wiedziałem, że zawsze mogłem zwrócić się do tych ludzi z problemami. To, że nie korzystałem z tej opcji, to inna sprawa. Razem trzymaliśmy się przez całą pierwszą klasę. Gdy Akashi został kapitanem, zmieniły się nasze morale. 
Nikt nie grał już w koszykówkę dla przyjemności. Wylały się wszystkie złośliwości, żale, nieprzyjemności.
Kłótnie były na porządku dziennym. Sam zresztą nie byłem bez winy. Nieważne jak bardzo nie chciałem brać w nich udziału. Motywacja spadała w szybkim tempie. Chłopaki szukali wszystkich możliwych sposobów by ją podnieść, przez co lekceważyli przeciwników. Szacunek w sporcie był i wciąż jest ważny, dlatego nie chciałem brać udziału w ich szopce. Wolałem trzymać się od tego z daleka. Podobnie jak Kuroko. Kiedy z gry zespołowej przestawiliśmy się na indywidualności, on najbardziej na to narzekał. Początkowo to też mi przeszkadzało, jednak teraz widzę, że samodoskonalenie się wiele mi dało.
Przede mną stały nowe wyzwania, nowe znajomości. Było to wyzwanie szczególnie, że następne kroki miałem stawiać w Liceum Shutoku, zwanym Królem Wschodu Tokio.
Póki co, decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę. Dostałem wiele propozycji od innych szkół: Seiho, Senshinkan, Kogomo i Rakuzan. Czasami zastanawiałem się, jak by to było, gdybym przyjął ofertę Rakuzan. Znowu grałbym z Akashim... Ale czy to wtedy by mnie cieszyło? Chciałem wyrwać się spod jego ciężkiej dyktatury ale trafiłem z deszczu pod rynnę. Teraz jestem pod dyktaturą jeszcze bardziej przerażających senpaiów. Granie z Akashim na pewno przysłużyłoby mi w byciu najlepszym, w rozwinięciu indywidualnych umiejętności, jednak chciałem nabrać innego podejścia do koszykówki. Chciałem znaleźć złoty środek między wygrywaniem, a przyjemnością. Chociaż czy wygrywanie nią nie jest?
Cholera... Pada. Ostatnio całkiem często. Przez to nie mamy treningów na dworze. Właśnie... Treningi... Są potwornie ciężkie. Być może nawet cięższe niż w Teiko. Miyaji, Otsubo i Kimura są dla nas surowi, bezwzględni i pomiatają nami jak sługusami. Dosadnie pokazali mi, że koszykówka nie jest moim obowiązkiem. Jednak wciąż chcę z nimi grać. Podobnie zresztą jak Takao. Ach, Takao... Dawno nie spotkałem nikogo, z kim tak bym się dogadywał. Jakby tego było mało, mamy kompatybilne znaki zodiaku i grupy krwi. Wciąż zastanawiam się, dlaczego tak bardzo chce się ze mną przyjaźnić, jednak jak najbardziej mi to odpowiada. Ktoś w końcu musi podwozić mnie rikszą do domu. Sam przecież pedałować nie będę. I chociaż ten Bakao mnie wkurza, często irytuje i wprowadza w zakłopotanie, to jednak chętnie spędzam z nim czas. Do tego dobrze zgrywamy się na boisku. Coraz bardziej mu ufam bo wiem, że dostanę od niego podanie w odpowiednim momencie.
- Midorima, znasz wynik? - Przeniosłem wzrok z okna na tablicę, a potem na nauczyciela matematyki. Szybko przejrzałem to, co było napisane.
- E? Ee... tak. Tangens wynosi 60 stopni.
- W porządku? Rzadko kiedy się nie skupiasz.
- Tak, wszystko dobrze Furusawa-sensei. Przepraszam.
Mężczyzna jedynie kiwnął głową i wrócił do zapisywania tablicy. Tak, nie skupiałem się. Myślami wciąż jestem gdzieś indziej.
Chciałbym już skończyć zajęcia i iść obejrzeć ten przeklęty mecz. A co jeśli Oikawa nie zagra? Stracę tylko czas. Chcę zobaczyć, czy naprawdę jest osobą godną uwagi. Znaczy... jest osobą godną uwagi, ale czy pod tym sportowym względem? I czego on tak właściwie chce od Tsukishimy? Wiem, że byli kiedyś parą, ale ona nie patrzy na rozgrywającego jak na swojego byłego chłopaka, a raczej jak na największego rywala. Te dwie rzeczy idzie od siebie rozróżnić.
Gdy zajęcia się skończyły, od razu skierowałem się na hale, gdzie nasi siatkarze podejmowali Aobę Josai. Gdy wszedłem na trybuny od razu spojrzałem na wynik. 2:2 w setach, 2:5 dla Shutoku. Piłka dla gości.
- O! Shin-chan! Shin-chan! Tutaj! Tutaj! Shin-chan! Zdążyłeś na tie-breaka. Nie ignoruj mnie kretynie!
- Słyszę cię, Takao. Nie musisz tak krzyczeć. - Powiedziałem spokojnie, podchodząc do rzędu gdzie siedzieli klubowi koledzy.
- Przymknij się Bakao bo wydrapię ci oczy! - Miyaji uderzył Kazunariego w tył głowy. Usiadłem na siedzeniu obok Kiyoshiego i podłożyłem torbę pod nogi.
- Przyszedłeś w dobrym momencie. Zobacz kto niedługo wejdzie. - Takao wskazał na ławkę zespołu gości, gdzie rozciągał ramiona as Josai, Oikawa. Zmarszczyłem brwi. Widząc ruch po stronie naszej drużyny, przeniosłem tam wzrok.
- Co tam robi Tsukishima? - Zapytałem nagle, gdy dotarło do mnie, że osoba stojąca obok zmiennika, dająca mu rady i przedstawiająca plan to Hiroki.
- Złapałem ją jeszcze przed meczem. Dzisiaj bawi się w drugiego trenera. Chociaż w sumie, nie jest to głupie posunięcie. Jakby nie patrzeć ma sporo doświadczenia i dobrze, że się nim dzieli. - Takao wygodnie oparł się o siedzenie i założył ręce za głowę.
- Nie wydaje mi się, żeby tu chodziło tylko i wyłącznie o doświadczenie, dzieciaczki. - Razem z Kazunarim od razu spojrzeliśmy na Miyajia, który zdawał się wiedzieć zdecydowanie więcej.
- Nie? To o co? - Szatyn opuścił ręce, z zaciekawieniem wpatrując się w starszego blondyna.
- Hiroki w reprezentacji grała na pozycji rozgrywającej, jednak gdy przyjechała do Japonii, została przesunięta na przyjęcie. Zaproponował jej to właśnie Oikawa. Jakby tego było mało, to właśnie on nauczył ją czytać wszystkie ruchy. Pokazał sekrety analizy i czytania gry. Nie sądził jednak, że sam wykopie sobie grób. Odczytała jego całego. Patrząc kiedyś jak grali między sobą od razu zauważyłem, że wszystkie zagrania, rozegrania i ruchy Toru, Hiroki znała na pamięć. I vice versa. Piłka wtedy nie spadała tak długo... Teraz jednak Oikawa zmienił swój styl gry. Miał sporo czasu na to, by dopracować poszczególne elementy, zmienić znaki i podrasować zagrania. Wydaje mi się, że być może przez to się rozstali. Oikawa nie chciał, by ktoś go aż tak rozpracował. Poza tym, ucierpiałaby jego duma. Oboje posiadają teraz niesamowitą umiejętność czytania gry. Z tą różnicą, że Toru ma to wrodzone, a Hiroki musiała się uczyć. Dlatego ona potrzebuje więcej czasu by rozszyfrować strategię. Wprowadzenie Oikawy w takim fragmencie meczu jest dla Aoba Josai bardzo wygodne. Nie starczy jej po prostu czasu na jego ponowne przeanalizowanie. Oikawa wiedział co robić... Tym bardziej, że narzuca szybkie tempo gry, a jego zagrywki są niewiadomą, mam wrażenie, także dla niego samego.
- Miyaji-senpai, a jak Tsukishima zniosła rozstanie? - Zapytałem nagle, próbując ułożyć sobie to wszystko w głowie.
- Shin-chan, czyżbyś był zazdrosny? Nie sądziłem, że kiedykolwiek... Ała! Nosz... Ile można! - Z niemalże stoickim spokojem uderzyłem Takao w głowę.
- Nie mam powodów do zazdrości, nanodayo. Po prostu chcę połączyć fakty. - Poprawiłem okulary, spoglądając na Kiyoshiego.
- Nigdy z nią o tym nie rozmawiałem. Wiadomo, pewnie było jej przykro. Ale nie załamała się do tego stopnia, by cały czas płakać w poduszkę... a do czego zmierzasz, brylarniku?
- Zastanawiam się jak bardzo Hiroki nienawidzi Oikawy. Spotkaliśmy go raz i nie była zachwycona jego widokiem.
- A ty byś był, cieniasie? Nie wiem o co dokładnie im poszło, ale gdy rozmawiałem z Toru, to bąknął coś o "rywalizacji umiejętności". Być może o to chodzi? - Miyaji oparł łokieć o oparcie, a policzek położył na dłoni tak, by móc obserwować boisko.
- A czemu cię to w ogóle interesuje? Nie wtykaj swojego nosa zbyt głęboko w życie Hiroki bo możesz się nieźle rozczarować. Do tego z wielką chęcią, w ramach zemsty ja połamię ci bryle. A jeśli coś jej zrobisz, to z przyjemnością obetnę wszyściutkie paluszki. - Cała ta sprawa wyglądała coraz gorzej. To chyba normalne, że interesowałem się bliską osobą? W końcu świetnie dogaduję się z Hiroki no i jest kobietą, zodiakalną panną z grupą krwi AB. Niecodziennie spotyka się osoby kompatybilne zarówno zodiakalnie jak i grupą krwi, z którymi jeszcze mógłbym porozmawiać. Póki co Hiroki i Takao są pod tym względem wyjątkowi.
- Przerażający! - Takao powiedział to cicho tak, bym tylko ja mógł usłyszeć i cały drgnął. Mówił oczywiście o Miyajim. Tak, miał rację: Przerażający!
Cicho westchnąłem. Dopiero potem mogłem skupić swoją uwagę na meczu. 
- Jest i on! Teraz się zrobi ciekawie. - Miyaji skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął prawie złowieszczo. Przerażający!
Spojrzałem na zmiany. W drużynie Shutoku także zmieniono zawodników. Coś mi nie pasowało w wyrazie twarzy Hiroki. Była nadzwyczaj spokojna, opanowana...

~***~

Oikawa przerażał nie tylko mnie, ale i zawodników Shutoku. Niemniej jednak zawsze znajdą się tacy, którzy lekceważą tego pięknisia. Spojrzałam kątem oka na pierwszorocznych zawodników stojących obok, którzy głęboko zastanawiali się jakie zdolności poza wzrostem i posturą ma Oikawa.
- Może ładnie autuje? - Rzucił jeden, podśmiewając się. Uderzyłam obu w tył głowy, a gdy się odwrócili, uśmiechnęłam się teatralnie.
- Oj młodziaki... Nie lekceważcie tego pięknisia. Porządnie skopie wam tyłki. - Powiedziałam.
- Tsukishima, jesteś z nami czy przeciwko nam? - Spojrzałam na Misakiego, którzy podszedł do nas. Wzięłam od niego podkładkę z narysowanym boiskiem i popatrzyłam na ustawienie, które ułożył trener. Zmarszczyłam brwi. Zrobiłam kilka kroków, by zbliżyć się do Nagisy-senseia.
- Trenerze, dlaczego Rei siedzi na ławce? Przecież on świetnie przyjmuje zagrywki Oikawy...
- Oikawa nie wychodzi w pierwszym składzie. Reia wpuścimy, gdy i Oikawa wejdzie. - Odwróciłam głowę, by spojrzeć na drużynę Aoba Josai. Od razu dostrzegłam, że wszyscy skupiają się w kółku i o czymś dyskutują. Wszyscy, poza Wielkim Królem. On siedział na ławce. Oddychał głęboko, z przymkniętymi oczami. Nie tak powinien zachowywać się kapitan. Powinien wspierać drużynę przed meczem i zagrzewać ich do walki. Jednak u Oikawy wyglądało to inaczej. Całe Aoba Josai wiedziało, że jeśli ich as się skupia, mogą być spokojni. Oni niech robią swoje, Toru wykona resztę.
Pierwszy set był kluczowy. Na szczęście Shutoku udało się odskoczyć i wygrać do 25:22. Jednak Aoba Josai nie odpuszczali. Nie potrafiłam dostrzec u nich słabych punktów. Przesunięcie zawodników, zmiana ustawienia, strategii też nie wiele dała. Nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na ich blok, chociaż doskonale wiedziałam, gdzie i kiedy się pojawi. Moje słowa jednak nie trafiały do zawodników, którzy chcieli w końcu "grać po swojemu". 
Iwaizumi grał dzisiaj świetny mecz. Ciężko było go zatrzymać. Nasz libero wylewał siódme poty by nie pozwolić piłce uderzyć w parkiet.
Gra przeciągała się w nieskończoność, przez co dotarliśmy do tie-breaka. Zawodnicy Shutoku byli już potwornie zmęczeni. Nie dziwiłam im się. Zaproponowałam trenerowi dwie zmiany, na które po krótkiej analizie przystał. Oczywiście chodziło o wpuszczenie Reia. Szczególnie, że Oikawa sam szykował się do wejścia.
Cholera... Za późno. Teraz na pewno nie uda mi się go rozpracować. 
- Chłopaki, dacie radę. Musicie tylko przesunąć ich blok na lewą flankę. W tym celu powiedzcie Sumice, by wystawiał piłki na lewo, dopóki nie zaczną kryć tej strefy. Postarajcie się grać szybkimi. I przyszykujcie się, że Oikawa narzuci niezłe tempo. Do tego Rei... - Zwróciłam się do chłopaka, pokazując mu tabliczkę i zakreślając na niej kółko.
- Obejmiesz razem z Misakim całe tyły, ty strefę czwartą i piątą, on szóstą. Nie możecie sobie pozwolić na żadne zawahanie, bo zagrywki Oikawy są naprawdę śmiercionośne. - Zawodnik kiwnął głową i gdy zezwolono na zmiany, puściłam chłopaków na boisko. Poklepałam delikatnie po ramieniu tych, co zeszli. Wielki król w końcu na swoim miejscu. Stałam przy linii, patrząc na Oikawę.
- Jak dobrze w końcu być na miejscu. Iwa-chan! Grasz dzisiaj cudownie! Tylko nie spoć się za bardzo i nie męcz. Bywasz bardzo nerwowy, gdy jesteś zmęczony, wiesz? - Iwaizumi zmarszczył brwi i złowrogo popatrzył na swojego przyjaciela. 
- Iee... Nie to miałem na myśli Iwa-chan! zawsze jesteś nerwowy! E...Etto... Nie! Znaczy... - Toru chyba nie miał sposobu na wyjaśnienie swoich słów. Słysząc to, cicho zaśmiałam się pod nosem. Takiego głupiego Oikawę naprawdę dało się lubić.
- Wracaj do gry Assikawa. - Mruknął z poirytowaniem sam Iwazumi i rzucił piłkę do rąk przyjaciela. Oikawa bez problemu ją złapał.
- Spokojnie, Iwa-chan. Zabawmy się trochę. - Ten szyderczo-pewny uśmiech sprawił, że przez moje ciało przeszły ciarki. Zaczęło się.
Oikawa podszedł do linii końcowej i uderzył piłką kilka razy o parkiet, by sprawdzić, czy jest odpowiednio zbita. Wziął głęboki oddech, ma chwilę przymykając oczy. Wraz z jego wejściem na boisko, całe Aoba Josai zdawało się uspokoić oraz zrelaksować. Jakby w kilka sekund chcieli zebrać siły na naprawdę dynamiczny atak.
Toru stanął około 2-3 metry za linią. Przekręcił piłkę w dłoniach. Po usłyszeniu gwizdka odetchnął i spojrzał na piłkę. Podrzucił ją, wziął rozbieg i w odpowiednim momencie wyskoczył. Uderzył piłkę z całej siły. Ta nabrała odpowiedniej dynamiki. Jej rotacja pozostawała niezmienna do momentu, kiedy prawie leżała na rękach Reia. I wtedy nagle skręciła... Jak on to...
Gdy piłka upadła na parkiet, patrzyłam na Oikawę z rozchylonymi ustami. Nie był to flot... Zagrywka była silna i pewna, a jednak skręciła. Kiedy do cholery on zdążył nauczyć się tej techniki? Oikawa po zdobyciu punktu popatrzył na mnie i uśmiechnął się w serdeczny sposób.
- Niesamowity... - Szepnęłam pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że ktoś jest w stanie w ogóle wykonać taką zagrywkę.
Oikawa nabił dużo punktów swoimi serwisami, przez co Aoba Josai prowadziło już 9:5. Na przerwie technicznej szybko przekazałam chłopakom swoje spostrzeżenia i uwagi, jednak to wciąż było za mało. Nie mogłam nic teraz zrobić. Nie miałam czasu... Gdy chłopaki weszli na boisko, usiadłam na ławce i popatrzyłam na ustawienie Aoba Josai... Co do... Czy Oikawa... Czy Oikawa zmienił pozycję?
- Misaki! - Zatrzymałam kapitana, zanim wszedł na boisko.
- Ustawcie wyższy blok... Nie, nie, nie tak... Oikawa będzie chciał, żebyście na nim się skupili. Gdy już tak będzie, pewnie przeniesie atak na drugą stronę. Pilnujcie obu stron boiska, ale przejdźcie też do przodu. Mogą próbować gry z drugiej piłki, zważywszy na zmianę Toru, więc bądźcie czujni. I powiedz Konishiemu by zagrywał na 4 strefę. Ich 18 ma kłopoty z przyjęciem po lewej stronie. - Powiedziałam szybko. Misaki pokiwał głową i od razu po wejściu przekazał kolegom moje uwagi. Konishi tak jak powiedziałam, zagrał do 4 strefy, dzięki temu udało się odrobić 3 punkty. To jednak wciąż za mało. Gdy Konishi zagrywał po raz 4, 18-stce w końcu udało się odebrać i posłać do... Do libero?! Ten wyskakując z drugiej linii wystawił piłkę w locie do Okawy, który wyskakując ze środka zbił piłkę i dosłownie wbił ją w parkiet po naszej stronie. Nie ma błędu... Kto normalny stosuje taką kombinację?! Ile jeszcze takich zagrań Toru może mieć w rękawie?!
Tak jak się spodziewałam, chciał przenieść nasz blok na lewo. Gdy zawodnicy Shutoku połapali się już we wszystkim, było już za późno... 14:13, piłka meczowa dla Aoba. Jakby tego było mało, na zagrywce Oikawa.
Usiadłam na ławce, opierając usta na splecionych dłoniach. Ja... przegrałam z Oikawą.
Gdy rozbrzmiał gwizdek, przymknęłam na chwilę oczy. Spodziewałam się raczej dźwięku charakterystycznego dla wbitej w parkiet ziemię, gdy nagle...
- Dobrze Rei! - Momentalnie otworzyłam oczy. Piłka poleciała prosto do naszego rozgrywającego! Ten dobrze wystawił piłkę do Misakiego... Blok-aut!
Poderwałam się z miejsca nie mogąc uwierzyć, że wyrównaliśmy. Teraz mamy szansę to wygrać! Ostatnie dwa punkty... Niech należą do Shutoku! Ten odebrany serwis, dał nam szansę i nadzieję.
Nasz zagrywający podszedł do linii. Odetchnął głośno, podrzucił piłkę i uderzył. Jej lot był bardzo szybki i niski. Za niski. Piłka uderzyła w siatkę.

[...]

Aoba Josai ostatecznie wygrało ten mecz,pokonując Shutoku w tie-breaku 16:14. Po ostatnim gwizdku widziałam ten triumfujący uśmiech Oikawy. Pomogłam trenerowi z protokołem, po czym skierowałam się w stronę wyjścia. Krocząc przyciemnionym korytarzem, zastanawiałam się, co mogłam zrobić lepiej: dać zawodnikom więcej motywacji? Zmienić całkowicie ich styl gry? A może wpuścić pierwszorocznych bez doświadczenia i ogrania? Obiecałam Oikawie, że jeśli przyjdzie nam się zmierzyć na strefie umiejętności analitycznych wygram. Nie chciałam przyznawać, że umie więcej niż ja! Teraz jednak musiałam pochylić przed nim czoło.
- Jak mówiłem, zadanie masz ułatwione. Musisz tylko zadać jedno pytanie.
- Jakie będziesz miał z tego korzyści? - Zaraz... Czy to Shin?
- Satysfakcję i pewność. Nie pozwolę, by ktokolwiek wykorzystywał moje zdolności przeciwko mnie. Nie znowu.
- Wybacz, ale nie mogę tego zrobić. Ktoś, kto sam nie potrafi znaleźć granic przekazywania wiedzy powinien liczyć się z takimi konsekwencjami, nanodayo. - Widząc, że Midorima odwraca się, od razu schowałam się za najbliższą ścianą. O czym Shintaro do cholery rozmawia z Oikawą?! Czego nie może zrobić?! Oikawa uśmiechnął się w swój charakterystyczny, szyderczy sposób.
- Shintaro, nie lekceważ mnie. To, że nie zmierzę się z tobą na parkiecie nie znaczy, że nie mogę wygrać. Życie to też gra, wiesz? - Oikawa wyciągnął z kieszeni spodni telefon i pomachał nim kilka razy obok swojej twarzy. Shin stanął w miejscu. Zacisnął zęby, po czym ze złością odwrócił się do Oikawy.
- Nie masz sumienia?! - Krzyknął, patrząc na bruneta. Przymknął na chwilę oczy, po czym wziął głęboki oddech.
- To co robisz, jest naprawdę niegodne, złe i kłóci się z pojęciem honoru oraz dumy. Ale nie pozwolę ci na to. Zgadzam się. Chociaż teraz nie masz u mnie za grosz szacunku, Oikawa.
- Mądra decyzja Shintaro. Dobrze by było, żebyś rozstrzygnął sprawę jeszcze przed Inter-high. Wtedy mogą pojawić się problemy.
- Inter-high? Nie ma szans, żeby do tej pory ja i h...
- Przepraszam, mówiłeś coś? - Oikawa spojrzał na Midorimę tym wzrokiem, którym patrzy na swoich najgroźniejszych rywali. Co się tu wyprawia?
Okularnik opuścił głowę i zacisnął pięści.
- Nie interesuje mnie jak. Masz to zrobić. - Toru podniósł z ziemi swoją torbę i przewiesił ją przez ramię.
- Dlaczego do cholery musisz akurat mnie wciągać w swoje intrygi?
- Aa,widzisz Midorima... Dlatego, że jesteśmy całkiem podobni. Z tą różnicą, że po tobie nikt się tego raczej nie spodziewa. A już na pewno nie K...
- O, Hiroki-san. - Przez moje ciało przeszły ciarki, kiedy usłyszałam swoje imię. Jaki do cholery K?!
- Takao... - Momentalnie odwróciłam się twarzą do bruneta, który stanął obok mnie.
- Szkoda, że przegraliśmy. Tak niewiele brakowało... Nie wiedziałem, że mamy takiego dobrego libero. Ale te zagrywki Oikawy... Matko z córką, nigdy nie widziałem czegoś tak niesamowitego! - Nie chciałam skupiać się teraz na słowach Takao. Chciałam usłyszeć dalszą rozmowę Oikawy i Shintaro. Wiem, podsłuchiwanie nie jest niczym dobrym, ale Shin wpakował się w kłopoty. To chyba normalne, że chciałam mu pomóc?
Uśmiechałam się teatralnie do Takao, udawanie słuchając jego dalszej relacji.
- O, Shin-chan! Co sądzisz o meczu? I jak ci się podoba Oikawa? Chyba możesz zwrócić mu teraz honor, co? - Takao uniósł brew do góry, spoglądając na Midorimę, który pojawił się za moimi plecami jakby właśnie wyrósł z ziemi.
- Oikawa to świetny gracz. - Powiedział, poprawiając okulary. C-co? Jeszcze przed chwilą zdawał się nienawidzić Toru, a teraz go chwali? O co tutaj chodzi?!
- Przykro mi, że nie wygraliście, nanodayo. Tak na dobrą sprawę był to mecz o pietruszkę, więc nie masz o co się martwić. - Shintaro położył dłoń na mojej głowie i poczochrał ciemne włosy. Spojrzałam na Midorimę z szeroko otwartymi oczami oraz zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Czy on właśnie próbuje mnie pocieszyć?

[...]

- Z Seirin nie powinniśmy mieć problemów. Jednakże słyszałem, że ten Kagami Taiga mieszkał w Ameryce. I czy to nie do nich dołączył ten twój cały Kuroko? - Idąc pod parasolami popijaliśmy napoje. Takao i Midorima dyskutowali o jutrzejszym spotkaniu.
- I podobno ich rozgrywający ma sokole oko. Z wielką chęcią się z nim zmierzę. - Nie mogłam skupić się na rozmawianiu z nimi. Szczególnie z Midorimą. Dlaczego udaje, jakby nic się nie stało? Jego rozmowa z Oikawą nie należała do tych przyjemnych. Bardzo chciałam się go o to zapytać, ale wyszłoby na to, że podsłuchiwałam.
- A ty Hiroki-san? - Z rozmyślań wyrwał mnie głos Takao.
- E? - Mruknęłam, popijając odrobinę waniliowego shake'a przez słomkę.
- Masz jakieś plany na piątek?
- Etto... Tak, jadę obejrzeć mecz Karasuno z Aoba Josai.
- Jadę z tobą. - Shin powiedział to tak naprawdę zanim zdążyłam wypowiedzieć pełną nazwę klubu.
- E? - Zadarłam głowę do góry, by popatrzeć na okularnika.
- Jadę z tobą. - Powtórzył.
- I tak nie mam lepszych zajęć na piątek, nanodayo. Poza tym, w Karasuno gra Sugawara. A dobrze byłoby zamienić z nim jakieś słowo. - Ta... Sugawara... Bardzo chciałabym mu wierzyć, że chodzi akurat o niego. Pewnie zwyczajnie chce mieć oko na Oikawę.
- Świetnie, czyli piątek mamy już zajęty. - Takao uśmiechnął się do nas. Przez swoje roztargnienie przechylił parasol, przez co wylał całą pozostałą na nim wodę na moją głowę. Z racji, iż nie miałam swojego parasola, szłam pomiędzy chłopakami, chroniąc się po obu stronach. Bądź co bądź i tak skończyłam cała mokra.
- Przepraszam... naprawdę przepraszam... - Takao przez śmiech próbował mnie przeprosić.
- Uważaj jak niesiesz parasol, Takao. Ciesz się, że to tylko tak się skończyło. Mogłeś zrobić Tsukishimie krzywdę.
- Przepraszam, przepraszam. Ale przecież nikomu nic się nie stało. Już, Hiroki-san... - Szatyn kazał mi potrzymać swój napój i parasol. Zdjął swoją mundurkową marynarkę, po czym narzucił na moje ramiona. Następnie odebrał swoje rzeczy.
- Tylko jak ja się teraz rozchoruję, to kupujesz mi syropy. - Takao uśmiechnął się do mnie pocieszająco, a ja odwzajemniłam ten gest.
- Jasne. - Kiwnęłam głową, otulając się ciepło jego ubraniem. Szliśmy razem dłuższy kawałek, jednak gdy dotarliśmy do drugiego skrzyżowania, musieliśmy rozstać się z Takao.
- Tylko oddaj mi jutro ten mundurek... - Szatyn pomachał nam na do widzenia i zostawił nas samych. Wcisnęłam się obok Shintaro pod parasol, po czym razem ruszyliśmy przed siebie.
- Ile słyszałaś? - Zapytał nagle marszcząc brwi.
- E? O czym mówisz? - Odwróciłam swój wzrok, nie mogąc spojrzeć na Midorimę.
- O mojej rozmowie z Oikawą... Ile słyszałaś?
- Nic nie słyszałam, kretynie. Szłam do wyjścia i Takao mnie dogonił. Zaraz... Wróć... Rozmawiałeś z Oikawą?! - Tak, byłam dobrą aktorką. Spojrzałam na Midorimę tępym wzrokiem, szeroko otwierając oczy.
- Nie ważne. Już nie ważne. - Co powinnam mu powiedzieć? Może prawdę? W końcu, znałam Toru i być może wiedziałabym jak mam pomóc w tej sytuacji Midorimie.
- Wszystko w porządku? - Okularnik zatrzymał się w miejscu. Stanęłam przodem do niego i popatrzyłam w jego zielone tęczówki.
- Tak. Wszystko gra. Jest mi tylko trochę przykro, że nie udało mi się roznieść Oikawy i zgasić tego uśmieszku z zawsze ukrytym motywem. - Powiedziałam, marszcząc w złości nos i zaciskając palce na papierowym kubku od shake'a. Nie odrywałam wzroku od Midorimy. Chciałam zobaczyć jaka będzie jego reakcja na moje słowa.
- Fakt, uśmiech to ma irytujący. - Rzucił, ponownie ruszając przed siebie.
- W ogóle cały jest irytujący... I nie przejmuj się. Jeszcze będziesz miała ku temu okazję, nanodayo. - Głos Shina... Był taki... Spokojny. Spokojniejszy niż zwykle. Co naprawdę mnie zaciekawiło. Po jego rozmowie z Toru sądziłam, że pewnie będzie wylewał na mnie i Takao swoją frustrację, podczas gdy on znowu jest oazą spokoju.
- Widzimy się jutro? - Usłyszałam po dłuższej chwili milczenia.
- Co? - Spojrzałam przed siebie, a widząc swój blok westchnęłam.
- Dzisiaj. Chodź. Zrobię herbaty. - Przeniosłam wzrok na Shintaro, który był dość sceptycznie nastawiony na moją propozycję.
- Nie wiem czy powi...
- Chodź, nie gadaj za dużo, bo i ty zaczynasz mnie irytować. - Powiedziałam dość chłodnym głosem.
- Ha? To czemu zapraszasz mnie do środka?
- Bo tak. - Zmierzyłam Shina wzrokiem. Ten tylko westchnął i poprawił okulary.
- Poza tym, zaczęło się błyskać. Dobrze będzie, jeśli przeczekasz u mnie burzę.
- Myślę, że zdążę wrócić do domu zanim się zacznie...
- Nie myśl za dużo, dobrze?

[...]

- Ta burza chyba nigdy się nie skończy. - Shintaro siedział spokojnie na podłodze przy stoliku, opierając głowę na dłoni i przymykając powieki.
- Spokojnie, Shin. W razie czego zawsze możesz tutaj przenocować. - Postawiłam kubki z herbatą na stoliku. Sama wzięłam jeden i usiadłam na podłodze po drugiej stronie.
- Nie będę ci się zwalać na głowę, tym bardziej, że jutro muszę być wcześniej w szkole. Poza tym, to raczej byłoby niestosowne. - Shintaro ujął w dłonie kubek, po czym ostrożnie upił łyk ciepłego napoju.
- Aj tam od razu niestosowne... - Powiedziałam, unosząc kubek na wysokość ust. Spojrzałam na Midorimę, dokładnie mu się przyglądając. Gdy przyłożył kubek do warg i upił kolejny łyk herbaty, całe okulary mu zaparowały, przez co uwidoczniły się na nich odciski palców.
- Kurna. - Mruknął, na co zareagowałam jedynie parsknięciem śmiechem. Shintaro podniósł się z miejsca, podszedł do kanapy, na której położył kurtkę, mundurek oraz torbę i wyjął chusteczkę mikrofazową.
- Mogę je przymierzyć? - Zapytałam w pewnym momencie, bacznie obserwując każdy ruch Midorimy.
- Nie. - Odpowiedział, przecierając jedną soczewkę.
- Przecież nic ci z nimi nie zrobię, Shin. - Uśmiechnęłam się do koszykarza w nadziei, że jednak pozwoli mi je założyć.
- Wciąż nie. - Zielonowłosy popatrzył na mnie, przekładając okulary w dłoni tak, by spokojnie przeczyścić drugą soczewkę. Midorima bez okularów wygląda... Dziwnie. Znaczy... dalej jest "piękny i powabny", jak mawiał Takao, być może nawet bardziej, ale bez nich to nie ten sam Shin. Miałam wrażenie, jakby za tymi okularami chował się zupełnie inny człowiek.
- Nie myślałeś kiedyś o kontaktach? Chyba łatwiej byłoby ci grać. - Wstałam z miejsca, po czym usiadłam na kanapie, obok której stał Shintaro. Zadarłam głowę do góry, by móc popatrzeć na koszykarza. Jednak nie musiałam długo się męczyć z patrzeniem w górę, gdyż po chwili Midorima usiadł obok, ze skupieniem czyszcząc okulary.
- Dużo kombinowałem z soczewkami, ale za każdym razem gdy je zakładałem, łzawiły mi oczy.
- Naprawdę? - Chłopak pokiwał głową, po czym nasunął szkła na nos. Bez większego wahania zdjęłam je z niego i sama założyłam. Słyszałam jedynie jego westchnięcie.
- Człowieku... Jak ty grasz w koszykówkę... Jak ty cokolwiek widzisz... - Shin miał potworną wadę wzroku. Poziom rozmazania obrazu przerósł moje wszelkie wyobrażenia.
- Nic nie widzę, dlatego mam okulary, nanodayo. - Podniosłam się z miejsca, po czym zrobiłam krok do przodu. Potem następny, i jeszcze następny. Zobaczyłam jedynie zmianę kolorów, która świadczyła o tym, iż Midorima prawdopodobnie podniósł się z miejsca i stanął obok.
- Lustro. - Rzuciłam, robiąc krok w lewo. Wtedy jednak poczułam jak obijam się ramieniem o rękę Shintaro, którą zrobił "barykadę" bym przypadkiem na coś nie wpadła i nie połamała się.
Ostatecznie Midorima stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach, sterując mną tak, bym się o nic nie obiła. Gdy po chwili stanęliśmy przy lustrze, zmrużyłam oczy chcąc cokolwiek zobaczyć. Zdjęłam okulary i popatrzyłam w lusterko. Spojrzałam najpierw na swoje odbicie, a później na odbicie Shintaro.
- Bez okularów wyglądasz naprawdę dobrze. - Stwierdziłam, uśmiechając się delikatnie. Ponownie nasunęłam okulary na nos. Zakładałam je i ściągałam. Tak kilka razy. Skupiłam się na swoim odbiciu, jednak gdy znowu spojrzałam na Midorimę, zauważyłam jego delikatne rumieńce.
- Dobrze się czujesz? - Zapytałam.
- Tak. Czemu pytasz? - Odwróciłam się twarzą do okularnika, po czym oddałam mu szkła.
- Masz wypieki na policzkach. Nie przeziębiłeś się przypadkiem? - Gdy wspomniałam o wypiekach, Shin zarumienił się jeszcze bardziej.
- Czy to dlatego, że powiedziałam, że dobrze ci bez okularów? - Uniosłam pytająco brew do góry i uśmiechnęłam się w nieco zadziorny sposób.
- Phi. - Prychnął. Nasunął okulary na nos. Spojrzał w lustro, po czym odwrócił się i skierował kroki ponownie do salonu.
- To nic złego pokazywać uczucia, wiesz Shin? - Przeczesałam dłonią grzywkę, podążając powoli za nim.
- Nic złego? Nawet nie wiesz, jak łatwo ludzie mogą to wykorzystać, nanodayo. - Koszykarz ponownie usiadł na podłodze za stolikiem i upił herbatę.
- Nie wszyscy są tacy, wiesz? Niektórzy doceniają to, jak ktoś się przed nimi otwiera. To przecież świadczy o zaufaniu, prawda?
- Zaufaniu, zaufaniu... Zaufać można ludziom na kilka sposobów. Przykładowo: ufam Kimurze na boisku. To wcale nie znaczy, że będę latał do niego z każdym sekretem. - Sama usiadłam obok niego, przysuwając do siebie kubek.
- A... A mi ufasz? - Zapytałam cicho, wlepiając wzrok w herbatę. Nie musiałam patrzeć na Shintato by wiedzieć, że zaskoczyłam go tym pytaniem.
- Ufam ci na tyle, na ile mi pozwolisz i na ile ja sam będę w stanie ci zaufać. - Skierowałam swój wzrok na Midorimę. Chłopak zanurzył wargi w herbacie, upijając jej mały łyk. Dopiero teraz dostrzegłam to, że Shin ma przepiękny profil.
- A zaufasz mi na tyle, jeśli powiem, że zmuszę cię do ukazania jakiegokolwiek uczucia? - Uśmiechnęłam się ciepło do towarzysza. Widziałam, jak zerknął na mnie kątem oka takim wzrokiem, jakbym rzuciła mu największe wyzwanie. Okularnik westchnął głośno, jednak po chwili kiwnął głową.
- Zgoda. Ale nie licz na wielki sukces. - Powiedział pewnie. Przysunęłam się wówczas do niego i zaczęłam łaskotać palcami jego żebra.
- Gili gili Shin! - Starałam się z całych sił, jednak nie udało mi się ani trochę go rozbawić. Właśnie... Minęło tyle czasu, a ja jeszcze ani razu nie widziałam jego uśmiechu. Czy on kiedykolwiek się w ogóle śmieje? Pewnie musi mieć piękny śmiech. I jeszcze piękniejszy uśmiech.
Zgasiłam wszystkie światła w pokoju. Podczas gdy Shin spokojnie pił dalej swoją herbatę, ja otuliłam się kocem. Raczej nie przejął się ciemnością. Poczekałam dłuższy moment, aż Shin skupi się na czymś innym i gdy zdawał się stracić czujność, wyskoczyłam tuż przed nim strasznie krzycząc i rozkładając ramiona z kocem jak nietoperz skrzydła. Ani drgnął. Na nim naprawdę nic nie robiło wrażenia!
Ponownie zapaliwszy światło usiadłam obok niego i kazałam zwrócić na siebie jego uwagę. Gdy usiadł idealnie naprzeciwko, zaczęłam robić głupie miny. Koszykarz patrzył na mnie z widocznym politowaniem.
- Ty naprawdę nie masz serca Shin. - Mruknęłam, odwracając głowę i głęboko wzdychając.
- Póki co, kiepsko ci idzie. - Przymknęłam na chwilę oczy. Po sekundzie jednak je otworzyłam, mając ostatni pomysł na to, jak mogłabym wzbudzić u niego jakiekolwiek emocje.
- Nie ruszaj się. - Powiedziałam, przysuwając się do Midorimy. Ujęłam jego twarz w dłonie i uklęknęłam przy nim, by nasze twarze znajdowały się mniej więcej na tej samej wysokości.
- C-co ty?! - Shin patrzył prosto w moje rubinowe, teraz piekielnie skupione, oczy, nie do końca wiedząc o co mi chodzi. Odchylił się do tył, podpierając na rękach.
- Mówiłam, nie ruszaj się. - Szepnęłam. Zanim jednak Shintaro zdążył cokolwiek dodać czy zrobić, pochyliłam się ku niemu i złożyłam na jego wargach delikatny, subtelny pocałunek.

Shintaro, przepraszam...


~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Nic nie dodam, nic nie ujmę. Jest jak jest. Aaaaleee: Za jakiś czas pewnie znowu pojawi się fragment z innej głowy niż Hiroki. To tak tylko informacyjnie ;)

czwartek, 17 września 2015

Ta druga strona - Rozdział IV

Shintaro poważniał z każdym kolejnym, wypowiedzianym przeze mnie słowem. Zastanawiało mnie, dlaczego tak bardzo chce o tym słuchać. W końcu to stare dzieje, które skutecznie puściłam w niepamięć. Jednak Midorima zdawał się być zaciekawiony postacią Wielkiego Króla. Czyżby poczuł, że odzywa się jego sportowa duma?
Spojrzałam kątem oka na okularnika i cicho westchnęłam.
- To bardzo długa historia. N-nie chcę cię nią zanudzać. Poza tym, spójrz która godzina! Twoi rodzice pewnie się martwią, że jeszcze nie wróciłeś. - Uśmiechnęłam się głupio do Midorimy, stukając palcem w tarczę zegarka , który oplatał mój lewy nadgarstek. Shintaro zdawał się uszanować moją decyzję albo po prostu stwierdził, że właściwie go to nie obchodzi... Tak, to bardziej w jego stylu.
- A, własnie. Mam coś dla ciebie. - Zatrzymałam się w miejscu, po czym wyciągnęłam z torby długopis z numerem 33.
- Czytałam Oha Asa i zauważyłam, że dla raka jutrzejszym lucky itemem jest numerowany długopis. Sam skarżyłeś się, że Takao ukradł ci połowę długopisów więc... - podałam przedmiot Midorimie. Widziałam, że był zaskoczony moim posunięciem, jednak było to raczej miłe zaskoczenie. Wziął ode mnie długopis i wpatrywał się w niego dłuższą chwilę. Gdy już się na niego napatrzył, przeniósł wzrok na mnie.
- Dziękuję bardzo. - Te całe horoskopy to dla niego śmiertelnie poważna sprawa, o czym niejednokrotnie się przekonałam. W jego spojrzeniu, którym mnie obdarzył, dostrzegłam nie tyle co ulgę, a zadowolenie i szczerą wdzięczność. Miał bardzo błogi, spokojny i opanowany wyraz twarzy. Do tego patrzył się na mnie w taki sposób, którego określić nie potrafiłam. Sama zadarłam głowę do góry, by móc popatrzeć na zielonowłosego.
Posłałam mu uśmiech. Shintaro uniósł dłoń na wysokość oczu i poprawił okulary, całkowicie burząc tę chwilę przyjaznej i "ciepłej" atmosfery. Ruszyliśmy przed siebie.
- Ale nie myśl, że odpuściłem ci temat Oikawy, nanodayo. - Mruknął po chwili.
- Daj już spokój Shin... Nie musisz wiedzieć wszystkiego.
- Muszę. Oikawa wcale nie wygląda na takiego tyrana jak mówisz, aczkolwiek coś mi się w nim nie spodobało. I nie mów do mnie Shin, głupia. - Moje oczy same szerzej się otworzyły, gdy Midorima skończył mówić. Czy naprawdę tak to zabrzmiało? Czy naprawdę postawiłam Oikawę w złym świetne? Niedobrze... Oikawa jest jaki jest: pruderyjny, ukrycie złośliwy, ironiczny, sarkastyczny, wredny, władczy ale przecież nie zakochałam się w nim bez powodu.
Toru jest także otwarty, sprytny, bardzo zaradny, potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji, dobrze panuje nad stresem i zdenerwowaniem. Ponadto jest piekielnie inteligentny, co najbardziej mi się w nim podobało i wciąż podoba. To w jaki sposób analizował ludzi i odczytywał ich od góry do dołu było jedyne w swoim rodzaju, przerażające i fascynujące.
Dość szybko dotarliśmy do skrzyżowania, które ostatecznie miało nas rozdzielić.
- To do jutra, Shin. - Pomachałam dłonią, by pożegnać się z Shintaro, jednak gdy skręciłam w prawo, Midorima ciągle dotrzymywał mi kroku.
- Co ty...
- Zrobiło się naprawdę ciemno. Nie chcę, by ktoś cię po drodze porwał czy zgwałcił. - Powaga w jego głosie momentalnie przyprawiła mnie o dreszcze.
- Spokojnie, chodzę tędy codziennie i jeszcze nic mi się nie stało. - Powiedziałam pewnie, wsuwając dłonie do kieszeni swetra.
- Odprowadzę cię. - Teraz zabrzmiał jak generał wydający najważniejszy rozkaz w swoim życiu. Westchnęłam cicho, jednocześnie nie stawiając żadnego oporu. To i tak byłoby bezcelowe. Ostatecznie i tak by to zrobił. W końcu to Midorima Shintaro. Robi co tylko chce.
Z drugiej strony cieszyłam się, że podjął taki krok. Bądź co bądź lubiłam jego towarzystwo, więc kolejne 10 czy 15 minut z nim na pewno nie pogorszy mi humoru. Lubiłam Midorimę, jednak ciężko było mi to przyznać przed samą sobą.
- To miłe, że się o mnie martwisz, Shin. - Uśmiechnęłam się do koszykarza.
- Robię to tylko i wyłącznie z czystego egoizmu. Myśl o byciu samym jest przytłaczająca. - Mruknął niechętnie, poprawiając okulary.
- Oj, martwisz się o mnie! Przyznaj to! No przyznaj! - Wspięłam się na palce, by uszczypnąć jego policzek, co też po chwili zrobiłam. Chciałam go trochę podrażnić.
- Nie martwię, nanodayo! Nie chcę mieć po prostu nikogo na sumieniu! - Shintato w jednej chwili złapał moją rękę, której palce sekundę temu drażniły jego policzek. Zaskoczona popatrzyłam na jego twarz, zdając sobie sprawę z tego, że pewnie oblałam się gorzkimi rumieńcami.
Zmarszczone brwi okularnika wymownie świadczyły o jego poirytowaniu, a wzrok momentalnie mnie spiorunował. Gdy patrzył na mnie tym spojrzeniem, nie potrafiłam się ruszyć. Chociaż nawet gdybym chciała, to bym nie mogła. Czułam, jak Midorima coraz mocniej ściska mój nadgarstek. O ile wcześniej tylko go złapał, o tyle teraz czułam jakby wszystkie znajdujące się tam kości miały pęknąć.
- Midorima... Co ty... Puszczaj! To boli! Przepraszam! - Koszykarz w końcu puścił moją rękę i w tym samym momencie opuścił głowę. Zielona grzywka zasłaniała mu oczy. Jedyne co mogłam dostrzec to mocno zaciskające się zęby. Odsunęłam się od Shintaro i spojrzałam na swój nadgarstek, który oplatały czerwone ślady po jego uścisku. Dopiero po chwili wróciłam wzrokiem na Midorimę. Byłam w wielkim szoku i nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
CO SIĘ DO CHOLERY STAŁO?!
Pierwszy raz widziałam Midorimę takiego złego. Naprawdę mocno ścisnął mój nadgarstek. Ciągle czułam ból w tym miejscu, jednak to mnie najmniej niepokoiło.
Fakt faktem, to ja go do tego sprowokowałam. Ale przecież nie miałam w zamiarze zrobić mu krzywdy czy zdenerwować... Chciałam go trochę podrażnić...
Teraz Midorima stał w miejscu, zdjął okulary i wsunął dłoń pod grzywkę, by zasłonić nią oczy.
Podświadomie czułam, że nie chciał zrobić mi nic złego. Sam pewnie pluje sobie w brodę za to, że puściły mu nerwy. Albo i nie... To w końcu Midorima. Jego ciężko odczytać.
Cicho westchnęłam, chcąc nabrać choć odrobiny świeżej energii. Wzięłam od niego okulary, które trzymał w dłoni. Przetarłam je mundurkową koszulą. Delikatnie odsunęłam dłoń Midorimy, którą zasłonił oczy. Ostrożnie nasuwając na jego nos okulary, uśmiechałam się teatralnie, być może nawet przepraszająco. Koszykarz mimo szczerych chęci nie potrafił ukryć zdziwienia.
- Przepraszam, Hiroki. - Hiroki... Shin nigdy nie mówił do mnie po imieniu. Wpatrywałam się w niego nie gasząc przybranego uśmiechu, który teraz stał się bardzo szczery.
- Nie wracajmy do tego, dobrze? - Powiedziałam po chwili, na co Shintaro pokiwał twierdząco głową. Ujęłam drugą dłonią zraniony nadgarstek i syknęłam. Cholera... Wciąż boli.
Nagle poczułam, jak na odsłonięte przedramię spada kropla deszczu. Najpierw jedna, potem druga... Aż w końcu na ziemi zaczęły lądować ich całe miliony. Z Midorimą wręcz biegliśmy do mojego mieszkania. W tempie niemalże ekspresowym wystukałam na panelu kod, by otworzyć bramę i od razu wbiegliśmy do budynku, następnie poczekaliśmy chwilę na windę.
Po dłuższej chwili byliśmy już pod drzwiami. Wyciągnęłam z torby klucze i otworzyłam je, wchodząc pierwszej do środka.
Zdjęłam buty, odłożyłam torbę, po czym spojrzałam na Shintaro.
- Przeczekaj tutaj, aż przestanie padać. - Powiedziałam, patrząc jak Midorima stoi w progu. W końcu, odprowadził mnie pod same drzwi. Jego rola powinna się tutaj skończyć... Shintaro bez wahania wszedł do środka.
- Gdzie masz apteczkę? - Zapytał.
- C-co? Etto... Trzecia szafka w kuchni... Ale dlac...
- Idź się wysusz jak najszybciej i przyjdź, nanodayo. - Spojrzałam z lekką dezorientacją na Midorimę, jednak posłusznie wykonałam jego polecenie. Szybko się przebrałam i przetarłam włosy ręcznikiem. Wyjęłam także z szafki szarą, dużą koszulkę, która spokojnie pasowałaby na Midorimę. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że to koszulka Kiyshiego... Cholera...
Gdy wyszłam z kuchni, patrzyłam przez moment jak Shintaro w mokrym ubraniu, z kapiącą z włosów wodą szykuje odpowiedni opatrunek. Ten prawie dwu-metrowy tytan wyglądał teraz naprawdę niewinnie i uroczo. Na samą myśl o tym, że wygląda tak słodko, moje oczy się zaświeciły, a kąciki ust uniosły w szerokim uśmiechu.
- Co się tak szczerzysz, głupia? - Zapytał chłodno, jak tylko dostrzegł mnie kątem oka. Mój wyraz twarzy od razu się zmienił. Przy okazji przypomniało mi się, dlaczego on tak bardzo mnie wkurza.
- Przyniosłam ci suchą koszulę jeśli chcesz... I ręcznik. - Koszulkę odłożyłam na blat, jednak ręcznik od razu narzuciłam mu na głowę.
- Nie trzeba. Zaraz wychodzę. - Oświadczając mi to, wziął koszyczek z opatrunkami i maściami, po czym przeszedł na kanapę. Sama natomiast poczłapałam zaraz za nim. Kazał mi usiąść obok, więc bez wahania to zrobiła. Midorima delikatnie ujął moją rękę i obejrzał nadgarstek, który już zaczynał się robić cały siny. Chociaż miał zamknięte usta, widziałam, jak ruszyła mu się żuchwa. Zaciskał zęby.
Koszykarz wziął specjalną maść i rozsmarował ją po nadgarstku, robiąc to delikatnymi, pewnymi i okrężnymi ruchami. Podczas gdy Shin skupił całą swoją uwagę na mojej ranie, ja zwyczajnie wpatrywałam się w jego skupioną twarz. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Midorima wcale nie jest aż taki chłodny i odpychający jakby mogło się wydawać. Zawsze stara się naprawić swój błąd, chętnie pomaga, choć się do tego nie przyznaje, lubi sprawiać ludziom przyjemność i troszczy się o swoich bliskich. Chociaż jego cynizm, sarkazm i wiele innych wad często to przysłania.
Patrzyłam na jego twarz, nawet nie zwracając uwagi na to, co robi. Miał jednak bardzo kojący dotyk. Długo siedzieliśmy w milczeniu. W końcu Midorima oplótł mój nadgarstek opatrunkiem ze stopniowo wchłaniającą się maścią. Zsunął jedną dłoń i tak, jak dżentelmen proszący swoją damę serca do tańca uniósł ją na wysokość swoich ust.
- Jeszcze raz przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło... - Szepnął, po czym musnął wargami moje palce. Patrzyłam na niego nie do końca wierząc, że to zrobił. Jednak bądź co bądź, jestem dziewczyną. Lubię takie rzeczy więc zrobiło mi się miło, kiedy ucałował moje palce.
- Będę się zbierał. Mam jeszcze sporo do zrobienia. - Midorima wstał z miejsca i odłożył ręcznik, który swobodnie opadał na jego ramionach.
- Zostań... Może zrobię ci herbaty? Wciąż pada... - Powiedziałam, samej podnosząc się z kanapy.
- Nie, nanodayo. Nie mam czasu. Spotkamy się jutro w szkole. - Midorima podszedł do drzwi frontowych. Założył buty po czym przewiesił torbę przez ramię. Od razu sięgnęłam po przeźroczysty parasol, który podałam Midorimie. Nie chciałam w końcu, by zmoknął jeszcze bardziej... Znowu z mojej winy.
- Tak, widzimy się jutro. - Uśmiechnęłam się do Shintaro. Ten kiwnął jedynie głową. Wziął ode mnie parasolkę i wyszedł za drzwi. Gdy je zamknął, podeszłam bliżej, by zamknąć zamek. Zrobiwszy to, oparłam się rękami o drzwi.

Dlaczego moje serce bije tak szybko?


[...]

Minęły już dwa dni od tamtego incydentu. Nie wracamy z Midorimą do tego tematu. Raz tylko zapytał się, czy z nadgarstkiem wszystko w porządku. Gdy Takao dowiedział się o tym, że to właśnie jego ulubiony tsundere mi to zrobił, nie mógł pokładać się ze śmichu.
- Shin-chan? Przecież ma nerwy ze stali? Może ma jakąś mroczną stronę, o której nie wiemy? Utajony kryminalista? - Z drugiej natomiast strony czułam się trochę zawiedziona, że nie potrafię rozmawiać z Midorimą tak, jakbym chciała. Wciąż czuję na palcach jego delikatny pocałunek. Jakby tego było mało, po południu będzie tu rozgrywany mecz Shutoku z Aoba Josai... Nie ma szans na to, by uniknąć spotkania z Oikawą.
- Tsukishima-san! - Usłyszałam nagle, kiedy siedząc w pokoju klubowym próbowałam zapisać wszystkie rozszyfrowane znaki rozgrywającej naszych najbliższych przeciwniczek.
Szybko oderwałam się od pracy i spojrzałam na Misakiego - kapitana męskiej drużyny siatkówki.
- Nagisa-sensei cię wzywa. Żona drugiego trenera trafiła do szpitala i potrzebuje równie dobrego analityka... Jesteś nam potrzebna. - Niejednokrotnie pomagałam im w przygotowaniach do meczów. Jakby nie patrzeć, mam wciąż więcej doświadczenia niż wszyscy zawodnicy klubowi razem wzięci. Jednak nie uśmiechała mi się wizja stanięcia przeciwko Oikawie nawet, jeśli będzie to pośredni pojedynek. Ostatecznie nie miałam wyjścia. Poszłam z Misakim do trenera Nagisy. Musiałam się zgodzić.

[...]

Niosąc w dłoniach teczkę z papierami, przechodziłam korytarzem na halę, gdzie zawodnicy już się rozgrzewali. Była to krótka droga, jednak zdążyłam sama narobić sobie kłopotów. Szczególnie błędnego myślenia.
- Hiroki-san! - Usłyszałam za plecami. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Dopiero po chwili się odwróciłam.
- Takao... Nie masz zajęć? - Zapytałam, spoglądając na bruneta.
- Nie, już nie. Shin siedzi jeszcze na dodatkowych, ale stwierdziłem, że poczekam na niego. A ty... A ty co masz w tej teczce? - Szatyn wskazał palcem na trzymane przeze mnie papiery.
- Znowu bawię się w drugiego trenera. - Powiedziałam niechętnie.
- Serio? Hm, miałem odpuścić sobie dzisiaj oglądanie, ale chyba obejrzę ten mecz. Senpaie też będą prawda? Shin-chan był piekielnie ciekawy zdolności Oikawy. Nie wiem, czym go tak zafascynował. W końcu wiesz, jak trudno zwrócić jego uwagę... Dlaczego do cholery się rumienisz?! - Takao odsunął się na krok, jak tylko zobaczył moje rumiane policzki.
- Dobrze się czujesz? - Zapytał.
- Tak, czuję się dobrze...
- Nie wyglądasz. - Powiedział, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
- Tsukishima-san! Niedługo zaczynamy! - Głos Misakiego rozniósł się po całym korytarzu. Spojrzałam na kapitana zza ramienia i pokiwałam głową.
- Wybacz Takao, muszę iść. - Szatyn uśmiechnął się do mnie delikatnie i odprowadził mnie kawałek wzrokiem. Potem tylko słyszałam, jak łapie go Miyaji razem z Otsubo i razem idą na trybuny.
Sama udałam się na halę. Na wejściu odetchnęłam głęboko.
- O! Hiroki! - Oikawa już tam stał. Mało tego. Machał do mnie z tym swoim głupim uśmiechem. Tylko nie podbiegaj. Tylko nie podbiegaj!
- Widzę, że z nosem wszystko w porządku. - Podbiegł...
- T-tak. Dobrze. Nic się nie stało. - Powiedziałam, mocniej przyciskając teczkę do piersi.
- To dobrze. Martwiłem się! Napisałem wiadomość czy wszystko gra i nie otrzymałem odpowiedzi. - Oikawa zmierzwił dłonią swoje brązowe włosy, obdarzając mnie przy tym uśmiechem.
- Co to...? - Oikawa ujął moją dłoń. Przyjrzał się sinemu nadgarstkowi i zmarszczył brwi.
- Kto ci to zrobił? - Zapytał śmiertelnie poważnym tonem. Wyrwałam swoją dłoń po czym naciągnęłam rękawy swetra.
- Midorima? - Od razu wzdrygnęłam się, gdy wypowiedział jego nazwisko.
- A nawet jeśli, to nie twoja sprawa, Toru. - Rzuciłam. Chciałam go wyminąć, jednak Oikawa zrobił krok w bok tak, by zagrodzić mi drogę. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Oi, oi. Nie zapominaj o naszej umowie. - Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Toru wyciągnął do mnie rękę.
- Powodzenia. - Powiedział, uśmiechając się nieco zadziornie.
- Powodzenia. - Uścisnęłam jego dłoń i dopiero potem mogłam spokojnie przejść.
- Kretynie! Wracaj tutaj! Idiota! Idiota! Wyłysiej! - Oikawa ledwo co się odwrócił, a już dostał piłką w głowę od Iwaizumiego, swojego przyjaciela i atakującego Aoba Josai. Tylko on potrafił sprowadzić go na ziemię i zmusić do skupienia się.
- Spokojnie Iwa-chan... Nie gorączkuj się tak. - Słowa Toru dobiegły do mnie od razu. Po moich plecach przeszły dreszcze. Jego głos zmienił się diametralnie i teraz byłam pewna, że Oikawa jest w formie. Skupia się. Brunet przymknął na chwilę oczy. A gdy je otworzył wiedziałam, że już nie jest tym samym lekkoduchem co sprzed kilku sekund.
- Zbieram siły. - Niedobrze!
Gdy podeszłam do ławki, od razu na niej usiadłam.
- Co się stało, Tsukishima? - Zapytał jeden z zawodników pierwszej szóstki.
- Tak jak sądziłam. Oikawa jest w kompletnej formie. Zdążył wyleczyć kontuzję... Albo przynajmniej chce, żeby tak to wyglądało... - Mruknęłam jakby sama do siebie. Nagle poczułam wibracje w kieszeni swetra. Wyciągnęłam komórkę i od razu popatrzyłam na wyświetlacz. Widząc, że przyszła do mnie wiadomość od Midorimy, bez wahania ją otworzyłam: "Zmiażdżcie ich, nanodayo". Shin chyba naprawdę nie znosił Oikawy...
Uśmiechnęłam się pod nosem, nabierając ponownie motywacji i coraz większej chęci pokazania Toru, że nauczył mnie więcej, niż sobie wyobrażał. Cała drużyna i trenerzy stanęli za liniami do przywitania. Wymieniłam się z Oikawą spojrzeniem. A widząc jego lekko szyderczy uśmiech wiedziałam, że rzuca mi wyzwanie. Kiwnęłam głową przyjmując je.
Teraz, to nie był mecz Shutoku przeciwko Aoba Josai. Przynajmniej nie dla mnie i nie dla Oikawy.
Kości zostały rzucone.

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Tara ra tam tam taaam!!! Witam na IV rozdziale! Miałam zupełnie inny plan pokierowania nim, ale jak już zaczęłam pisać to wyszło zupełnie inaczej. Sry, że zrobiłam z Midorimy takiego sadystę *.* Anyway, jak złapiecie mnie na błędach to piszcie od razu! ♥ Trzymajcie się i do następnego (rozdział następny wrzucę pewnie za tydzień, mam teraz sporo czasu).
P.S. Takiego Oikawę uwielbiam xD

sobota, 5 września 2015

Typowy tsundere i Wielki Król - Rozdział III

- Co ty tu robisz o tej porze, nanodayo?! - Krzyknęłam, kiedy "włamywacz" zapalił światło.
- Nanodayo? Chyba za dużo czasu spędzasz z Midorimą.
- Mniejsza o to! Dlaczego przychodzisz do mnie o 4 rano, co? Z domu cię wyrzucili?! - Spojrzałam na blondyna ze złością w oczach, rzucając w niego przedmiotem, który miał mi służyć jako potencjalna broń. Na szczęście dla Kiyoshiego była to pusta, skórzana torba.
- Nie. - Powiedział jedynie. Podniósł torbę, która po uderzeniu go spadła na ziemię i odłożył ją na moje łóżko. Spojrzał na mnie, delikatnie się rumieniąc i cicho podśmiewając. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stoję przed nim jedynie w krótkiej koszulce na ramiączkach i majtkach.
- J-jak tutaj w ogóle wszedłeś? - Zapytałam, chcąc odwrócić jego uwagę od swojego niekompletnego stroju. Od razu narzuciłam na siebie długi, szary sweter, który sięgał kolan.
- Jak zwykle nie zamknęłaś drzwi. Poza tym, widziałem, że na chatcie jesteś dostępna, więc myślałem, że jeszcze nie śpisz.
- Kiyoshi, jest 4 rano... Jak miałabym nie spać? - Przewróciłam oczami. Otulając się ciepło swetrem minęłam go w drzwiach i przeszłam do salonu z aneksem kuchennym, gdzie od razu wstawiłam wodę na herbatę. Wiedziałam, że skoro Miyaji już przyszedł, szybko nie pójdzie. Blondyn spokojnie przeszedł za mną i usiadł na kanapie. Oparł się rękami o oparcie kanapy tak, by móc na mnie patrzeć.
- Przepraszam. - Powiedział jedynie. Jego głos naprawdę wskazywał na to, że nie czuł się zbytnio dobrze z tym, iż obudził mnie zanim w ogóle na dobre zasnęłam. Do tego naprawdę mnie przestraszył. Splotłam ręce na klatce piersiowej, opierając się tyłem o blat.
- W porządku, nic się nie stało. - Szepnęłam. Kiyoshi mieszkał w tym samym bloku, piętro niżej. I to on tak naprawdę był pierwszą osobą, z którą złapałam kontakt po przeprowadzce do Tokio. To on wdrożył mnie w życie tutaj, pokazał szkołę i do tej pory jestem mu za to bardzo wdzięczna.
- Mam dla ciebie wiadomość, która nie mogła czekać. - Powiedział po chwili ciszy. Wstał z miejsca, po czym przeszedł na drugą stronę kanapy. Oparł się o nią i popatrzył na mnie z uśmieszkiem na ustach, którego nie potrafiłabym scharakteryzować. Spojrzałam na niego zaciekawiona. Jednocześnie czułam też lekki niepokój. W końcu... co musiało być takiego ważnego, że musiał przychodzić do mnie o 4 rano?
- Zgadnij, kto jest w mieście.
- Nie mam zamiaru bawić się z tobą w żadne zgadywanki, Miyaji. Przynajmniej nie o tej porze.
- Oj dobra, nie bądź już taka. - Kiyoshi posłał mi ciepły uśmiech, po czym przybliżył się do mnie, by poczochrać moje włosy, pozostawić je w absolutnym nieładzie. Sama uśmiechnęłam się jedynie pod nosem.
- Aoba Josai będzie grać najpierw z Shutoku, potem z Karasuno mecz towarzyski. Wracają po prostu z małego objazdu. Dziwny zbieg okoliczności, co? - Spojrzałam na blondyna, otwierając szeroko oczy. Karasuno... Czyli...
- Kei będzie grał przeciwko Toru?!
- Tak. Mało tego, niedługo się z nim zobaczysz. Dawno go nie widziałaś, prawda?
- Od poprzednich mistrzostw z nim nie rozmawiam.
- Szkoda. Byliście fajną parą. - Usłyszeć takie słowa z ust Kiyoshiego, to rzadkość. Już chciałam sięgnąć po czajnik, by zalać kubki gorącą wodą, jednak Miyaji mnie uprzedził i sam to zrobił.
- Co poszło nie tak? Oikawa zdawał się być naprawdę porządnym kolesiem. - Stwierdził, jak gdyby nigdy nic zalewając kubki.
- Ale nie był. - Rzuciłam, chwytając jeden z napełnionych kubków. Zamieszałam herbatę łyżeczką, po czym odłożyłam sztuciec do zlewu.
- Znaczy... Był. Ale momentami zdawał się być zupełnie nie sobą. Cały czas miałam wrażenie, jakby grał. Jakby... Wcale nie był tym Oikawą Toru, za jakiego wszyscy go uważają. N-nie potrafię ci tego wyjaśnić, przepraszam. - Oplotłam palcami ciepły kubek. Uniosłam delikatnie głowę, by móc popatrzeć na wyższego od siebie przyjaciela.
Dalej zastanawiałam się, dlaczego tutaj przyszedł. Tak na dobrą sprawę, o meczu mógł spokojnie mi powiedzieć później. Jednak chyba to, co było między mną a Oikawą, w jakiś sposób pchnęło go do tego, by zwyczajnie zrobić to w tempie natychmiastowym.
- Dziękuję. - Szepnęłam, po dłuższej ciszy. Miyaji odłożył trzymany w dłoniach kubek na blat i uśmiechnął się do mnie.
- Nie masz za co dziękować. Przecież muszę się troszczyć o moją Hiroki.

[...]

- Więc... Najpierw robię tak, a potem tak. No i następnie rzucam... - Midorima ujął piłkę w dłoniach, ugiął nogi i wykonał precyzyjny rzut do kosza, który poza tym, iż był celny, leciał po ogromnym łuku. To była akurat jego charakterystyka i być może właśnie w tym łuku tkwi sekret celności.
- I tyle. - Po koszu Midorima spojrzał na mnie kątem oka. Prawdopodobnie był już naprawdę zirytowany tym, że wciąż nie rozumiałam tego, jakim cudem ciągle trafiał. A mimo to nie okazywał swojego zdenerwowania.
- Nawet nie rozumiem, czego nie rozumiem. - Szepnęłam pod nosem. Shintaro zdawał się jednak słyszeć mój ściszony głos. Westchnął jedynie i poprawił okulary. Po chwili jednak sięgnął do wózka po kolejną piłkę i rzucił ją prosto w moje ręce.
- Spróbuj. - Jego opanowanie i spokojny ton był bardziej przerażający niż najstraszniejszy koszmar. Ustawiłam się za linią. Ułożyłam piłkę w dłoniach, czując na sobie krytyczny i wręcz przeszywający wzrok Midorimy. Już ugięłam lekko nogi, jednak wtedy Shintaro mnie zatrzymał. Podszedł bliżej.
- Nie ściskaj piłki tak mocno. Masz małe dłonie więc musisz utrzymać ją tak, by to nie sprawiało ci problemów. Piłka ma wręcz leżeć na twojej prawej dłoni. Lewą nadasz jej odpowiedni kierunek i przypilnujesz, by przypadkiem się nie wyślizgnęła. - Spojrzałam na swoje dłonie i przełożyłam je tak, jak mówił Shintaro. Jednak gdy poprawił okulary, od razu wiedziałam, że wciąż robię coś źle. Shin z odległości chciał przełożyć moje palce i odpowiednio ułożyć mi piłkę. Widziałam, że na jego policzkach pojawiły się bardzo delikatnie rumieńce, kiedy w końcu zdecydował się złapać moje dłonie i samodzielnie ułożyć je na piłce.
- Nie kładź tutaj tego palucha, bo sama sobie utrudniasz wyrzucanie piłki, nanodayo. I nie ściągaj tak kciuka. Wbrew pozorom jest bardzo ważną podporą. - Pierwsze co odczułam przy jego dotyku to lekkie zmieszanie. Nie było tu żadnego podtekstu... Shintaro po prostu poprawiał moje błędy. Jednak mimo to, czułam się nieswojo. Midorima to w końcu osoba, która nie troszczy się o nic, co nie jest nim i w jego strefie osobistej. A teraz jednak to on sam pozwolił mi ją naruszyć. Do tego jego dłonie... Ich ciepło w oka mgnieniu ogrzało moje lodowate palce. Mimo delikatnych rumieńców Midorimy, które wywołała u niego zaistniała sytuacja, ciągle zdawał się być niewzruszony. Ułożył moje dłonie na piłce tak, jak powinny ją oplatać. Zrobił to bardzo delikatnie, ostrożnie. Ugh! Kretyn! Dopiero potem przeszedł do dalszego poprawiania moich błędów. Postawy i odpowiedniego wyskoku. Obeszło się bez żadnego bliższego kontaktu... Ale ja chciałam, by Shintaro znowu mnie dotknął. W ten sam delikatny i ostrożny sposób. CO DO...?! Dlaczego ja w ogóle o tym myślę?! Midorima to uciążliwy, przesądny, zadufany w sobie i swoich umiejętnościach dupek, którego toleruję tylko i wyłączne ze względu na Takao! A jednak z drugiej strony cała postać Shintaro wzbudzała poniekąd moją fascynację i ciekawość. Najlepszy strzelec pokolenia cudów, egzaminacyjna czołówka... Wysoki... Lubię wysokich....
Po odtrąceniu od siebie wszystkich myśli, zastosowałam się do wskazówek Shintaro i wykonałam rzut. Oczywiście nie miał on tak wysokiego łuku jak u okularnika. To było dla mnie niewykonalne i pewnie zostanie takie do końca życia.
- Dlaczego mi pomogłeś? Przecież przegrałam zakład... - Zapytałam. Oczywiście cieszyłam się z tego, że w końcu umiem rzucać, a przynajmniej mam już tego jakiś zarys. Jednak to pytanie, nie dawało mi spokoju odkąd tylko pojawiłam się w hali i poniekąd zakłócało moją radość z celnego kosza.
- Z czystego egoizmu, o który tak bardzo mnie oskarżacie. - Shintaro poprawił okulary. Wyjął z wózka kolejną piłkę i bez większego problemu umieścił ją w koszu z połowy boiska. Czy to był limit jego rzutów? Połowa boiska?
No tak... W końcu musiał mieć w tym jakiś interes. Spojrzałam na niego, unosząc brew do góry, jednak wtedy Midorima rzucił w moją stronę piłkę do siatkówki.
- Siatkówka i koszykówka pod względem czysto fizycznym są dość podobne. I tu, i tu się skacze za piłką, szybko zmienia kierunek, dużo pracuje rękami. Doskonaląc umiejętności z koszykówki, na pewno to w jakimś stopniu pomoże ci w siatkówce. Jak? Sama się przekonasz, nanodayo. Ale to działa także w drugą stronę... - Midorima ciągle mówiąc, przewiązywał sznurek z szerokości jednego końca sali, do drugiego, mniej więcej na wysokości 2 metrów. Wodziłam za nim wzrokiem, słuchając go dokładnie i zastanawiając się, do czego on w ogóle zmierza.
- Nie robię tego bez konkretnej przyczyny. Masz pewne siatkarskie nawyki. które ja, jako koszykarz mogę spokojnie wykorzystać. Dlatego między innymi ciężko było ci trafić do kosza. Nie jesteś przyzwyczajona do długiego trzymania piłki, bo od razu się jej pozbywasz. Twoją mocną stroną, jest natomiast uderzenie, tudzież siła rzutu. Jednak dużo rzeczy utrudnia ci wzrost. Widziałem, jak zagrywasz. Chciałbym zobaczyć gdzie tkwi siła twoich serwów. - Koszykarz po przywiązaniu sznurka przeszedł się po sali, by pozbierać wszystkie piłki do kosza, które porozrzucaliśmy. Ja stałam w miejscu, kurczowo ściskając piłkę do siatkówki. Błądziłam wzrokiem za Midorimą. Co za uparty dzieciak...
Jednak podziwiałam jego determinację. Mimo tego, że zdaje się być osobą, której uwagę ciężko przyciągnąć, ciągle chce się doskonalić, stać się najlepszym. Poniekąd cieszyłam się, że mogę mieć w to swój mały, malutki wkład.
Shintaro wziął moją i swoją butelkę wody, nie do końca zapełnione i postawił przy linii końcowej, po drugiej stronie boiska. Po obu końcach.
- Dwa serwy. Tyle chyba wystarczy... - Mruknął pod nosem, jednak na tyle głośno, że zdołałam usłyszeć. Shintaro wskazał dłonią jedną z butelek i już wiedziałam, o co mu chodzi. Gdy okularnik się odsunął i przeszedł na moją stronę tak, by móc obserwować dokładnie moje ruchy, cofnęłam się. Dokładnie 7 kroków. Tak, jak zawsze. Trzy razy odbiłam piłkę o parkiet, przekręciłam ją w obu dłoniach, Wzięłam głęboki oddech. Wyrzuciłam piłkę wysoko, nieco do przodu. Ruszyłam za nią. Gdy wyczułam odpowiedni moment, przystanęłam na lewą nogę, jak zwykle ze stopą lekko odwróconą w prawo, jednak wciąż nie spuszczałam wzroku z piłki. Zamachnęłam się dwiema rękami z tył do przodu by wyżej wznieść się w górę i wyskoczyłam. Skakałam akurat dość wysoko, co oczywiście nie umknęło uwadze Midorimy. Uderzyłam z całej siły piłkę. Ta bez problemu przeleciała nad sznurkiem i strąciła postawioną przez zielonowłosego butelkę przy lewej linii.. Gdy już spadłam na ziemię, spojrzałam na Shintaro i złapałam drugą piłkę, którą mi rzucił. Wykonałam wszystko to samo, w odpowiedniej kolejności, ponownie uderzając drugą butelkę. Po wylądowaniu na ziemi, odetchnęłam i rozluźniłam nadgarstek prawej dłoni. Dopiero potem popatrzyłam na Shintaro. Jego twarz jak zwykle nie zdradzała żadnych emocji. Skrzyżował ręce na piersi i poprawił okulary.
- Jakie sztuki walki trenowałaś? - Zapytał. Byłam zdziwiona jego pytaniem.
- C-co? - Uniosłam brwi do góry. Skąd on do cholery wiedział, że trenowałam coś poza siatkówką?!
- Siłę swojego uderzenia bierzesz ze skrętu biodra, nanodayo. Dlatego wyskakujesz z pozycji półbocznej. Zawsze lądujesz przodem do siatki, czyli tego skrętu używasz w momencie uderzenia piłki, co nadaje jej większej prędkości i siły. W sztukach walk wykorzystuje się to przy wyprowadzaniu ciosów. Musiałaś coś trenować. - Shintaro to potwór. Z obserwacji potrafił wyczytać takie rzeczy?! Sama nawet nie wiedziałam, że tak robię.
- Na zgrupowaniu reprezentacji miałyśmy zawsze 2 godziny w tygodniu Taekwondo... Żeby zróżnicować trening... - Odpowiedziałam w całkowitym szoku.
- I wszystko jasne. - Midorima opuścił ręce, po czym skierował kroki w stronę ławki. Wyciągnął z torby pilniczek do paznokci i przejechał kilka razy po serdecznym paznokciu lewej dłoni.
- Jak niby moje serwy miały ci pomóc? - Zapytałam, zdejmując przeciągnięty przez Midorimę sznur.
- Zobaczysz. - Odpowiedział jedynie, bez jakiejkolwiek ekspresji.
Posprzątaliśmy szybko salę, ogarnęliśmy się w swoich szatniach i wyszliśmy ze szkoły.
- Gdzie jest Takao?! - Midorima rozejrzał się dookoła, kiedy chyba dotarło do niego, że dzisiaj nie wróci do domu wygodnie rozłożony w rikszy.
- Wrócił do domu od razu po treningu... Miał jakieś spotkanie z rodziną, czy coś... - Powiedziałam beznamiętnie, zaczesując ciemne włosy. Odwróciłam się w jedną stronę i ruszyłam przed siebie, kierując się w stronę domu. Mimo iż była bardzo późna wiosna, prawie lato, było dość chłodno. Do tego co jakiś czas zrywał się wiatr, a czyste niebo zostało przesłonione przez kłębiaste chmury, które nie zwiastowały niczego dobrego.
- Idziesz? -  Rzuciłam, nie odwracając się w stronę Midorimy. Słyszałam jego westchnięcie. Jednak ostatecznie zgodził się towarzyszyć mi w drodze, gdyż już po chwili zielonowłosy kroczył obok mnie. Przez dłuższą chwilę szliśmy w milczeniu.
- Masz rodzeństwo? - Zapytałam w pewnym momencie, nie spoglądając na Shintaro.
- Mam, młodszą siostrę. - Odpowiedział.
- Ulubiony pisarz?
- Murakami.
- Potrawa?
- Czerwona zupa fasolowa.
- Zwierzę?
- Niedźwiedź.
- Gra?
- Shogi.
- Manga?
- Nie czytam.
- Film?
- Teatr.
- Studia?
- Medycyna.
- Muzyka?
- Klasyczna.
- Beethoven czy Vivaldi?
- Vivaldi.
- Autorytet?
- Nie mam, - Moje pytania i jego odpowiedzi wychodziły od nas w tempie niemalże ekspresowym. Słowa rzucaliśmy tak szybko, jak pociski z karabinu maszynowego w momencie odstrzału.
- Lubisz mówić o sobie, prawda? - Spojrzałam na Shintaro z uniesioną brwią i nieco zadziornym uśmieszkiem.
- Nie lubię. Ale skoro pytasz, to odpowiadam. - Popatrzyłam chwilę na Midorimę i już otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, kiedy nagle drzwi do sklepu, obok którego przechodziliśmy otworzyły się na oścież, Byłam zbyt blisko i nie zdążyłam zareagować, co skończyło się po prostu mocnym uderzeniem. Od razu upadłam tyłem na ziemię nieco oszołomiona. Poczułam jak po moich wargach spływa krew, a w głowie zaczyna szumieć.
- Tsukishima, wszystko w porządku? - Midorima od razu przykucnął obok.
- T-tak. Chyba tak.
- Hiroki, jak zwykle nie patrzysz jak chodzisz. - Ten głos... Czy to...
Przytknęłam dłoń do nosa, chcąc zatrzymać spływanie krwi na ubranie, po czym popatrzyłam na postać, która stała przed nami. Biało-błękitny dres... Idąc wzrokiem w górę serce biło mi coraz szybciej. Jednak gdy zobaczyłam napis na lewej stronie bluzy Aoba Josai i jego twarz, tempo jakie narzuciło serce było nie do wytrzymania.
- Toru... - Szepnęłam, otwierając szeroko oczy.
- Przepraszam, nie chciałem nikomu zrobić krzywdy. Dasz radę wstać? - Oikawa wyciągnął do mnie rękę, jednak wstałam sama, podpierając się na przedramieniu Midorimy. Dlaczego akurat dzisiaj musiałam się na niego natknąć?! Złośliwość losu?! Wyciągnęłam z torby chusteczkę i od razu przyłożyłam ją pod nos, by jeszcze bardziej nie ubrudzić się krwią.
- Hej, czy ty nie jesteś przypadkiem jednym z tych zawodników Pokolenia Cudów? - Oikawa od razu się rozluźnił. Cała jego formalność i powaga zeszły jakby w mgnieniu oka, a zastąpiły je rozweselenie i emanująca pewność siebie.
- Tak. Midorima Shintaro.
- Midorima! To z tobą musi użerać się Kiyoshi?
- A ty, przepraszam, to kto? - Midorima zmarszczył brwi. Gdy popatrzyłam na niego z boku, wyglądał naprawdę przerażająco.
- Oikawa Toru. - Brunet uśmiechnął się wesoło do Shintaro, jednak chyba nie mógł liczyć na ten sam gest z jego strony. Midorima nie uśmiechał się nawet do mnie czy Takao, chociaż byliśmy ze sobą najbliżej.
- Skąd znasz Miyajia i Tsukishimę? - Shin ani na chwilę nie spuszczał wzroku z Oikawy.
- Z Kiyoshim chodziliśmy razem do gimnazjum. Potem każdy poszedł w swoją stronę, a następ...
- PRZEPRASZAM ŻE PRZERYWAM WAM POGAWĘDKĘ, ALE JA TU KRWAWIĘ! - Prawie krzyknęłam chcąc zwrócić uwagę obu panów, że, bądź co bądź, to ja jestem tu poszkodowana.
- Oj Hiroki... Będziesz żyła. Już przecież nie raz krwawiłaś z nosa, prawda? - Oikawa uśmiechnął się do mnie. Sięgnął do swojej białej torby sportowej, z której wyciągnął paczkę chusteczek i podał mi świeży materiał.
- Dlaczego tu jesteś? - Zapytałam, biorąc od bruneta chusteczkę.
- Kiyoshi ci nie mówił? Gramy mecz sparingowy z Shutoku. Po drodze mamy Karasuno, więc o nich też zahaczymy. Jeśli się nie mylę, Kei tam poszedł? Ach, szkoda. Miał predyspozycje na lepszą szkołę.
- Mówił... Ale chodzi mi konkretnie o to miejsce. Jest w końcu po 20... Nie powinieneś być w hotelu?
- Powinienem. Ale skoczyłem do sklepu, bo mają tam bardzo kiepskie żarcie. - Zmierzyłam Oikawę wzrokiem. A on? Dalej stał uśmiechnięty i pewny.
- Cóż, przyjemnie się rozmawiało, ale chyba muszę iść. Kapitanowi w końcu nie wypada być ostatnim, który wróci do pokoju, prawda? - Oikawa delikatnie złapał mój podbródek i uniósł moją głowę. Przyjrzał się mojej twarzy.
- Jeszcze raz przepraszam. Ale nie wygląda to groźnie... - Sama odwróciłam głowę i odsunęłam się na krok od siatkarza.
- Trzymajcie się! A i miło było cię poznać, Midorima. - Oikawa spojrzał na nas po raz ostatni, po czym wyminął nas, kierując się w stronę hotelu. Schyliłam się, by podnieść z ziemi swój telefon, który wypadł mi przy upadku, jednak Shintaro mnie uprzedził.
- Dziękuję. - Szepnęłam, biorąc od niego urządzenie.
- Kto to był? - Zapytał, gdy w końcu pozbierałam się i mogliśmy wrócić do domu.
- Chyba słyszałeś... Kapitan Aoba Josai. Jeden z najlepszych rozgrywających. Kumpel Miyajia, mój były chłopak i człowiek, który całkowicie zniszczył moją...
- Oj! Midorimacchi! - Na twarzy Midorimy pojawiła się w jednej chwili irytacja jak i zawód. Ponadto momentalnie ugiął się pod ciężarem, kiedy naskoczył na niego jego znajomy.
- Kopę lat! A w sumie dni... Właściwie tydzień... Etto... Dwa tygodnie? Czekaj, kiedy to grałem z Seirin?
- Co tu robisz, Kise? - Shintaro poprawił okulary, mierząc wzrokiem blondyna.
- Ty jesteś Kise? Kise Ryota? - Zapytałam, z delikatną fascynacją, jednak na tyle mocną, że obaj mogli ją wyczuć.
- We własnej osobie. - Uśmiechnęłam się delikatnie do blondyna. Znałam go! A raczej jego twarz...
- Dzisiaj Seirin grali z Liceum Kinga. Było to naprawdę ciekawe widowisko! Kurokocchi jak zwykle był fantastyczny! Jego współpraca z Kagamicchim może naprawdę narobić ci problemów. Szkoda, że ich nie widziałeś! A... MIDORIMACCHI Z DZIEWCZYNĄ?! I dlaczego leci ci krew z nosa?
- Nie jesteś pierwszą osobą, którą spotykamy. I tylko idziemy w tym samym kierunku. Musimy iść. Wybacz, Kise. - Midorima już zrobił krok do przodu.
- Jesteś niegrzeczny Midorimacchi! - Kise zrobił minę, jakby miał się zaraz popłakać w związku z arogancją Shintaro.
- Zostałam uderzona drzwiami. - Wyjaśniłam, wywijając chusteczkę na drugą stronę. Niech ta krew przestanie lecieć!
- A to pech! Mam nadzieję, że nic więcej ci się nie stało. Mówiłem Midorimacchiemu, żeby patrzył, kiedy otwiera drzwi. Mnie też tak kiedyś uderzył... - Midorima poprawił okulary, a Kise spojrzał na niego z uniesioną brwią.
- Nie dostałam od Shina tylko Oikawy.
- Oikawy?! Wielkiego Króla?! - Oczy Kise w jednej chwili się zaświeciły.
- Skąd go znasz? - Shintaro od razu popatrzył na Ryotę, z wyraźnym zaciekawieniem.
- Nie pamiętasz? Zapominalski jesteś Midorimacchi. Gdy remontowali basen, musieliśmy korzystać z tego basenu gimnazjum obok, Kitagawy. Oikawa był tym siatkarzem, który uderzył Aominecchiego piłką do wodnej siatkówki w głowę. Szczerze mówiąc byłem zdziwiony, że Aominecchi go nie zabił. Grunt, że nie trafił w Akashicchiego. Wtedy to na pewno by nie wrócił do domu. W każdym razie, kłócił się też wtedy z tym takim młodym... No... Drugim rozgrywającym.... Kage... Kage... Kageyamą bodajże. Teraz ten cały Kageyama gra z naszym Sugawaracchim.
- Sugą?
- Tak, tak.
- Nie widziałem go odkąd skończył gimnazjum i poszedł do Karasuno. - Midorima ponownie poprawił zsuwające się z nosa okulary.
- Wychodzi na to, że znacie Toru lepiej niż ja. - Mruknęłam sama do siebie.
- Czekaj, powiedziałeś Karasuno? - Spojrzałam na Shintaro, który na moje pytanie pokiwał twierdząco głową. Sugawara... Kageyama... W takim razie, Kei musi mieć naprawdę ciekawych kolegów z drużyny. Kise podwinął rękaw szarej marynarki, by spojrzeć na zegarek, oplatający lewy nadgarstek. Gdy to zrobił, od razu zbladł.
- A! Zaraz mi pociąg zwieje! Muszę iść! Fajnie było cię spotkać Midorimacchi! Nie dajcie się ograć Seirin! A i ciebie też miło poznać... - Kise pomrugał chwilę oczami, przypominając sobie, że wcale nie zna mojej godności.
- Tsukishima Hiroki.
- A, Tsukishima... - Blondyn pomachał nam na do widzenia. Spojrzałam na Midorimę, który był już chyba zmęczony niespodziankami.
- Horoskop miał jak zwykle rację z tym, że pannę czeka dzień pełen wrażeń. Ale nie sądziłem, że będziesz mieć aż takiego pecha, żeby się wykrwawić i takie nieszczęście poznać Kise. - Okularnik zrobił kilka kroków do przodu. Szybko go dogoniłam. Gdy krew przestała mi w końcu lecieć, odsunęłam od nosa chusteczkę i włożyłam ją do kieszonki torby, by wyrzucić ją w domu.
- Oikawa to człowiek, który zniszczył twoją...? - Usłyszałam to pytanie Midorimy i od razu wzdrygnęłam się. Dlaczego chciał o tym rozmawiać? Po prostu zagalopowałam się z opowiadaniem mu o nim... Zresztą, jak się okazało, Midorima go zna, lecz nie pamięta. Nie chciałam zbytnio o tym mówić. Szczególnie nie jemu. Poza tym, co go to obchodziło? Przecież jak na typowego tsundere, jak mawiał Takao, przystało nie powinien troszczyć się o swoich bliskich.
- Midorima... Toru naprawdę nie jest tym, na kogo wygląda. To prawdziwy potwór. - Zaczęłam cicho i spokojnie, chowając dłonie w kieszeni lekkiego swetra.

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Hola! Skoro dobrnęliście do końca tego rozdziału, to serdecznie wam gratuluję! <3 Jak widzicie, pojawiły się nowe postacie. W razie gdybyście za nimi nie nadążali, odsyłam do zakładek z postaciami. Jednak jeśli oglądaliście Haikyuu i Kuroko no Basket, z tym problemu raczej nie będzie :) 
Mam nieodparte wrażenie, że trochę przynudziłam tym rozdziałem, więc przepraszam. Wiem, że są błędy. Coraz częściej się na nich przyłapuję.
Gwoli ścisłości: Jestem w klasie filmowej. Wszystko co piszę, mam w głowie jako sceny, urywki filmu i gdybym nakręciła coś podobnego (lub kazała komuś narysować, bo sama mam dwie lewe ręce) to wyglądałoby to o wiele bardziej kozacko niż teraz xD Niemniej jednak staram się zawsze przedstawiać wam to, co widzę jak najlepiej tylko potrafię! (chociaż w sumie nie... Nie wiem, czy jest to szczyt moich możliwości #pruderyjnośćzawszeok)
Theme by Ally | Panda Graphics