czwartek, 17 września 2015

Ta druga strona - Rozdział IV

Shintaro poważniał z każdym kolejnym, wypowiedzianym przeze mnie słowem. Zastanawiało mnie, dlaczego tak bardzo chce o tym słuchać. W końcu to stare dzieje, które skutecznie puściłam w niepamięć. Jednak Midorima zdawał się być zaciekawiony postacią Wielkiego Króla. Czyżby poczuł, że odzywa się jego sportowa duma?
Spojrzałam kątem oka na okularnika i cicho westchnęłam.
- To bardzo długa historia. N-nie chcę cię nią zanudzać. Poza tym, spójrz która godzina! Twoi rodzice pewnie się martwią, że jeszcze nie wróciłeś. - Uśmiechnęłam się głupio do Midorimy, stukając palcem w tarczę zegarka , który oplatał mój lewy nadgarstek. Shintaro zdawał się uszanować moją decyzję albo po prostu stwierdził, że właściwie go to nie obchodzi... Tak, to bardziej w jego stylu.
- A, własnie. Mam coś dla ciebie. - Zatrzymałam się w miejscu, po czym wyciągnęłam z torby długopis z numerem 33.
- Czytałam Oha Asa i zauważyłam, że dla raka jutrzejszym lucky itemem jest numerowany długopis. Sam skarżyłeś się, że Takao ukradł ci połowę długopisów więc... - podałam przedmiot Midorimie. Widziałam, że był zaskoczony moim posunięciem, jednak było to raczej miłe zaskoczenie. Wziął ode mnie długopis i wpatrywał się w niego dłuższą chwilę. Gdy już się na niego napatrzył, przeniósł wzrok na mnie.
- Dziękuję bardzo. - Te całe horoskopy to dla niego śmiertelnie poważna sprawa, o czym niejednokrotnie się przekonałam. W jego spojrzeniu, którym mnie obdarzył, dostrzegłam nie tyle co ulgę, a zadowolenie i szczerą wdzięczność. Miał bardzo błogi, spokojny i opanowany wyraz twarzy. Do tego patrzył się na mnie w taki sposób, którego określić nie potrafiłam. Sama zadarłam głowę do góry, by móc popatrzeć na zielonowłosego.
Posłałam mu uśmiech. Shintaro uniósł dłoń na wysokość oczu i poprawił okulary, całkowicie burząc tę chwilę przyjaznej i "ciepłej" atmosfery. Ruszyliśmy przed siebie.
- Ale nie myśl, że odpuściłem ci temat Oikawy, nanodayo. - Mruknął po chwili.
- Daj już spokój Shin... Nie musisz wiedzieć wszystkiego.
- Muszę. Oikawa wcale nie wygląda na takiego tyrana jak mówisz, aczkolwiek coś mi się w nim nie spodobało. I nie mów do mnie Shin, głupia. - Moje oczy same szerzej się otworzyły, gdy Midorima skończył mówić. Czy naprawdę tak to zabrzmiało? Czy naprawdę postawiłam Oikawę w złym świetne? Niedobrze... Oikawa jest jaki jest: pruderyjny, ukrycie złośliwy, ironiczny, sarkastyczny, wredny, władczy ale przecież nie zakochałam się w nim bez powodu.
Toru jest także otwarty, sprytny, bardzo zaradny, potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji, dobrze panuje nad stresem i zdenerwowaniem. Ponadto jest piekielnie inteligentny, co najbardziej mi się w nim podobało i wciąż podoba. To w jaki sposób analizował ludzi i odczytywał ich od góry do dołu było jedyne w swoim rodzaju, przerażające i fascynujące.
Dość szybko dotarliśmy do skrzyżowania, które ostatecznie miało nas rozdzielić.
- To do jutra, Shin. - Pomachałam dłonią, by pożegnać się z Shintaro, jednak gdy skręciłam w prawo, Midorima ciągle dotrzymywał mi kroku.
- Co ty...
- Zrobiło się naprawdę ciemno. Nie chcę, by ktoś cię po drodze porwał czy zgwałcił. - Powaga w jego głosie momentalnie przyprawiła mnie o dreszcze.
- Spokojnie, chodzę tędy codziennie i jeszcze nic mi się nie stało. - Powiedziałam pewnie, wsuwając dłonie do kieszeni swetra.
- Odprowadzę cię. - Teraz zabrzmiał jak generał wydający najważniejszy rozkaz w swoim życiu. Westchnęłam cicho, jednocześnie nie stawiając żadnego oporu. To i tak byłoby bezcelowe. Ostatecznie i tak by to zrobił. W końcu to Midorima Shintaro. Robi co tylko chce.
Z drugiej strony cieszyłam się, że podjął taki krok. Bądź co bądź lubiłam jego towarzystwo, więc kolejne 10 czy 15 minut z nim na pewno nie pogorszy mi humoru. Lubiłam Midorimę, jednak ciężko było mi to przyznać przed samą sobą.
- To miłe, że się o mnie martwisz, Shin. - Uśmiechnęłam się do koszykarza.
- Robię to tylko i wyłącznie z czystego egoizmu. Myśl o byciu samym jest przytłaczająca. - Mruknął niechętnie, poprawiając okulary.
- Oj, martwisz się o mnie! Przyznaj to! No przyznaj! - Wspięłam się na palce, by uszczypnąć jego policzek, co też po chwili zrobiłam. Chciałam go trochę podrażnić.
- Nie martwię, nanodayo! Nie chcę mieć po prostu nikogo na sumieniu! - Shintato w jednej chwili złapał moją rękę, której palce sekundę temu drażniły jego policzek. Zaskoczona popatrzyłam na jego twarz, zdając sobie sprawę z tego, że pewnie oblałam się gorzkimi rumieńcami.
Zmarszczone brwi okularnika wymownie świadczyły o jego poirytowaniu, a wzrok momentalnie mnie spiorunował. Gdy patrzył na mnie tym spojrzeniem, nie potrafiłam się ruszyć. Chociaż nawet gdybym chciała, to bym nie mogła. Czułam, jak Midorima coraz mocniej ściska mój nadgarstek. O ile wcześniej tylko go złapał, o tyle teraz czułam jakby wszystkie znajdujące się tam kości miały pęknąć.
- Midorima... Co ty... Puszczaj! To boli! Przepraszam! - Koszykarz w końcu puścił moją rękę i w tym samym momencie opuścił głowę. Zielona grzywka zasłaniała mu oczy. Jedyne co mogłam dostrzec to mocno zaciskające się zęby. Odsunęłam się od Shintaro i spojrzałam na swój nadgarstek, który oplatały czerwone ślady po jego uścisku. Dopiero po chwili wróciłam wzrokiem na Midorimę. Byłam w wielkim szoku i nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
CO SIĘ DO CHOLERY STAŁO?!
Pierwszy raz widziałam Midorimę takiego złego. Naprawdę mocno ścisnął mój nadgarstek. Ciągle czułam ból w tym miejscu, jednak to mnie najmniej niepokoiło.
Fakt faktem, to ja go do tego sprowokowałam. Ale przecież nie miałam w zamiarze zrobić mu krzywdy czy zdenerwować... Chciałam go trochę podrażnić...
Teraz Midorima stał w miejscu, zdjął okulary i wsunął dłoń pod grzywkę, by zasłonić nią oczy.
Podświadomie czułam, że nie chciał zrobić mi nic złego. Sam pewnie pluje sobie w brodę za to, że puściły mu nerwy. Albo i nie... To w końcu Midorima. Jego ciężko odczytać.
Cicho westchnęłam, chcąc nabrać choć odrobiny świeżej energii. Wzięłam od niego okulary, które trzymał w dłoni. Przetarłam je mundurkową koszulą. Delikatnie odsunęłam dłoń Midorimy, którą zasłonił oczy. Ostrożnie nasuwając na jego nos okulary, uśmiechałam się teatralnie, być może nawet przepraszająco. Koszykarz mimo szczerych chęci nie potrafił ukryć zdziwienia.
- Przepraszam, Hiroki. - Hiroki... Shin nigdy nie mówił do mnie po imieniu. Wpatrywałam się w niego nie gasząc przybranego uśmiechu, który teraz stał się bardzo szczery.
- Nie wracajmy do tego, dobrze? - Powiedziałam po chwili, na co Shintaro pokiwał twierdząco głową. Ujęłam drugą dłonią zraniony nadgarstek i syknęłam. Cholera... Wciąż boli.
Nagle poczułam, jak na odsłonięte przedramię spada kropla deszczu. Najpierw jedna, potem druga... Aż w końcu na ziemi zaczęły lądować ich całe miliony. Z Midorimą wręcz biegliśmy do mojego mieszkania. W tempie niemalże ekspresowym wystukałam na panelu kod, by otworzyć bramę i od razu wbiegliśmy do budynku, następnie poczekaliśmy chwilę na windę.
Po dłuższej chwili byliśmy już pod drzwiami. Wyciągnęłam z torby klucze i otworzyłam je, wchodząc pierwszej do środka.
Zdjęłam buty, odłożyłam torbę, po czym spojrzałam na Shintaro.
- Przeczekaj tutaj, aż przestanie padać. - Powiedziałam, patrząc jak Midorima stoi w progu. W końcu, odprowadził mnie pod same drzwi. Jego rola powinna się tutaj skończyć... Shintaro bez wahania wszedł do środka.
- Gdzie masz apteczkę? - Zapytał.
- C-co? Etto... Trzecia szafka w kuchni... Ale dlac...
- Idź się wysusz jak najszybciej i przyjdź, nanodayo. - Spojrzałam z lekką dezorientacją na Midorimę, jednak posłusznie wykonałam jego polecenie. Szybko się przebrałam i przetarłam włosy ręcznikiem. Wyjęłam także z szafki szarą, dużą koszulkę, która spokojnie pasowałaby na Midorimę. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że to koszulka Kiyshiego... Cholera...
Gdy wyszłam z kuchni, patrzyłam przez moment jak Shintaro w mokrym ubraniu, z kapiącą z włosów wodą szykuje odpowiedni opatrunek. Ten prawie dwu-metrowy tytan wyglądał teraz naprawdę niewinnie i uroczo. Na samą myśl o tym, że wygląda tak słodko, moje oczy się zaświeciły, a kąciki ust uniosły w szerokim uśmiechu.
- Co się tak szczerzysz, głupia? - Zapytał chłodno, jak tylko dostrzegł mnie kątem oka. Mój wyraz twarzy od razu się zmienił. Przy okazji przypomniało mi się, dlaczego on tak bardzo mnie wkurza.
- Przyniosłam ci suchą koszulę jeśli chcesz... I ręcznik. - Koszulkę odłożyłam na blat, jednak ręcznik od razu narzuciłam mu na głowę.
- Nie trzeba. Zaraz wychodzę. - Oświadczając mi to, wziął koszyczek z opatrunkami i maściami, po czym przeszedł na kanapę. Sama natomiast poczłapałam zaraz za nim. Kazał mi usiąść obok, więc bez wahania to zrobiła. Midorima delikatnie ujął moją rękę i obejrzał nadgarstek, który już zaczynał się robić cały siny. Chociaż miał zamknięte usta, widziałam, jak ruszyła mu się żuchwa. Zaciskał zęby.
Koszykarz wziął specjalną maść i rozsmarował ją po nadgarstku, robiąc to delikatnymi, pewnymi i okrężnymi ruchami. Podczas gdy Shin skupił całą swoją uwagę na mojej ranie, ja zwyczajnie wpatrywałam się w jego skupioną twarz. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Midorima wcale nie jest aż taki chłodny i odpychający jakby mogło się wydawać. Zawsze stara się naprawić swój błąd, chętnie pomaga, choć się do tego nie przyznaje, lubi sprawiać ludziom przyjemność i troszczy się o swoich bliskich. Chociaż jego cynizm, sarkazm i wiele innych wad często to przysłania.
Patrzyłam na jego twarz, nawet nie zwracając uwagi na to, co robi. Miał jednak bardzo kojący dotyk. Długo siedzieliśmy w milczeniu. W końcu Midorima oplótł mój nadgarstek opatrunkiem ze stopniowo wchłaniającą się maścią. Zsunął jedną dłoń i tak, jak dżentelmen proszący swoją damę serca do tańca uniósł ją na wysokość swoich ust.
- Jeszcze raz przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło... - Szepnął, po czym musnął wargami moje palce. Patrzyłam na niego nie do końca wierząc, że to zrobił. Jednak bądź co bądź, jestem dziewczyną. Lubię takie rzeczy więc zrobiło mi się miło, kiedy ucałował moje palce.
- Będę się zbierał. Mam jeszcze sporo do zrobienia. - Midorima wstał z miejsca i odłożył ręcznik, który swobodnie opadał na jego ramionach.
- Zostań... Może zrobię ci herbaty? Wciąż pada... - Powiedziałam, samej podnosząc się z kanapy.
- Nie, nanodayo. Nie mam czasu. Spotkamy się jutro w szkole. - Midorima podszedł do drzwi frontowych. Założył buty po czym przewiesił torbę przez ramię. Od razu sięgnęłam po przeźroczysty parasol, który podałam Midorimie. Nie chciałam w końcu, by zmoknął jeszcze bardziej... Znowu z mojej winy.
- Tak, widzimy się jutro. - Uśmiechnęłam się do Shintaro. Ten kiwnął jedynie głową. Wziął ode mnie parasolkę i wyszedł za drzwi. Gdy je zamknął, podeszłam bliżej, by zamknąć zamek. Zrobiwszy to, oparłam się rękami o drzwi.

Dlaczego moje serce bije tak szybko?


[...]

Minęły już dwa dni od tamtego incydentu. Nie wracamy z Midorimą do tego tematu. Raz tylko zapytał się, czy z nadgarstkiem wszystko w porządku. Gdy Takao dowiedział się o tym, że to właśnie jego ulubiony tsundere mi to zrobił, nie mógł pokładać się ze śmichu.
- Shin-chan? Przecież ma nerwy ze stali? Może ma jakąś mroczną stronę, o której nie wiemy? Utajony kryminalista? - Z drugiej natomiast strony czułam się trochę zawiedziona, że nie potrafię rozmawiać z Midorimą tak, jakbym chciała. Wciąż czuję na palcach jego delikatny pocałunek. Jakby tego było mało, po południu będzie tu rozgrywany mecz Shutoku z Aoba Josai... Nie ma szans na to, by uniknąć spotkania z Oikawą.
- Tsukishima-san! - Usłyszałam nagle, kiedy siedząc w pokoju klubowym próbowałam zapisać wszystkie rozszyfrowane znaki rozgrywającej naszych najbliższych przeciwniczek.
Szybko oderwałam się od pracy i spojrzałam na Misakiego - kapitana męskiej drużyny siatkówki.
- Nagisa-sensei cię wzywa. Żona drugiego trenera trafiła do szpitala i potrzebuje równie dobrego analityka... Jesteś nam potrzebna. - Niejednokrotnie pomagałam im w przygotowaniach do meczów. Jakby nie patrzeć, mam wciąż więcej doświadczenia niż wszyscy zawodnicy klubowi razem wzięci. Jednak nie uśmiechała mi się wizja stanięcia przeciwko Oikawie nawet, jeśli będzie to pośredni pojedynek. Ostatecznie nie miałam wyjścia. Poszłam z Misakim do trenera Nagisy. Musiałam się zgodzić.

[...]

Niosąc w dłoniach teczkę z papierami, przechodziłam korytarzem na halę, gdzie zawodnicy już się rozgrzewali. Była to krótka droga, jednak zdążyłam sama narobić sobie kłopotów. Szczególnie błędnego myślenia.
- Hiroki-san! - Usłyszałam za plecami. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Dopiero po chwili się odwróciłam.
- Takao... Nie masz zajęć? - Zapytałam, spoglądając na bruneta.
- Nie, już nie. Shin siedzi jeszcze na dodatkowych, ale stwierdziłem, że poczekam na niego. A ty... A ty co masz w tej teczce? - Szatyn wskazał palcem na trzymane przeze mnie papiery.
- Znowu bawię się w drugiego trenera. - Powiedziałam niechętnie.
- Serio? Hm, miałem odpuścić sobie dzisiaj oglądanie, ale chyba obejrzę ten mecz. Senpaie też będą prawda? Shin-chan był piekielnie ciekawy zdolności Oikawy. Nie wiem, czym go tak zafascynował. W końcu wiesz, jak trudno zwrócić jego uwagę... Dlaczego do cholery się rumienisz?! - Takao odsunął się na krok, jak tylko zobaczył moje rumiane policzki.
- Dobrze się czujesz? - Zapytał.
- Tak, czuję się dobrze...
- Nie wyglądasz. - Powiedział, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
- Tsukishima-san! Niedługo zaczynamy! - Głos Misakiego rozniósł się po całym korytarzu. Spojrzałam na kapitana zza ramienia i pokiwałam głową.
- Wybacz Takao, muszę iść. - Szatyn uśmiechnął się do mnie delikatnie i odprowadził mnie kawałek wzrokiem. Potem tylko słyszałam, jak łapie go Miyaji razem z Otsubo i razem idą na trybuny.
Sama udałam się na halę. Na wejściu odetchnęłam głęboko.
- O! Hiroki! - Oikawa już tam stał. Mało tego. Machał do mnie z tym swoim głupim uśmiechem. Tylko nie podbiegaj. Tylko nie podbiegaj!
- Widzę, że z nosem wszystko w porządku. - Podbiegł...
- T-tak. Dobrze. Nic się nie stało. - Powiedziałam, mocniej przyciskając teczkę do piersi.
- To dobrze. Martwiłem się! Napisałem wiadomość czy wszystko gra i nie otrzymałem odpowiedzi. - Oikawa zmierzwił dłonią swoje brązowe włosy, obdarzając mnie przy tym uśmiechem.
- Co to...? - Oikawa ujął moją dłoń. Przyjrzał się sinemu nadgarstkowi i zmarszczył brwi.
- Kto ci to zrobił? - Zapytał śmiertelnie poważnym tonem. Wyrwałam swoją dłoń po czym naciągnęłam rękawy swetra.
- Midorima? - Od razu wzdrygnęłam się, gdy wypowiedział jego nazwisko.
- A nawet jeśli, to nie twoja sprawa, Toru. - Rzuciłam. Chciałam go wyminąć, jednak Oikawa zrobił krok w bok tak, by zagrodzić mi drogę. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Oi, oi. Nie zapominaj o naszej umowie. - Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Toru wyciągnął do mnie rękę.
- Powodzenia. - Powiedział, uśmiechając się nieco zadziornie.
- Powodzenia. - Uścisnęłam jego dłoń i dopiero potem mogłam spokojnie przejść.
- Kretynie! Wracaj tutaj! Idiota! Idiota! Wyłysiej! - Oikawa ledwo co się odwrócił, a już dostał piłką w głowę od Iwaizumiego, swojego przyjaciela i atakującego Aoba Josai. Tylko on potrafił sprowadzić go na ziemię i zmusić do skupienia się.
- Spokojnie Iwa-chan... Nie gorączkuj się tak. - Słowa Toru dobiegły do mnie od razu. Po moich plecach przeszły dreszcze. Jego głos zmienił się diametralnie i teraz byłam pewna, że Oikawa jest w formie. Skupia się. Brunet przymknął na chwilę oczy. A gdy je otworzył wiedziałam, że już nie jest tym samym lekkoduchem co sprzed kilku sekund.
- Zbieram siły. - Niedobrze!
Gdy podeszłam do ławki, od razu na niej usiadłam.
- Co się stało, Tsukishima? - Zapytał jeden z zawodników pierwszej szóstki.
- Tak jak sądziłam. Oikawa jest w kompletnej formie. Zdążył wyleczyć kontuzję... Albo przynajmniej chce, żeby tak to wyglądało... - Mruknęłam jakby sama do siebie. Nagle poczułam wibracje w kieszeni swetra. Wyciągnęłam komórkę i od razu popatrzyłam na wyświetlacz. Widząc, że przyszła do mnie wiadomość od Midorimy, bez wahania ją otworzyłam: "Zmiażdżcie ich, nanodayo". Shin chyba naprawdę nie znosił Oikawy...
Uśmiechnęłam się pod nosem, nabierając ponownie motywacji i coraz większej chęci pokazania Toru, że nauczył mnie więcej, niż sobie wyobrażał. Cała drużyna i trenerzy stanęli za liniami do przywitania. Wymieniłam się z Oikawą spojrzeniem. A widząc jego lekko szyderczy uśmiech wiedziałam, że rzuca mi wyzwanie. Kiwnęłam głową przyjmując je.
Teraz, to nie był mecz Shutoku przeciwko Aoba Josai. Przynajmniej nie dla mnie i nie dla Oikawy.
Kości zostały rzucone.

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Tara ra tam tam taaam!!! Witam na IV rozdziale! Miałam zupełnie inny plan pokierowania nim, ale jak już zaczęłam pisać to wyszło zupełnie inaczej. Sry, że zrobiłam z Midorimy takiego sadystę *.* Anyway, jak złapiecie mnie na błędach to piszcie od razu! ♥ Trzymajcie się i do następnego (rozdział następny wrzucę pewnie za tydzień, mam teraz sporo czasu).
P.S. Takiego Oikawę uwielbiam xD

4 komentarze:

  1. Uwielbiam Cię za to jak płynnie łączysz obie moje ukochane serie Haikyuu i KnB tworząc przy tym coś niesamowitego. Piszesz naprawdę ciekawie. Wciągnęłam się od samego początku i momentalnie pochłonęłam wszystkie aktualne rozdziały. Życzę Ci dużego nakładu weny i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam! ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło ^^ Cieszę się, że ci się podoba :)
      Dziękuję, że przeczytałaś ♥

      Usuń
  2. Wybaczam Ci zrobienie z Midorimy sadystę. Tak już musi być. A zresztą jestem pewna, że nie chciał ^^ No i przeprosił.
    Nie miałabym też nic przeciwko temu, żeby Oikawa pokręcił się koło Hiroki ;D Intrygi miłosne zawsze się przydają!
    No i nie mogę doczekać się meczu. Jestem ciekawa kto wygra (chociaż w sumie spodziewam się, kto ^^).
    Pozdrawiam i czekam na więcej!

    ~Juvia L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, intryg miłosnych nigdy za mało! Jeszcze trochę musisz się przemęczyć z Oikawą xD Dopiero potem dam mu spokój. Naprawdę chcesz, żeby się pokręcił koło niej? Aż tak nienawidzisz Hiroki? xD

      Trzymaj się ciepło ♥

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics