wtorek, 25 sierpnia 2015

Egoista, nanodayo! - Rozdział II



- Kiyoshi... - Zaczęłam w pewnym momencie, łapiąc w dłonie niebiesko-żółtą piłkę, którą od dłuższego czasu obijałam o ścianę. Trzymając ją mocno, odwróciłam się twarzą do blondyna.
- Hm? - Mruknął, kiedy po wykonaniu kolejnego celnego rzutu do kosza, złapał koszulkę i otarł nią spływające po zmęczonej twarzy kropelki potu.
- Co sądzisz o pierwszakach? - Zapytałam w końcu, odbijając delikatnie piłkę do siatkówki nad głową.
- O których konkretnie?
- Takao i Midorimie. - Miyaji cicho westchnął. Sięgnął po kolejną piłkę. Uderzył nią parę razy o parkiet, wykonał kilka ruchów, przedostał się do trumny i wpakował piłkę do kosza.
- Takao to błazen, a Midorima przesądny dureń. Ale nie brakuje im talentu. - Przytoczyłam do siebie piłkę do koszykówki i usiadłam na niej. Spojrzałam z zainteresowaniem na przyjaciela, dokładnie obserwując jego ruchy. Z gracją zeskoczył na ziemię. Przeczesał dłonią blond włosy, po czym sięgnął po wodę i usiadł na podłodze naprzeciwko mnie. Upił łyk H2O.
- Rzuty Shina są niesamowite. Pierwszy raz widziałam, żeby ktoś tak rzucał. - Skwitowałam, otulając rękami piłkę do siatkówki.
- Tak, to prawda. Dodatkowo gra naprawdę rewelacyjnie w obronie. Co się tyczy Takao... Dobrze jest mieć w drużynie rozgrywającego z takim przeglądem pola. Od dokładności jego podań mam aż ciarki. Tych dwóch może nas naprawdę przybliżyć do każdego zwycięstwa. Jednak mimo wszystko oboje muszą ciężko pracować. W szczególności Midorima.
- Shin? Dlaczego? Zdaje się, że u niego wszystko jest w odpowiednim stanie... - Byłam nieco zdziwiona stwierdzeniem Kiyoshiego. Shintaro zdawał się być graczem, u którego nie trzeba nic poprawiać. Udowodnił to zresztą w dwóch meczach towarzyskich z Liceum Johzenji i Oginishi. Z szeroko otwartymi oczami oglądałam oba spotkania, chcąc zapamiętać każdy ruch Midorimy i Takao. Naprawdę zachwycali grą. Shintaro rzucał do kosza kiedy chciał, nie ważne, czy z linii 3 punktów czy ze środka boiska.
- Jest egoistą. Brakuje mu poczucia, że nie jest na boisku sam.
Indywidualnie jest silny i pojedynczo może zrobić dużo. Ale nie wszystko. Grając zespołowo, osiągnie jeszcze więcej. Niemniej jednak chyba nie chce wierzyć, że samodzielnie nie da rady wygrać. To nawet trochę demotywujące, że patrzy na nas z góry. - Blondyn odłożył butelkę z wodą na bok i zaczął się rozciągać, poczynając od barków. Zamyśliłam się nad jego słowami. Czy Midorima naprawdę jest aż takim egoistą? Przecież nigdy nie stoi na boisku sam...
- Tak samo jak w siatkówce, prawda? - Spojrzałam na trzeciaka, który wyrwał mnie z namysłu. Uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja bez namysłu odwzajemniłam ten gest. Pokiwałam jedynie głową, zgadzając się z jego słowami.
- A właśnie, nie gracie przypadkiem meczu pojutrze? Dziwne, że wasze eliminacje zaczynają się wcześniej. Nasze turnieje zwykle się pokrywały. - Spytał w pewnym momencie, na co odpowiedziałam krótkie "Tak".
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Ja kołysałam się na koszykowej piłce, a Miyaji pochylał nad chłodnym parkietem, by odpowiednio rozciągnąć kręgosłup.
W jednej chwili doznałam olśnienia.
- Kiyoshi, chyba mam pomysł jak zmusić Shina do pracy zespołowej. Albo przynajmniej do tego, by się nad tym zastanowił. - Powiedziałam w końcu, ponownie kierując wzrok na blondyna. Ten w końcu się wyprostował i uniósł brew do góry, chcąc usłyszeć ode mnie więcej szczegółów.
Midorimę i Takao znałam już od miesiąca. Nie byliśmy co prawda najlepszymi przyjaciółmi, ale często ze sobą rozmawialiśmy, jedliśmy razem drugie śniadania, z Takao graliśmy w karty. Sama zdążyłam wyrobić sobie o nich własne zdanie. Midorima był poważny, pewny siebie, prawie wcale się nie uśmiechał, utrzymywał wszystko na dystans, chował nos w przeklętych horoskopach i to jego "nanodayo"... Takao natomiast nabijał się z Midorimy na wszelkie możliwe sposoby i za wszelką cenę chce go namówić do robienia śmiesznych rzeczy. Co dziwne, dość szybko złapali kontakt i rzadko widzę ich rozdzielonych.
- Lepiej już chodźmy. Zaraz nas pewnie stąd wyrzucą. - Powiedziałam w końcu, wstając i przeciągając się. Odłożyłam piłkę do siatkówki na podłogę, a złapałam tę do kosza.
- Założę się o bułę, że tym razem trafię. - Spojrzałam z pewnością w oczach na Kiyoshiego, uśmiechając się do niego. Ten skrzyżował ręce na piersi i kiwnął głową, przyjmując mój zakład. Stanęłam więc za linią, odpowiednio układając piłkę w dłoniach. Ugięłam delikatnie nogi w kolanach i lekko podskoczyłam, prostując i wypuszczając piłkę w najwyższym punkcie.
- Stawiasz buły. - Skwitował blondyn, zanim piłka w ogóle wyleciała z moich rąk.
- Co? - Mruknęłam. Piłka leciała krótkim łukiem tak, że ledwo co musnęła obręcz kosza. Od razu spuściłam głowę, ciężko wzdychając.
- Źle układasz piłkę w dłoniach. Może kiedyś cię nauczę, chociaż jeśli o to chodzi, powinnaś znaleźć lepszego nauczyciela. Mam nadzieję, że kiedyś trafisz, bo prawdę mówiąc mam dość ciągłego jedzenia na twój koszt. - Miyaji z lekkim rozbawieniem poczochrał moje włosy, a potem z czułością ucałował czubek mojej głowy. Zawsze tak robił, gdy coś mi nie wychodziło. Lubiłam to. Dodawał mi tym samym odwagi i motywacji do tego, by szukać rozwiązań, odpowiedzi i dalej się doskonalić.
- Posprzątajmy tu i wracajmy. Moi rodzice coraz mniej przychylnie patrzą na moje dodatkowe treningi. Ciebie też to zresztą za rok czeka. - Powiedział, puszczając moją głowę i idąc na koniec sali, by wziąć wózek i pozbierać piłki. Było już ciemno. Zdecydowanie musieliśmy się pospieszyć.

[...]

Zagrywka. Leci. Lekka. Łatwizna. Bez problemu przyjmuję piłkę i posyłam prosto do rozgrywającej, Kasumi Kandy. Ta szybko chcąc rozegrać atak podaje do Naoko. Piłka nawet nie dotyka jej dłoni.
- Kamata! To nie była trudna piłka! - Krzyknęłam ze zdenerwowaniem, poprawiając wysoko spiętego kucyka.
- Nie drzyj się już! To nie było jej dobre zagranie! - Odkrzyknęła z równym poziomem zdenerwowania atakująca. Spojrzałam na nią ze wzrokiem seryjnego mordercy.
- Kasumi, wystaw mi tak, jak jej. - Poprosiłam, podając piłkę Sato, by ta odbiła ją do rozgrywającej. Stanęłam na miejscu Naoko. Dokładnie obserwowałam piłkę. Wyskoczyłam w odpowiednim momencie i idealnie uderzyłam piłkę po skosie tak, że bez problemu wbiła się w parkiet po drugiej stronie siatki.
- To po prostu nie był twój dobry atak. Postaraj się bardziej. Bo zaczynasz mnie drażnić. - Rzuciłam, spoglądając na Kamatę z pewnością.
- Eeto... W momencie przyjęcia powinnaś już obserwować gdzie jest piłka. Potrafisz chyba też odczytać znaki Kasumi... - Oharu jak zwykle próbowała załagodzić sytuację. Nie lubiła, kiedy dochodziło do spięć, szczególnie między mną a Naoko.
- Hyuga, przestań. - Powiedziałam, kierując wzrok na blondynkę stojącą obok.
- Każdy powinien uczyć się na swoich błędach i wyciągać z nich wnioski. Tylko tak można się czegoś nauczyć. - Dodałam, lekko się nachylając i kładąc dłonie na kolanach.
- Tak... Ale czy nie jesteś dla nas zbyt ostra? Dużo osób zrezygnowało... Pierwszaki się nawet ciebie boją. - Powiedziała, spoglądając na mnie z wielką delikatnością i pobłażliwością.
- Jeżeli ktoś nie potrafi wytrzymać, nie mam zamiaru go zmuszać. Ta drużyna, jest nastawiona na zwycięstwo. Ja chcę zwyciężać, wy też. Moim obowiązkiem jako kapitana jest likwidacja wszelkich przeszkód. Pozbędę się wszystkiego, co nie przybliży nas do celu. - Wytarłam policzek dłonią. Ze skupieniem w oczach wyczekiwałam piłki. I znowu jest. Tym razem, ląduje na rękach Hyugi. Kasumi bez większego zastanowienia wystawia piłkę w górę, na lewo. Tam jest Mitsuki, która bez problemu wyskakuje i z całej siły uderza piłkę, a ta ucieka w ścianę, po obiciu ręki stojącej po drugiej stronie Eriko.
- Co to miało być?! Pierwszakowi dajesz się ograć? - Shioko od razu podeszła do swojej siostry i uderzyła ją w bark.
- Nie moja wina, baka! - Siostry Daishi jak zwykle skakały sobie do gardeł. Miałam dość tych ich ciągłych kłótni. Ostatnio coraz gorzej wyglądały nasze treningi. Miałam dość, tego niepoważnego podejścia. Stanęłam prosto, opuszczając głowę i głęboko oddychając. Po chwili zeszłam z boiska, wzięłam swoją torbę oraz ręcznik i zwyczajnie skierowałam się do wyjścia.
- Tsukhi! Co ty do cholery wyprawiasz?! Wracaj tu! - Krzyknęła za mną Naoko.
- Dopóki nie nauczycie się szanować mojego i waszego czasu, nie mam zamiaru marnować go na nic nierobienie. Jeśli naprawdę chcecie wygrać Mistrzostwa Wiosenne, musicie postarać się już teraz. - Odpowiedziałam z niemal stoickim spokojem. Potem zwyczajnie opuściłam salę. Odetchnęłam głęboko i przeszłam do szatni, gdzie szybko doprowadziłam się do porządku.
Szłam korytarzem do wyjścia, jednak wtedy usłyszałam dźwięk odbijanej o parkiet piłki w drugiej hali. Bez wahania otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Myślałam, że to znowu Miyaji. Jednak z tego co się orientowałam, to wciąż było przed treningiem koszykarzy.
Piłka leciała ogromnym łukiem. Czas jaki spadała był bardzo wydłużony, a mimo to i tak wylądowała w koszu.
- Oj Shin, nie za szybko bierzesz się za trening? - Zapytałam z delikatnym uśmiechem, wchodząc do środka. Spojrzałam na Midorimę, który sięgał po drugą piłkę by wykonać kolejny, trzypunktowy rzut.
- Być może za szybko. Po prostu chcę poćwiczyć rzuty, nanodayo. - Odpowiedział. Ułożył piłkę w dłoniach, stanął w odpowiednim miejscu. Ugiął nogi i wziął szybki oddech, wypuszczając powietrze od razu po puszczeniu piłki. Przy każdym podejściu do rzutu, Midorima był bardzo... Skupiony.


- Takao cię dzisiaj szukał. Mówił, że znalazł jakieś ciekawe karty. - Shintaro w końcu spojrzał na mnie, poprawiając okulary. Skrzyżowałam nasze spojrzenia i pokiwałam głową. Lubiłam ludzi, którzy mieli jakieś ciekawe hobby. Takie niewątpliwie miał Kazunari. Zbierał tylko karty. Tylko albo aż. Gdy pokazał mi swoją kolekcję, naprawdę byłam w szoku, że ktoś jest w stanie ich tyle zebrać.
- Shin, mam do ciebie małą prośbę. - Zagaiłam nieco wstydliwie, gładząc dłonią przedramię drugiej reki i patrząc w bok. Midorima odwrócił się do mnie, oczekując mojej dalszej wypowiedzi.
- Nauczyłbyś mnie rzucać? - Zapytałam w końcu, ponownie kierując wzrok na zielonowłosego. Od razu zauważyłam, że patrzy na mnie z tą swoją obojętnością i chłodem.
- Nie. - Odpowiedział krótko.
- Oj Shin... Proszę. Mam dość ciągłego pudłowania i stawiania Kiyoshiemu buł.
- Jak podrośniesz, to cię nauczę. - Rzucił, odwracając się by wykonać kolejny rzut. Podrosnę... Podrosnę?! Od razu rzuciłam się na Midorimę, wskakując mu na plecy i szczelnie oplatając nogami jego pas, by przypadkiem w ataku zemsty samej nie polec i nie runąć na ziemię. Oczywiście zepsułam mu tym rzut.
- Złaź ze mnie, nanodayo!
- Oj Shin-chan, znowu napomniałeś coś o wzroście? - Takao jak zwykle luźno wszedł na halę. Rozpiął bluzę i rzucił ją na ławkę. Zeskoczyłam na ziemię, od razu zbierając od Midorimy uderzenie w tył głowy. Co prawda delikatne. Shintaro w końcu nie chodziło o to, bym straciła przytomność. Takao jedynie się zaśmiał.
- Nie bądź taki agresywny. - Rzucił. Odwrócił się od nas, by wyciągnąć z torby ręcznik. W tej chwili Shintaro sięgnął po piłkę i precyzyjnie wyrzucił tak, że odbiła się głowy zaskoczonego Takao.
- Zawsze jestem oazą spokoju, nanodayo. - Zielonowłosy poprawił okulary.
- Co tutaj w ogóle robisz, Hiroki-san? Nie powinnaś być na treningu? - Zapytał w pewnym momencie Kazunari, masując delikatnie głowę, od której przed chwilą odbiła się ciężka piłka. Podeszłam do niego i usiadłam na ławce obok.
- Powinnam. Nie chcę o tym rozmawiać. Wewnętrzne sprawy.
- W porządku. Słyszałem, że gracie niedługo mecz? Z chęcią pójdę zobaczyć czy faktycznie jesteś taka dobra, pani kapitan. - Wręcz zmiażdżyłam Kazunariego wzrokiem. Midorima po kolejnym koszu podszedł do nas i sięgnął po swoją wodę. Upił jej łyk, stanąwszy obok Takao.
- A ty, Shin-chan? - Zapytał szatyn, odwracając się twarzą do okularnika.
- Nie wybieram się.
- Midorima... - Mruknęłam, wstając z miejsca. Spojrzałam z dołu na koszykarza, niemalże błagalnym wzrokiem. W końcu, obiecałam coś Kiyoshiemu...
- Proszę cię tylko o jedno. Przyjdź. - Patrzyłam na Shintaro z pewnością i zaangażowaniem w rubinowych oczach. Widziałam, że Midorima nie bardzo zapatruje się na moją propozycję.
- Oi, Shin-chan, przecież nie będziesz siedział w domu cały wieczór samiusieńki jak palec. - Takao objął ramieniem zielonowłosego towarzysza.
Wzrok Midorimy przeszywał mnie na wylot. Patrzył z wyższością, władczością, lekceważąco. Jakbym była dla niego nikim, nie mogła się z nim równać. Shintaro w końcu głośno odetchnął. Potem jego twarz złagodniała, a wzrok nabrał minimalnej sympatii. Poprawił okulary, które w momencie odetchnięcia zsunęły się z nosa. Z gracją i irytacją zarazem, zdjął ze swojego ramienia rękę ciągle uśmiechniętego Takao.
- Co chcesz mi udowodnić? - Zapytał w końcu, ponownie na mnie spoglądając. Oj Shin... Gdybyś tylko wiedział.
- Dlaczego od razu zakładasz, że nie zapraszam cię z czystej sympatii? - Splotłam ręce na piersi i lekko zmrużyłam oczy.
- Według horoskopu, dzisiaj mam nie ufać pannie. - Odpowiedział.
- Ty chyba żadnej pannie nie zaufasz, co? - Szatyn zachichotał, a ja zrobiłam to razem z nim. Ach, uwielbiałam, kiedy Takao wyśmiewał nawyki i przyzwyczajenia Midorimy. Zielonowłosy odwrócił na chwilę głowę, by zakryć pojawiające się delikatne rumieńce, wywołane dwuznacznością uwagi Takao. Sama długo zwijałam się ze śmiechu, jednak gdy go opanowałam, ponownie spojrzałam na Midorimę, który tylko czekał aż przestaniemy się z niego nabijać.
- Nie chcę ci niczego udowadniać, Shin. Ale mogę się z tobą założyć. Jeśli w jednym secie zdobędę 5 asów serwisowych, 6 punktowych bloków i ani razu, w całym meczu nie odbiorę przechodzącej piłki, o nic więcej cię nie będę prosić. - Shintaro w tym momencie zmarszczył brwi i poprawił okulary. Nie wiedziałam, co siedziało w jego głowie. Chociaż cholernie chciałabym wiedzieć.
- A jeśli ci się nie uda?
- Nauczysz mnie rzucać do kosza. - Powiedziałam pewnie. Okularnik przymknął na chwilę oczy i głośno odetchnął tak, jakby chciał wszystko przeanalizować i zebrać myśli.
- Zgoda. - Skwitował po chwili, ponownie spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się do niego dumna z tego, że udało mi się namówić go do zakładu.

[...]

Hakurayo było przeciętną drużyną. Nasz drugi skład mógłby spokojnie wygrać z nimi mecz. Być może zadanie, które w ramach zakładu z Shintaro miałam w jakiś sposób ułatwione. Jednak jak się okazało, wcale nie było tak prosto. Do Hakurayo doszło kilka pierwszych, które sprawiały nam problemy. Drugi set miał przynieść mi szczęście. Czułam to po 2 zdobytych asach serwisowych z rzędu.
Trzymałam piłkę w jeden ręce, stojąc trzy metry za linią końcową. Po usłyszeniu gwizdka, trzy razy uderzyłam piłką w parkiet, przekręciłam ją w obu dłoniach. W końcu wyrzuciłam ją w górę, odrobinę do przodu. Szybko nabrałam odpowiedniej prędkości, zamachnęłam rękami, by wznieść się w górę i z całej siły uderzyłam piłkę. Ta jak strzała poleciała na drugą stronę. Jednak nie zatrzymała się na ziemi, a na barku jednej z zawodniczek, która najwidoczniej mocno to odczuła. Spojrzałam wówczas na trybuny. Mecz ściągnął uczniów nie tylko z naszej szkoły, jednak to właśnie pośród nich odnalazłam rozłożonego Takao i skupionego Midorimę. Zielonowłosy chyba od razu wyłapał mój wzrok, bo gdy uśmiechnęłam się do niego, on jedynie zmarszczył brwi.
Dwa kolejne asy udało mi się zdobyć czystym szczęściem.
Gdy natomiast przeszłam do pierwszej linii, miałam okazję nabić umówione 6 punktowych bloków. To było chyba najtrudniejsze zadanie. I to właśnie przez nie nie wygrałam zakładu. Dodatkowo przyjęłam jedną przechodzącą. Jedną, jedynuśną...
Co prawda wygrałyśmy, jednak nie zmieniało to faktu, że była to jednak moja przegrania. Chociaż z drugiej strony, niekoniecznie.
- Od początku byłem pewny, że nie dasz rady uzbierać aż 6 punktowych bloków, nanodayo. Chociaż 3 to i tak dobrze jak na kogoś o twojej aparycji.- Usłyszałam za plecami, kiedy z resztą drużyny kierowałyśmy się do wyjścia ze szkoły. Odwróciłam się twarzą do Shintaro.
- Masz rację, Shin. Ale spójrz, mimo wszystko wygrałyśmy. - Powiedziałam, posyłając okularnikowi szczery uśmiech.
- W końcu, nie tylko ja grałam w meczu. Prawda? Zawsze był ktoś, kto naprawił moje błędy. - Dodałam, nie przestając się uśmiechać do Shina. Ten westchnął ciężko.
- Rozmawiałaś z Miyajiem - senpai, prawda?
- Co? Nie... Znaczy... Tak, rozmawiałam. Ale nie o tym... - Powiedziałam i nieco zawstydzona odwróciłam głowę w prawo.
- Wiem, o co mu, ci i reszcie chodzi. Ale nie potrzebuję żadnych szopek do tego, by uzmysłowić mi, że muszę grać zespołowo. Chociaż nic nie gwarantuje, że to zrobię. - Midorima poprawił okulary.
- Wybacz. Ale nie możesz być takim egoistą... Fakt, twoje rzuty są niesamowite. Ciągle patrzę na nie pełna podziwu i nie tylko ja, ale nie dasz rady w pojedynkę wygr...
- To czy dam czy nie, ocenię sam. I skoro przegrałaś zakład, nie prosisz mnie o nic więcej. Niemniej jednak ja chcę cię o coś poprosić: nie wtrącaj się do mojej gry. - Naprawdę chciałam dobrze. Przecież nie chciałam mu zrobić krzywdy! A teraz poczułam się tak, jakbym zrobiła najgorszą, możliwą rzecz na świecie. Głos Midorimy był spokojny, ale i jednocześnie przepełniony irytacją, swojego rodzaju złością. Jednak brzmiał też tak, jakby poczuł się niedoceniany...
Okularnik wyminął mnie, trzymając przed sobą przedmiot dnia, flakonik perfum.
Stałam w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Jego nagonka naprawdę odjęła mi i mowę i jakąkolwiek zdolność ruchową. Przeczesałam dłonią długie, ciemne włosy i głośno odetchnęłam.
- Przyjdź jutro po zajęciach na trzecią halę. Pokażę ci, jak się rzuca. - Gdy usłyszałam to z ust Shintaro, od razu się rozchmurzyłam. Odwróciłam do niego twarzą, jednak ten z podniesioną głową szedł przed siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jasne! - Powiedziałam, naprawdę zadowolona. Mimo wszystko, mimo przegranego zakładu Shin zgodził się nauczyć mnie rzucać do kosza... To było naprawdę miłe z jego strony.
I gdy właśnie pomyślałam o tym, że było to "miłe" przeszły mnie ciarki... Przecież Shintaro nie robi miłych, bezinteresownych rzeczy!

Od razu po powrocie do mieszkania, sięgnęłam po telefon. Mocząc się w gorącej wannie, rozkoszując zapachem kwiatowych pachnideł, zadzwoniłam do Kiyoshiego. Od razu opowiedziałam mu o wszystkim. Oczywiście poza tym, że nauczy mnie trafiać do kosza... O tym sam Miyaji miał się przekonać, kiedy w końcu nie będę musiała kupować buł.
Po odprężającej, gorącej kąpieli usiadłam przed biurkiem, by nadgonić szkolny materiał i odrobić wszystkie zadania. Do łóżka położyłam się dość późno, jednak kładłam się w dobrym humorze.
Długo nie mogłam spać. Gdy w końcu koło 4 udało mi się zasnąć, dość szybko się obudziłam. A raczej coś mnie obudziło. Odgłos kroków o tej porze, w ciemnym, pustym mieszkaniu był naprawdę przerażający. Złapałam pierwszą lepszą rzecz, jaką miałam pod ręką i wstałam z łóżka. Wszędzie było ciemno. Cisza. Nagle, usłyszałam westchnięcie. Potem znowu cisza. Bum. Coś spadło na ziemię, a serce podeszło mi do gardła. Byłam przerażona. Kurczowo ściskałam przedmiot w dłoni, mając nadzieję, że dożyję poranka. Od razu wyciągnęłam telefon, by zadzwonić na policję, jednak zanim zdążyłam nacisnąć zieloną słuchawkę, drzwi do mojej sypialni się otworzyły. W ataku bezradności i paniki rzuciłam telefonem w potencjalnego włamywacza.
- Tak Hiroki, ciebie też miło widzieć.


~♥~♥~♥~♥~♥~



Hola! Wiem, że miałam wrzucić kolejny rozdział 26 sierpnia (czyli de facto jutro), ale że miałam wcześniej odrobinę wolnego czasu, zdecydowałam się go wykorzystać. Więc dostajecie Złotka rozdział II. Mam nadzieję, że aż tak bardzo go nie spaprałam ;)
Dziękuję wszystkim, którzy się tutaj przybłąkali i czytają moje wypociny! Wielkie arigato ♥
Btw. Czy tylko ja uważam, że Mały Tytan Murasakibara był przekochany w Teiko? *.*







Trzymajcie się ciepło <3

środa, 19 sierpnia 2015

Ciekawe pierwszaki - Rozdział I


Kwiecień, obecnie.

- Kei! Wstawaj ty przeklęty... - Już miałam w zamiarze wybić drzwi pokoju Tsukkiego, jednak wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Uderzyłam w nie jedynie pięścią, by ostatecznie dobudzić przyrodniego, młodszego brata. Jakby same moje krzyki nie wystarczyły... 
Podeszłam do drzwi frontowych i otworzyłam je.
- Ohaio Hiroki-senpai! Tsukki już wstał? - Uśmiechnęłam się ciepło do Tadashiego. Pokiwałam twierdząco głową i zaprosiłam go do środka.
- Dobrze, że się w końcu obudził. Już myślałem, że nakrzyczy na mnie. Nie lubi, kiedy przychodzę za wcześnie. - Słysząc te słowa, mój uśmiech zmienił się z ciepłego na nieco zakłopotany. Cholera. Naraziłam nic nie winnego Yamaguchiego na sporą nagonkę Keia. A kiedy Tsukki się uniesie... Wybacz Tadashi...
- Tak... No... Eeto.... On... - podrapałam się w tył głowy. 
- Może zjesz z nami śniadanie? Mama napiekła naleśników i trzeba je zjeść, zanim wszyscy znowu pójdziemy w inne strony. - Zaproponowałam, chcąc odtrącić od siebie myśli o tym, że już na dzień dobry zgotowałam Tadashiemu piekło na resztę tygodnia. Piegusek uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową, przystając na moją propozycję. 
- Świetnie! Rozgość się w salonie, pójdę tylko sprawdzić czy z Tsukkim wszystko w porządku. - Zostawiłam przyjaciela, jeśli mogę go tak nazwać, brata samego i poszłam ponownie do pokoju Keia.
- Wstałeś kretynie?! Zrywaj to chude dupsko z łóżka, bo spóźnisz się na rozpoczęcie! - Nie lubiłam mieć na głowie tego chłopaka. Był chłodny, zimny, obojętny, mało rzeczy go obchodziło. Na samym początku, kiedy zaczęłam mieszkać u Tsukishimów, był inny... Nie wiedziałam, co go tak zmieniło. Długo nad tym myślałam i jeśli chciałabym znaleźć zadowalającą odpowiedź, musiałabym zapytać samego Keia.
Otworzyłam drzwi z siłą huraganu, wchodząc do pokoju blondyna. Moje oczy zrobiły się ze złości bardziej czerwone niż zwykle, a dłoń zaciskała się na klamce z taką siłą, że pewnie mogłabym spokojnie ją wyrwać z drzwi. 
- O, wstałeś... - Powiedziałam, łagodniejąc i uspokajając się w jednej chwili, kiedy Kei po porannym prysznicu przetarł ręcznikiem mokre włosy i założył okulary. Czułam, jakbym całkowicie różowiała ze wstydu, że już od rana nie daję Keiowi żyć.
- Eeto... - Mruknęłam, patrząc na brata, który nie zważając na moją obecność, dopinał koszulę i podwijał lekko jej rękawki.
- Yamaguchi zje z nami śniadanie. Przyszedł dosłownie chwilę temu i....
- Wiem, że przyszedł bo mu tak kazałem. - Uniosłam brew do góry, nie odrywając wzroku od okularnika.
- Przestań traktować go jak popychadło. - Mruknęłam, jakby sama do siebie. Jednak Kei z pewnością to usłyszał, gdyż na jego twarzy pojawił się lekko drwiący uśmiech.
- Nie traktuję go jak popychadło. Nie jest nim, dopóki sam na to pozwala. - Odpowiedział, jednocześnie wprawiając mnie w osłupienie. W mojej wyobraźni momentalnie pojawił się obrazek, w którym zostaję wbita w ziemię przez ogromny młot.
- Szykuj się szybciej. - Rzuciłam, gdy odzyskałam kontakt z rzeczywistością. Zamknęłam drzwi pokoju, pozwalając bratu odpowiednio się przyszykować. Zastanawiałam się, dlaczego wybrał akurat Karasuno? Jego ambicje, dobre wyniki i siatkarski talent z pewnością ułatwiłyby mu start w lepszej szkole. Być może poszedł tam ze względu na brata?
- Tsukki zaraz przyjdzie. - Uśmiechnęłam się tym razem szczerze do Yamaguchiego i przeszłam do kuchni, by przyszykować śniadanie.
- Też wybrałeś Karasuno? - Zapytałam w pewnym momencie.
- Ee.. tak. Idę tam, gdzie Tsukki. - Odpowiedział. Co z nim nie tak? Dlaczego Tadashi tak ślepo podąża za Keiem? 
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Tsukkiego, który rzucił swoje nieprzyjemne 'cześć' do Yamaguchiego, a ten jak ostatni kretyn uśmiechnął się do niego i odpowiedział mu, wrzucając w swoje powitanie wszystkie pozytywne uczucia.
Z jakiej racji, taki ogień jak Yamaguchi i woda odpowiadająca Tsukkiemu się przyjaźnią?! 

[...]

- Miłego pierwszego dnia! - Uśmiechnęłam się na pożegnanie do Tadashiego, który odwzajemnił ten gest. Ach, lubiłam tego chłopaka.
- Tak, tak. Tylko ty znowu nie wpadnij komuś pod nogi. Byłoby przykro, gdyby niewinny człowiek ponownie złamał przez ciebie nogę. - Tsukki uśmiechnął się drwiąco, jednocześnie będąc mega zadowolonym ze swojej uszczypliwości. Zaśmiał się cicho, a Tadashi? Roześmiał się razem z nim. Tsukki lubi wyciągać ten nieprzyjemny fakt z mojego życia. Nie jestem przecież najmniejsza... A to nie moja wina, że wielki pan biznesmen nie patrzył pod nogi!
Poczerwieniałam ze złości.
- Nie wymądrzaj się tak, głupku! - krzyknęłam na brata i uderzyłam go otwartą dłonią z tył głowy tak, że jego okulary zsunęły się z nosa. Yamaguchi jeszcze przed wyjściem chciał skorzystać z łazienki, więc zostałam z Keiem znowu sam na sam.
- Mogę zadać ci jedno pytanie?- zagaiłam w pewnym momencie, opierając się bokiem o ścianę przy drzwiach frontalnych. 
- Nie. - odpowiedział, pochylając się w celu zawiązania butów.
- Dlaczego wybrałeś Karasuno? 
- Mówiłem, że nie możesz zadać mi pytania.
- Kretyn. - mruknęłam, krzyżując ręce na piersi. Wiem, że Tsukki może mnie nie uwielbia, jednak mógł odnosić się do mnie z należytym szacunkiem. W końcu, bądź co bądź, jestem od niego starsza. A z tego co zdążyłam się tutaj nauczyć, w Japonii szacunek jest bardzo ważny. 
- Nie spóźnisz się na autobus? - Zapytał, jednak w jego głosie słyszałam raczej zirytowanie moją obecnością niż troskę.
- Nie. - Odpowiedziałam cicho, kręcąc przecząco głową. 
- Szkoda. - Rzucił. Syknęłam na niego i wręcz siłą wyrzuciłam go za drzwi, wyrzucając jego torbę razem z nim.
- Ale ty się spóźnisz baranie! - krzyknęłam, trzaskając drzwiami. Odetchnęłam głośno, po czym poszłam do swojego pokoju, gdzie spakowałam do walizki ostatnie rzeczy. Do swojego liceum musiałabym codziennie dojeżdżać 40 minut. To zdecydowanie strata czasu, dlatego ojciec wynajął mi małe mieszkanie niedaleko szkoły. Było to dobre rozwiązanie. Tam przynajmniej nie czułam się jak wyrzutek. Po upewnieniu się, że wszystko wzięłam, zamknęłam torbę i zrzuciłam ją z łóżka.
- Eeto... Gdzie jest Tsukki? - usłyszałam nagle za plecami. Przeszedł mnie zimny dreszcz, a gdy się odwróciłam i zobaczyłam Yamaguchiego, omal nie zemdlałam.
- Tadashi! To ty... Nie wyszedłeś...? - język splątał mi się jak węzeł. Od razu sięgnęłam po telefon.
- Zaraz po ciebie wróci. - Powiedziałam pewnie, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. Był wyższy ode mnie, jednak chciałam go koniecznie zatrzymać.
- Nie ma problemu, po prostu go dogonię.
- Nie, nie dogonisz. Bachor musi po ciebie wrócić. - Przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Czego znowu? - Usłyszałam głos Keia w słuchawce.
- Nie zapomniałeś czegoś? - zapytałam. Wiedziałam, że Kei w tym momencie się zatrzymał i zmarszczył z dezorientacją brwi. Na tyle zdążyłam go poznać.
- Nie... Chyba nie...
- A YAMAGUCHI?! - Usłyszałam urwane "yy", jakby teraz został wbity w ziemię tak, jak ja rano kiedy wparowałam do jego pokoju.
- Przecież mnie dogoni.
- Nie, nie dogoni. Wracaj po niego natychmiast, głupku! - Powiedziałam pewnie i rozłączyłam się. Potem z miną wręcz anioła spojrzałam na Tadashiego.
- Zaraz po ciebie wróci.

[...]

Jako kapitan musiałam oczywiście zachęcać pierwszaków do dołączenia do naszego klubu siatkarskiego. Sport w Shutoku może pocieszyć się wieloma sukcesami, szczególnie jeśli chodzi o koszykówkę, siatkówkę i tenis. Rok temu udało nam się zająć II miejsce na Mistrzostwach Wiosennych, jednak teraz nasza drużyna walczy o to pierwsze miejsce. Ci, którzy stoją na drugiej pozycji są pierwszymi przegranymi. I to była prawda. Miałam w dłoniach karty zgłoszeń, które kurczowo przyciskałam do piersi. Jak zwykle miałam w buzi owocowego lizaka. Cóż, po prostu je lubiłam. 
- Kurcze, gdzie jest to przeklęte stanowisko klubu koszykarskiego. Ileś można go szukać? - Usłyszałam głos jednego z dwóch chłopaków idących przede mną. Jeden z nich był wręcz ogromny... Do tej pory myślałam, że Kei jest wystarczająco wysoki. Ale on? On przewyższał go chyba o 10 cm! Zielonowłosy, trzymał coś w dłoniach. Drugi, ten który się odezwał, był niższy. Miał ciemne włosy, a dłonie wpuszczone w czarne spodnie.
- Mogę was zaprowadzić, też tam idę. - Wydukałam, za ich plecami.
- Oj Midorima, coś ci się głos nieco zmienił. - Szatyn roześmiał się melodyjnie. Zielonek spojrzał na towarzysza. Przełożył przedmiot do drugiej ręki i wolną uderzył wesołka w głowę.
- To nie ja, Nanodayo.
- Tak y... to ja... - Powiedziałam, chcąc zwrócić na siebie uwagę i postukałam palcem szatyna w bark.
- Jak długo za nami idziesz? - Zapytał w pewnym momencie ciemnowłosy.
- Od bramy. - Oboje w tym momencie wyglądali, jakby zobaczyli ducha. Ducha, który mimo wszystko przyjaźnie się do nich uśmiecha. Szatyn przeczesał dłonią włosy.
- Aj, wybacz. Ale jesteś taka mała, że cię nie zauważyliśmy... - Całkowicie zignorowałam uwagę rozweselonego chłopaka. Złapałam koniec patyczka i popatrzyłam na chłopaka o zielonych włosach i, jak się okazało, także oczach. Wyglądał zdecydowanie poważniej.
- Tak jak mówiłam, też idę do tego stanowiska. Zaprowadzę was. - Powiedziałam, wciskając się w równy szereg z dwójką pierwszaków. Czułam się przy nich jak mrówka i pewnie tak wyglądałam.
- Zamierzacie dołączyć do koszykarzy? A nie myśleliście może o siatkarzach? Chłopaki z wielką chęcią przyjmą kogoś nowego. Tym bardziej, że obaj jesteście wysocy, a brakuje im środkowych. - Zapytałam, kiedy idąc obok chłopaków poprawiałam trzymane papiery. 
- Siatkówka jest nudna. - Odezwał się okularnik. Od razu spiorunowałam go wzrokiem.
- Pewnie tak mówisz, bo nigdy nie grałeś. Siatkówka jest naprawdę przyjemnym sportem. I jest zdecydowanie bardziej energiczna, dynamiczna niż koszykówka. - Chciałam za wszelką cenę przekonać zielonowłosego.
- Grałem. Stąd wiem, że jest nudna. - Szatyn przytknął dłoń do ust by nie wybuchnąć śmiechem, kiedy zobaczył mój zabijający jego towarzysza wzrok. Gdy jednak mu to przeszło, spojrzał na mnie, ponownie chowając dłonie do kieszeni spodni.
-  Zgaduję, że dołączasz do siatkarek? - Zapytał w pewnym momencie wesołek.
- Eeto... Tak jakby jestem kapitanem. - Odpowiedziałam z pełną powagą i poniekąd dumą. Ciemnowłosy zbladł. Zatrzymał się, opuścił głowę tak nisko jak tylko mógł i spojrzał na mnie z góry.
- Pierwszy raz spotykam kapitana libero. - Powiedział, na co poczerwieniałam ze złości.
- Nie jestem libero! Gram na przyjęciu! I...i... Proszę nie patrz na starszą od siebie dziewczynę z góry! - Spojrzałam w bok, czując się osaczona przez wyższych chłopaków. 
- Wybacz, ale inaczej chyba nie mogę. Mimo to będę się starał, Senpai..- Powiedział z delikatnym sarkazmem. Zaraz, czy powiedział do mnie SENPAI?! Nie... nie... Nie chcę, żeby tak do mnie mówili! Nie chcę czuć się y... staro!
Wyjęłam z ust lizaka, by po chwili ponownie go wsadzić do buzi. Przeszliśmy jeszcze kilka metrów, aż w końcu stanęliśmy przy stanowisku. Za stolikiem siedziało dwóch chłopaków z trzeciej klasy: Otsubo - kapitan oraz Kimura. 
- Midorima Shinatro. Bardzo się cieszymy, że chcesz dołączyć do klubu. - Powiedział Otsubo, wstając z miejsca. 
- I jeszcze ja! Takao Kazunari! - Szatyn wychylił się zza zielonowłosego, by zasygnalizować starszakom swoją obecność. Kimura i Otsubo spojrzeli na szatyna z lekką dezorientacją. Zdawać by się mogło, że przy Midorimie był on nikim. Chociaż sama nie do końca wiedziałam, z kim mam wówczas do czynienia.
- I ja! - Powiedziałam dumnie, wychylając się zza pleców Takao.
- Eeto... Właściwie chciałam zapytać, czy Miyaji już jest... I oddać wam długopis. - Dodałam, widząc rozbawienie senpaiów.
- Jest na hali. - Odpowiedział Kimura, biorąc ode mnie długopis. Uśmiechnęłam się najpierw do starszaków, potem do pierwszaków i odeszłam.
- Siatkarzyku, poczekaj! - Usłyszałam, po czym odwróciłam się. 
- Mogę wiedzieć jak się nazywasz? - Kazunari uśmiechnął się do mnie ciepło, jednak na samo to pytanie dostał po głowie od Otsubo. Coś dużo razy dzisiaj oberwał...
- Nie siatkarzykuj jej!
- Tsukishima. Tsukishima Hiroki. - Odpowiedziałam, uprzednio wyjąwszy z ust lizaka. Potem już spokojnie ruszyłam w stronę hali, by przywitać się z Miyajim. Dawno go nie widziałam. A przecież tak świetnie się dogadywaliśmy. 
Zaciekawiła mnie dwójka poznanych pierwszaków. Cholernie przypominali mi Tsukkiego i Yamaguchiego. Ten cały Midorima jednak zdawał się być bardziej otwarty niż Tsukki. Takao natomiast od Yamaguchiego różnił się tym, że bez Midorimy by sobie poradził. Tadashi bez Keia już nie... No i to, co zielonowłosy trzymał w dłoniach... Po jaką cholerę taszczy ze sobą pudełko pinesek? Dlaczego obwiązywał palce bandażami? Sama to co prawda robiłam, mój serdeczny palec prawej dłoni był ciągle obwiązany, jednak to ze względu na to, by niczego nie zapomnieć. Może Midorima tak samo oplata całe pięć palców? 
Bądź co bądź, ten rok zapowiadał wiele zawirowań. Ta dwójka to naprawdę ciekawe pierwszaki.


~♥~♥~♥~♥~♥~

Hola! Pierwszy rozdział już za mną! Początkowo nie chciałam zaczynać od pierwszego dnia, jednak ostatecznie zdecydowałam się na to. Mam nadzieję, że nikt nie zasnął...
A i ten... Wszelkie pytania i propozycje, możecie pisać w sumie gdziekolwiek wam się podoba :3
Wytykajcie mi błędy, braki czy wszelakiego rodzaju niedociągnięcia. Nie pogniewam się, a nawet podziękuję ^^

'Czasami na szczerość jest za późno' - Prolog


29 października, trzy lata temu.
 

Yoshiki Tsukishima trząsł się na samą myśl o tym, co za chwilę będzie musiał oznajmić swoim synom, a co ważniejsze - żonie.
Ściskając delikatnie dłoń małej, czarnowłosej istotki o rubinowych oczach, kroczył po schodach na górę, ciągnąc za sobą młodą dziewczynę.
Wiedział jedno - musiał ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Nawet, jeśli popełnił błąd 14 lat temu. 14 lat... Sporo czasu.
   Dom rodziny Tsukishima nie był małym mieszkaniem, a przytulnym, piętrowym domem. Był jak z obrazka. Otoczony ogrodem raptem z amerykańskich filmów o kochającej rodzinie, która żyje beztrosko z dnia na dzień. I tak pewnie było w życiu samych mieszkańców ów budynku. Przynajmniej do czasu.
   Mężczyzna w końcu zatrzymał się przed drzwiami. Spojrzał na dziewczynę, biorąc głęboki wdech. Nie umiał się z nią porozumieć. Nie tylko ze względu na to, że średnio znała japoński. On szedł w lewo, ona w prawo. On w górę, ona w dół.
Pochylił się nad dziewczyną, poprawiając kołnierzyk jej niebieskiej koszuli i uśmiechnął się w taki sposób, którego czarnowłosa nie zapomni do końca życia. Był to uśmiech przepełniony gniewem, zdenerwowaniem, niepewności, poniekąd miłością i przede wszystkim współczuciem. Ale to ostatnie uczucie zdecydowanie nie było skierowane ku dziecku... Współczuł sobie, że znalazł się w tak niewygodnej sytuacji.
- Cokolwiek się stanie, proszę cię Hiroki, nie płacz. Płacz, jest oznaką słabości. Nie możesz być słaba. Nie możesz płakać, cokolwiek się zdarzy. Jasne?
Dziewczyna pokiwała zgodnie głową, nie do końca rozumiejąc słowa mężczyzny. Pewnie zrobiła to tylko i wyłącznie z grzeczności.
   Po wzięciu głębokiego oddechu, czterdziestosześciolatek otworzył drzwi, wpuszczając przodem czternastolatkę. Czarnowłosa nie zdążyła nawet zdjąć butów, gdyż Yoshiki od razu zaprowadził dziewczynę do salonu, gdzie jak co wieczór, Tsukishimowie oglądali film. Tym razem, jak się okazało, bez najmłodszego domownika.
- Kunie, Akiteru, to jest Hiroki... - Żona Yoshikiego, Kunie, patrzyła na męża z lekką dezorientacją, podobnie zresztą jak osiemnastoletni Akiteru.
- Moja córka. - wydusił z siebie w końcu, odetchnąwszy głośno.
- Córka? - zapytała Kunie.
- Twoja? Córka?! - kobieta momentalnie podniosła się z miejsca. W przeciwieństwie do osiemnastolatka, który w szoku raczej wbił się w fotel.
- Kunie, daj mi wyjaśnić... - poprosił Yoshiki, spuszczając lekko głowę. Żona mężczyzny nie miała zamiaru słuchać słabych wyjaśnień ukochanego, jednak ostatecznie zgodziła się. Usiadła na poprzednim miejscu, Yoshiki naprzeciwko niej.
Hiroki stała w miejscu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Prawdopodobnie nigdy nie czuła się tak zawstydzona i niechciana.
W końcu jednak usiadła na podłodze, obok fotela, gdzie spoczął Tsukishima. Jakby chciała być obok jedynej osoby, która może jej pomóc.
- 14 lat temu, praktycznie zaczęła prosperować moja firma... Gdy musiałem pojechać podpisać kontrakt do Rosji, pamiętam, jak bardzo się wtedy cieszyłaś... Wszystko szło tak, jak powinno: formalna kolacja z zarządcami, miłe rozmowy, podpisanie umowy, pójście do hotelu i powrót następnego dnia. Jednak pójście do hotelu, nie odbyło się tak, jak powinno... Kunie, ja zdradziłem cię. Z Oksaną: matką Hiroki. Nie było to nic zobowiązującego. Jedna jedyna noc, która miała zostać między nami. Miało to być nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. I pewnie by tak było, gdyby Oksana nie napisała mi w liście, że jest w ciąży. Nie mogłem jej przecież zostawić na lodzie... Skoro już dałem ciała jako mąż, nie chciałem także polec na innej linii. Uznałem Hiroki. Nie chciałem angażować się w życie ani Oksany, ani Hiroki. Wysyłałem im pieniądze, gdy czegoś potrzebowały, załatwiałem, ale to tyle. Dopiero miesiąc temu dotarła do mnie wiadomość, że Oksana odeszła. Nie mogłem pozwolić, by Hiroki zabrali obcy ludzie. Ani Oksana, ani Hiroki nie miały nikogo. Dlatego zdecydowałem się wziąć ją do siebie. Wiem, że wolałaby zostać w Moskwie, ale nie mogłem na to pozwolić. Chcę zapewnić jej dobre życie. Za rok pójdzie do liceum, chcę, by to był dla niej najlepszy czas.
Kunie, przepraszam, że zawiodłem twoje zaufanie. Akiteru, ciebie również bardzo przepraszam. Jak tylko Kei wróci do domu, jego też przeproszę... Chciałem być z wami szczery, chociaż wiem, że na szczerość teraz jest za późno. - głos Yoshikiego był spokojny i opanowany, ale jednocześnie drżący i chłodny. Każda kolejna łza, spływająca po policzku jego żony była jak gwóźdź wbity w serce, a jej zaciskające się na sukience dłonie zdawały się całkowicie ściskać jego gardło.
- Kunie... Przepraszam... Naprawdę cię kocham... Nie wiem, co mi wtedy strzeliło do głowy. Ja po prostu...
- Ty draniu! - Kobieta ponownie wstała z miejsca. Była zła na męża... Ale czy można się jej dziwić? W jednej chwili Kunie stanęła przed wyborem: albo rozstaną się z mężem, albo przyjmie pod dach dziewczynę, której nie powinno tutaj być.
Kunie w bezsilności zacisnęła dłonie w pięści i spuściła głowę, pozwalając łzom dalej płynąć. Sam Yoshiki wstał z miejsca i podszedł do żony. Chciał ją objąć, jednak ta od razu się odsunęła.
- Nie zapomnę ci tego.
Powiedziała, a potem spojrzała na Hiroki wręcz z nienawiścią. Zgryzła szczękę, zacisnęła pięści tak, jakby naprawdę nienawidziła tej dziewczyny.


~♥~♥~♥~

Dam dam daam! Witam, dzień dobry! Pierwszy raz bawię się w pisanie opowiadania opartego na anime/mandze (mimo że oglądać/czytać lubię) więc proszę o wyrozumiałość ;)
Cóż, połączę tutaj swoją wyobraźnię z Kuroko no basket oraz Haikyuu!, mając cichą nadzieję, że jakoś to wyjdzie.
Prolog taki, a nie inny... Cóż. Mam tylko nadzieję, że zachęcę was chociaż w małym stopniu do śledzenia poczynań moich bohaterów :3
Jeżeli chcecie natomiast bliżej przytoczyć sobie metryczki postaci, szukajcie ich w odpowiednich stronach (Pierwszy skład (tutaj główni bohaterowie), rezerwowi oraz dwunasty zawodnik). W razie pytań, możecie pisać pod postami, lub gdzieś na skrzynkę konta google.
Reklamujcie się Złotka w zakładce: Wasze cudeńka. Na pewno zajrzę i zostawię coś po sobie ;) Często wkręcam się w czytanie, więc jeżeli twoja historia mi "podejdzie", to z pewnością będę śledzić ją na bieżąco.
Tymczasem życzę wam miłego czytania i trzymajcie się ciepło! ♥
Theme by Ally | Panda Graphics