czwartek, 25 lutego 2016

Waleczny jak lew - Rozdział IX

Wodnik uplasował się dzisiaj na trzecim miejscu w rankingu Oha Asa. Dla mnie i mojej drużyny to dobra wiadomość zważywszy na fakt, że rak jest drugi. Mam większe szczęście niż Kuroko, którego najbardziej się obawiałem i o ile w Seirin nie ma żadnego lwa, o tyle mamy przewagę. Ponadto całe Shutoku wspiera sprzyjający mi los. Starają się, bym czuł się pewny i zrobią ku temu wszystko. W końcu nie zawahali się ani na moment, kiedy tylko Takao przytargał do szatni Tsukishimę. Od razu usadzili ją na ławce, bym tylko miał obok siebie najbardziej kompatybilną dzisiaj osobę. Nie przewidzieli jednak tego, że obecność Tsukishimy na ławce będzie mnie bardziej rozpraszać niż wspierać. W końcu... To Tsukishima.
Byłem pełen podziwu i szacunku do Kuroko. Niemniej jednak uważałem, że popełnił największy błąd w życiu, kiedy po gimnazjum wybrał tak słabą drużynę jak Seirin. Wszyscy zawodnicy Pokolenia Cudów bez problemu dostali się do liceów, gdzie koszykówka jest przodującym sportem. Kaijo, Akademia Too, Yosen, Shutoku i Rakuzan - to drużyny, które w każdym roku walczą o podium. Seirin? Są stosunkowo nową drużyną i nie odnoszą żadnych sukcesów.
- Nie sądziłem, że uda wam się zajść tak daleko, Kuroko. - Poprawiłem okulary, patrząc z pewnością na Tetsuyę, który stał przede mną.
- Daliśmy z siebie wszystko by tu być, Midorima-kun. Drużyna Seirin, jest taką, która gra zespołowo. Jestem pewien, że zajdziemy jeszcze wyżej.
- Jeśli myślisz, że gra zespołowa wystarczy, by wygrać, to się mylisz, nanodayo. Mogłeś podjąć lepszą decyzję, taką, która da ci zwycięstwo. Chodź, Kuroko. Pokażę ci, jak niedorzeczny był twój wybór. - Odwróciłem się, zerkając jeszcze zza ramienia na Tetsuyę, który jednie kiwnął głową. Cicho westchnąłem. Już chciałem ustawić się po swojej stronie, kiedy nagle poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramię.
- Midorima Shintaro, prawda? - jednym ruchem ręki zdjąłem ze swojego ramienia dłoń koszykarza Seirin.
- Tak, a ty to kto? - zapytałem. Oczywiście wiedziałem, kim on był... Słyszałem za plecami ciche parsknięcie Takao i jego cichy szept "Skąd u ciebie ta duma Shin-chan?"
Wtedy chłopak wyciągnął do mnie rękę.
- Uścisk dłoni? - cicho westchnąłem. Podałem dłoń koszykarzowi, jednak ten zamiast ją uścisnąć, napisał na niej swoje imię, nazwisko oraz numer markerem.
- Taiga Kagami. Dobrze ci radzę: zapamiętaj to imię, bo zamierzam cię dzisiaj pokonać. - Z pewnym uśmieszkiem odsunął się i wrócił na swoją połowę. Kliknąłem językiem i szybko podbiegłem do ławki rezerwowych.
- Są mokre chusteczki? - zapytałem, sięgając do torby. Może sam jakieś miałem...
- Proszę. - Usłyszawszy cichy, spokojny i przejęty głos Tsukishimy, spojrzałem na nią. Wziąłem od niej jedną, nawilżoną chusteczkę i starłem z dłoni napis.
- Midorima-kun, dobrze się czujesz? - spojrzałem na trenera. Kiwnąłem twierdząco głową.
- Tak, dzisiaj czuję się wyjątkowo dobrze. - stwierdziłem pewnie. Poprawiłem jeszcze okulary, po czym szybko wróciłem na boisko.
Rozbrzmiał pierwszy gwizdek sędziego i całkowicie skupiłem się na meczu. Chcąc nie chcąc, musiałem przestać myśleć o Hiroki. Wszystkie myśli skierowałem na ten mecz.
Kapitan jako pierwszy zagarnął piłkę, dzięki czemu mogliśmy wyprowadzić akcję. Momentalnie znaleźliśmy się na połowie przeciwnika. Takao chwilę kozłował piłkę, lustrując wzrokiem ustawienie zarówno swojej, jak i drużyny Seirin. Szukał luki. Szybko jednak dostrzegł to, że wyrwałem się z krycia dzięki zasłonie kapitana i bez wahania podał mi piłkę. Mogłem zrobić tylko jedną rzecz: zdobyć 3 punkty. Ze spokojem przyjąłem pozycję po czym wyrzuciłem piłkę w górę. 
- Takao, wracamy do obrony. - powiedziałem, odwracając się.
- Shin-chan.... Jeśli teraz spudłujesz to mi też się dostanie. - rozgrywający cicho westchnął, biegnąc obok mnie.
- Nie bądź głupi. Przecież wiesz, że nigdy nie pudłuję. - w tym momencie, piłka po długiej fazie lotu wpadła do kosza, zmieniając wynik na naszą korzyść. Obie drużyny przeniosły się na naszą połowę. Teraz to Seirin byli przy piłce. Moim zadaniem w dzisiejszym meczu, było krycie Kagamiego. Nie do końca wiedziałem, czego mam się po nich spodziewać, jednak po sparingu jaki odbyli z Kaijo, gdy pokonali Kise byłem pewny, że nie jest to przeciwnik, którego powinienem lekceważyć.
Pierwsza połowa kwarty to był praktycznie pokaz rzutów za trzy punkty. Wszystkie piłki, jakie odzyskaliśmy przechodziły przez moje ręce, zanim na dobre wylądowały w koszu.
Przy stanie gry 18:7, trenerka Seirin wzięła czas. Wszyscy zbliżyliśmy się do naszej ławki. Wysłuchaliśmy wskazówek trenera, który tak właściwie nie mówił niczego odkrywczego.
- Ano... - Pomiędzy Takao a trenera wcisnęła się Tsukishima. Co ona znowu kombinuje?
- Mogę coś dodać? Myślę, że to zadziała na zwiększenie znaczne różnicy w pierwszej kwarcie i przejęcie prowadzenia w drugiej - Zaczęła nieco nieśmiało. Cóż, nie wątpiłem w zdolności analityczne Tsukishimy. Szczerze mówiąc, to nawet podziwiałem jej zdolność do czytania i przewidywania gry, ale czy to działa również w koszykówce? W końcu jest siatkarką i to siatkówce poświęca najwięcej czasu.
- Proszę - trener bez wahania oddał głos Hiroki. Zmarszczyłem brwi. Czy ona naprawdę miała u wszystkich taki autorytet?!
- Shin, dobrze by było, gdybyś do końca tej kwarty starał się rzucać trójki jeszcze z połowy Seirin. Rzutami ze swojego boiska zaskoczysz ich w drugiej. Trochę czasu minie, zanim zorientują się, że długo szykujesz się do rzutu. Musisz wyczuć ten moment, kiedy zaczną to ogarniać. Powinieneś być szczególnie czujny. Takao, gdybyś mógł podawać piłki do Miyaji'ego... Ich kapitan, wciąż ma problem z jego szybkim i mijającym dryblingiem, więc można podtrzymać to jakiś czas. Kiyoshi, po otrzymaniu piłki po prostu wpakuj ją do kosza. Otsubo i Kimura, starajcie się robić miejsce Miyajiemu. Takao i Shinowi. Szczególnie, Kimura, nie pozwól, by krycie na Shinie utrudniało mu rzuty. Gdy Shin rzuci, musicie być pod koszem. W razie niepowodzenia rzecz jasna. Gdy jednak piłka już wpadnie, nie cofajcie się całkowicie na swoją połowę. Balansujcie przy linii. Ich rozgrywający ma sokole oko. Widzi na boisku więcej niż zwykły gracz. Dlatego Takao, to twój interes by być o krok przed nim. Kagami z Kuroko jeszcze nie zaczęli współpracować, jeśli jednak tak się stanie, to zmieniacie krycie. Takao zajmie się Kuroko. I starajcie się przenosić akcję na lewą flankę. Seirin mniej się na niej skupia. Poza tym, Shin, nie zapominaj, że świecisz nie tylko w rzutach za trzy. Dlatego kryjesz Kagamiego, nie zapominaj o tym. - Tsukishima dobrze wiedziała o czym mówi. Słuchając jej odnosiłem wrażenie, jakby przestudiowała nie tylko mnie, ale i całe Shutoku oraz Seirin. Może nie są to jakieś nowe rzeczy, jednak wyciągała na wierzch małe szczegóły, które naprawdę mogą nam pomóc.
- Stan gry na koniec tej kwarty, wedle planu, powinien wskazywać około 20 bądź 24 punktów przewagi nad Seirin. - Tsukishima naprawdę jest wyjątkowa. Gdyby była naszym menadżerem, może naprawdę bylibyśmy w stanie odnieść jeszcze więcej zwycięstw?
- Dziękujemy, Tsuki-san! Teraz, Shutoku! Pokażmy im naszą koszykówkę! - Otsubo zagrzał nas do dalszej walki. Wychodząc po krótkiej przerwie odnosiłem wrażenie, jakby całe Shutoku było bardziej skupione. Każdy dokładnie wiedział, co miał robić. Przydzielenie zadania każdemu z osobna naprawdę wprowadziło do nas spokój. Co jednak nie zmieniło faktu, że sam miałem bardzo mieszane uczucia. Aura wokół Seirin była zupełnie inna niż na początku. Odnosiłem wrażenie, jakby wciąż nie wyciągnęli swojego asa z rękawa. Jeśli jednak tym asem był Kuroko, nie przewidzieli jednego - nie jest tutaj niewidoczny.

[...]

Do 7 minuty pierwszej kwarty mieliśmy widoczne prowadzenie 18 punktami. Było tak, jak przewidywała Tsukishima. Seirin rzeczywiście nie pilnowało tak bardzo swojej lewej strony i zaczęliśmy to wykorzystywać. Czułem jednak, że moje ustawianie się przy linii środkowej nie wystarcza i sprawia mniej kłopotu drużynie Seirin. Oni sami zresztą wprowadzali swój plan w życie. Podwoili na mnie krycie, ale to nie przynosiło żadnego efektu. I tak rzucałem za trzy i tak.
- Twoje rzuty są naprawdę niesamowite, Midorima. Ale nie lekceważ światła. - Światła? Ach, tak... Światła. Prychnąłem i spojrzałem na Kagamiego.
- Rozumiem, że Kuroko to twój cień? To było do przewidzenia, nanodayo. Nie licz jednak na wiele, dobrze ci radzę. Niestety tutaj sztuczki Kuroko nie podziałają. - Powiedziałem pewnie. Wiedziałem, że Takao dostarczy teraz do mnie piłkę, tak też się stało. Ze spokojem ją przyjąłem.
- I zapamiętaj, że nie tylko rzucanie za trzy punkty jest moim zadaniem. - Zmarszczyłem brwi. Kagami był gotowy wyskoczyć i podjąć próbę zablokowania mojego rzutu.
Wykorzystałem więc chwilę jego błędu, przedryblowałem go i z bezpiecznej dla siebie pozycji rzuciłem. Bezpiecznej... Tak, to dobre słowo. Zaczynałem czuć, że Kagami z każdą próbą skacze coraz wyżej. Niedługo być może będzie w stanie chociaż trącić piłkę? To był ten moment, o którym mówiła Tsukishima. Moment, w którym powinienem przymierzać się do dalszych rzutów. Zastanawiała mnie jednak jedna rzecz - dlaczego Kuroko wciąż nie współpracował z Kagamim? Widoczność Kuroko ma swój limit czasowy. Pewnie będą chcieli skorzystać z niego w drugiej połowie.
Po zdobyciu kolejnych 3 punktów, gra przeniosła się na naszą stronę. Piłkę miał rozgrywający Seirin. Skupiłem się na kryciu Kagamiego. Nagle do jego rąk dotarło podanie. Skąd?! Ten od razu się odwrócił i wsadem wrzucił piłkę do kosza. Nie zdążyłem go zablokować.
- Być może sztuczki Kuroko nie podziałają, ale ja także mam parę ciekawych rzeczy do pokazania. - Kagami z przepełnionym pewnością uśmieszkiem spojrzał na mnie. Zmarszczyłem brwi i kliknąłem językiem. Kimura podszedł pierwszy do piłki i wyrzucił ją prosto do Takao. Kiedy on był przy piłce, czułem się nadzwyczaj spokojny. Jednak gdy rozejrzałem się po boisku dotarło do mnie, że Seirin zmienili krycie. Jednak nam, poszło to na rękę. Bardziej skupili się w trumnie, nie kryli indywidualnie. Zgłupieli? Przecież dla mnie to idealna okazja do zdobycia punktów i oni dobrze o tym wiedzieli!
Takao już był gotowy, by podać do mnie piłkę. Już ją wyrzucił i nagle... Zmieniła ona kierunek! Wyleciała na naszą połowę, a zanim w ogóle się zorientowałem, Kagami już był przy piłce. Szybko ruszyłem by zablokować jego rzut. Tuż przy koszu wyskoczyłem i wyciągnąłem rękę. Cholera, za późno!
Dopiero teraz zaczął się pokaz Kuroko - Kagami. Dokładnie w ostatnich sekundach pierwszej kwarty.

- Bakao, czy ty zgubiłeś z widzenia Kuroko?! - Miyaji uderzył zaczepialsko Takao w tył głowy. Ledwo co zeszliśmy na przerwę, a ten już oberwał...
- Itee... Nie, nie zgubiłem. Na chwilę o nim po prostu zapomniałem. - szatyn przyłożył do ust bidon i napił się zimnej wody.
- Miyaji-kun, miejże trochę szacunku do młodszych. - trener skrzyżował ręce na piersi i cicho westchnął.
- Mniejsza z tym. Jest tak, jak przewidziała Tsukishima-san. Mamy 22 punktową przewagę nad Seirin. Jednak widząc to, co się dzieje nie sądzę, że będziemy w stanie ją utrzymać. Szczególnie, że zaczęliśmy odczuwać misdirection. Takao, tak jak było mówione, kryjesz Kuroko. Gdy zorientują się, że go widzisz, pewnie posadzą go na ławce. W końcu straci swoją przydatność. - Trener podawał nam ostatnie wskazówki. Słuchałem go jednym uchem. Skupiałem się raczej na tym, co powinienem poprawić, jak zagrać, jak przyjąć piłkę...
- Shin? - nagle usłyszałem miękki głos Tsukishimy, obok której na chwilę przysiadłem. Nawet nie zwróciłem uwagi, gdzie usiadłem!
Odwróciłem głowę w jej stronę i uniosłem pytająco brew.
- Nie myśl za dużo. Po prostu graj. Trzymaj jednak Kagamiego na dystans. Sam chyba zauważyłeś, że skacze coraz wyżej... - Upiłem łyk wody, po czym przetarłem białym ręcznikiem kark.
- Tsukishima... Kiedy środkowy jest niższy niż jego przeciwnik, jak ma go zablokować? - zapytałem nagle, nie patrząc na szatynkę.
- Hę? Czemu cię to teraz intere...
- Po prostu mi odpowiedz. - powiedziałem stanowczo, spoglądając na nią kątem oka.
- Kiedy środkowy jest niższy, to po prostu wystarczy, jeśli wstrzyma się chwilę z wyskokiem. To są milisekundy. Niższemu środkowemu zajmie więcej czasu doskoczenie do najwyższego punktu niż wysokiemu. Siłą rzeczy, kiedy wyskoczy później będzie się wznosił wtedy, kiedy wyższy będzie opadał. Tak mniej więcej sobie radzą... - Potrzebowałem teraz tej wiedzy. Dobrze, że Tsukishima tutaj siedziała.
- W ogóle... - gdy już się zbierała, żeby coś dodać, odwróciłem się do niej, przy okazji delikatnie szturchając ją kolanem. Szczerze mówiąc, bawiło mnie jej zawstydzenie, kiedy lekko się odsunęła. Chciałem, by była przy mnie pewniejsza i się nie wstydziła. Z drugiej strony, było to cholernie urocze...
Nie! Midorima! Skup się na meczu! A Tsukishima to tylko koleżanka, do jasnej anielki! K-która ma naprawdę ładne, pociągające wargi! I oczy! I dłonie! I mały, słodki nosek!
Biłem się z myślami. Przestałem dopiero, gdy dziewczyna chciała dokończyć wątek.
- Twój przyjaciel siedzi na widowni. - Tsuki skinęła głową na jeden z sektorów.
- Oj! Midorimacchi! Midorimacchi! Tutaj! Kurokocchi! Ała... Senpai, to bolało... - Kise! Kliknąłem językiem, gdy zobaczyłem tego głośnego głupka na widowni. Kiedy jednak przyjrzałem się bliżej miejscu, w którym siedział dotarło do mnie, że praktycznie miejsce dalej siedział Oikawa. Po co on tutaj? Przecież żadna drużyna z Tokio nie grała teraz z nimi meczu, a wczoraj przecież wygrali sparing z Karasuno... Chociaż z drugiej strony, Miyaji to jego dobry przyjaciel. Może przyjechał po prostu popatrzeć?
Bądź co bądź, obecność Oikawy była nie na rękę zarówno mi, jak i Tsukishimie. Nie mogłem jej jednak tego pokazać. Nie może wiedzieć, że mam z nim cokolwiek wspólnego.
Po całej hali rozbrzmiał gwizdek sędziego, który kończył przerwę pomiędzy kwartami.

Dopiero teraz tak na dobrą sprawę zaczynał się pokaz Kuroko - Kagami, Cień - Światło. Udało im się zmniejszyć różnicę punktową, jednak wtedy Takao przestał się bawić. Po prostu przerywał podania Kuroko, widział go. Jego siła polegała na tym, że potrafił odwrócić czyiś wzrok, znikał, był niewidoczny. Jednak grając przeciwko komuś, kto widzi nie tylko ciebie, ale też wszystko inne dookoła nie masz szans.
Takao posiadał jastrzębie oko. Miał o wiele szersze pole widzenia na boisku niż rozgrywający Seirin, posiadający sokole oko. Ponadto, jego umiejętności spokojnie pozwalały na to, by wyrwać się spod krycia Izukiego i podać piłkę do mnie, Miyaji'ego lub Otsubo.
Sam miałem jednak problem z tym, że krył mnie Kagami.
- Głupi jesteś myśląc, że będziesz pilnował mnie wystarczająco dobrze. - Rzuciłem w pewnym momencie do 10 Seirin i cofnąłem się na swoją połowę. Zdziwiony Taiga chyba nie do końca wiedział, co się dzieje, więc nie zbliżał się za bardzo. Takao dobrze wiedział, komu należy podać piłkę.
Gdy okrągły przedmiot w jednej chwili znalazł się w mojej dłoni, bez wahania przyjąłem pozycję do rzutu.
" Naprawdę zamierza rzucać z tak daleka?", "Przecież to niemożliwe, by trafił!" Na trybunach wzniosła się wrzawa. Sam natomiast pełen skupienia lekko ugiąłem kolana, w głowie wyliczyłem z jaką siłą i na jaką wysokość powinienem rzucić. Potem wyskoczyłem i zwyczajnie wypuściłem piłkę z rąk.
- Trzy punkty to za mało za taki piękny rzut, Shin-chan. - Takao uniósł kciuk do góry i uśmiechnął się do mnie. Sam jedynie poprawiłem okulary, cicho wzdychając.
Całe Seirin było poruszone tym, że moje rzuty nie sięgają tylko połowy boiska. Potrafiłem trafić z każdej pozycji. Zerknąłem kątem oka na Kagamiego. Czy on... Uśmiechał się?
Nie zwiastowało to niestety niczego dobrego.

Trzecią kwartę zaczynaliśmy wynikiem 38:31 dla nas. Kuroko usiadł na ławce. Trenerka Seirin pewnie wciąż szukała luki w naszej grze. Brak Kuroko jednak nie dawał nam od razu wygranej. Mieliśmy przewagę punktową, jednak Seirin pod żadnym pozorem nie odpuszczało. Coraz ciężej pilnowało mi się Kagamiego. W pewnym momencie poczuł się zbyt pewny siebie i to bardzo mnie zdenerwowało. Udało mu się minąć mnie w dryblingu, jednak niemalże od razu za nim ruszyłem. Zdenerwowany zablokowałem jego wsad i odrzuciłem piłkę, która wpadła w ręce Kimury.
- Jak mówiłem wcześniej: nie myśl, że potrafię tylko rzucać. - Zmarszczyłem brwi. Udało mi się rozpracować Kagamiego. Miał słabą lewą rękę, nie posługiwał się nią dobrze, więc wsady wykonywał tylko prawą. Ponadto zawsze schodził do kosza od swojej lewej. To było wystarczająco dużo, bym mógł go blokować. Dlaczego więc tak trudno grało mi się przeciwko niemu, mimo że rozpracowałem jego grę?
Teraz uruchomił się też ich rzucający obrońca i kapitan - Hyuuga. Jego rzuty faktycznie były dobre, jednak nie miały takiego zasięgu jak mój. Ponadto krycie go nie było dla Otsubo wielkim wyzwaniem. Mierzył się z nim już rok temu.
Seirin mocno naciskało. Gonili wynik i trzecia kwarta zdecydowanie należała do nich. Co nie znaczyło, że nie potrafiłem przybić ich swoimi rzutami. Ostatecznie przedostatnia kwarta zakończyła się wynikiem 57:51. Ostatnią akcję wykonał Miyaji po imponującym dryblingu. To była jego specjalność.

- Zmiana w drużynie Seirin! - Sędzia w 3 minucie czwartej kwarty po zdobytym przez zbiórkę Otsubo koszu zażądał zmiany.
- K-Kuroko? - Takao oparł ręce na biodrach i cicho westchnął.
- No naprawdę... Oni serio chcą popełnić koszykarskie seppuku? - Szatyn westchnął. Zmarszczyłem brwi. Co on kombinował?
- Lekceważenie Kuroko jest ostatnią rzeczą, jaką powinieneś teraz robić, nanodayo. Lepiej miej się na baczności. - Rzuciłem ostatnie spojrzenie w stronę Takao, po czym wróciłem na swoją pozycję.
Po wznowieniu gry dość szybko odzyskaliśmy piłkę. Dostałem podanie od rozgrywającego i już wzbiłem się w górę, by rzucić. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że Kagami wstrzymał się z wyskokiem. Udało mi się jednak wyrzucić piłkę z rąk zanim ten ją tknął. Niemożliwe... Czy on...
To było dokładnie to, o czym mówiła Tsukishima. Spodziewałem się, że Kagami będzie szukał podobnego sposobu.
Na mojej połowie byłem tylko ja i Kagami, który już cofał się pod kosz. Narwaniec...
Nagle przy moim uchu, z prędkością niesłychanie wielką przeleciała piłka. Poczułem jak wytworzony przez nią wiatr targa moje włosy. Byłem w szoku. Zanim zdążyłem się w ogóle ruszyć, Kagami złapał piłkę i wykonał wsad. Gdy spojrzałem pod kosz Seirin, dostrzegłem drobną postać z błękitnymi włosami i wzrokiem pełnym ducha walki oraz wiary. Kuroko!
Tak, takie szybkie wznowienia gry z pewnością będą mogły trochę przystopować moje rzuty. Wtedy tylko ja jestem na swojej połowie, a piłka będzie w rękach Kagamiego zanim w ogóle zdążę się zorientować.
- Czas dla Shutoku! - Była to już 7 minuta meczu. Do końca pozostało niewiele czasu.
- Słuchajcie. Nie pozwólcie im przejmować piłki. Ich szybkie podania z jednego końca są dobrze przemyślane i to stopuje trójki Midorimy. Rzut z końca może się przydać tylko i wyłącznie na samej końcówce. Ale wtedy wszyscy będą musieli pokładać całą swoją wiarę i mieć pewność, że Midorima trafi...
- Zawsze trafiam. - mruknąłem pod nosem.
- Póki co, zastosujemy inną technikę. Tsukishima słusznie zwróciła przed chwilą uwagę, że Kagami ma pewność, iż dostanie podanie od Kuroko. Ale kryje go Takao, więc ma ograniczone pole popisu. Teraz jednak zmieńmy krycie. Takao widzisz piłkę, więc będziesz krył Kagamiego. Teraz musisz przejąć piłkę przed Kagamim. Midorima zajmie się Kuroko. Gdy przejmiesz piłkę, po prostu podasz. Midorimie. Kuroko będzie obok niego, więc nie ma szans na to, by szybko wrócił na swoją połowę. Do tego tylko Otsubo będzie stał na zbiórce. Kimura zajmie się środkiem. Miyaji, pilnuj szczególnie mocno ich kapitana. Z minuty na minutę coraz lepiej wychodzą mu trójki. - Zerknąłem kątem oka na Tsukishimę, która dalej siedziała w tym samym miejscu. Rozmawiała z Yuyą, siedzącym po jej drugiej stronie. Cholera. Nie możemy teraz przegrać!
Wróciwszy na boisko czułem ogromną presję. Jeżeli teraz przegramy, nie zagramy w inter-high.
Chciałem tam zagrać, dlatego musiałem zrobić co w mojej mocy!
Moim zadaniem na teraz, było krycie Kuroko. Tego się najbardziej obawiałem. Jednak wierzyłem w Takao. Wierzyłem w to, że jest w stanie przyjąć podanie Kuroko. Kagami nie patrzył gdzie leci piłka. On ją miał po prostu dostarczaną do rąk. Takao tę piłkę widzi, więc jest w stanie ją odebrać.
Początkowo ten plan był naprawdę dobry, jednak wtedy zawodnicy Seirin zmienili ustawienie i sposób krycia. Znowu. To nas trochę wyprowadziło z równowagi.  Trochę... Bardzo.
Kagami miał przewagę wzrostu nad Takao, a misdirection Kuroko na mnie działało. Kazunari jednak świetnie wywiązywał się z przejęcia podań. Do czasu, kiedy Kuroko przestał podawać do Kagamiego, a kupił się na podaniach do Hyuugi, Mitobe i Izukiego. Dzięki temu nadrobili trochę punktów. Pokazali też szybki atak całą drużyną, gdzie wymianie podań nie było końca. Wszystko działo się tak szybko...
Była już 9 minuta, a Seirin potrzebowało jeszcze 4 punktów, by wygrać.
- Miyaji-senpai! - Zawołał Takao, który nie bardzo miał teraz komu podać piłkę. Widział, że nie mógł mi podać, więc chciał wyciągnąć z krycia Kiyoshiego. Jednak pilnujący go Hyuuga nie dawał za wygraną. Ostatecznie Takao sam spróbował wykonać akcję. Minął Izukiego i z wyskoku rzucił piłkę do kosza. Zrobił to jednak specjalnie bo wiedział, że pod koszem czeka Otsubo. Kto jak kto, ale ten człowiek był mistrzem zbiórek.
Otsubo zgarnął chybioną piłkę, jednak sam nie mógł wpakować jej do kosza. Kryjący do Mitobe doskonale czytał jego ruchy. Chciał podać ją dołem do Kimury, kiedy Kuroko z całą siłą przepchnął piłkę do przodu, wyrzucając pod nasz kosz Kagamiego. Udało mi się go dogonić. Zanim więc
ten wykonał wsad, wybiłem piłkę z jego rąk. Ta doleciała do Kimury, ale szybko została mu odebrana przez Izukiego. Rozgrywający Seirin podał piłkę na bok do Hyuugi, a ten wykonał celny rzut zza linii 3 punktów. Seirin pod żadnym pozorem nie odpuszczało. Grali do samego końca, wierzyli w swoje zwycięstwo. Tsk, to było irytujące.
Ostatnie 15 sekund meczu decydowało o tym, kto zostaje w rozgrywkach, a kto nie. Naszą przewagą było to, że to my byliśmy przy piłce. Nie było innego wyjścia. Musiałem dostać podanie i rzucić najważniejszą trójkę życia.
13 sekunda. Takao bez wahania wycofał piłkę i wrzucił ją prosto w moje ręce. Przede mną stanął Kuroko.
11 sekunda. Przyjąłem pozycję do rzutu.
10 sekunda. Wyskoczyłem w górę.
9 sekunda. Przede mną pojawił się Kagami i w tej samej chwili wyskoczył.
8 sekunda. Wyrzuciłem piłkę z rąk.
7 sekunda. Piłka wylatująca z moich dłoni lekko została trącona przez środkowy palec Kagamiego.
6 sekunda. Piłka była w najwyższym punkcie lotu.
5 sekunda. Piłka zaczęła opadać.
4 sekunda. Piłka odbiła się od obręczy.
3 sekunda. Kuroko złapał piłkę i wyrzucił ją do Kagamiego.
2 sekunda. Kagami zrobił naskok. Nie wyskoczyłem wystarczająco wysoko, by go zablokować. On wciąż się wznosił. Jakim cudem?!
1 sekunda... Syrena.

- Wynikiem 76 do 75 wygrywa drużyna Seirin! - Te słowa definitywnie podkreślały naszą porażkę.
- Wybacz, Midorima. Jestem lwem. - Kagami spojrzał na mnie z powagą. Po chwili jednak pobiegł cieszyć się z awansu razem z towarzyszami.
N-niemożliwe! Nie dałem z siebie wszystkiego. Zacisnąłem pięść i odetchnąłem głośno. Dopiero potem zszedłem z boiska i podszedłem do naszej ławki. Wziąłem ręcznik, który od razu przerzuciłem przez ramię. Do kieszeni spodenek wsunąłem telefon.
Spojrzałem na Tsukishimę, która patrzyła na mnie z naprawdę smutnym i zaskoczonym wzrokiem. Poprawiłem jedynie okulary. Takao złapał mnie za nadgarstek i pociągnął pod trybuny, gdzie stała już reszta drużyny. Ustawiliśmy się w jednym szeregu i ukłoniliśmy głowy, dziękując kibiców za wsparcie. Potem wróciłem do ławki, gdzie sięgnąłem do torby.
- Idę się przewietrzyć.-  mruknąłem w stronę trenera. Narzuciłem na siebie drugą koszulkę, po czym opuściłem salę. Cholera... Dlaczego przegraliśmy?! Dlaczego tak musiało się stać?! Miyaji-san, Kimura-san, Otsubo-san... Dla nich była to ostatnia okazja do zagrania w tych zawodach. Co poszło nie tak?!
- Pada... - wymamrotałem pod nosem. Nawet dobrze, że padało. Chłodny deszcz z pewnością pozwoli schłodzić głowę. Stanąłem w miejscu. Zamknąłem na chwilę oczy i pozwoliłem zimnym kroplom opadać na moje ciało.
Nie docierało do mnie to, że odniosłem porażkę. Moją pierwszą porażkę. Więc tak to jest?
Frustracja, niezadowolenie, katowanie siebie myślami, co mogłem zrobić lepiej... Jeśli tak właśnie czuje się przegrany, to nie chcę nigdy więcej oddać zwycięstwa.
Stojąc dłuższą chwilę w deszczu poczułem się odrobinę lepiej. Nagle usłyszałem dzwonek telefonu. Od razu wyciągnąłem go z kieszeni i przyłożyłem do ucha. Tak szybko jak go zbliżyłem, tak szybko oddaliłem, gdy w słuchawce usłyszałem irytujący głos Momoi.
- Midorin! Jak tam mecz? Wygrałeś? Przegrałeś? Które z tego?! Tetsu-kun grał? Jak mu po... - zanim dziewczyna dokończyła, po prostu się rozłączyłem. Co za irytujące babsko... Gdy ponownie zadzwonił telefon, westchnąłem i ponownie odebrałem.
- Momoi, nie krzycz do słuchawki. - powiedziałem zirytowanym głosem.
- Oi, Midorima, dawnośmy się nie widzieli. Z twojego tonu zgaduję, że przegraliście? Widzisz, każdy ma słabość. U mnie ten problem niestety pojawia się w tym, że jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam. - Aomine... Kolejny irytujący człowiek.
- Aomine, jeśli nie masz mi czegoś ważnego do powiedzenia, to daruj sobie. Mam ciekawsze rzeczy do robienia. - wycedziłem przez zęby.
- Aj, nie unoś się taaak... Chcę tylko wiedzieć, kto będzie moim następnym przeciwnikiem... - Moje oczy szeroko się otworzyły.
- Seirin.
- No proszę! Gra przeciwko Tetsu będzie na pewno ciekawa. No cóż, dzięki Midorima! Do zobaczenia! - rozłączyłem się. Czyli następnym przeciwnikiem Seirin będzie Akademia Too...
Stałem chwilę w miejscu z opuszczoną głową. Bądź co bądź - porażka boli.
- Shiiiin! - Usłyszawszy wołanie, uniosłem wzrok, kierując go w stronę źródła dźwięku. Zobaczyłem Tsukishimę, która trzymając nad głową parasol podbiegła do mnie.
- Nie stój w deszczu, bo się przeziębisz. Z tobą to jak z małym dzieckiem. Tylko ty masz prawie dwa metry wzrostu, a nie pół metra. Takao w ogóle za tobą musi nosić rzeczy... Czy ty w swojej torbie nosisz cegły? Trzymaj. - dziewczyna podała mi parasol. Nieco zdziwiony go wziąłem. Wtedy Tsukishima rozłożyła przerzucony przez przedramię koc i narzuciła go na moje ramiona. Spojrzałem na nią, nie potrafiąc nic powiedzieć.
- N-nie patrz na mnie takim wzrokiem. Po prostu nie chcę, byś był chory... - szatynka przejęła ode mnie parasol, trzymając go wysoko nad głową, żeby deszcz nie padał na naszą dwójkę. W środku uśmiechnąłem się, widząc jej duże, czerwone oczy, które błądziły gdzieś po ziemi. Bez słowa wziąłem od niej parasolkę i okryłem jej drobne ramiona jedną częścią kocyka, jednocześnie zmuszając do stanięcia bliżej.
- Przepraszam. - wyszeptałem, powoli ruszając z miejsca. Wciąż czułem się winny z powodu tej porażki i tak naprawdę tylko to zaprzątało moją głowę. Nie usłyszałem od Tsukishimy żadnej odpowiedzi. Lekko potrząsnąłem parasolem, który trzymałem w prawej ręce. Po chwili jednak poczułem delikatne dotknięcie mojej lewej dłoni. Nim się w ogóle zorientowałem, Tsukishima sama ją ujęła i splotła nasze palce. Choć opuściła głowę prawie do samej ziemi, to wiedziałem, że się zarumieniła. Uśmiechnąłem się pod nosem czule i delikatnie ścisnąłem jej dłoń. To zdecydowanie był najlepszy wyraz wsparcia, jaki mógłbym od niej dostać.


~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Ok, trochę sportowych zmagań. Tia... Powiedzmy, że jakoś to wyszło *-* Może choć trochę będziecie w stanie to sobie wyobrazić (oby). Stwierdziłam, że lepiej napisać to z perspektywy tej boiskowej. Dlatego pod lupę wzięłam głowę Midorimy. Aczkolwiek korciło mnie, by napisać to z perspektywy Takao *-* I chyba w ogóle będę robić streszczenia na samym końcu dla leniwych. Chciałabym pisać krótsze rozdziały... Ehh...
Trochę długo, trochę ciężko, trochę błędów ^^ Przepraszam *-*
I dziękuję ♥

czwartek, 11 lutego 2016

Szczęśliwa panna - Rozdział VIII

Delikatnie położyłam dłoń na kluczu. Byłam gotowa, by go przekręcić. Miałam jednak mieszane uczucia, bo nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po Shintaro. Kiedy zaczęłam w końcu myśleć, że go poznałam, okazało się, iż tak naprawdę nic o nim nie wiem.
- Hiroki... W porządku? - Gdy usłyszałam znowu głos Midorimy, cofnęłam dłoń. Niech on przestanie mówić do mnie po imieniu! Zrobił to raz, drugi, trzeci i za każdym razem czuję się jak omamiona szkodliwie przyjemnym dźwiękiem.
Shintaro to człowiek wysokiej kultury i szacunku. Nigdy nie słyszałam, by poza swoją siostrą zwracał się do kogoś bezpośrednio po imieniu. Robił to tylko w stosunku do mnie i to też nie zawsze. Przez to sprawia wrażenie, jakbym naprawdę była dla niego wyjątkowa. Albo właśnie wręcz przeciwnie - jakby nie miał do mnie aż tyle szacunku by mówić po nazwisku.
Co prawda nie przywiązywałam do tego wagi, to jak zwracali się do mnie ludzie naprawdę nie robiło mi różnicy. Ale moje imię wypowiedziane z ust Midorimy brzmiało... Zawstydzająco.
- Tak, w porządku. Porozmawiajmy rano. Naprawdę chcę iść spać. - Złączyłam dłonie, przyciągnęłam je do piersi. Przymknęłam na chwilę oczy. Jednak nie słyszałam kroków, które świadczyłyby o tym, iż okularnik odszedł od drzwi.
- Jak sobie życzysz. W takim razie... Proszę, przemyśl wszystko. - Kiwnęłam głową, raczej samej sobie odpowiadając: dobrze. Midorima w końcu nie mógł tego zobaczyć.
- I przepraszam... Za... No wiesz... Pocałunek. - Miałam wrażenie, jakby drżał mu głos. Tak na dobrą sprawę nie był to nasz pierwszy pocałunek, ale może pierwszy, za który sam zdecydował się wziąć odpowiedzialność? Usłyszałam jak Midorima robi krok od drzwi.
- Ano... Shin? - Zagaiłam dość głośno, by przez drzwi mógł mnie usłyszeć. Sama nie do końca wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Jakoś teraz poczułam się winna, że go spoliczkowałam. Po tym wszystkim co od niego usłyszałam nie mogę się na niego gniewać. Tym bardziej, że to jego "wyznanie" mogło wskazywać na to, iż coś do mnie poczuł. Może się zauroczył? Z jednej strony chciałabym, żeby tak było. Przynajmniej to nie byłoby jednostronne.
- Hm? - Mruknął. Przełknęłam ślinę.
- Śpij dobrze. - Powiedziałam jedynie, karcąc się w myślach za to, że nie potrafiłam teraz z nim rozmawiać.
- To ty śpij spokojnie, nanodayo. Jeżeli będzie śniło ci się coś złego, to mnie zawołaj. - Uśmiechnęłam się pod nosem. Shintaro ostatecznie się odwrócił i odszedł od drzwi. Sama natomiast od razu wsunęłam się pod kołdrę. Ułożyłam głowę na poduszce, przymykając oczy. Po chwili jednak je otworzyłam, by zgasić lampkę nocną. Midorima był w pokoju obok i to jakoś wystarczyło, by ułatwić mi odpłynięcie w sen.

[...]

Obudziłam się o północy, jak tylko poczułam, że w pokoju jest duszno. Byłam cała zalana potem. Cicho westchnęłam, zapalając światło. Zdjęłam z siebie przepoconą bluzę i dresy, po czym przebrałam w lekkie szorty oraz luźniejszą koszulkę. Po cichu otworzyłam też drzwi, aby nieco wywietrzyć pokój. Potem wróciłam do łóżka.
Przez dłuższy moment nie mogłam spać. Jednak gdy znowu udało mi się zasnąć, miałam naprawdę przyjemny sen. Oczywiście od pewnego momentu. Zanim obraz zmienił się na zieloną łąkę, otoczoną kwitnącymi drzewami, czystym, niebieskim niebem, przed oczami miałam katastrofę lotniczą.
Jednak kiedy jakimś cudem wylądowałam na tej łące, wszystko zupełnie się zmieniło. Czułam, jak przez sen się uśmiecham.

[...]

Gdyby nie dzwonek do drzwi o 2 w nocy, pewnie spałabym do południa. Nie chciałam wstawać, było mi po prostu zbyt wygodnie. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam przed twarzą dłoń. Dużą, męską, zadbaną dłoń. Od razu do mnie dotarło, że śpię na czyimś ramieniu. Odwróciłam głowę, chcąc potwierdzić swoje domysły, kto mógł być na tyle bezczelny, by wpakować się do mojego łóżka. Midorima... Ten zboczeniec!
Już miałam ochotę wziąć poduszkę i naprawdę go udusić, jednak wtedy na niego spojrzałam. Miał spokojny, miarowy oddech. Jego zielone włosy były całkowicie rozszarpane, a na lewym policzku miał czerwoną, krwawą kreskę. Pewnie przypadkiem drasnęłam go paznokciem, kiedy wczoraj go spoliczkowałam. Na ramieniu, na którym spałam pozostawiłam czerwone odbicie swojej głowy. Do tego wszystkiego, Shin spał w okularach... Dlaczego?
Ostrożnie zdjęłam je z jego nosa. Złożyłam je po czym położyłam na szafce obok. Widząc, że praktycznie jest w połowie odkryty, nasunęłam na niego kołdrę w taki sposób, aby przykrywała go całkowicie.
Lekko uchyliłam okno w pokoju. Dopiero potem po cichu go opuściłam, zamykając za sobą drzwi. Shin miał dzisiaj mecz. Musiał się wyspać.
Szybko poczłapałam do drzwi frontowych, po drodze zapalając światło, jak tylko rozległ się ponownie dzwonek.
Otworzywszy drzwi od razu poczułam, jak ktoś rzuca mi się w ramiona.
- Tsuki-chan! Kiyoshi mnie chyba zabije! - Głos chłopaka naprawdę wskazywał załamanie.
- Csiii... Yuu, nie krzycz. A to, że Kiyoshi cię zabije to nic nowego... - Wyrwałam się z uścisku młodszego z braci Miyaji.
- Co znowu przeskrobałeś? - Zapytałam, zerkając zza ramienia na blondyna.
- No bo... Pożyczyłem od Kiyoshiego jakiś tydzień temu komiks, ale zalałem go kawą. Była to edycja limitowana na 20 lat wydawania tego komiksu... I... i.... Wczoraj wszedłem do jego pokoju, by odłożyć ten komiks  na miejsce, by może się nie zorientował. Ale przy tym potrąciłem lampę i ją stłukłem. Kiyoshi wrócił późno z zajęć uzupełniających. Niedawno usłyszałem za ścianą tylko przekleństwo i ten taki... no wiesz... takie jego charakterystyczne warknięcie. To mnie obudziło! Od razu ubrałem się i wybiegłem z domu... Tsuki-chan! Ratujże mnie! - Yuya złapał mnie za ramiona i lekko mną potrząsnął w niemalże akcie desperacji.
- Yuya... To ty nawaliłeś. Nie wplątuj mnie proszę w wasze braterskie sprzeczki. Poza tym, jest 2 w nocy. Idź spać. Przecież jutro grasz. - Odsunęłam jego dłonie, podchodząc do drzwi, aby wyprosić niechcianego gościa.
- Tsuki-chan! Błagam cię! Nie chcę teraz wracać do domu! Oniisan obedrze mnie ze skóry! Proszę! Proszę! prooooszę! - Yuya padł na podłogę i ukłonił się przede mną z niemalże łzami w oczach. Właściwie to go zrozumiałam. Kiyoshi naprawdę potrafi siać spustoszenie. Szczególnie, jeśli chodzi o te jego komiksy... Przecież dba o nie bardziej niż o cokolwiek innego.
Głęboko westchnęłam.
- Zostań tu na noc, ale rano masz zniknąć. I śpisz w gościnnym. - Wskazałam palcem na pokój. Yuya momentalnie podniósł się z podłogi. Pokiwał głową z uśmiechem na ustach.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Tsuki-chan! Naprawdę ratujesz mi życie! - Blondyn mocno porwał mnie w ramiona, po czym bez większych ceregieli poczłapał do wskazanego pokoju. Odetchnęłam i rozejrzałam się po pokoju.
C-co? Eee?
TERAZ JA DO CHOLERY NIE MAM GDZIE SPAĆ!
Nie wrócę do swojego pokoju. Śpi tam Midorima. W gościnnym zawitał Yuya... Chyba została mi tylko kanapa. Od razu ułożyłam małe poduszki i wzięłam do ręki koc, którym zaraz się okryłam.
Jejku, chłopcy są tacy problematyczni...

[...]

Przez sen słyszałam jedynie cichą dyskusję Midorimy i Yuu. Nie wiedziałam o czym rozmawiali ani czemu, czy kiedy w ogóle zaczęli. Byłam zbyt zaspana. Jednakże mimowolnie uchyliłam jedno oko. Przez wpadające do pokoju słońce wywnioskowałam, że był to dość wczesny ranek, koło 6 lub 7. Nie byłam jednak do końca obudzona. Po prostu znowu zamknęłam oko, mocniej okryłam się kocem i wróciłam do spania.


[...]

Kilkanaście minut później, obudziłam się na dobre.
- Hmm? - Mruknęłam zaspana, otwierając oczy i rozglądając się po pokoju. Moim pokoju... Jak ja się tutaj znalazłam?
Zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą. Siedziałam chwilę w miejscu, po czym przeczesałam dłońmi potargane włosy. Wtedy do moich uszu dotarł dźwięk smażonego oleju. Poczułam zachęcający zapach. Coś dobrego szykowało się w kuchni. Midorima, jeśli chodzi o gotowanie, miał dwie lewe ręce, więc może Yuu coś pichcił? Przeciągnęłam ramiona i gotowa by wstać usiadłam na łóżku. Nagle usłyszałam głośne przekleństwo, a potem krzyk rozpaczy oraz bólu.
Szybko zerwałam się z miejsca, po czym opuściłam pokój. Widząc Kiyoshiego szarpiącego Yuyę za koszulkę oraz Midorimę, który sączył herbatę, siedząc dumne na kanapie z nogą na nogę, ze słuchawkami w uszach i całkowicie ignorującego znęcanie się starszego nad młodszym bratem, od razu poczułam jak podnosi mi się ciśnienie.
- Jeszcze was tu więcej?! To nie jest hotel! Kiyoshi, możesz nie zabijać Yuu w moim domu?! Wiesz jak krew ciężko schodzi?! - Kiyoshi puścił brata, który opadł na podłogę i skulił się. Midorima widząc moje wejście, wyjął z uszu słuchawki.
- Ja tu walczę o życie, a ty się o mycie krwi z podłogi martwisz... - Yuu cicho zaszlochał.
- Ha? To ja tu powinienem zadawać pytania! Po pierwsze, dlaczego ten wkurzający okularnik tu spał? Po drugie, dlaczego wpuściłaś tu w nocy Yuyę? Po trzecie, dlaczego do cholery spałaś na kanapie?! - Przyjaciel podszedł do mnie, pokazując "grożącego palca" i przy okazji kopiąc leżącego na podłodze brata.
- Jesteś moją matką, Kiyoshi? Yuu się tutaj napatoczył, bo zniszczył twój komiks i się ciebie bał. A Midorima po prostu się o mnie martwił. Spanie na kanapie... Tak wyszło. - Wyjaśniłam, unosząc lekko głowę, by móc popatrzeć na Kiyoshiego.
- Midorima? Martwił się? Phi, pewnie ma w tym ukryty interes. - Miyaji prychnął, krzyżując ręce na piersi i odwracając wzrok do Midorimy. Sama spojrzałam na niego. Shin siedział dalej w tej samej pozycji. Miał już ułożone włosy, jednak dalej siedział w koszulce, którą wziął z szafki w pokoju Keia. Okularnik otworzył oczy i odsunął od ust kubek herbaty.
- Z całym szacunkiem, ale nie muszę się przed tobą z tego tłumaczyć, senpai. - Kiyoshi uśmiechnął się w taki sposób, jakby chciał powiedzieć: "A właśnie, że musisz gówniarzu".
Nagle wyraz jego twarzy się zmienił. Spojrzał morderczym wzrokiem na Yuyę.
- Zniszczyłeś mój komiks? - Zapytał, kierując ociężale kroki w stronę brata, który ledwo co podniósł się z podłogi.
- H-h-hee? Jaki komiks? Hehehe.... Tsuki-chan coś zmyśla... - Yuu nerwowo przeczesał dłonią włosy. Krople zimnego potu zalały go całego.
- Nie dość, że zniszczyłeś mi lampkę to jeszcze komiks?! Życie ci jest naprawdę takie niemiłe?! - Kiyoshi znowu rzucił się na brata, a Yuu błagał o litość szczerymi łzami.
Midorima jedynie kliknął językiem.
- Za głośni... - Wymamrotał pod nosem. Minęłam podduszanego przez Kiyoshiego Yuu i skierowałam kroki do kuchenki, na której grzał się dobrze wyglądający omlet.
- Pachnie wyśmienicie. - Stwierdziłam z uśmiechem, przewracając omlet go na drugą stronę.
- S-tara-łeeeem się jhhakkk mooogeemm... - Wysapał duszony Yuu.
- Te! Midorima! - Kiyoshi puścił umierającego już brata i zwrócił się do pierwszaka. Zerknęłam kątem oka na Shintaro i parsknęłam śmiechem widząc, jak przechodzą go ciarki. Bądź co bądź chyba naprawdę bał się Miyajia. Z drugiej strony... Wcale mu się nie dziwię.
- Tak, senpai? - Zapytał grzecznie, odkładając kubek na stolik.
- Dobrze się czujesz? Jesteś gotowy zagrać dzisiaj mecz? - Kiyoshi usiadł na fotelu naprzeciwko Midorimy i oparł łokcie o kolana, jednocześnie nachylając się ku okularnikowi. Shin wsunął dłoń pod grzywkę i zaczesał ją do tył. Ta po chwili z powrotem wróciła na swoje miejsce. Zrobił to jednak w taki seksowny sposób... Od razu zalałam się rumieńcem, kiedy dotarło do mnie, że myślę o nieprzyzwoitych rzeczach i odwróciłam wzrok od tej dwójki. To chyba nie uszło uwadze zbierającego się do życia Yuu, który podniósł się z podłogi i cicho parsknął. Po chwili pojawił się obok mnie, kontynuując to, co zaczął - szykowanie śniadania. Zdecydowałam mu się w tym pomóc.
Midorima i Kiyoshi rozmawiali o dzisiejszym meczu. Shin oczywiście musiał wspomnieć o tym, że liczy na szczęście, nigdy nie pudłuje bla bla bla...
- Mogę wiedzieć, jak znalazłam się w sypialni? - Zapytałam nagle, spoglądając kątem oka na Yuyę.
- A... To. Kiyoshi cię zaniósł. Sam ledwo co się obudziłem. Wychodzę z pokoju. Drzwi do twojej sypialni się uchylają a tam... Wychodzi Midorima. Wyjaśnialiśmy sobie tę sytuację, kiedy do mieszkania z impetem wszedł oniisan. Zanim jednak znęcał się nade mną, grzecznie zaniósł cię do sypialni. Kilka minut później się obudziłaś. - Wyjaśnił. Pokiwałam ze zrozumieniem głową, nakładając jednego omleta na talerz.
- Tsuki-chan? - Zagaił w końcu, kiedy kładłam obok omleta kawałek ciemnego pieczywa.
- Hm? - Mruknęłam, dając mu tym samym znak, żeby kontynuował.
- Nie przeszkadza ci, że Midorima-kun jest młodszy?
- Chyba nie bardzo cię rozumiem...
- No wiesz... To fajnie, że jesteście parą, ale ten rok różnicy i to, że Midorima-kun jest w pierwszej klasie nie zniechęca cię jakoś? - Słysząc jego słowa znowu się zarumieniłam.
- Nie wygaduj głupot Yuu... Nie jesteśmy parą. Po prostu się przyja... Nie, właściwie to kolegujemy. Pomaga mi w różnych rzeczach. A te pare miesięcy różnicy mi żadnej nie robi. Czasami mam wrażenie, że jest nawet doroślejszy od niektórych trzeciaków. - Dyskretnie wskazałam palcem na Kiyoshiego.
- Co nie zmienia faktu, że mimo to jest strasznie nudny... - Yuu przewrócił kolejnego omleta na patelni.
- Ja jakoś nie potrafię się z nim nudzić. - Stwierdziłam po chwili, lekko uśmiechając się pod nosem. Bądź co bądź, Midorima naprawdę potrafił mnie zaskoczyć. Chociażby tak, jak wczoraj... Właśnie, wczoraj... Mieliśmy porozmawiać o tym rano, ale chyba nie mamy ku temu okazji. I może nawet dobrze?
Gdy Yuu usmażył wszystkie omlety, wzięliśmy po talerzu do jednej ręki i zanieśliśmy je do stołu. Zasiedliśmy całą czwórką.
- Itadakimasu. - Yuu i Kiyoshi nie byli zdziwieni, że jem widelcem i nożem. Midorima teraz chyba też nie. To dobrze. W końcu nie musiałam się martwić, że zobaczą tę małą plamę na moim zachowaniu.

[...]

Kiyoshi z Midorimą ugadali się, że skoro my szykowaliśmy śniadanie, to oni posprzątają. Nie miałam nic przeciwko temu. Podczas gdy Kiyoshi zmywał naczynia, Midorima wycierał te, które Miyaji mu podał. Sam przecież nie zamoczy w dzień meczu swoich cennych dłoni. Co to, to nie.
Podczas gdy panowie zajmowali się pucowaniem naczyń, ja z Yuu siedzieliśmy przy stole kończąc swoje herbaty.
Dochodziła już 10 więc Kiyoshi, jako najstarszy z grona i vice-kapitan drużyny, nakazał młodszym wracać do siebie i szykować się do meczu.
- Nie gram w kosza, a nawet ja czuję wielką potrzebę by grać... - Mruknęłam pod nosem. Kiyoshi naprawdę miał ogromną charyzmę. I pewnie gdyby nie jego nieokiełznany temperament i maltretowanie młodszych prawdopodobnie zostałby kapitanem.
Trójka koszykarzy udała się do wyjścia. Sama poczłapałam za nimi, by ich odprowadzić. A konkretniej zjechać z Midorimą na dół. Nasunęłam na nogi buty, otuliłam się lekkim płaszczem i jak tylko wszyscy wyszli z mieszkania, zamknęłam za nami drzwi. Przeszliśmy do windy, gdzie najpierw wcisnęliśmy numer piętra niżej, a potem sam parter budynku.
- Tsuki-chan, przyjdź dzisiaj nam pokibicować! - Yuu uśmiechnął się do mnie ciepło, wychodząc tyłem z windy. Kiyoshi w tym czasie sam się do mnie uśmiechnął i zrobił to, czego tak bardzo mi brakowało. Zwyczajnie poczochrał moje włosy. Zrobił to jednak z czułością, tak, jak lubiłam. I chociaż w ten sposób pozostawiał moje włosy w nieładzie, nie przeszkadzało mi to. Cicho zachichotałam. Rozpromieniona jedynie kiwnęłam głową i zadeklarowałam swoje przyjście.
Po chwili jednak drzwi windy się zamknęły i zostałam w ciasnej klitce sam na sam z Midorimą. W jednym momencie cała radosna atmosfera została stłumiona, co wzbudzało poniekąd mój niepokój.
- Jakim cudem znalazłeś się w moim łóżku? - Zapytałam w pewnym momencie, nie spoglądając na Midorimę.
- E-etto... W nocy chciałem napić się wody, więc wyszedłem z pokoju. Wtedy zobaczyłem, że drzwi do twojej sypialni są otwarte. Pomyślałem, że coś cię stało i zajrzałem do środka. Właściwie nic się nie działo, ale zauważyłem, że miałaś niespokojny oddech, biadoliłaś niepokojące rzeczy przez sen i cała się drżałaś. Chciałem cię zwyczajnie uspokoić, nanodayo. P-położyłem się więc obok ciebie i zasnąłem... Chciałem wyjść jak tylko się uspokoisz. - Głos Shina zdawał się być nieco zawstydzony i zakłopotany. Było to na swój sposób bardzo urocze.
- To by tłumaczyło, dlaczego zasnąłeś w okularach... - Wymamrotałam. Splotłam przed sobą dłonie, przez chwilę się nimi bawiąc.
- Chociaż zdecydowanie powinieneś był wrócić wczoraj do domu. Przez to wszystko się nie wyspałeś. - Powiedziałam w końcu, odwracając się twarzą do Midorimy. Jednak zanim zrobiłam chociaż 1/3 obrotu, poczułam jak Shin obejmuje mnie od tył i naprawdę mocno przytula.
- Shintaro? - Wyszeptałam zdziwiona jego imię, lekko odwracając i unosząc głowę tak, by móc popatrzeć na twarz okularnika.
- M-mogę tak z tobą postać dopóki nie zjedziemy na sam dół? - Zapytał nieśmiało, mocniej otulając mnie ramionami. W odpowiedzi zaczepiłam dłonie o jego przedramiona i wyszeptałam ciche "proszę".
W taki sposób staliśmy, dopóki drzwi windy się rozchyliły. Potem Midorima mnie puścił. Wyszedł przodem, a ja po chwili ruszyłam za nim. Zanim jednak Shintaro doszedł do drzwi frontowych całego bloku mieszkalnego, złapałam skrawek jego bluzy na plecach, aby się zatrzymał. W końcu nie rozmawialiśmy o wczorajszym wieczorze. Nie wiem, czy chciał unikać tego tematu. Ale chowanie pewnych spraw pod dywan nie jest najlepszym rozwiązaniem.
- Shintaro, przepraszam. Nie chciałam cię wczoraj uderzyć... Po prostu mnie zaskoczyłeś. - Skruszona, zawstydzona i zarumieniona opuściłam głowę, ale nie puściłam jego bluzy. Wzrok miałam wbity w podłogę dlatego widziałam, jak Midorima odwraca się w moją stronę. Wtedy puściłam jego ubranie.
Nagle poczułam, jak Shin unosi palcem mój podbródek. Spojrzał ze swoją kamienną twarzą na moją zarumienioną i zawstydzoną buzię. Po jego ustach chwilę błąkał się cień uśmiechu, kiedy przez kilka sekund patrzył prosto w moje czerwone oczy. Miałam wrażenie, jakby jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot. Ale była to tylko chwila. Nieważna chwila. Przy tym, jak ostrożnie i delikatnie Shintaro złączył nasze wargi w pocałunku, jego wzrok nie miał najmniejszego znaczenia.
- Powoli chyba musisz zacząć się przyzwyczajać. - Wyszeptał przy moich ustach. Minimalnie unosząc kącik ku górze, poprawił okulary. Odwrócił się i skierował do wyjścia.
- Przyjdź na mecz z Seirin.- Rzucił jeszcze, zerkając na mnie zza ramienia. Dopiero potem wyszedł. Widziałam przez szklane drzwi jak odbiera telefon, który zadzwonił dosłownie chwilę temu i już wpada w zdenerwowanie. Nie trzeba było się długo zastanawiać by dojść do wniosku, kto po prostu mówiąc doprowadza go do białej gorączki - Takao.
Zaraz... Shin powiedział "przyzwyczajać"? Co on do cholery jasnej sobie myśli! Niby czemu miałabym to robić? Nie jesteśmy parą, a takie całowanie się bez głębszych relacji jest z grubsza niestosowne!
Poza tym... Do tego tempa, jakie narzuca mi serce przy każdym dotyku Shintaro nie mogę się przyzwyczaić.

[...]

Pierwszy mecz Shutoku był tylko formalnością. Być może było to zbyt wielkie przekonanie o swoich zdolnościach, poniekąd próżne, jednak byli zdecydowanie lepszą drużyną niż Ginbou. W końcu, drużyna koszykówki Shutoku nie bez powodu jest nazywana jednym z "Królów Tokyo".
Na pierwszy mecz nie przyszłam, z prostego powodu: nie wyrobiłam się z czasem. Poza tym, to ten drugi mecz był najbardziej wyczekiwany.
Seirin... Pamiętam jak rok temu nie mogli się mierzyć z Shutoku. Czy to za sprawą jednego z członków Pokolenia Cudów wzbudzają niepokój? Czy może przez, podobno rewelacyjnego, pierwszoklasistę?
Jakkolwiek by nie było, mecz zapowiadał się naprawdę ciekawie.
- Tsuki-chan! - Usłyszałam nagle. Odwróciłam się i delikatnie uśmiechnęłam do Oharu - trzecioklasistki, z którą gram w siatkówkę.
- Hyuga-san, przyszłaś obejrzeć mecz? - Zapytałam, momentalnie znajdując się bliżej blondynki. Ta tylko kiwnęła głową. Właściwie, nie należała do zbyt rozmownych ludzi.
- Tak. Dawno nie oglądałam żadnego meczu Junpei'a, więc skoro mam okazję, to chcę z niej skorzystać. - Powiedziała swoim cichym i opanowanym głosem. Patrzyłam prosto w jej oczy, kiwając nieco zmieszana głową. Stałyśmy tak chwilę w lekkiej dekoncentracji. Z kim jak z kim, ale z Hyugą nie miałam wielu tematów do rozmów. Cóż, może bym miała, gdyby się częściej odzywała? I mimo, że  jest nieporadną niezdarą w życiu codziennym, to jednak jej gra nie ma sobie równych. W przyjęciu jest naprawdę dobra, a na boisku staje się zupełnie inną osobą.
- Więc... Może pójdziemy na halę? - Rzuciłam w końcu, wskazując nieśmiało palcem w kierunku hali. Ta tylko kiwnęła głową i ruszyła przodem. Sama poszłam za nią. W trakcie drogi wyciągnęłam z kieszeni spodni dwa, opakowane lizaki i zaproponowałam jeden starszej koleżance. Ta jednak pokręciła przecząco głową oraz cicho podziękowała. Schowałam więc jedną słodycz z powrotem, a drugą odpakowałam i od razu włożyłam do buzi.
- Oniisan. - Wymamrotała w pewnym momencie, kiedy idąc korytarzem prawie dochodziłyśmy do drzwi. Spojrzałam przed siebie i od razu zauważyłam Hyugę oraz Izukiego, którzy nieśli w reklamówkach butelki wody dla drużyny. Znałam ich dobrze z poprzedniego roku, więc zbędne formalności mogliśmy ominąć.
- E? Oharu, miałaś dzisiaj być u okulisty dobierać soczewki, co do cholery tu robisz?! - Junpei od razu skarcił wzrokiem siostrę, która patrzyła na niego uważnie i tylko mrugała oczami.
- Chciałam cię tylko wspierać podczas meczu... - Uśmiechnęłam się pod nosem. Oharu potrafiła być czasami naprawdę urocza. Mimo swojej małomówności, czasami dziwnego zachowania, miała ciepłe i dobre serce. Uważałam za naprawdę przesłodkie to, że rzuciła wszystko tylko po to, by wesprzeć w meczu swojego brata.
- Byłbym bardziej zadowolony, gdybyś chociaż go widziała! - Hyuga zmarszczył czoło i cicho westchnął.
- Hyuga, nie gorączkuj się tak. Lepiej skup się na meczu. - Uśmiechnęłam się do koszykarza, obejmując koleżeńsko ramieniem niewzruszoną Oharu.
- Jak się Hyuga gorączkuje, w meczu nigdy nie pudłuje. - Wypalił w pewnym momencie Izuki. W jego oku aż pojawił się błysk pewności i zadowolenia. Uśmiechnęłam się jedynie. Potem nieco szerzej, znowu szerzej, aż w końcu całkowicie wybuchnęłam śmiechem. Izuki zarumienił się.
- W końcu ktoś śmieje się z mojego żartu... - Wydukał zadowolony.
- Raczej śmieje się z ciebie, a nie z tobą. - Oharu skierowała wzrok na zauroczonego Izukiego. Hyuga w tym momencie sam się roześmiał. Rozgrywającemu trochę zrzedła mina.
Gdy w końcu przestałam się śmiać, spojrzałam na drugoklasistów z Seirin.
- Haaa... Cóż, życzę powodzenia. Przyda wam się. - Powiedziałam pewnie. Puściłam Oharu i stanęłam w progu wejścia na halę.
- To nie jest ta sama drużyna co rok temu. Wierzcie mi lub nie, ale wygrać z Shutoku będzie naprawdę ciężko. Obecni trzecioklasiści są w szczytowej formie. Do tego nie tylko Midorima  jako pierwszak jest ważnym filarem tej drużyny. - Spojrzałam na koszykarzy zza ramienia.
- Twoje czerwone oczy są naprawdę przerażające... - Stwierdził Izuki, który drgnął, jak tylko na niego zerknęłam.
- Nie mów za swoich kolegów, Tsukishima. Mecz się jeszcze nie zaczął. Poza tym, my też mamy asa w rękawie. - Hyuga zacisnął pięść. Po chwili uśmiechnął się do mnie w sposób głodny walki i pewny.
Kiwnęłam głową.
- Dajcie z siebie wszystko. - Pomachałam koszykarzom.
- Huyga-san, idziesz? - Już chciałam odejść pozostawiając koszykarzy w duchu walki i chęci udowodnienia mi, żebym nie skazywała ich od razu na porażkę. Wtedy Oharu objęła mocno brata, uniosła głowę by móc na niego spojrzeć i wyszeptała ciche: "powodzenia", po czym jak zawstydzona gimnazjalistka odskoczyła od Junpeia i dołączyła do mnie.
- A i jeszcze jedno... - Zaczęłam, chcąc powiedzieć coś koszykarzom z Seirin.
- Hiroki-saaan!!! Jak dobrze, że jesteś! Shin-chan się zbuntował! - Takao odruchowo złapał mnie za rękę i już chciał pociągnąć. Wtedy jednak spojrzał na swoich dzisiejszych rywali.
- He? O, witam! Jesteście z Seirin, prawda? Cieszę się, że zagramy dzisiaj mecz. - Kazunari ukłonił się lekko przed starszakami, po czym bez słowa pociągnął mnie za sobą, pozostawiając bez żadnych wyjaśnień.
- Oj! Głupi! Puszczaj mnie! Bakao! Słyszysz co mówię?! Wyjaśnij mi o co chodzi!
- Oha asa... - Wymamrotał jedynie. Co ma do rzeczy głupi horoskop?! Fakt faktem, Shintaro był przesądny. Na 100 % miał już przy sobie swój szczęśliwy przedmiot, czyli pluszowego misia-ninję. Nie wiem czy był to szczęśliwy dzień dla raków ale... Co to ma wspólnego ze mną?!
Kazunari z impetem otworzył drzwi do szatni. Wbiegł pierwszy, ciągnąc mnie za sobą.
- Mam pannę! - Krzyknął uradowany, unosząc do góry moją rękę tak, jak unosi się dłoń wygranego boksera. Zdezorientowana popatrzyłam na koszykarzy... Byli w trakcie przebierania się. Wyrwałam swoją rękę z uścisku Takao. Schowałam twarz w dłoniach i odwróciłam się twarzą do drzwi, cała czerwona oraz skrępowana.
- Pannę? - Słyszałam głos kapitana drużyny - Otsubo.
- Nie wiedziałem, czy chodzi Shin-chanowi o pannę jako kobietę, czy pannę jako znak zodiaku więc... A Hiroki jest przecież zodiakalną panną! - Zerknęłam kątem oka na Takao.
- Kobietą też jestem... - Wymamrotałam pod nosem. Nagle drzwi do szatni się otworzyły. Pierwsze co pojawiło się przed moimi oczami, to męska sylwetka, ubrana w pomarańczowy, klubowy dres. Idąc wzrokiem w górę widziałam, że jest idealnie wyprasowany, dokładnie zapięty. Jego zadbany stan był wręcz zbyt idealny.
-Tsukishima? Takao, po co ją tu sprowadziłeś? - Midorima popatrzył chwilę na mnie, po czym wyminął i usiadł na ławce. Odplątał palce z taśmy i przejechał kilka razy po paznokciach pilniczkiem.
- Właśnie, Midorima-kun, które miejsce ma dzisiaj w horoskopie rak? - Zapytał siedzący obok Midorimy Miyaji, wiążąc buta.
- Drugie.
- Co? Drugie?! Wskakuj na pierwsze miejsce albo cię skopię! - Miyaji uśmiechnął się w sposób nieco złośliwy do Shintaro.
- Spokojnie Miyaji-senpai. Właśnie dlatego przyprowadziłem Hiroki! Rak ma dzisiaj najwyższą kompatybilność z panną, prawda Shin? Więc chyba nie będzie problemu. jeśli posiedzi z twoim pluszakiem gdzieś przy boisku... - Jak uderzona odwróciłam się do Takao.
- Nie wciągaj w to Tsukishimy, nanodayo. - Shin nawet nie patrzył na Kazunariego. Skarcił go samym tonem głosu.
- Cóż, właściwie nasz menadżer dzisiaj rano złamał rękę więc go nie ma... Nie będzie chyba problemu, jeśli posadzimy Tsukishimę-san na ławce jako "menadżerkę"? Oczywiście będzie to już druga dzisiejsza zachcianka Midorimy...
- Nawet ty Otsubo przeciwko mnie? - Spojrzałam spod ciemnej grzywki na kapitana, który tylko wzruszył ramionami.
- Więc ustalone. - Takao wesoło objął mnie ramieniem.
- A czy ja się na to zgodziłam?!
- A czy ja się na to zgodziłem?! - Z Midorimą zadaliśmy to pytanie w tym samym czasie.
- Shin-chan, pewnie czujesz się lepiej w otoczeniu szczęśliwych przedmiotów? Do tego meczu twoje poczucie dobrego zaplecza nam się naprawdę przyda. - Shintaro jedynie prychnął.
- Czy nikt tutaj nie bierze pod uwagę mojego zdania?! - Mówiłam raczej sama do siebie. Każdy zajął się wtedy swoimi sprawami. Wspaniale...
Usiadłam na ławce koło Kiyoshiego, który spojrzał na mnie i jedynie poczochrał moje włosy.
- Dobrze, chłopaki, znacie ustawie... Tsukishima-san? Czemu tu jesteś? Nie wolno ci tutaj być. - Słysząc głos trenera jak oparzona wstałam z ławki i wyprostowałam się jak struna.
- Spokojnie, trenerze... To jedna z zachcianek Midorimy. Wpisałem ją do składu jako menadżerkę. - Wyjaśnił Otsubo. Trener jedynie westchnął, drapiąc się po głowie. Przeklął pod nosem Midorimę, jednak odpuścił i przekazał swoim zawodnikom to, co musiał. Po natchnieniu duchem walki, wszyscy udaliśmy się na boisko. Koszykarze szybko pognali na rozgrzewkę, a ja usiadłam obok trenera na ławce. Ten jednak chwilę później odszedł, by wypełnić ostatnie papiery u sędziów.
- Tsukishima. - Słysząc swoje nazwisko uniosłam głowę i spojrzałam na Midorimę, który stał przede mną.
- Hm? - Mruknęłam. Zielonowłosy wystawił do mnie rękę, w której trzymał małego pluszowego misia.
- Popilnuj go, nanodayo. - Zmarszczyłam brwi, przejmując od niego zabawkę.
- I przynieś mi dzisiaj trochę szczęścia. - Miał taki miękki i ciepły głos...
- Nie jest ci wstyd mówić takie rzeczy? - Zapytałam lekko zarumieniona.
- A powinno? Teoretycznie jesteś dzisiaj moim lucky itemem. To normalne, że oczekuję od ciebie powodzenia. - Shin popatrzył na mnie ze śmiertelną powagą. Kiwnął porozumiewawczo głową, po czym pobiegł do drużyny. Sama skierowałam swój wzrok na Seirin. Mięli inną aurę niż rok temu. Bardziej... tajemniczą. Kim jest ten ich numer 10? I gdzie był Teppei - ich as?
- Ano... - Usłyszałam nagle za plecami. Momentalnie przeszły mnie dreszcze. Jak oparzona wstałam z miejsca, ściskając w dłoniach małego pluszaka i odwróciłam się. Przede mną stał niebieskowłosy chłopak, niewiele wyższy ode mnie z dużymi, błękitnymi oczami.
- Przepraszam, że cię przestraszyłem. Piłka... chciałem ją po prostu wziąć. - Zawodnik Seirin wskazał palcem na piłkę, która utknęła pod ławką, na której przed chwilą siedziałam. Obdarzał mnie bardzo delikatnym, nikłym uśmiechem. Sam koszykarz wzbudzał moją sympatię mimo, że początkowo w ogóle go nie zauważyłam. Cholernie mnie zaciekawił.
Gdy chłopak podniósł ławkę, ja wyjęłam piłkę i podałam mu ją.
- Dziękuję bardzo. - Niebieskowłosy kiwnął głową.
- Żaden problem. - Uśmiechnęłam się wesoło do nieznajomego.
- Oj! Kuroko! Wracaj na rozgrzewkę! - Hyuga wrzasnął na swojego zawodnika. Ten trzymając w dłoniach piłkę lekko się skłonił, po czym pobiegł na swoją stronę boiska. Kuroko... K-KUROKO?! To o nim w szatni przed meczem mówił Midorima! Gdybym tylko słuchała tego co wtedy mówił...
Po kilku minutach rozbrzmiał gwizdek, kończący rozgrzewkę. Koszykarze Shutoku od razu zebrali się przy ławce.Trener dawał wyjściowym ostatnie wskazówki. Cała piątka już odchodziła, by stanąć za linią po jednej stronie boiska.
Wtedy poczułam, jak ktoś delikatnie pogładził mnie po głowie. Gdy uniosłam wzrok dotarło do mnie, że dyskretnie zrobił to Midorima, który jako ostatni kierował się na boisko.
Obie wyjściowe piątki stały już po właściwych stronach boiska. Zarówno Shutoku jak i Seirin byli cholernie przerażający mimo, że każdy trochę lekceważył tych drugich. Pomiędzy zawodnikami stanął sędzia dzisiejszych zawodów.

- Niech mecz pomiędzy Liceum Shutoku, a Liceum Seirin się rozpocznie! - Powiedział głośno, na co trybuny zareagowały oklaskami.
- Dobrej gry! - Atmosfera zrobiła się ciężka. Zarówno dla Seirin jak i dla Shutoku, to był mecz o wszystko. Mecz o być, albo nie być.









~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Taa... Trochę słów tutaj jest.... Cóż, miłego czytania xD 
Zastanawiałam się, czy nie podzielić tego rozdziału na dwa. Z drugiej jednak strony pomyślałam, że sam mecz pewnie zajmie mi trochę miejsca, więc będzie to bezsensu. Zdecydowałam się pozostawić to tak, jak jest.
Więc dziękuję i do następnego (*v*)/ Już chyba wiem, kto się znowu pojawi. Huhuhuhuuu
Theme by Ally | Panda Graphics