wtorek, 11 października 2016

Tanjobi omedeto, Shin! - Rozdział XIV

 - We hit the jackpot baby!
Prowadzony przez Akiteru samochód był teraz wypełniony ogromną energią. Śpiewaliśmy do japońskiej wersji piosenki "Jackpot" Blocku B, moje ręce ruszały się w rytm muzyki, a palce starszego wybijały rytm na kierownicy.
- Szczerze nie wiedziałem, że znasz tę piosenkę.
- Słyszę ją niemalże codziennie, kiedy jadę do szkoły i słucham radia. Poza tym, mieszkając tutaj nie trudno spotkać się z muzyką azjatycką, wiesz? - Spojrzałam na studenta z uniesioną brwią.
- "Mieszkając tutaj nie trudno spotkać się z muzyką azjatycką" blah blah blah, mądrala się znalazła. Na szczęście wyżej teraz nie podskoczysz, co? - Na ustach Akiteru pojawił się półzłośliwy uśmieszek. Uderzyłam go delikatnie w ramię.
- To wcale nie jest śmieszne - skwitowałam naburmuszona.
- Ale tak serio: ile musisz wstrzymywać się od gry? 
- Wystarczająco długo. Na obóz mogę pojechać jedynie po to, by ładnie wyglądać. Raczej na nic się tam nie przydam. Dopiero na następny trymestr mogę powrócić do treningów - odpowiedziałam spokojnie, sięgając do torby pod nogami, by wyciągnąć z niej butelkę wody. Odkręciłam korek, po czym upiłam łyk wody. W tym samym momencie Akiteru nadto gwałtownie zahamował przed światłami, których kolor zmienił się na czerwony. Skutkowało to tym, że butelka zsunęła się z moich ust, a woda wylała na niebieską koszulkę.
- Zrobiłeś to specjalnie! - Posłałam przyrodniemu bratu mordercze spojrzenie. Ten jedynie zachichotał.
- Zrobiłem. - Wyprostował plecy i dumnie uniósł podbródek. Póki jeszcze staliśmy szybko upiłam łyk wody.
- Midorima przyprowadził cię do szpitala? - spytał, kiedy ponownie ruszył z miejsca.
- Tak. Był przy upadku i od razu mnie tam zabrał. Jego ojciec był moim lekarzem. Naprawdę miły człowiek! Shin siedział przy mnie do północy. Potem kazałam mu wrócić do domu ze swoim ojcem. Nie chciałam, żeby zerwał całą noc. Poza tym musiał rano dotrzeć do szkoły. - Odwróciłam na chwilę głowę, by zerknąć w boczną szybę. Dostrzegłam Yu, który szedł z jakąś dziewczyną. Nagle poczułam wibrację telefonu w kieszeni swoich spodni. Wyciągnęłam urządzenie. 

Wracasz już do domu? Senpai cię odebrał? 
Przyjdę po zajęciach skontrolować jak się czujesz -Midorima

Uśmiech wskoczył na moje usta po przeczytaniu wiadomości od Shina. Od razu mu odpisałam.

Tak, jestem w samochodzie. Przyjdź. Zrobię jakieś dobre jedzonko :3 - Hiroki

Masz odpoczywać, a nie jedzenie robić, nanodayo. - Midorima

W duchu bardzo się cieszyłam, że z dnia na dzień moje relacje z Shinem są bliższe. Uśmiechałam się jak głupia do telefonu, mimo że przecież nie dostałam od niego śmiesznej odpowiedzi... Znając jednak jego "tsundere" charakter dopisywałam zawsze różne interpretacje do wszystkiego co mówi czy pisze. Może i nie powinnam tego robić, ale przez Takao - robię.
- Wiem, że lubisz Midorimę-kuna, ale nie śmiej się do tego telefonu, bo czuję się jakoś dziwnie niekomfortowo... - Akiteru westchnął cicho, wjeżdżając na parking blokowiska.

[...]

Trymestr dobiegł końca i wszyscy cieszyli się na rozpoczęte wakacje. No, prawie wszyscy... Właściwie wszyscy, poza mną. Oczywiście przyjemnie będzie wypocząć, jechać gdzieś nad wodę, spędzać dni na dworze, kłaść się i wstawać o której ma się ochotę, spotykać się z ludźmi.
Mój problem jednak polegał na tym, że nie będę miała z kim tego robić! Moja drużyna jedzie na obóz, koszykarze tak samo. Shintaro mówił wielokrotnie, że nie musi jechać na obóz, jednak nie miałabym sumienia, gdybym odciągała go od koszykówki. 
Z moim kolanem jest coraz lepiej. Ból już praktycznie zniknął, jednak stabilizator i tak musiał dumnie eksponować się na mojej nodze. To trochę utrudniało mi codzienne życie. Na przykład przez metalowe zabezpieczenia, co wychodziłam ze sklepu, pikały zabezpieczenia.
Ale po tygodniu można do tego przywyknąć.
Leniwie przeciągnęłam się na łóżku, sięgając po telefon, leżący po drugiej stronie materaca. Zasnęłam pisząc z Eriko. Odblokowałam ekran urządzenia. Spojrzałam na datę i w tym momencie, zapaliła mi się lampka.
No tak, przecież to 7 lipca! Urodziny Shintaro!
Uderzając delikatnie telefonem o usta zastanawiałam się, co zrobić z tym fantem. Nie chciałam składać mu życzeń przez telefon. Jak dla mnie było to bardzo niegrzeczne. Poza tym, Shin to nie jest mój znajomy, którego mogę traktować bardzo powierzchownie. Shin to mój chłopak do cholery!
Chciałam dać mu prezent, chciałam, by zdmuchnął świeczki, mimo że go znam, mimo że wiem, iż będzie na mnie początkowo zły.
"Niepotrzebnie tracisz czas, nanodayo" powie. Albo "I po co zaprzątałaś sobie tym głowę?".
Potem jednak będzie mi wdzięczny. 
W momencie, w którym miałam natłok pomysłów, zadzwonił telefon. Nawet nie zwracając uwagi na to kto próbuje się do mnie dodzwonić, odebrałam.
- Moshi moshi? - wydusiłam lekko zaspanym głosem.
- Tsukishima-san! Dzień dobry! 
- O, cześć Takao. - Uśmiech mimowolnie wskoczył na moje usta. Głos Kazunariego zawsze sprawiał, że poprawiał mi się humor.
- Może nie będę ci zajmował czasu, tylko od razu przejdę do konkretów. Wiesz, że Shin-chan ma dzisiaj urodziny, prawda? Planujesz coś konkretnego? - spytał bez ogródek.
- Mam w głowie parę pomysłów...
- Aaa czy któryś z nich wiąże się z przyjazdem tutaj? Trening mamy dzisiaj rano, potem regenerację w lodzie w sumie tyle, resztę czasu mamy wolne. Chcieliśmy dać Shin-chanowi jakiś tort i spędzić trochę czasu. Miyaji-senpai od razu pomyślał o ściągnięciu cię tutaj. Trener nie ma nic przeciwko.
- Szczerze mówiąc, to też o tym myślałam. O której kończycie regenerację?
- O 14. - Omówiliśmy z Takao wszystkie szczegóły. Do wioski, w której się zatrzymali wcale nie było tak daleko. Dojazd też nie był najgorszy, więc pozostało mi jedynie kupić tort i jechać. Zerwałam się z łóżka po czym przeszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Potem ułożyłam włosy, nałożyłam delikatny makijaż. W bieliźnie przemknęłam do pokoju, gdzie wybrałam ubranie. Nie było dzisiaj zbyt gorąco, więc postawiłam na czarne jeansy i szary sweterek. Całość dopełniły jedynie białe trampki, które nasunęłam na nogi wychodząc gotowa z domu. Oczywiście zanim opuściłam dom, nasunęłam na kolano ciężki stabilizator. Zamknęłam drzwi na klucz, który od razu włożyłam do kieszeni spodni. Nie miałam dzisiaj ochoty na noszenie żadnej torby. Wzięłam jedynie kartę, którą schowałam w pokrowcu telefonu i słuchawki. Te od razu wsunęłam do uszu, by muzyka towarzyszyła mi dopóki nie dotrę na miejsce. Zanim jednak w ogóle udałam się na dworzec, zajrzałam jeszcze do kilku sklepów w celu znalezienia jakiegoś prezentu dla Shintaro i oczywiście do cukierni by kupić tort.
- Przepraszam, proszę pani! - Słyszałam za każdym razem, kiedy zabezpieczenia zaczęły pikać. Co chwila praktycznie musiałam się tłumaczyć, że to wszystko wina stabilizatora. Przeszłam naprawdę wiele sklepów, by znaleźć coś, co spodoba się Shinowi. Moją uwagę przykuło kilka rzeczy, jednak miałam wrażenie, że to wciąż nie było to. 
- Dzień dobry - powiedziałam, kiedy przekroczyłam kolejny próg sklepu. Rozejrzałam się dookoła. Podeszłam do półki, na której rozłożone były bransoletki. Właściwie podeszłam do niej tylko po to, by może kupić coś dla siebie...
Spojrzałam na mulinowe bransoletki. Jedna z nich szczególnie przykuła moją uwagę. Jednak gdy ją uniosłam by obejrzeć bliżej, druga tego samego koloru uniosła się razem z nią. No tak, "partnerskie bransoletki".
Dlaczego zwróciłam na nią uwagę? Była ona zielona. Zielona jak oczy Midorimy. Koralikowa, niezbyt gruba, raczej delikatna. Na jedynym, czarnym koraliku było napisane "Fate". W duchu parsknęłam śmiechem na samą myśl o tym słowie. Pasowało ono idealnie do Midorimy. Przecież nikt nie dba o pomyślność swojego losu bardziej niż on! 
Wzięłam te bransoletki do ręki i rozejrzałam się po sklepie, w poszukiwaniu czegoś bardziej odpowiedniego. Pomyślałam wtedy o białej koszuli baseballowej, w pionowe cienkie paski. Shin lubił oglądać baseball, kibicował Yankeesom... 
Stanęłam przy koszulach i przemaglowałam je w celu znalezienia odpowiedniego rozmiaru. Niestety, Shintaro był niemalże tytanem na japońskie standardy.
Po zapłaceniu za bransoletki opuściłam sklep i przeszłam do cukierni naprzeciwko. Wybór tortu był o wiele prostszy. 
Niosąc w dłoni pudełko z tortem, szybko skierowałam się na dworzec. Gdy dotarłam na odpowiedni peron, chwilę poczekałam po czym wsiadłam do autobusu. Zajęłam miejsce i wyciągnęłam telefon. Chciałam zabić trochę czasu grając w grę na telefonie. Skończyło się to jednak tak, że pograłam 5 minut, a potem chwilę się zdrzemnęłam. Jednak była to dosłownie chwila. Panicznie przestraszyłam się, że minę swój przystanek. 
Cieszyłam się, że zobaczę Shintaro, Takao... Właściwie ich wszystkich. Nie widzieliśmy się od tygodnia i pewnie nie zobaczymy przez następny. Shin w jakimś stopniu stał się teraz dla mnie czymś... Codziennym. Kiedy nie mogę zaproponować mu jakiegoś wypadu, albo on sam nie zainicjuje jakiejś aktywności mam naprawdę dzień stracony. Zauważyłam to chociażby podczas tego tygodnia, gdy każdy następny dzień był taki, jak poprzedni. Jak wyglądał? Na przemian: telewizor, jedzenie, jedzenie i telewizor. Cokolwiek teraz robiłam sama, bez Shina było po prostu nudne oraz nieciekawe. Niekoniecznie stawiało mnie to w dobrym świetle... Im bardziej zagłębiałam się w swoje myśli, tym bardziej dochodziłam do tego, że naprawdę głupieję.
Bransoletki... Większego kiczu naprawdę nie widziałam. Ale z drugiej strony...
- O, to już - mruknęłam sama do siebie, widząc nazwę miejscowości, w której znajdował się okupowany przez koszykarzy pensjonat. Wysiadłam z autobusu i rozejrzałam się dookoła. Takao powiedział, że ktoś po mnie wyjdzie, a tymczasem nie było tutaj żywej duszy. Położyłam pudełko na ławce obok i czekając na jakiegoś towarzysza, zaczęłam powoli bujać się w rytm muzyki, która leciała w słuchawkach. Doskonale znałam układ do tej piosenki, a że była ona dość rytmiczna, pełna energii nie mogłam się powstrzymać od wykonywania poszczególnych ruchów w sposób "ja wcale nie tańczę, tylko poprawiam rękawy". Piosenka dochodziła do najlepszego momentu, już czekałam tylko na to, by wykonać ulubiony krok, kiedy znienacka poczułam, jak ktoś dźga mnie palcem w żebra. Krzyknęłam tak głośno, że zmarli mogliby wstać z grobu. Odruchowo zdjęłam z uszu słuchawki i odwróciłam się by odkryć sprawcę.
- Yu! Nie zachodzi się mnie od tył! - powiedziałam głośno, kładąc dłoń na sercu. Yuya jedynie zaśmiał się melodyjnie. Poczochrał koleżeńsko moje włosy i pudełko.
- Tort wygląda świetnie - skomentował, spoglądając na słodycz przez przeźroczyste pudełko.
- Mógł się trochę rozpuścić, więc od razu włóż go do lodówki, dobrze? - poprosiłam, idąc obok blondyna. Ten tylko kiwnął głową.
Przeszliśmy tylko długość ulicy i byliśmy już na miejscu. Już w samych drzwiach ciepłym uściskiem powitał mnie Kiyoshi. 
- Aaaiś... Stęskniłem się! - powiedział. Uśmiechnął się do mnie szeroko, kiedy po dłuższej chwili zdecydował, że jednak nie może trzymać mnie w ramionach nieskończenie długo. Wtedy jak z podziemi wyrósł Takao.
- Chodź, chodź! Shin-chan bierze prysznic, więc dobrze będzie, jeśli od razu po wyjściu dostanie tort. - Kouhai złapał moje ramię i od razu zaprowadził do jednego z pokoi.
- Co? Ale czek... Czekaj, bo tort był długo poza lodówką...
- Ty się tortem przejmujesz. Na pewno będzie pyszny!
Westchnęłam. Spokojnie człapałam za Kazunarim, dopóki nie dotarliśmy do głównego pokoju, który był już zajęty przez pozostałych koszykarzy, zajętych grą na konsoli, w jakąś planszówkę, czytających coś lub ucinających drzemkę.
- Miło cię widzieć Tsukishima. Midorima się pewnie ucieszy - Otsubo przerwał czytanie magazynu i z uśmiechem na ustach podszedł się przywitać. 
- Nie bardzo rozumiem co się dzieje... - powiedziałam tak, jakby dopiero co wyciągnięto mnie z łóżka. Kapitan jedynie zaśmiał się gardłowo.
- Spokojnie, spokojnie. Takao po prostu ściągnie tu Midorimę. Chyba będzie mu miło, jeśli pokażemy mu, że pamiętamy. W końcu, jesteśmy drużyną. Dobre relacje są najważniejsze, prawda? 
- Prawda - potwierdziłam i skinęłam odruchowo głową. Usiadłam na krześle. Wyjęłam z kieszeni telefon. W czasie oczekiwania chciałam dokończyć grę, której nie udało mi się przejść w autobusie. Mój moment rozrywki nie trwał długo, bo Yu zagarnął zagarnął mnie do kuchni, by pomóc mu wbić świeczki do tortu. 
- Chwilę się schłodził... - powiedziałam, delikatnie dotykając opuszkiem palców brzegu ciasta.
- Jak się czujesz? - spytał w pewnym momencie. Nieco zdezorientowana spojrzałam na blondyna, wyciągając z ust palca, którym chwilę wcześniej zgarnęłam odrobinę zmielonych orzeszków z ciasta, kiedy sprawdzałam temperaturę.
- Dobrze, a czemu pytasz? 
- Tak po prostu. Wyglądasz dość blado i pomyślałem, że coś mogło się stać.
- Nie. Jestem blada, bo nie wychodzę z domu, ot co. - Wzięłam od niego kilka świeczek i powbijałam je na tort. 
- Bakao, daj mi iść do łóżka! - Z pokoju obok usłyszałam zdenerwowany głos Shintaro, a po chwili i głośne "Sto lat!", śpiewane przez koszykarzy.
- Aaaa! Świeczki, świeczki! Zapalniczka! Ogień! - Yu zdenerwowany zaczął szukać czegoś, czym może zapalić świeczki. Gdy tylko odnalazł zapalniczkę, w ekspresowym tempie podłożył ogień. Świeczki się zapaliły. Wzięłam tort na ręce i razem z kolegą przeszliśmy do pokoju, dołączając się w międzyczasie do śpiewania. Byłam zbyt zajęta trzymaniem tortu i myślą o tym, żeby się nie przewrócić, że nie spojrzałam na Shina w pierwszej chwili. Jednak gdy w końcu uniosłam na niego wzrok, był kompletnie zaskoczony. Stał w krótkich spodenkach, białym, luźnym t-shircie, z ręcznikiem przełożonym przez kark. Jego zielone włosy były mokre, z pojedynczych pasm nawet swobodnie spływały krople wody. Gdy śpiewanie dobiegło końca, podeszłam do Shina.
- Pomyśl życzenie - powiedziałam ciepłym głosem. Midorima jedynie na mnie spojrzał, na moment odwrócił wzrok, przymknął oczy, a kiedy je otworzył, jednym dmuchnięciem zdjął ze świeczek ogień. Miyaji szybko przejął ode mnie tort i nie zważając na solenizanta sam zaczął go kroić. Shinowi to chyba jednak nie przeszkadzało. 
- To bardzo... grzeczne, że tutaj przyjechałaś. Dziękuję. - Koszykarz delikatnie schylił przede mną głowę. Uśmiechnęłam się jedynie i poczochrałam dłonią jego mokre włosy.
- Chodź, zjedz kawałek tortu.
- Nie mogę. Już jest dla mnie za późno na jedzenie słodyczy. - Gdy Kiyoshi to usłyszał, miałam wrażenie, że pęknie mu żyłka na szyi.
- Coś ty gówniarzu powiedział? Chcesz wylądować twarzą w tym torcie? - Senpai złapał solenizanta za koszulkę.
- D-doceniam to wszystko, ale niepotrzebnie się ktokolwiek trudził. Fakt, że się starzeję jakoś mnie nie pociesza. Bez urazy oczywiście.
Kiyoshi głęboko westchnął, po czym puścił kouhaia. 
- No dobrze. W takim razie my zjemy cały tort. Hiroki, masz ochotę? 
- Nie, dziękuję. Zjedzcie wszystko - uśmiechnęłam się do przyjaciela. 
- Neee Shin-chan! Coś ty taki znowu zły. Powinieneś się cieszyć, że masz teraz wszystkich w jednym miejscu. Przyjaciół, dziewczynę...
- Co wcale nie znaczy, że tego chciałem, nanodayo. - Midorima poprawił okulary, a Kazunari złapał się za serce, jakby właśnie miał dostać zawału.
- No wiesz co Shin-chan? To... zabolało... Nawet bardzo... Aiś... - Cicho zaśmiałam się z aktorzenia Takao. 
Koniec końców cała sytuacja zakończyła się tak, że wszyscy jedli tort, a ja z Shinem wyszliśmy na spacer po okolicy. Mokre włosy Midorimy powoli się suszyły i pozostawały w swoim nieładzie. W takiej wersji Shin jakoś mi się podobał...
- Na co się tak patrzysz? - spytał w końcu, kiedy wyłapał mój wzrok.
- Wiesz, bardzo ładnie wyglądasz jak... - zanim dokończyłam, stanęłam na palcach i uniosłam dłonie tak, by móc je wpleść we włosy Shintaro. Zaczesałam je lekko do tył, odgarnęłam przedziałek i nie ulizując ich pozwoliłam im "żyć własnym życiem". Włosy Midorimy ułożyły się w naprawdę ładny sposób. 
- Tak wyglądasz bardzo przystojnie. - Uśmiechnęłam się ciepło do chłopaka. Ten tylko odchrząknął i potarł dłonią policzek. Szliśmy niemalże żółwim tempem. Jednak ani mi, ani jemu to nie przeszkadzało. 
- Jak obóz się skończy, koniecznie musimy iść do kina. We dwójkę. I na kręgle - powiedziałam z rosnącym entuzjazmem. Sama myśl o spędzeniu czasu z Shinem wprawiała mnie w dobry nastrój. Pewnie objęłam ręką talię Midorimy, na co ten odpowiedział przerzuceniem przeze mnie ramienia. Przymknęłam na chwilę oczy i po prostu rozkoszowałam się jego uściskiem, ciepłem, zapachem. 
- Zanim gdzieś wyjdziemy, twoje kolano musi całkowicie wyzdrowieć. Mam nadzieję, że dbasz o siebie i jesz prawidłowo?
- Ech, co ty się tak o mnie martwisz? 
- To chyba jest po prostu normalne, że chcę, aby osoba, którą lubię o siebie dbała? 
- Martwisz się.
- N-nie do końca... Znaczy...
- Martwisz się.
- Tsukishima, to naprawdę nie tak że się ma...
- Martwisz się.
Zrezygnowany Shintaro westchnął. Mocniej wtulił mnie w swój bok, opuścił delikatnie głowę i złożył na czubku mojej delikatny pocałunek. Lekko zdziwiona zadarłam brodę do góry, by spojrzeć chłopakowi w oczy.
- Tak, martwię się - powiedział w końcu, na co zareagowałam uśmiechem. 
- Wiesz, że przy mnie nie musisz udawać bezuczuciowego buca? - Uniosłam prowokacyjnie brew do góry.
- Spoufalanie się też nie jest dobre. Poza tym, o wiele łatwiej, kiedy nie otwierasz się tak bardzo na innych, wiesz? - Akurat takiego otworzenia się Shina nie przewidziałam.
- To otwórz się chociaż całkowicie na mnie, dobrze? - popatrzyłam Midorimie w oczy.
- Dobrze - skwitował. Jak tylko podstawiłam mój mały palec, ten oplótł wokół niego swój i lekko ścisnął. Uśmiechnęłam się wesoło do pierwszoklasisty.
Szliśmy dalszy kawałek w milczeniu, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. W pewnym momencie krzyknęłam:
- Zapomniałabym!
Wyjęłam z kieszeni sweterka małe pudełeczko, po czym podałam je Midorimie.
- Wszystkiego n-najlepszego - powiedziałam, choć czułam, jak drży mi głos. W ani najmniejszym stopniu nie byłam pewna prezentu!
- Dziękuję - szepnął zaskoczony. Wziął ode mnie pudełeczko i otworzył je swoimi długimi palcami.
Przez dłuższy moment wpatrywał się w bransoletki.
- M-możesz dać jedną osobie, którą lubisz... Albo coś podobnego... - wymamrotałam, wlepiając wzrok w ziemię i trzęsąc się z zawstydzenia.
Usłyszałam tylko cichy chichot Shina, a po chwili poczułam, jak oplata jedną bransoletkę dookoła mojego nadgarstka.
- Takie bransoletki powinny nosić pary, prawda? - powiedział, smukłymi palcami wiążąc biżuterię tak, by nie spadła.


* Fluff, fluff i więcej fluffu. Miałam małą obsuwkę w czasie.. Taką malusią. Maluteńką. Tyci tyci.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Comeback (?)

Cześć, dzień dobry, dobry wieczór!
To tylko taka mała, króciutka notatka...
1) Przepraszam, że zniknęłam. Na to niestety złożyło się kilka czynników - od skręconego nadgarstka, przez małe załamanie nerwowe, aż po nieopłacony internet (thanks dad!);
2) Blog będzie dalej kontynuowany;
3) Niedługo (jeszcze w tym tygodniu) pojawi się nowy rozdział, który de facto już kończę, so stay tuned;
4) Zmieniłam nazwę z Matu Said na Motionless Min. Bo mogę.

No, to tyle z notatki. Dziękuję i do przeczytania \(^v^)


niedziela, 17 kwietnia 2016

Upadać i wznosić się - Rozdział XIII


***
- Tak jeeest! - Wygrany mecz z liceum Hoyosuke dał nam bezpośredni awans do półfinału. Po ostatnim gwizdku od razu podbiegłam do każdej dziewczyny z osobna, by pochwalić ich pracę i przybić piątki.
Opuszczałyśmy boisko z wysoko uniesioną głową. Przerwę mogłyśmy wykorzystać na obejrzenie pierwszego meczu półfinałowego - to on miał wyłonić naszego przeciwnika w walce o złoto bądź brąz.
- Kyaaa! Dawno nie atakowałam lewą ręką. Weź nie wystawiaj więcej w ten sposób, dobra? - Naoko szturchnęła ramię Kandy. Naoko Kamata była osobą, którą albo się kocha, albo nienawidzi. Osobiście należałam do tej drugiej grupy. Sama jej obecność sprawiała, że gotowałam się w środku. Jednak braku siatkarskiego talentu nie mogłam jej zarzucić. Chcąc nie chcąc była naszym asem. Co nie zmieniało faktu, że jej zachowanie nie zawsze było w porządku. Ba! Właściwie nigdy.
Była arogancka, złośliwa, twierdziła, że wszystko jej się należy. Spojrzałam na niebieskowłosą, po czym przewróciłam teatralnie oczami.
Wkurzająca baba.
Odkąd tylko pamiętam się kłóciłyśmy. Nie potrafimy dojść do porozumienia w życiu codziennym. Co jednak nie znaczy, że nie możemy dogadać się na boisku. Co to to nie!
Ignorując jej głupie zaczepki usiadłam obok Shi-san na trybunach.
W ciszy, spokoju i skupieniu całą drużyną oglądałyśmy mecz. Po godzinie sprawa była jasna: do finału weszła żeńska drużyna Shiratorizawy.
- Właściwie to żadne zaskoczenie - rzuciła Eriko, podpierając policzek na dłoni. Co racja to racja.
Zanim jednak będziemy miały okazję zagrać z najlepszą, żeńską drużyną siatkówki Prefektury Miyagi czeka nas mecz z Yakushi.
Każde spotkanie z Shiratorizawą wywoływało u mnie bardzo negatywne uczucia. Być może jest to wina tego, że Oikawa do tej pory jest cięty na tę drużynę w każdej postaci?
Odkąd Ushijima - kapitan męskiej drużyny siatkówki Shiratorizawy, zaczął powtarzać Toru, że głupio postąpił idąc do Aoba Josai, Oikawa na samo wspomnienie o tym bydlaku dostaje białej gorączki. Za każdym razem słuchałam jego narzekań, słów nienawiści jakie kierował pod adresem nielubianej drużyny i jej kapitana. Prawdopodobnie mi się to już udzieliło, chociaż z Shiratorizawą jeszcze nie przegrałyśmy.
Gdy sprawa była już rozstrzygnięta, podniosłyśmy się z miejsc i za trenerem poczłapałyśmy do szatni, by przygotować się do drugiego meczu.
Po omówieniu wszystkiego i przebraniu się weszłyśmy na boisko. Zaczęłyśmy rozgrzewkę. Podczas treningowych serwów nie spuszczałam oczu z piłki. Jednak gdy raz ją podrzuciłam i zerknęłam w górę, coś przykuło moją uwagę na trybunach. Coś... a raczej ktoś.
- Shin - szepnęłam imię koszykarza. Całkowicie zapomniałam o wyrzuconej piłce, przez co ta po chwili wylądowała na mojej głowie, odbiła się i upadła gdzieś na podłogę.
Eriko i Tae zwijały się ze śmiechu, podczas gdy Iwasaki podeszła do mnie i spytała, czy wszystko w porządku.
W środku poczułam przyjemne ciepło. Shin tutaj był, mimo tego, że właśnie powinien mieć ostatnie lekcje. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc dłoń na miejscu, które przed chwilą zostało zranione przez piłkę.
Poćwiczyłam jeszcze chwilę atak z Kandą i gdy rozbrzmiał dzwonek, zeszłyśmy całą drużyną z boiska by w dwie minuty przygotować się do meczu. Powiedziałam kilka zagrzewających słów do walki.
Mecz był cholernie wyrównany. Coraz bardziej się denerwowałam, kiedy kilka moich ataków zostało zablokowanych. Jednak działało to także w drugą stronę - zawodniczkom Yakushi podnosiło się ciśnienie, kiedy ich ataki i serwisy nie wchodziły w nasze boisko przez, między innymi, moje odbiory.
***
Tylko jeden punkt dzielił nas od wygranej, dlatego nie dziwiłam się, że środkowa przeciwnej drużyny nie zaserwowała piłki z całej siły. Jednak musiała się liczyć z możliwością wyprowadzenia przez nas ostatniej akcji.
Bez problemu odebrałam piłkę, posyłając ją prosto do Kandy. Naoko już wyskoczyła do szybkiego ataku, ściągając na siebie blokującą. Zdawało się, jakby nasza rozgrywająca naprawdę miała podać do niej piłkę, jednak w ostatnim momencie dostrzegła nadbiegającą z drugiej linii Oharu. Wybór był prosty. Hyuga dostała piłkę i zdobyła dla nas ostatni, zwycięski punkt. Z radością zebrałyśmy się z małym kółku, skacząc i ciesząc się z tego, że już jutro gramy finał!
Oczywiście nie wszystkie byłyśmy zadowolone. Naoko stanęła z boku, obrażona z faktu, że Kanda nie podała jej piłki.
Gdy zeszłyśmy do szatni by się przebrać, rozpętało się piekło. Naoko naskoczyła na Kandę, Naprawdę miałam tej dziewczyny po dziurki w nosie. Złapałam ją jedną ręką za koszulkę i przycisnęłam do ściany.
- Przymknij się wreszcie! Ktoś, kto nie potrafi grać zespołowo nie powinien grać w siatkówkę. Gdyby nie praca każdej z nas, nie mogłabyś w ogóle dotknąć piłki. Więc pogódź się z tym, że nie zgarnęłaś całej chwały i przestań ciągle narzekać do cholery! Mam cię już dość! Ciebie i tego twojego: ja, mi, moje. Nie ma tutaj miejsca na twoje humorki - Naoko kliknęła językiem i popatrzyła na mnie ze złością w oczach.
- Wielka pani kapitan się znalazła. Myślisz, że masz prawo mnie pouczać? To, że udało ci się rozegrać parę meczy na arenie międzynarodowej nie czyni z ciebie od razu wielkiej siatkarki. Poza tym, powinnaś trzymać ręce przy sobie - dziewczyna odepchnęła moje ręce. Czułam, jak w środku gotuję się ze złości.
- Ale Tsukishima ma rację. Ciężko o dobre relacje w drużynie, kiedy ty ciągle musisz pokazywać swoje fochy. - Spojrzałam na Shi-san, która stanęła obok mnie.
- Naoko, musisz wyluzować. To się robi męczące... - Sato pomasowała chwilę kark. Cieszyłam się, że reszta drużyny stanęła po mojej stronie. To w jakimś stopniu było bardzo budujące. Spojrzałam z pewnością w oczach na Naoko. Widziałam jak zaciska pięści. Uderzyła jedną ręką w metalowe drzwiczki szafki, wzięła swoje rzeczy, po czym w ekspresowym tempie opuściła szatnie.
Pewnie coś do niej dotarło... Z drugiej strony czułam się winna. Winna tego, że musiała usłyszeć te wszystkie, wredne rzeczy.
Po wyjściu Naoko wszystkie wróciłyśmy do ogarniania się. Poszłam z Oharu pod prysznice.
Czując, jak chłodna woda obmywa moje ciało, bardzo się rozluźniłam. Stałam w bezruchu, ale w mojej głowie działo się naprawdę dużo rzeczy. Nagle przypomniałam sobie o tym, że na trybunach był Shin. Od razu wpadła mi do głowy myśl, że na mnie czeka. Więc szybko się umyłam i wręcz wybiegłam spod prysznica. Wytarłam się ręcznikiem, ubrałam.
- Suszarka, suszarka... - mamrotałam pod nosem, przeszukując torbę. Gdy Kanda podała mi swoją suszarkę, bez namysłu ją wzięłam. Podziękowałam jej i od razu zaczęłam suszyć włosy na najwyższych obrotach.
- Jeny, Tsukirin, gdzie ci się tak śpieszy? - spytała Shi-san, zakładając swoją niebieską koszulkę.
- Nigdzie... Mam jeszcze tylko jedną rzecz do zrobienia - odpowiedziałam, przeczesując szczotką włosy.
- Czy ta rzecz ma związek z naszym zielonowłosym koszykarzem? - Sato uniosła brew i uśmiechnęła się. Nie odpowiedziałam na jej zaczepkę. Oddałam suszarkę Kandzie, spakowałam do torby swoje rzeczy. Po powiedzeniu kilku słów dotyczących jutrzejszego finału i pożegnaniu się z nimi, wyszłam z szatni.
- Tsukishima-senpai! Protokół! - usłyszałam za plecami wołanie Iwasaki.
- Kuźwa, kuźwa, kuźwa... - mamrotałam pod nosem, cofając się i wracając na halę. Szybko złapałam sędziów i po podpisaniu papierów od razu skierowałam kroki do wyjścia. Liczyłam, że albo gdzieś po drodze spotkam Shintaro, albo natknę się na niego przy samych drzwiach.
Było to dla mnie niemiłym zaskoczeniem, kiedy nigdzie go nie było. Wyszłam na dwór.
Od razu się uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam stojącego na zewnątrz Shina. Oparł się tyłem o stojak na rowery, skrzyżował ręce na piersi, w jednej dłoni trzymał swój ulubiony napój fasolowy, a w drugiej swój dzisiejszy lucky item - taśmę mierniczą.
- Shintaro, co tu robisz? Przecież powinieneś mieć jeszcze lekcje - podeszłam do koszykarza, lekko się do niego uśmiechając.
- Nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć, nanodayo - powiedział, po czym upił łyk napoju. Potem zgniótł puszkę i wyrzucił ją do stojącego obok kosza.
- Idziemy - skinął głową, po czym ruszył w obranym kierunku. Sama dopiero po dwóch sekundach zerwałam się z miejsca i dogoniłam go.
- Dokąd? - zapytałam, przeczesując dłonią ciemne włosy.
- Na shake'a - odpowiedział. No tak! Przecież Shin obiecał, że zabierze mnie na niego, kiedy tylko skończą się półfinały. Uśmiechnęłam się do okularnika.
Midorimie można zarzucić naprawdę dużo rzeczy, ale na pewno nie niesłowność. I to właśnie była jedna z tych rzeczy, które w nim lubiłam.
- Podobał ci się mecz? - skrzyżowałam ręce za plecami, unosząc głowę tak, by popatrzeć na Shintaro. Ten poprawił okulary.
- Jeśli mam być szczery, to widowiskowy był dopiero po drugim secie. Zarówno wy jak i wasze przeciwniczki zaczęłyście bardziej rozgrywać piłkę, kombinować. Wcześniej było natomiast bardzo podręcznikowo, nanodayo - odpowiedział. Mruknęłam w zamyśleniu. Zmrużyłam delikatnie oczy i spojrzałam przed siebie. Musiałam się chwilę zastanowić nad jego słowami.
- Widać w twojej drużynie, że nie martwią się o odbiór. Tak, jakby reszta dziewczyn ufała twoim i Hyugi odbiorom w stu procentach. To naprawdę zadziwiające - Shintaro wsunął małą taśmę mierniczą do kieszeni spodni, co też po chwili uczynił z obiema rękami.
- Naprawdę? Miło to słyszeć - na moich ustach ponownie pojawił się uśmiech.
- Grałaś naprawdę rewelacyjnie. Gratuluję - spojrzałam na Midorimę. Ten jednak odwrócił głowę w drugim kierunku. Delikatnie się rumienił, co mimo wszystko mogłam dostrzec. Lekko podskoczyłam i szturchnęłam go biodrem.
- Dziękuję - Midorima nie należał do osób, które kogoś chwalą. On zdecydowanie zaliczał się do egoistów. Jednak coraz częściej przyłapuję go na tym, że zaczyna chwalić czyjąś pracę, bez względu na to co robi.
Po krótkim spacerze dotarliśmy do Maji Burgera. Od razu usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku w rogu, przy dużym oknie. Shin jednak długo nie posiedział, gdyż zaledwie po chwili wstał z miejsca.
- Pójdę zamówić. Chcesz jeszcze coś do jedzenia? - spytał, wyciągając z torby portfel.
- Mogłabym prosić jeszcze o chickenburgera, duże frytki, ciastko i o powiększenie waniliowego shake'a? - spojrzałam na Midorimę. Ten tylko westchnął i poprawił okulary.
- Mogłabyś - powiedział, po czym poszedł zamówić. Po kilku minutach wrócił z pełną tacą i postawił ją na stoliku.
- Haaa... Ale jestem głodna! - od razu wzięłam kanapkę i odwinąwszy ją z papieru, zaczęłam jeść. Midorima jedynie wziął swojego shake'a. Po kolorze mogłam wnioskować, że zamówił dla siebie truskawkowego. Shin nawet nie patrzył na jedzenie. Zamiast tego ciągle patrzył się na mnie.
- N-no co? Grałam dzisiaj dwa mecze. Mam prawo być głodna... - wymamrotałam, chcąc usprawiedliwić swoje obżarstwo.
- Przecież nic nie mówię - odparł i sięgnął po jedną frytkę. Dość szybko uporałam się z kanapką, więc zaczęłam co jakiś czas podjadać frytki. Potem zjadłam ciastko, a następnie wróciłam do frytek. Shin poczęstował się może dwiema, maksymalnie pięcioma. Bardzo powoli pił swój napój, więc kiedy po kilkunastu minutach taca była w samych papierkach, on miał w swoim kubku jeszcze połowę napoju.
- Dawno się tak nie najadłam - stwierdziłam, opierając się plecami o oparcie krzesełka. Uniosłam kubek ze swoim shake'm i upiłam łyk.
- Bardzo dużo jesz - słysząc to z ust Midorimy, momentalnie się zarumieniłam. To ile jem nie powinno mieć znaczenia... Poza tym, rozmawianie o jedzeniu mnie krępowało.
- I co z tego? Może to po prostu ty jesz za mało? - spojrzałam na Shina spode byka, wkładając słomkę do ust i ponownie upijając shake'a.
- Nie mówię, że to źle... Po prostu sama zobaczysz, że nie będziesz się czuła dobrze po takiej ilości zjedzonych fastów, nanodayo - Shin pewnie i dokładnie poprawił okulary.
Po chwili odłożyłam kubek ze swoim shake'm na tacę i sięgnęłam do torby. Wyciągnęłam portfel. Spojrzałam na leżący na tacy paragon, po czym wyciągnęłam odpowiednią ilość pieniędzy. Przesunęłam banknoty po stoliku w stronę Shintaro.
- Za co ty mi płacisz? - spytał nieco zdziwiony.
- Jak to za co? Oddaję ci pieniądze za jedzenie - Shin kliknął językiem. Wziął pieniądze, złożył je na pół po czym po drugiej stronie stolika przysunął z powrotem do mnie.
- Nie oddawaj. Sam cię przecież zaprosiłem.
- A-ale będę się źle czuła, jeśli ich nie weźmiesz.
- Nie zgrywaj feministki. Po prostu schowaj te pieniądze, nanodayo.
- Nie zgrywam feministki! Naprawdę nie mam zamiaru...
- Nie kłóć się ze mną - Midorima naprawdę wyglądał na poirytowanego. Westchnęłam w poddańczym geście. Wzięłam pieniądze i schowałam je z powrotem do portfela.
- Ale następnym razem ja płacę - zadeklarowałam z góry.
- Nie - Shin upił łyk truskawkowego shake'a. Z jednej strony jego upartość była irytująca. Z drugiej jednak to, że nie przyjął pieniędzy, świadczyło o jego uprzejmości, której niestety nie pokazuje za często.
- A właśnie! Shin, posłuchaj jednego utworu. Znalazłam go szukając jednego musicalu. Natknęłam się na "Mozart, l'opéra rock". Obejrzałam całą operę i szczerze jestem pod wrażeniem. To jak połączono tam elementy muzyki popularnej z klasycznym Mozartem... Naprawdę brzmi dobrze - mówiąc to, szukałam w torbie słuchawek i telefonu. Gdy w końcu znalazłam te cuda techniki, znalazłam jedną z piosenek i podałam Shinowi jedną słuchawkę. Pochyliłam się lekko nad stołem, by żadnemu z nas słuchawka nie wypadła z ucha i puściłam pierwszy utwór z listy - "Le Bien Qui Fait Mal". Shin słuchał z uwagą. Patrząc na jego twarz mogłam wywnioskować, że piosenka nawet przypadła mu do gustu.
- O dziwo połączyli to naprawdę dobrze... Co nie zmienia faktu, że Mozart to klasa sama w sobie - powiedział. Oddał mi słuchawkę, po czym upił kolejny łyk shake'a.
W lokalu siedzieliśmy jeszcze przez dłuższy czas. Rozmawialiśmy o muzyce, o tej operze, o właściwie wszystkim. Chociaż mogłoby się wydawać, że nie mamy tematów do rozmów. Z każdym spotkaniem staraliśmy się poznać siebie nawzajem i szukać tego, co nas łączy. Choć było tego zdecydowanie mniej niż tego, co nas dzieli. Shin w takich rozmowach się otwierał. Czasami nawet cień uśmiechu błąkał się po jego ustach.
- Nie wierzę, że nie oglądałaś "Pamiętnika". Nawet ja to zrobiłem, a nie przepadam za romansami - Shin otworzył przede mną wyjściowe drzwi. Na zewnątrz wiał wiatr, jednak dawał on przyjemne uczucie orzeźwienia w ten ciepły dzień.
- Nie oglądałam. Ale chyba bardziej wzruszyłabym się na "Shreku" - stwierdziłam z lekkim rozbawieniem, spoglądając na okularnika, który właśnie stanął obok mnie. Ruszyliśmy przed siebie, powoli pijąc zamówione przed wyjściem kolejne shake'i.
- Nie mnie oceniać to, czy "Pamiętnik" był wzruszający czy nie. Jak dla mnie był dość nudny. Właściwie jak każde romansidło - Shin wzruszył ramionami, po czym ponownie wsunął słomkę do ust.
- Ale był utrzymany w dość ładnych kolorach. I miał całkiem dobry soundtrack.
- Wiesz co ma świetny soundtrack? "Braveheart" - z pewnością pokiwałam głową.
- Zgadzam się, nanodayo.
- To jest o wiele lepszy wyciskacz łez niż jakiś tam "Pamiętnik" - westchnęłam cicho. Odwróciłam głowę i popatrzyłam na Midorimę. Ten chłopak zyskiwał w moich oczach coraz bardziej. Zastanowiłam się chwilę nad tym, co tak właściwie najbardziej mi się w nim podoba. Wszystko? Nie. Ma swoje wady, jednak nie są one nieakceptowalne. Jest co prawda przesądny, zazwyczaj bywa chłodny, ciągle sprawia wrażenie poirytowanego, nie waha się przed wykorzystywaniem innych. Ale im więcej czasu z nim spędzam, tym więcej jego pozytywnych cech udaje mi się odkryć. Właśnie to w Midorimie najbardziej mi się podobało - odkrywanie i przełamywanie lodów.
W tej dzielnicy trwały akurat remonty chodników, przez co praktycznie co chwila mijaliśmy jakąś dziurę. Jedna była na tyle długa, że musieliśmy zejść na jezdnię. Shin grzecznie to zrobił. Ja natomiast wpadłam na genialny pomysł przeskoczenia dziury. Spokojnie dałabym sobie z tym radę. Zrobiłam trzy kroki rozpędu i skoczyłam. Udało mi się wylądować metr za dziurą. Jednak w chwili stanięcia na ziemi, poczułam silny ból w kolanie. Silny na tyle, że przez moment straciłam wizję, zrobiło mi się słabo i upadłam.
- Tsukishima! - Shin w przerażeniu upuścił kubek z napojem. Szybko do mnie podbiegł i uklęknął obok. Odgarnął moje włosy z twarzy.
- Co się stało?! Tsukishima?! - Midorima pomógł mi zmienić pozycję z leżącej na siedzącą.
- Kolano... Boli... - wydukałam jedynie, łapiąc się na prawe kolano. Łzy stanęły mi w oczach.
- I po co było ci skakać?! Szybko, musimy iść do szpitala - Shintaro pomógł mi się podnieść i stanąć na zdrowej nodze. Potem ostrożnie wziął mnie na plecy. Oplotłam ręce na jego szyi, przytulając policzek do jego barku. Ból był naprawdę duży. Wstrzymywałam łzy, które zaciekle napływały do moich oczu. Mimo starań, słone krople spływały po policzkach, mocząc przy tym klubową bluzę, którą Shintaro założył przed wyjściem z lokalu.
- Nie płacz, zaraz przestanie boleć - Shin delikatnie odwrócił głowę.
- P-przepraszam... N-n-nie chciałam... - mówiłam drżącym głosem.
Midorima starł się za bardzo nie
poruszać lewą ręką, by niepotrzebnie nie ruszyć mojej kontuzjowanej nogi.
- Nie przepraszaj mnie za swoją lekkomyślność - burknął, ponownie spoglądając przed siebie. Zacisnęłam dłonie na jego bluzie.
Do szpitala szlibyśmy pewnie dłużej, gdyby nie to, że Midorima znał dobry skrót, który zmniejszył nasz "spacer" co najmniej o połowę.
- Shin, niedobrze mi - powiedziałam po chwili, przytykając dłoń do ust.
- Jak zjadłaś tyle fast foodów to się nie dziw, nanodayo! - Miałam wrażenie, jakby Shin teraz jedynie mnie karcił za moją bezmyślność.
Z drugiej strony wiedziałam, że miał rację.
- Przepraszam, gdzie znajdę doktora Midorimę? - usłyszawszy nazwisko nieco się zdziwiłam.
- Midorima-sensei pół godziny temu skończył operację, pewnie teraz jest w pokoju lekarzy. Zaraz po niego zadzwonię - kobieta w recepcji od razu sięgnęła po telefon. Shintaro wówczas ostrożnie posadził mnie na fotelu. Uklęknął przede mną i z dołu popatrzył na moją twarz. Ciągle przykładałam dłoń do ust. Zacisnęłam powieki, kiedy ból w kolanie zaczął się nasilać.
Shin wytarł kciukiem mój policzek. Podczas gdy ja byłam cała spanikowana, okularnik potrafił zachować spokój. Przynajmniej na zewnątrz.
- Tato! - Shin zerwał się z miejsca, po czym podbiegł do lekarza, który, jak się okazało, był jego ojcem.
- Tsukishima skoczyła i po prostu upadła na ziemię przy lądowaniu. Mówi, że kolano ją boli i jest jej niedobrze... - koszykarz od razu wyjaśnił sytuację, podchodząc ze swoim ojcem do fotela, na którym siedziałam.
- No dobrze, zaraz wszystkiego się dowiemy - głos lekarza był ciepły. Niski, męski, ale przy tym bardzo delikatny i dźwięczny. Otworzyłam oczy. Doktor przykucnął przede mną i z delikatnym uśmiechem spojrzał na moje nogi.
- Które kolano cię boli? - spytał. Wskazałam palcem prawe kolano. Lekarz tylko na nie spojrzał.
- Shintaro, przewieź Tsukishimę-san do sali 8, dobrze? Zaraz przyjdę. Tylko weź wózek - Midorima-sensei stanął na równe nogi, po czym w pośpiechu odszedł. Shintaro jedynie kliknął językiem. Ostrożnie wziął mnie na ręce. Popatrzyłam na jego twarz.
- Miałeś wziąć wózek - powiedziałam lekko zdenerwowanym tonem, wycierając oczy.
- Już wystarczająco narobiłaś. Wózek może przydać się komuś innemu. Po prostu bądź cicho - czułam, jak palce Shina zaciskają się na moich żebrach. Bez słowa oplotłam dłonie na jego szyi, oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy, pozwalając mu zanieść się na salę.
- Które łóżko chcesz zająć? - spytał, kiedy przekroczyliśmy próg pokoju. Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po sali i wskazałam łóżko przy oknie. Nie było tutaj żywej duszy. Może i lepiej? Dzięki temu przynajmniej będę miała spokój. Jednocześnie trochę zastanawiały mnie wzory małych zwierzątek na ścianie.
Shintaro ostrożnie położył mnie na łóżku. Zrobił to z taką delikatnością, jakby kładł najcenniejszą rzecz na świecie. Rozluźniłam uścisk. Popatrzyłam chwilę na Midorimę. Nie potrafiłam odczytać jak się teraz czuje z jego twarzy.
- Mówiłeś, że twój ojciec jest lekarzem - powiedziałam po chwili, jakbym dostała nagłego olśnienia.
- Trochę szkoda, że poznaję go w takich okolicznościach - dodałam, uśmiechając się nerwowo. Shintaro jedynie zaczesał kosmyk moich włosów, po czym pogłaskał mnie po głowie.
- No dobrze... Shintaro, mógłbyś na chwilę wyjść? Muszę przebadać jej kolano - koszykarz odsunął się od łóżka.
- Chyba, że chcesz, żeby był - lekarz podszedł do mnie, zerkając do papierów na trzymanej teczce.
- Tylko będziesz musiała zdjąć spodnie - dodał, zanim zdążyłam podjąć decyzję.
- Wyjdź - powiedziałam od razu. Sama myśl o tym, że miałabym teraz zdjąć przed Shintaro spodnie sprawiała, że robiłam się cała czerwona. Doktor zasłonił teren mojego łóżka, dodając tym samym odrobinę intymności. Posłusznie zdjęłam ciemne jeansy i pozwoliłam lekarzowi na zbadanie kolana. Siedziałam na łóżku, podczas gdy ten usiadł naprzeciwko na krzesełku. Trochę je dotykał, spytał, w którym miejscu najbardziej boli, starał się wyprostować kolano, jednak kiedy syknęłam z bólu odpuścił. Gdy zapytał co się tak właściwie stało, trochę wstydziłam się o tym opowiedzieć. Jednak musiałam się przyznać do własnej głupoty.
- Tutaj widzę bliznę... Miałaś jakąś operację na to kolano? - Midorima-sensei wskazał palcem na niewielką, podłużną bliznę przy kolanie.
- Tak, 3 lata temu zerwałam więzadła krzyżowe - odpowiedziałam od razu. Zacisnęłam zęby na samo wspomnienie tamtego feralnego dnia. Tak naprawdę wtedy cale moje życie wywróciło się do góry nogami.
- Uuu... To nieciekawie. Ale być może ucieszy cię to, że prawdopodobnie jest to tylko przeciążenie. Na wszelki wypadek zrobimy jednak prześwietlenie, jak tylko sala rentgenowska będzie wolna. Zaraz przyniosę lek przeciwbólowy i wkłuję ci go w kolano. Nie ubieraj się jeszcze... Chyba, że masz jakieś krótkie spodenki lub spódnicę ze sobą? - na pytanie doktora pokiwałam twierdząco głową. Ten delikatnie się uśmiechnął i podniósł z miejsca.
- No, więc formalności mamy już za sobą. Trochę szkoda, że poznaję cię w takich okolicznościach. Shintaro dużo nam o tobie opowiadał - Midorima-sensei odsunął krzesełko. Shin mówił o mnie? Mówił o mnie swoim rodzicom? Tego bym się akurat nie spodziewała. Z drugiej strony to dobrze świadczy o jego relacjach z rodzicami. Jego ojciec sprawiał wrażenie sympatycznego człowieka. Wyglądał bardzo młodo i gdybym od początku nie wiedziała, że to jest jego rodzic, pewnie posądziłabym Shina o to, że nie powiedział mi o swoim bracie...
- Nie smuć się. Nie jest tak źle - doktor nieco poszerzył uśmiech. Poprosiłam go, by podał mi torbę, co ten bezzwłocznie uczynił. Wyciągnęłam z niej spodenki meczowe i nasunęłam je na biodra. Jeansy natomiast schowałam, po czym odłożyłam torbę na podłogę. Gdy już się ubrałam, Midorima-sensei rozsunął wszystkie zasłony. Napisał coś na kartach, po czym opuścił salę.
- Daj jej trochę odpoczynku, Shintaro - lekarz poklepał syna po ramieniu, kiedy mijali się w drzwiach. Shin jedynie kiwnął głową.
- Tsukishima, będziesz musiała zadzwonić po kogoś dorosłego - okularnik usiadł na brzegu łóżka, opuszczając głowę, by na mnie popatrzeć.
- Wiesz, że nie ma szans, żebyś zagrała jutro w finale? - Shin delikatnie dotknął mojej dłoni. Zacisnęłam zęby i zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą.
- Wiem - odburknęłam, patrząc na swoje nogi. Midorima widząc moje narastające zdenerwowanie i smutek, wstał z miejsca. Złapał kołdrę po czym nasunął ją na mnie. Shintaro sam jest sportowcem, więc doskonale wie, że nie powinien dalej drążyć tego tematu. Zacisnęłam pięści na samą myśl o mojej niedyspozycji.
- Już jestem. Zaraz przestanie cię boleć. Ojej, Tsukishima-san, boli tak bardzo? Shintaro też mówił, że było ci niedobrze... - doktor wszedł do sali i od razu podszedł do łóżka.
- Nie. Jest dobrze - powiedziałam z opuszczoną głową. Lekarz lekko odchylił kołdrę i włożył świeżą igłę do strzykawki. Przełknęłam ślinę. Szczerze mówiąc trochę bałam się igieł. Midorima-sensei chyba to wyczuł. Wówczas uśmiechnął się czuje, jakby chciał odwrócić moją uwagę od igły.
- Teraz cię ukłuję. Jestem naprawdę dobry w robieniu zastrzyków, więc to w ogóle nie zaboli. Dobrze? - Jego sympatyczny uśmiech zadziałał na mnie jak zaklęcie. Patrząc na tatę Shina naprawdę zastanawiałam się, czy to aby na pewno jest jego ojciec... Shintaro wygląda przecież starzej od niego! Może tak mi się wydaje ze względu na wzrost?
Pokiwałam zgodnie głową. Lekarz małym gazikiem oczyścił miejsce ukłucia na kolanie, po czym ostrożnie wbił igłę. Lek od razu wpłynął do kolana. Syknęłam jedynie przy wyciąganiu igły. Dostawszy nowy gazik od razu przyłożyłam go nakłucia, by ta wsiąkała małe krwawienie.
- Póki co to tyle... Zadzwonię zaraz do szkoły i powiem o tej sytuacji. Ty musisz powiadomić kogoś dorosłego. Potrzebny jest po prostu podpis, że ktoś wiedział o twojej nocce na obserwacji. Shintaro mówił, że grasz w siatkówkę, prawda? Niestety czeka cię około trzytygodniowa przerwa, co jednak też zależy od tego, czy rentgen coś wykaże - Midorima-sensei zapisał coś na kartach, spojrzał na mnie, na syna i cicho westchnął.
- Shintaro, czy ty nie powinieneś być teraz w szkole tak w ogóle? - Shin wyprostował się jak struna. Lekarz odetchnął głęboko.
- Nie powiem mamie, bo to pierwszy raz. Ale mam nadzieję, że i ostatni - ojciec Shina pokręcił głową, po czym opuścił pomieszczenie. Odsunęłam gazik od kolana i położyłam go na metalowej tacce, którą po chwili zabrała pielęgniarka. Shintaro usiadł na krzesełku obok łóżka.
- Jak się czujesz? - spytał z troską w głosie.
- A jak się mogę czuć? J-ja naprawdę chciałam zagrać... A przez moją własną głupotę mija mnie prawdopodobnie ostatnia okazja pokonania Shiratorizawy - powiedziałam, opuszczając głowę. Shin bez słowa ujął delikatnie moją dłoń i splótł nasze palce. Podniósł się z krzesełka, po czym usiadł na brzegu łóżka. Drugą ręką objął moje ramiona i przytulił do siebie. Wtuliłam się w jego umięśniony tors, zaciskając drugą dłoń na koszuli na jego plecach. Shintaro milczał. Co jednak nie zmieniało faktu, że tu był. I to w zupełności mi wystarczyło.
- Zadzwoniłem do Miyaji'ego - usłyszałam. Na jego słowa mruknęłam jedynie zgodę, nieco mocniej się tuląc. Puściłam jego dłoń i objęłam go obiema rękami.
- Shin, przepraszam, że narobiłam ci problemów - powiedziałam w końcu. Midorima pogładził moje ramię.
- Nie przepraszaj, nanodayo. - W sali była cisza, Jedynym dźwiękiem, jaki docierał teraz do moich uszu był równomierny oddech Shina i bicie jego serca, które za każdym razem mnie uspokajało.
Po dłuższej chwili trwania w uścisku, opuściłam ręce, puszczając koszykarza wolno. Ten tylko zaczesał moje włosy i złożył delikatny pocałunek na moim czole. Potem zszedł z łóżka i usiadł z powrotem na krzesełku. Złapał jednak moją rękę.
- Prześpij się. Musisz odpocząć - powiedział, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni. Nie chciałam zasypiać, jednak lek przeciwbólowy trochę mnie "zmulił". Przymknęłam powieki i nawet nie wiem w którym momencie po prostu zasnęłam.
[...]
- Hiroki, Hiroki. - Usłyszałam cichy szept. Niechętnie otworzyłam oczy i przed moją twarzą pojawił się Kiyoshi. Zdziwiona lekko uniosłam się. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że Midorima sam zasnął, leżąc tułowiem na moim łóżku i dalej ściskając moją dłoń. Kiyoshi przyłożył do ust palec w geście milczenia, po czym pomachał przede mną torbą z ubraniami, które mi przyniósł. No tak, kilka dni temu przecież dałam mu klucz...
Ponadto na stoliku położył torbę ze słodyczami.
- Przyjdę jutro. Teraz widzę, że już ktoś cię pilnuje - Miyaji wskazał palcem na śpiącego Midorimę.
- Odpoczywaj, dobrze? I wróć szybko do zdrowia - Kiyoshi czule poczochrał moje włosy. Uśmiechnął się jedynie, po czym po cichu opuścił salę. Odprowadziłam go wzrokiem, jednak po chwili powędrowałam nim na Shina. Miał miarowy oddech, lekko rozchylone usta, całkowicie rozczochrane włosy. I znowu spał w okularach...
- Twój kolega już poszedł? - W drzwiach ponownie stanął ojciec Midorimy, trzymając w dłoniach butelkę wody. Pokiwałam jedynie twierdząco głową. Midorima-sensei położył butelkę z wodą na stoliku i popatrzył na swojego syna.
- Musisz uzupełnić płyny - mruknął, odchodząc od mojego łóżka. Wziął z fotela w drugim końcu koc. Nakrył nim swojego syna, po czym zdjął z jego twarzy okulary.
- Jakby kolano znowu zaczęło cię boleć, albo Shintaro jakoś głupio by się ułożył, to nie bój się go budzić - lekarz kiwnął jedynie głową.
- Dzwoniłaś już do kogoś? - spytał.
- Em, jeszcze nie... Zaraz zadzwonię - odpowiedziałam bezzwłocznie, sięgając na szafkę po telefon. Poczułam, jak Shintaro mocniej ściska moją dłoń. Mruknął coś przez sen i lekko się poruszył.
- To zadzwoń. Dobrze by było, żeby ktoś cię odebrał. Papiery może podpisać jutro - lekarz delikatnie się uśmiechnął, po czym wyszedł. Od razu zajrzałam do kontaktów i bez większego myślenia nacisnęłam zieloną słuchawkę przy imieniu "Akiteru".
Po trzech sygnałach student odebrał telefon.
- Hao? - usłyszawszy dziwny głos, zmarszczyłam brwi.
- A-Akiteru?
- Aaa... Hioki! Co taam? Przeraszam, że możesz mnie nie rhozumieć, ae nie mam guowy do sake... Nigdy wincej sake... Nie lubihe sake... - nieco przepity głos Akiteru naprawdę mnie rozbawił. Nigdy nie miał głowy do alkoholu, więc trochę zaciekawiło mnie to, co go zmusiło do wypicia.
- Kumpel się hajta i żeśmy wyszli na miasto... tak wyszszszuo - cicho się roześmiałam.
- Akiteru, dzwonię w konkretnej sprawie... - powiedziałam, hamując śmiech.
- Nooo?
- Chodzi o to, że jestem w szpitalu... I muszę zostać na noc i em... Potrzebny jest podpis osoby dorosłej. W-wiem, że proszę o dużo, ale czy mógłbyś jutro rano przyjechać? - spytałam.
- W szpitau? Co żeś narobiła?
- Przeciążyłam kolano... Nie chcę dzwonić do taty ani do Kunie... proszę, przyjedziesz?
- Ech, a mam inne wyjście? Przyjadę... - zapewnił. Jego głos zmienił się tak nagle, jakby na słowo "szpital" Akiteru natychmiastowo otrzeźwiał. Po załatwieniu tego rozłączyłam się. Odłożyłam telefon z powrotem na szafkę. Spojrzałam w dół na Shintaro.
Dlaczego on wciąż tu jest? Powinien wrócić do domu. W końcu jutro zaczyna wcześnie zajęcia. Już chciałam go budzić, jednak wtedy Shintaro ponownie nieco się poruszył. Zaczesałam delikatnie jego grzywkę. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Może miał przyjemny sen?
Cholera, naprawdę zależało mi na Midorimie. Naprawdę chciałam dla niego wszystkiego co najlepsze. Naprawdę chciałam dać mu radość. Ja naprawdę...
Osunęłam się lekko na łóżku tak, by znaleźć się na wysokości Shintaro. Łóżko było dość długie, dzięki temu nie miałam problemów z uciążliwym kolanem i ciśnięciu się.
Patrzyłam na jego śpiącą twarz przez chwilę. Lekko odgarnęłam jego włosy, po czym z czułością ucałowałam czubek jego nosa.

~♥~♥~♥~♥~

Chciałabym jeszcze coś dopisać, ale już mi się nie chce =_= Rozdział XIII jest pechowy nie tylko dla Hiroki, ale i dla mnie, więc przepraszam xD 
Ale jestem z siebie zadowolona z jednego powodu - napisałam to w obiecanym sobie terminie! Jeeej <3 *proszę o oklaski... chociaż takie małe ^^*
W ogóle mam takie małe wrażenie, że chyba za wcześnie wpakowałam bohaterów w związek... Meh, trudno. I tak wszyscy umrą xD (nie no, żartuję. Chociaż...). 

niedziela, 10 kwietnia 2016

Młoda para - Rozdział XII

***
- Midorima-kun... Ja... Ja... Kocham cię! Proszę, przyjmij moje uczucia! - Ciemnooka brunetka o szczupłej sylwetce wyciągnęła przed siebie trzęsące ręce z małą kopertą w kolorze pudrowego różu. Wiatr delikatnie rozwiewał włosy obojga, słońce powoli zaczęło wychylać się zza białej chmury, rzucając promienie na dach budynku, na którym stali. Świat zdawał się zatrzymać w miejscu. Gdyby wyciszyć wszystkie dźwięki otoczenia, jedynym słyszalnym odgłosem na pewno byłoby głośne i przyśpieszone bicie serca stojącej na przeciwko Midorimy brunetki.
- Wszystko tutaj opisałam. Proszę, daj mi szansę! - Shintaro jedynie poprawił okulary i bez słowa wziął od niej kopertę. Dziewczyna skłoniła się lekko przed koszykarzem, po czym szybko odwróciła się i przebiegła na klatkę schodową, mijając mnie w dużych, otwartych drzwiach. Stałam oparta o futrynę, ze skrzyżowanymi rękami, patrząc prosto na Midorimę.
- Nie spodziewałam się, że przyciągasz aż tyle młodych dam, Shin - z lekko ironicznym uśmieszkiem podeszłam do Midorimy. Ten tylko prychnął, złożył na pół kopertę i wsunął ją do kieszeni mundurkowych spodni.
- Zamierzasz go przeczytać? - wskazałam palcem na jego kieszeń.
- Tak - odpowiedział bez wahania. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam wzrok od Shina, spoglądając na okolicę z góry.
- Chcę wiedzieć, co ona czuje, zanim będę musiał ją odrzucić. Niestety dla niej już się z kimś spotykam - skrzyżowałam ręce na piersi, ponownie zerkając na Midorimę. Ten dwoma palcami złapał mój nos i delikatnie go ścisnął.
- Itetete... - wydukałam, oplatając dłońmi jego nadgarstek. Starałam się odsunąć jego rękę.
- Shin-chan, Tsuki-chan, przyniosłem picie! - Z Shintaro odwróciliśmy głowy, by spojrzeć na Takao. Ten podszedł do nas, trzymając w dłoniach trzy puszki z napojami.
- Czemu zajęło ci to tak długo, nanodayo? - Shin zamiast puścić mój nos i pozwolić mi normalnie oddychać, wolał trochę mnie za niego powodzić i zaczął prowadzić mnie to w prawo, to w lewo za ściskany koniuszek nosa.
- I nie wołaj na Tsukishimę "Tsuki-chan", miejże trochę szacunku do starszych - Shintaro cicho westchnął, ani na moment nie przestając mnie wodzić. Chyba dobrze się przy tym bawił.
- I vice versa... - Takao wskazał mnie, zmieniającą kierunki jak flaga w czasie sztormu. Kiedy jednak dotarło do niego, że moje chodzenie tak, jak zagra Midorima wygląda dość zabawnie, roześmiał się głośno.
- No puść mnie! - zbuntowana stanęłam w miejscu, po czym dźgnęłam okularnika palcem w brzuch. Byłam już pewna, że mnie puści. Jednak wtedy tylko mocniej ścisnął mój nos.
- Teraz to naprawdę boli! - powiedziałam zmienionym, przez brak możliwości wypuszczenia powietrza, głosem. Takao tylko głośniej się zaśmiał.
- Shin-chan, nie bądź już takim sadystą. - Midorima spiorunował szatyna wzrokiem.
- Cóż, kto się czubi ten się lubi - Takao wzruszył ramionami, po czym usiadł na ziemi, opierając plecy o barierkę otaczającą dach szkoły. Shintaro jeszcze kilka razy poszarpał mój nos. Gdy w końcu go puścił, poczochrał lekko moje włosy i delikatnie ucałował moje czoło. Potem wsunął dłoń do kieszeni spodni i usiadł obok Kazunariego. Wziął od niego swój fasolowy napój, od razu go otwierając i upijając łyk.
- Tsukishima-san, nie było soku o smaku mango, więc wziąłem liczi, może być? - Podbiegłam do rozgrywającego. Usiadłam na piętach naprzeciwko niego i wzięłam puszkę z napojem.
- Tak, dziękuję. I a propo, możesz mówić do mnie "Tsuki-chan". Nie zwracam uwagi na to, czy ktoś odnosi się do mnie formalnie czy nie. Szczerze mówiąc, trochę to nawet mnie irytuje - wzruszyłam ramionami, otwierając puszkę. Chcąc otworzyć ją jednym, zwinnym ruchem, przypadkiem urwałam zawleczkę.
- Cholera - przeklęłam pod nosem. Midorima bez słowa przejął ode mnie puszkę, po czym otworzył ją, używając do tego kluczyka od domu. Podziękowałam mu uśmiechem i upiłam łyk chłodnego soku.
- Serio? W takim razie mogę mówić do ciebie po imieniu? - Kazunari spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Jeśli tak ci wygodnie... - upiłam łyk napoju. Było dzisiaj wyjątkowo ciepło, ba, wręcz gorąco, więc ten zimny sok dział bardzo orzeźwiająco.
- W porządku, Hiroki - Kazunari z szerokim uśmiechem otworzył swoją puszkę z colą. W tym samym czasie do moich uszu dobiegło ciche kliknięcie językiem Midorimy. Zerknęłam na niego kątem oka. Siedział wyciągając wygodnie rękę na przyciągniętym do klatki piersiowej kolanie i spoglądał na miasto z odwróconą głową w kierunku przeciwnym do mnie oraz Takao.
- Haaa... Jeśli trener wpadnie na genialny pomysł grania na dworze, to chyba się urwę. Nie mam zamiaru umrzeć z przegrzania - Takao rozpiął rozluźniająco jeden guzik koszuli i oparł tył głowy o pręt barierki za jego plecami.
- Nie mamy dzisiaj treningu, nanodyao - Midorima bezzwłocznie odpowiedział na stękania kolegi z drużyny.
- Hę? naprawdę?
- Gdybyś choć raz słuchał go uważnie, to byś wiedział. Dał nam dwa dni na regenerację. Będziemy mogli zacząć już przygotowywać się do testów. Tym bardziej, że teraz i tak nie bierzemy udziału w żadnym turnieju - Shin ponownie przysunął do ust fioletową puszkę.
- Kyaaa... Testy... zapomniałem! Jak ja je napiszę no... Moja matematyka, historia, japoński leżą i kwiczą, a do tego nic nie wskazuje, by było lepiej - Takao przeczesał dłonią czarne włosy.
- Wystarczy, że się przyłożysz. Nauka wcale nie boli. Poza tym masz jeszcze dużo czasu - Shintaro spojrzał na Kazunariego.
- Boli! I to bardzo... Mam naprawdę ciekawsze rzeczy do roboty
- Z takim podejściem na pewno nie napiszesz tego dobrze - Midorima teatralnie przewrócił oczami.
- Łatwo ci mówić, przeklęty okularniku! Ty za to nie robisz nic innego tylko ślęczysz nad książkami - Takao kliknął językiem, kładąc prawie pełną puszkę obok siebie na ziemi.
- Lepsze to, niż później siedzieć całe dnie na poprawkach - Shin nie sprawiał wrażenia, jakby miały mu puścić hamulce. Jednak co innego Kazunari...
- No już... Chłopaki, to jest ostatni powód do kłótni - wcisnęłam się pomiędzy koszykarzy i wygodnie usiadłam. Takao cicho odetchnął, po czym ponownie wziął swoją puszkę z napojem.
- A u was pierwszaki mają wolne? W końcu zawody siatkarek mają zupełnie inne rozłożenie w czasie niż nasze - spojrzałam na rozgrywającego i pokręciłam przecząco głową.
- Jeszcze nie odpadłyśmy z rozgrywek. W najlepszym wypadku zostały nam 2 mecze do rozegrania i, miejmy nadzieję, finał, więc pierwszoroczne również są potrzebne. Poza tym, Iwasaki jest naszą libero.
- Iwasaki-chan? Ta dziewczyna jest kochana. Piecze takie dobre rzeczy! Szczególnie ciastka owsiane z czekoladą. Są taaakie smaczne! - Takao z szerokim uśmiechem zamknął oczy, jakby rozmarzył się nad smakiem wypieków koleżanki z klasy.
- Tak, to prawda. Aczkolwiek mi najbardziej smakują jej ciastka biszkoptowe z serkiem mascarpone. Niebo w gębie!
-  Takao, ty praktycznie jesz same niezdrowe rzeczy. Jakim cudem jesteś w Szkolnym Komitecie Zdrowotnym? - Shin mruknął pod nosem, poprawiając okulary.
- Cicho żeś bądź, Shin-chan. Wypieki Iwasaki nie mają tutaj nic do rzeczy! - Midorima pokręcił głową i podniósł się z ziemi. Dopił ostatni łyk napoju i zgniótł puszkę.
- Chodźmy już. Zaraz dzwonek.
- Tak, tak... - Kazunari ociągając się wstał na równe nogi. Upił łyk coli, kierując się w stronę wyjścia. Midorima spojrzał jeszcze na miasto, po czym sam skierował się na klatkę schodową.
- Shin - złapałam chłopaka za koszulę, chcąc na chwilę go zatrzymać.
- Jutro gramy mecz, więc dzisiaj późno wrócę do domu... I pewnie nie zobaczymy się wcześniej niż za dwa dni... - spojrzałam w górę, zatrzymując wzrok na jego zielonych oczach.
- Taaa, cóż, mogę ci jedynie życzyć powodzenia, nanodayo. - Puściłam jego koszulkę. Cicho westchnęłam.
- Gdy już wygracie, obiecuję, że zabiorę cię na waniliowego shake'a - Shintaro delikatnie zaczesał kosmyk moich czarnych włosów za ucho. Powoli wymalowałam na ustach uśmiech i z entuzjazmem pokiwałam głową. Okularnik wsunął dłoń do kieszeni spodni, po czym złożył na moich wargach czuły pocałunek.
- Skończyliście? Chodź już, zakochany tsundere. Głupio będę się czuł, gdy usiądę w klasie szybciej niż ty - Takao pokręcił w dłoni puszką po coli. Shin w końcu oderwał swoje wargi od moich ust. Palcem wskazującym poprawiłam jego okulary i posłałam mu uśmiech. Midorima w końcu się odwrócił i odszedł.
- Idziemy, Takao - powiedział, przechodząc obok rozgrywającego.
- Powiem ci szczerze, że nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę cię z rumieńcami... Ała, Shin-chan! To bolało! - Midorima zdzielił Takao w tył głowy. Patrzyłam jedynie jak znikają w korytarzu. Dopiero potem wzięłam swoją puszkę, gdzie była jeszcze połowa napoju i sama przeszłam na inną klatkę, która prowadziła do budynku drugorocznych.
Spokojnie kroczyłam po korytarzu, kierując się w stronę swojej klasy.
- Hej! Tsuki-chan! Czekaj! - usłyszawszy wołanie, zatrzymałam się w miejscu i odwróciłam.
- Gdzie się szwendasz? - uśmiechnęłam się do Yuyi, który pochylił się, kładąc dłonie na kolanach.
- Jest tak gorąco, że zaraz umrę...
- Tak, to prawda - poklepałam delikatnie młodszego z braci Miyaji po ramieniu. Wyciągnęłam rękę z puszką napoju o smaku liczi w stronę Yuyi. Ten się wyprostował. Spojrzał na mnie, potem na napój, a następnie znowu na mnie.
- Pośredni pocałunek - mruknął.
- Hm?
- A... Nic. Tak się tylko mówi, że picie z tego samego naczynia czy jedzenie po sobie to pośredni pocałunek
- Co? Serio? Nie miałam pojęcia - skierowałam wzrok na puszkę.
- Na pewno mogę się napić? Nie chcę, żeby potem twój chłopak oskarżył cię o coś...
- Skąd... - nie dokończyłam nawet swojego pytania, Yuya od razu wciął mi się w zdanie.
- Takao na ostatnim treningu nie potrafił utrzymać języka za zębami. Widoku tak czerwonego Midorimy nie zapomnę chyba do końca życia. Dobrze, że braciszek poszedł po igłę do piłek, bo nie wiem kto by bardziej ucierpiał: Takao czy Midorima... - To, że zaczęłam spotykać się z Midorimą było wciąż świeżą sprawą, niewiele osób o tym wiedziało, no, przynajmniej do tej pory. Zastanawiałam się, czy Kiyoshi wie. W końcu jeszcze mu nie powiedziałam.
- To smutne, że onii-san martwi się bardziej o ciebie niż o mnie - Yuya zaśmiał się nerwowo.
- Trzymaj - podałam mu wciąż chłodną puszkę.
- To tylko picie. Żaden pośredni pocałunek - kiwnęłam zdecydowanie głową. Yuya uśmiechnął się do mnie, po czym przyjął sok. Od razu upił duży łyk.
- Haaa... jakie dobre! - powiedział, przeciągając ramiona, jak nowo narodzony.
- Właściwie, co my teraz mamy? - oboje skierowaliśmy kroki do klasy.
- Angielski - bezzwłocznie udzieliłam mu odpowiedzi.

[...]

Jak zwykle pojawiłam się na hali jako pierwsza. Położyłam butelkę wody oraz ręcznik na ławce, po czym przeszłam na drugą stronę boiska, chcąc rozłożyć siatkę.
W Shutoku mieliśmy o tyle łatwiej, że było tutaj kilka oddzielnych sal tworzących różne boiska, w tym dwa do siatkówki. Dzięki temu nie musieliśmy co chwila zdejmować i od nowa zakładać sprzętu. Siatka pewnie była zahaczona po jednej stronie tylko i ze względu na to, żeby judoki mięli miejsce na trening rozciągający, gdyż ich sala właśnie przechodziła remont.
- Dzień dobry senpai. - Usłyszawszy znajomy głos, nie musiałam się nawet odwracać, by wiedzieć do kogo należy.
- Cześć Tae-chan. Wszyscy są w szatni? - spytałam, odplątując sznurki do naciągnięcia siatki.
- Nie, Naoko nie ma, ale w zamian Eriko się pojawiła - powiedziała. Młoda Otsubo podeszła do mnie i pomogła mi z założeniem siatki. Cóż, z młodszą z sióstr Daishi był ten problem, że o ile starsza, Shioko, bądź zdrobniale Shi, przychodziła regularnie, o tyle Eriko przybywała tylko i wyłącznie wtedy, kiedy miała ochotę.
- A i ta nowa - dodała w pewnym momencie. Zmarszczyłam brwi, naciągając mocniej siatkę i zaplątując trzymające sznurki na słupku.
- Nowa? - spojrzałam na czerwonowłosą rozgrywającą.
- Tak, przeniosła się do klubu siatkówki z lacrosse. Miesiąc temu złożyła podanie, narzekałaś, że ktoś przychodzi prawie pod koniec trymestru, pamiętasz?
- Aaaa.... - Uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam pewnie głową. Zamyśliłam się na moment.
- Nie pamiętam
- Senpai, musisz uruchomić czasem szare komórki - dziewczyna cicho westchnęła i skrzyżowała ręce na piersi.
- Dzień dobry - do sali zaczęły wchodzić pozostałe zawodniczki.
- Co? Wciąż nie ma trenera? - Eriko usiadła na ławce i schyliła się, by mocno zawiązać buty.
- Niedługo pewnie przyjdzie. W międzyczasie same zrobimy rozgrzewkę - powiedziałam pewnie, podchodząc z Tae do grupki dziewczyn.
- Pani kapitan, przyprowadziłam świeżynkę! - Sato weszła do sali. Gdy skierowałam na nią swój wzrok, od razu zobaczyłam obok niej brunetkę, odrobinę wyższą ode mnie. Przyjrzawszy się jej bliżej, serce podskoczyło mi do gardła. To ta dziewczyna! Ta, która dzisiaj wyznała Midorimie swoje uczucia! W sekundę musiałam opanować swoje zdziwienie. Pewnym krokiem podeszłam do młodszej koleżanki.
- Witam w klubie siatkówki. Przychodzisz tutaj w trochę dziwnym czasie, ale zawsze się przyda dodatkowa para rąk do odbijania piłki. Jak się nazywasz? I masz jakieś doświadczenie z siatkówką? - spytałam koleżeńskim głosem.
- Nazywam się Nonohara Mitsuki, w gimnazjum grałam na pozycji atakującej. Miło was poznać! - dziewczyna schyliła się przede mną i resztą dziewczyn, które stały za moimi plecami.
- Więc Nonohara-chan. Mi również miło poznać. Jestem Tsukishima Hiroki, drugoroczna, kapitan - położyłam dumnie dłoń na piersi i uśmiechnęłam się do niej. Brunetka zdawała się cała oblać rumieńcem, jakby właśnie zdała sobie sprawę, że widziałam jej rozmowę z Shinem.
- Jesteśmy akurat w trakcie ważnych rozgrywek, więc raczej nie będzie możliwości, abyś uczestniczyła w meczach, ale spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. O tym, że pierwszaki muszą posprzątać po treningu nie muszę wspominać, prawda? Wspaniale. Mam nadzieję, że będziesz się tutaj dobrze bawić. A skoro jesteś tu pierwszy raz, dzisiaj na treningu trochę cię sprawdzimy podczas sparingu. Nie masz nic przeciwko?
- N-nie! A-a-a-a-absolutnie n-n-nie! - Nonohara sprawiała wrażenie, jakby naprawdę zaczęła się denerwować. Nie... to nie było wrażenie... Ona naprawdę się denerwowała.
- Spokojnie, nie jesteśmy aż takie złe! Po prostu rób to co wszyscy. Eriko pokaże ci co i jak - kiwnęłam głową po czym odwróciłam się i podeszłam do składziku, by wyjąć kosz z piłkami.
- Shi-san, mogłabyś wynieść ze składziku tablice do bloków? - poprosiłam starszą koleżankę, ta kiwnęła głową i poszła razem ze mną.
Od razu wyniosłyśmy wszystko, co było nam potrzebne do dzisiejszego treningu.
Zarządziłam rozgrzewkę i poprowadziłam ją. Gdy przyszedł trener, zaczęłyśmy trening. Standardowy: odbiory, ataki i rozegrania. Potem miałyśmy kilka minut na swój indywidualny trening, a następnie sparingowy mecz.
- Tsuki-chan, czy mogłabym przyjąć kilka twoich zagrywek? - Hyuga spojrzała na mnie z góry, trzymając w dłoniach niebiesko-żółtą piłkę.
- Pewnie! - odpowiedziałam bez namysłu i wzięłam od niej okrągły przedmiot.
- Junpei pewnie musi się cieszyć, że przeszedł dalej... Jutro gra przeciwko Akademii Too, zgadza się? - spytałam, na co Oharu od razu kiwnęła głową. Lubiłam z nią trenować. I chociaż była małomówna, świetnie rozumiałyśmy się na boisku. Obie byłyśmy przyjmującymi, więc ćwiczenie serwów i wzajemne przyjęcia bardzo nam pomagały. Stanęłyśmy po obu stronach siatki. Ja za liną, a Oharu szykowała się do przyjęcia mojej zagrywki. Cofnęłam się dokładnie o 7 kroków od linii. Odbiłam piłkę trzy razy o parkiet i obróciłam ją w dłoniach. Jak zawsze.
Wzięłam głęboki oddech, patrząc na to, gdzie stoi Oharu. Wybrałam punkt, w który chcę wycelować. Wyrzuciłam piłkę lekko do przodu, wysoko. Zrobiłam 4 kroki do przodu, wyskoczyłam ze swojej lekko skręconej pozycji i w odpowiednim momencie uderzyłam piłkę z całej siły posyłając ją tam, gdzie chciałam. Oharu od razu rzuciła się za piłką i w ostatnim momencie ją odbiła. Nie zniwelowała jednak rotacji na tyle, by posłać piłkę na środek swojej pierwszej linii, tylko na moją stronę boiska.
Blondynka niewzruszona przeklęła pod nosem.
- Jeszcze raz! - powiedziała głośno. Kiwnęłam głową, biorąc piłkę i wracając za linię. Nienawidziłam tego, że moje serwisy naprawdę sprawiają kłopoty wszystkim, którzy mają je przyjąć. Być może dlatego, że to Oikawa pomógł mi je udoskonalić i ingerował w to tak bardzo, że prawdopodobnie serwuję w ten sam sposób co on.
Po indywidualnym treningu zaczynał się sparing drużyn, jakie wybrał trener Namikawa.

[...]

Gdy rozbrzmiał ostatni gwizdek, od razu położyłam się na podłodze, ciężko oddychając. Reszta od razu podeszła do ławki, by wziąć swoje wody i ręczniki. Na chwilę przymknęłam oczy.
Dopiero gdy zebrałam na nowo energię, wzięłam swoje rzeczy i usiadłam w półkolu przed trenerem, który na tablicy rozpisał całą taktykę, pierwszy skład i kolejne zmiany. Wyjaśnił jeszcze kilka spraw organizacyjnych, po czym puścił nas wolno.
Kierowałam kroki w stronę wyjścia, kiedy w drzwiach nagle ujrzałam Takao i Midorimę.
- Hej, koszykarzyki! Nie macie przypadkiem wolnego?! - Tae krzyknęła z drugiego końca boiska, rzucając w kierunku chłopaków piłką do siatkówki.
- Mamy! Ale co? Nie możemy przyjść po Hiroki?! Nie jesteśmy tu dla ciebie głuuupiaaa!- Takao pogroził pięścią rówieśniczce. Piłka w tym samym czasie doleciała do Midorimy, który ją złapał i jak gdyby nigdy nic, przyjął pozycję i rzucił nią prosto do wózka na piłki, który stał po drugiej stronie hali.
- Czekaliście na mnie? Ooo... To miłe z waszej strony - uśmiechnęłam się do chłopaków ciepło.
- Takao sam się zaoferował, że podwiezie cię rikszą. A że sam nie mam zamiaru wracać, czekałem razem z nim - Midorima poprawił okulary. W tym samym czasie Iwasaki częstowała wszystkich po treningu małymi muffinkami z marmoladą. Podskakując zbliżyła się i do nas. Podziękowałam jej za słodycz uśmiechem. Midorima lekko zdziwiony sam wziął jedną babeczkę i wymrukał koleżeńskie "dziękuję". Zauważyłam, że Iwasaki spuściła głowę, kiedy częstowała Kazunariego. Ten jednak bez namysłu wziął jedną.
- Poczęstuj się jeszcze jedną, Takao-kun - dziewczyna ponownie podsunęła papierową torebkę Kazunariemu. Takao skorzystał z okazji i poczęstował się kolejną słodkością. Iwasaki uśmiechnęła się wesoło do nas, jednak potem wróciła do dalszego częstowania.
- Dziewczyna anioł - powiedział pewnie Takao i od razu wziął się za jedzenie babeczki.
- Ale musieliście czekać spokojnie z 2 godziny... Co robiliście przez ten czas? - spytałam.
- Zauważyliśmy, że Miyaji-senpai zrobił sobie trening, więc trochę poćwiczyliśmy z nim. Nie widać? - Takao z pełną buzią wskazał na siniaka, który "zdobił" jego ramię.
- Widać - stwierdziłam pewnie.
- Idź się przebrać, nanodayo. Poczekamy przy wyjściu - Midorima popatrzył prosto w moje oczy i kiwnął głową. Delikatnie pstryknął mnie w nos, po czym odwrócił się.
- Idziemy, Takao - Kazunari bez słowa poszedł za Shintaro, napychając policzki kolejnym kęsem muffinek.
- Hęęę? Midorima w ogóle nie zachowuje się jak twój chłopak. - Usłyszawszy to zdanie odwróciłam się do grupki dziewczyn. Zdziwiona uniosłam jedną brew do góry.
- Oj już nie bądź taką świętoszką, Tsukiriiin! - Shioko swobodnie objęła mnie ramieniem.
- Wiadomość o was rozniosła się jak świeże bułeczki! - blondynka uszczypnęła delikatnie mój policzek.
- Nie pomyślałabym, że ktoś taki jak Midorima w ogóle znajdzie dziewczynę... - Sato skrzyżowała ręce na piersi.
- Co ty gadasz? Przecież Midorima jest całkiem przystojny. I przede wszystkim taaki wysoooki... Spokojnie mógłby sięgnąć po wszystko z wysokich półek! - Eriko z uśmiechem oparła policzki na dłoniach.
- Ale jest młodszy od ciebie, nie przeszkadza ci to?
- Jak w ogóle zapytał się o bycie parą?
- Jak powiedział ci, że cię lubi?
- Pocałował cię już?
- Midorima? Myślałam, że to z Miyajim będzie parą...
- Gdzie najczęściej wychodzicie na randki? - Pytania leciały do mnie z każdej strony. Poczułam się osaczona i nie do końca wiedziałam, jak mam wybrnąć z sytuacji.
- Etto... No tak, jesteśmy parą, ale dopiero od niedawna i właściwie to...
- Czy w stosunku do ciebie też jest taki chłodny i cyniczny? - Iwasaki skoczyła na plecy Sato, by lepiej mnie widzieć. Na to pytanie cicho westchnęłam.
- Nawet bardziej niż w stosunku do reszty. Chociaż ostatnio trochę zaczyna się starać - odpowiedziałam, klikając językiem.
- Czy... Czy czujesz się przy nim dobrze, senpai? - Spojrzałam na Nonoharę, która zadała to pytanie. Lekko rozchyliłam usta i sama się chwilę zamyśliłam nad odpowiedzią. Co powinnam jej powiedzieć? Przecież Nonohara dzisiaj sama wyznała Midorimie miłość... Czy wiedziała wcześniej, że się z kimś spotyka?
- T-tak. Midorima wbrew pozorom to naprawdę dobra osoba. Świetnie się z nim bawię i czasami potrafi być kochany. Ale to tylko czasami - odkręciłam butelkę z wodą i upiłam mały łyk. Wbrew moim oczekiwaniom, Nonohara lekko się uśmiechnęła i pokiwała zrozumiale głową.
- Dobra, dziewczyny, koniec pogaduszek. Musimy jutro dać z siebie wszystko. Liceum Hoyosuke nie jest łatwym przeciwnikiem, ale damy radę! - wystawiłam przed siebie rękę. Dziewczyny szybko podłapały moją inicjatywę i zaczęły kłaść kolejno swoje dłonie na mojej.
- Shutoku! - krzyknęłyśmy. Dopiero potem każda z nas poszła do szatni. Tam bezzwłocznie się przebrałam i od razu ruszyłam w stronę wyjścia, gdzie mieli na mnie czekać koszykarze.
Przy drzwiach zobaczyłam jednak tylko Midorimę.
- Gdzie jest Takao? - spytałam, rozglądając się dookoła.
- Poszedł przyprowadzić rower. Zaraz tu będzie, spokojnie - Shintaro wyciągnął do mnie swoją dłoń. Głupia zamrugałam oczami. Nie do końca rozumiejąc jego intencje, przybiłam mu piątkę. Midorima popatrzył na mnie i cicho się zaśmiał.
- Torba, głupia... Daj mi swoją torbę - powiedział. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Zdjęłam z siebie torbę i podałam ją Midorimie. Ten od razu przerzucił ją przez swoje ramię. Potem spojrzał na mnie. Złapał moją dłoń i splótł nasze palce. Powoli ruszył w stronę drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym poczłapałam za nim.
- Dziękuję - posłałam koszykarzowi ciepły uśmiech. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, Takao akurat podjeżdżał rowerem.
- Takao, jesteś pewny, że dasz radę uwieźć dwie osoby? - spytałam, wskazując palcem na przyczepkę.
- Pewnie! Dałem radę uwieźć cały pierwszy skład! - Kazunari uśmiechnął się.
- On już się chyba dobrze bawi... - mruknęłam pod nosem, będąc zdziwiona jego entuzjazmem. Z tego co pamiętam, jeszcze niedawno pluł na Shina za to, że ten praktycznie ani razu go nie wiózł i ma dość wożenia ciężkiego Midorimy gdzie tylko ten będzie chciał. Shintaro pierwszy wskoczył do rikszy. Odłożył na bok moją torbę i złapał mnie, unosząc w górę, tym samym ułatwiając wejście na przyczepkę. Usiadłam wygodnie, opierając plecy o drewniane boki i spojrzałam na Shina, który usiadł obok. Wtedy Takao zaczął pedałować. Teraz sprawiał wrażenie, jakby robił to z ogromną lekkością i łatwością.
- O której wrócisz jutro do domu? - spytał w pewnym momencie Shintaro, spoglądając na mnie.
- Nie wiem... Zależy, czy uda nam się wygrać pierwszy mecz. W tym wypadku, gramy drugi i pewnie wrócę koło 19 - odpowiedziałam, wyciągając z kieszeni bluzy gumkę. Upięłam włosy w wysokiego kucyka. Byłam bardzo zmęczona po dzisiejszym treningu. Ten był wyjątkowo ciężki. Gdy opuściłam ręce, Shintaro objął mnie ramieniem i przytulił do swojego boku. Uśmiechnęłam się pod nosem, lekko obejmując go rękami w pasie i wtulając się w umięśnione ciało koszykarza.
- Tak przyjemnie... - wymamrotałam pod nosem. Midorima gładził kciukiem moje ramię i oparł policzek o czubek mojej głowy.
- Czytałeś list od Nonohary? - spytałam po dłuższej chwili trwania w ciszy, zaciskając palce na jego białej koszuli.
- Tak - odpowiedział bezzwłocznie. Lekko zadarłam głowę, by móc na niego popatrzeć.
- Ale to, co w nim było nie miało dla mnie znaczenia. Nie liczą się dla mnie wyznania nikogo, poza tą małą, wkurzającą krewetką Tsukishimą - cicho westchnęłam.
- Shin-chan, naprawdę jesteś słaby w byciu romantycznym - Takao zaśmiał się pod nosem.
- Przymknij się, Takao! - Midorima rzucił w Kazunariego pełną puszką swojego ulubionego, fasolowego napoju. Parsknęłam cicho śmiechem, lekko unosząc się i składając na policzku Shina delikatny pocałunek. Po chwili jednak wróciłam do poprzedniej pozycji, dalej wtulając się w Midorimę. Ponownie nastała cisza, którą tylko co jakiś czas zakłócały dźwięki miasta.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu Midorimy. Ten od razu sięgnął po komórkę w swojej kieszeni.
Nacisnął zielony guzik i przyłożył telefon do ucha.
- Midorimacchi! Moje gratulacje! Tak uroczo wyglądasz z Tsukimiyą!
- Kise, o co ci do cholery chodzi? I Tsukishimą jeśli już... - spytał, ze stoickim spokojem.
- Jak to o cooo? Takao-kun wysłał mi twoje i Tsukimiyi zdjęcie! W końcu masz dziewczynę! szybciej niż ja... Jak to do cholery możliwe... Znaczy... w końcu się do tego przyznałeś! Głupi tsundereee! - Z twarzy Midorimy spokojnie mogłam odczytać to, że jest poirytowany.
- Takao je wysłał? - Spytał nagle okularnik.
- Tak! Nie wiem jakim cudem zdobył mój e-mail. Ale zdaje się, że do reszty też to wysłał. Naprawdę wyglądacie ładnie razem! A i Midorimacchi! Dlaczego ją nauczyłeś rzucać a mnie n... - nim Kise zdążył dokończyć sekwencję, Midorima się rozłączył.
- Takao, coś wykombinował? - Shintaro ze złością popatrzył na szatyna.
- Co? Sam nie chcesz się przyznać, to ktoś musi to zrobić za ciebie. A to coś złego, żeby ludzie wiedzieli o waszym związku? - Kazunari zatrzymał się na uboczu i spojrzał na Shina zza ramienia. Sama ze spokojem oczekiwałam na jego odpowiedź. Midorima w końcu nie należał do ludzi, którzy lubią być w centrum uwagi. Teraz z pewnością w niej jest.
Shintaro cicho westchnął i puścił mnie.
- Nie, to nic złego. Ale nie jesteśmy razem od bardzo długiego czasu! Poza tym, wszystko w swoim czasie... - Shin skrzyżował ręce na piersi i odwrócił głowę w drugą stronę. Kazunari z nieco zawiedzioną miną spojrzał w dół. Potem ruszył z miejsca. Bez słowa skrzyżowałam nogi i spojrzałam na Midorimę. Potem tylko skierowałam wzrok na swoje opuszczone, splecione dłonie.
Shin nie jest osobą, która otwarcie pokazuje światu swoje prawdziwe uczucia. Być może to, że Kazunari tak szeroko mówi o Shintaro i o mnie, w jakimś stopniu go przytłoczyło. Prawdę mówiąc, byłam w stanie to zrozumieć. Jednocześnie było mi trochę przykro. Głupie uczucie ścisnęło moje serce. Czy Midorima się mnie w jakimś stopniu wstydzi?
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Gdy Takao zatrzymał się pod moim blokiem, wyskoczyłam z rikszy.
- Dziękuję za podwiezienie, Takao - z delikatnym uśmiechem poczochrałam ciemne włosy szatyna. Wzięłam swoją torbę. Spojrzałam na Shintaro. Wymamrotałam ciche "na razie" i skierowałam kroki do wejścia. Miałam mieszane uczucia. Midorima nawet nie próbował tego naprostować i to sprawiło, że zrobiło mi się przykro.
- Mięczak - Kazunari powiedział to cicho, jednak na tyle głośno, by Midorima mógł usłyszeć.
- Dobra, wiem. Przymknij się już, nanodayo - Shintaro bez słowa wyskoczył z przyczepki i dogonił mnie, zanim drzwi od bloku się zamknęły. Złapał mnie za rękę.
- Tsukishima, poczekaj - odwróciłam się do niego.
- Nie chcę, żebyś to wszystko opacznie zrozumiała... To nie tak, że się tego wstydzę, czy chcę ukrywać nasz związek. Po prostu wolałbym powiedzieć o tym, kiedy wszystko nie będzie takie świeże, kiedy oboje będziemy czuć się z tym pewniej. Takao wkurzył mnie tym, że nie potrafi trzymać języka za zębami...
- Shin, w porządku... Rozumiem. Sama czuję się trochę dziwnie z tym, że teraz wszystko kręci się wokół tego... Ale nie jestem na ciebie zła - uśmiechnęłam się delikatnie do Shintaro. Midorima jedynie mocniej ścisnął moją dłoń.
- Na pewno? - spytał, patrząc prosto w moje oczy. Z pewnością pokiwałam głową.
- Na pewno - potwierdziłam.
- W takim razie... Czy mogę...? - nie do końca wiedziałam, o co prosił Midorima, dopóki nie dotknął obandażowanymi palcami swoich warg. Uśmiechnęłam się nieco złośliwie. Uwolniłam swoją rękę z jego uścisku i pewnie odwróciłam się na pięcie.
- Nie teraz. Dobrej nocy, Shin - gdy szklane drzwi zamknęły się za mną, pomachałam z drugiej strony Midorimie na pożegnanie. Uśmiechnęłam się, po czym weszłam do windy.

~♥~♥~♥~♥~♥~

Ok, bez bicia się przyznaję, że rozdział pisany trochę jako "zapchajdziurę". Ale nie chciałam od razu przeskakiwać taki kawał czasu, jaki planuję *_*
Jeśli widzicie błędy - piszcie od razu, poprawię z przyjemnością ^^
Dziękuję i do (mam nadzieję) następnego!
P.S. W międzyczasie otworzyłam coś nowego... Nie wiem co mnie podkusiło, żeby wziąć to animu, którego wcale nie lubię. I nie tylko ja, ale i pewnie większość xD
Jak dać się ugryźć wampirowi?

czwartek, 31 marca 2016

Bijące serce - Rozdział XI cz. II

Ostatnią sceną przedstawienia było podwójne samobójstwo kochanków, którzy darzyli siebie bezwarunkową, szczerą i piękną miłością. Sceny romantycznie nigdy mnie nie wzruszały, jednak tym razem było inaczej.
Gdy zaczęłam powoli się uspokajać, panować nad emocjami, nastąpiło nieuchronne samobójstwo. Znowu wybuchnęłam płaczem. Naciągnęłam na dłonie rękawy swetra i wytarłam nimi łzy. Kurtyna zasłoniła scenę, wraz z martwymi już kochankami.
Schowałam twarz w dłoniach, jak tylko zapaliły się światła. Nie chciałam, by Shin widział jak teraz wyglądam. Nie był to ciekawy widok. Pewnie byłam cała zarumieniona, a czerwone od płaczu spojówki z pewnością zlewały się z rubinowymi tęczówkami.
Czułam jak Shintaro gładzi moje ramię i opiera policzek o czubek mojej głowy. Nic nie mówił. 
Po całym teatrze rozległy się gromkie oklaski. Ludzie wstawali z miejsc by podziękować aktorom za ich wspaniały występ. Shin również podniósł się z miejsca jednocześnie mnie puszczając. Sekundę później sama wstałam. Wpatrując się w czubki moich butów zaczęłam klaskać. 
Bicie brawo trwało kilka dobrych minut. Dopiero potem wszyscy wychodzili z teatru.
Shin wziął swoją marynarkę, którą narzucił na ramiona. Ja natomiast z powrotem usiadłam na ławce. Ponownie schowałam twarz w dłoniach i pociągnęłam nosem. 
- Przepraszam bardzo, ma pani może chusteczkę? - usłyszałam głos Shina, który zaczepił przechodzącą obok kobietę. Chwilę później zobaczyłam przez szparkę pomiędzy palcami, jak Shin klęka na jednym kolanie obok mnie.
- Tsukishima, nie bądź taką beksą i przestań się mazać, nanodayo - powiedział to bardzo troskliwym głosem. Chociaż to co wyszło z jego ust było poniekąd wredne...
Ponownie pociągnęłam nosem. Wytarłam oczy dłońmi i zawstydzona spojrzałam na Shintaro. On natomiast wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał chusteczkę. Wzięłam ją od niego, wyszeptawszy ciche "dziękuję".
Opuściłam głowę, wlepiając wzrok w biały materiał, który ściskałam dłoniach. Shin położył dłoń na moim kolanie i stanął na równe nogi. 
- Miłość nie jest powodem do płaczu bez względu na to, jak tragiczna by nie była. Dlatego proszę, nie becz już - Midorima pogłaskał mnie po głowie. Wytarłam chusteczką policzki. 
- Nie sądziłam, że takie słowa usłyszę akurat od ciebie, wiesz? - uśmiechnęłam się pod nosem. Podniosłam się z miejsca, po czym popatrzyłam na twarz koszykarza. Odwrócił głowę w kierunku wyjścia. Widziałam jego delikatne rumieńce na policzkach. Prawdopodobnie i jego zawstydziły własne słowa.
- Chodź, mamy jeszcze jedną rzecz do zrobienia - Shintaro wsunął dłonie do kieszeni spodni i ruszył przodem. Podwinęłam rękawy swetra, po czym szybko do niego dobiegłam.
- Serio? Co takiego? - zapytałam, dorównując mu kroku.
- Zobaczysz. To idealne zajęcie dla kogoś tak nadpobudliwego jak ty, nanodayo - Midorima poprawił okulary.
- Nadpobudliwego... - powtórzyłam cicho. Ja? Nadpobudliwa?! Z drugiej strony przy Midorimie każdy wygląda, jakby miał ADHD. Ten typ jest po prosty zbyt spokojny i zrównoważony.
Szliśmy kawałek w ciszy. Dzięki temu pozbierałam myśli i uspokoiłam się.
- A, właśnie! Takao jakiś czas temu mi mówił, że grasz na pianinie - zagaiłam, splatając dłonie za plecami. Uniosłam głowę, by spojrzeć na twarz okularnika. 
- Taaa - wymamrotał beznamiętnie. Cicho westchnęłam.
- Chodziłem do muzycznej podstawówki, a w czasie gimnazjum również do weekendowej szkoły artystycznej, więc gram praktycznie od dzieciaka, ale tego nie lubię. Robię to jedynie, by połechtać ego moich rodziców - dodał, kiedy dotarło do niego, że jego "Taaa" mnie nie usatysfakcjonowało. Shin wysunął jedną dłoń z kieszeni spodni, po czym poprawił guzik przy kołnierzu. 
- Dalej grasz? 
- Tylko wtedy, kiedy mam ochotę, albo poproszą mnie rodzice. Na lekcje już nie chodzę.
- Nie lubisz grać na pianinie? Znaczy... To, w moim odczuciu przynajmniej, jeden z najpiękniejszych instrumentów...
- Jak mówiłem, nie grałem dla własnej przyjemności. Wolę grać w koszykówkę. Dlatego gdy poszedłem do liceum, po prostu zrezygnowałem - Shin wzruszył ramionami. Szliśmy bardzo powoli. Nie do końca nawet wiedziałam gdzie. Postanowiłam jednak zaufać Midorimie.
- A ty? - usłyszawszy pytanie, przeniosłam wzrok na okularnika.
- Hm? - uniosłam brwi, nie do końca rozumiejąc jego pytanie.
- Robisz coś poza graniem w siatkówkę? - byłam nieco zdziwiona jego pytaniem. Czyżby Shin nagle zaczął się mną interesować?
- Oczywiście. Ciągle mam braki w japońskim, więc muszę nadrabiać luki i to na tym spędzam zazwyczaj czas wolny, ale sprawia mi to poniekąd przyjemność. Ponadto lubię grać na konsoli i interesuję się trochę polityką, dlatego też często wpycham nos w wiadomości - powiedziałam, po czym zmierzwiłam dłonią ciemne włosy. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że przy Midorimie naprawdę wypadam blado... Podczas gdy on był dobrze usytuowany, dostojny, dumny, ja czułam się malutka, a raczej jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości i nic nie znacząca. 
- Ty i polityka? - Midorima opuścił głowę, by na mnie spojrzeć. Jego mina wskazywała na to, że za chwilę mógł wybuchnąć śmiechem.
- A co? Po tobie też nie widać artystycznej duszy, wiesz? - nadęłam gniewnie policzki, patrząc na Shintaro. Ten momentalnie wyjął z kieszeni spodni dłonie, po czym położył je na moich policzkach i delikatnie ścisnął. Wezbrane powietrze, pod jego naciskiem wydostało się przez moje usta ze swoim charakterystycznym dźwiękiem. Gdy Shin opuścił dłonie, od razu się roześmiał. On... naprawdę się roześmiał. Tak rzadko się śmieje... Prawie nigdy. Zawsze jest śmiertelnie poważny, dlatego takie momenty jak ten chciałam zapamiętać jak najlepiej. Gdy się śmiał, od razu wydawał się innym człowiekiem. Pokazywał śnieżnobiałe zęby, uroczo marszczył nos, a jego policzki momentalnie robiły się różowe.
- Nie mogłem się powstrzymać. Wyglądałaś jak chomik - wydukał przez śmiech.
- Głupek! - stanęłam na palcach, po czym sama uderzyłam go delikatnie rękami w policzki, mimo że wcale ich nie wydął. Po tym Shin teatralnie wytarł "łezkę" pod okiem. Lekko pacnął mnie w głowę i wznowił spacer.
Dosłownie po kilkunastu metrach stanęliśmy przed hotelem.
- No chyba żartujesz - spojrzałam na Shintato, który nie zważając na moje słowa po prostu wszedł do środka. Poczłapałam za nim. Midorima nic mi nie mówiąc podszedł do rejestracji, wziął jakąś torbę oraz dwa klucze.
- Shin, co ty do cholery kombinujesz? Wiesz jak to z boku musi wyglądać? - z oburzeniem kierowałam wzrok za Shintaro, który podszedł do mnie.
- A... Cicho żeś bądź, nanodayo - kliknął językiem. Złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę windy.
- Co ty... No puszczaj! - nim zdążyłam urwać się z uścisku, byliśmy już w ciasnym pomieszczeniu. O dziwo Shintaro nie nacisnął numeru wyżej niż 0, a niżej.
- S-Shin? Lepiej mi wszystko wyjaśnij, bo zaczynam się bać - odwróciłam się do okularnika.
- Po twoim płaczu przyda ci się trochę odreagować i zrelaksować. A jak mówiłem, jesteś nadpobudliwa, więc to będzie dla ciebie dobra rozrywka - Shintaro zrobił krok do przodu. Wyszliśmy z windy. Skręciliśmy w prawo. Weszliśmy w ciemny, długi, wąski korytarz.
Migocząca lampka sprawiała, że wszystko wyglądało jak scena z horroru. Co kombinował Midorima? Co miał w tej torbie?! Może broń?! Albo rzeczy do tortur?! Cokolwiek to było, na pewno służyło do robienia krzywdy!
Sama złapałam się na tym, że popadam w dziwne paranoje. Zatrzymałam się na chwilę. Midorima odwrócił się do mnie, jak tylko dotarło do niego to, że się nie ruszam.
- Tsukishima? - na jego głos wzdrygnęłam się. Zrobiłam parę kroków do przodu. Nie chciałam zostawać sama w tym korytarzu. Shin nie mógł zrobić mi krzywdy. To w końcu... Shin.
- Trzęsiesz się jak osika, nanodayo - powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc za sobą. Nagle zatrzymał się przed drzwiami. Otworzył je jednym kluczem, po czym wpuścił mnie pierwszą do środka.
Pokój był pusty, biel okrywająca ściany, sufit oraz podłogę sprawiały wrażenie dużej przestrzeni, dlatego ciężko było mi stwierdzić, jak duży był.
To było dziwne... Nawet bardzo. Przycisnęłam splecione dłonie do piersi i odwróciłam się do Midorimy z przerażeniem w oczach. Ten ze stoickim spokojem zdjął marynarkę, poprawił okulary, ukucnął przed torbą i ją otworzył. Czułam jak przechodzą mnie dreszcze.
Wtedy wyciągnął z torby dwa białe kombinezony, chusty oraz kilka pędzli. Jak idiotka zatrzepotałam rzęsami, oczekując od Midorimy jakiegokolwiek wyjaśnienia.
- Ten hotel oferuje odstresowujące malowanie. Masz do dyspozycji cały pokój. Możesz go umalować jak chcesz - Shintaro stanął na nogach. Podszedł do mnie i podał mi jeden kombinezon oraz chustę.
- Co? Naprawdę? - nie do końca wiedziałam, co mam o tym sądzić. Z drugiej strony, malowanie po ścianach może być naprawdę dobrą zabawą. W końcu, jako dziecko niejednokrotnie dostałam po palcach za mazanie pisakiem po domu...
- Tutaj nikt cię za to nie ukarze. - Czy on czyta mi kurna w myślach?!
- Przebierz się tutaj. Ja pójdę do drugiego pokoju i przyniosę z niego farby - Shin wziął swoje ubranie po czym zniknął za drzwiami. Gdy zostałam sama od razu się przebrałam. Zwinęłam chustę i zaczesałam nią włosy tak, by nie przeszkadzały mi w malowaniu. Po przebraniu się, stałam w miejscu nie do końca wiedząc co zrobić z sukienką.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Tsukishima, jesteś już przebrana? Możesz otworzyć? Mam trochę zajęte ręce... - od razu podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Wpuściłam Midorimę, który na rękach trzymał kilka mniejszych wiaderek z farbami, a przez ramię miał przewieszone swoje ubrania. Gdy postawił farby na podłodze, wziął ode mnie sukienkę. Składając wszystkie ubrania niemalże idealnie, włożył je do torby i przeniósł do drugiego pokoju. W tym czasie otwierałam kubełki z farbami.
- A co z tym płótnem? - zapytałam, gdy tylko Shin wrócił, po czym wskazałam na nieduże płótno wiszące na ścianie.
- Możesz coś na nim nabazgrać i wziąć do domu - wyjaśnił, zawiązując chustkę z tyłu głowy.
- Serio? - z ekscytacją wyprostowałam się. Shin bez wahania podszedł do porozrzucanych pędzli i wziął ten najgrubszy. Zamoczył go w czerwonej farbie po czym narysował grubą kreskę na ścianie. Po dłuższym momencie spojrzał na mnie zza ramienia.
- No na co czekasz? - zapytał. Wtedy sama wzięłam się do roboty. Raczej nie byłam artystką. Moje zdolności artystyczne ograniczały się do domków, ludków, słoneczek i kwiatków. Co nie stało mi na przeszkodzie w tym, by z energią zamalować bazgrołami całą ścianę. Shin w przeciwieństwie do mnie skupiał się na malowaniu jakiś wzorów. Wyglądało to naprawdę wspaniale.
Odeszłam od swojej ściany, po czym podeszłam do Midorimy.
- Łooo... To wygląda naprawdę wspaniale - stwierdziłam bez wahania, wychylając się zza pleców okularnika i patrząc na jego pracę.
- A gdybyś tak dodał tutaj trochę fioletu? Wiesz, dodałoby to trochę życia! - cofnęłam się po kubełek z wybranym kolorem. Chciałam podbiec do Midorimy i podać mu fiolet, jednak na mojej drodze stało nie tylko wiaderko z żółtą farbą, ale przede wszystkim, moja niezdarność. Potknęłam się o żółty kubełek, a upadając na ziemię, wylałam fioletową farbę na cały wzór Shintaro. Teraz nie było tam nic, poza fioletową plamą. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na swój "wyczyn".
- Ups...
- Tsukishima!!! - Midorima od razu podszedł do mnie. Złapał mnie za biały kombinezon i ze złością popatrzył w moje oczy. Byłam cała w żółtej i fioletowej farbie. Z niemalże stoickim spokojem dotknęłam dłonią policzka Shintaro. Ten, zdziwiony, mnie puścił. Dopiero gdy na mojej twarzy powagę zastąpiło rozbawienie, uniosłam dłoń, którą dotknęłam jego policzka. Była cała w mieszającej się farbie żółtej i fioletowej. Shin opuszkiem palca dotknął swojego policzka. Od razu wyczuł farbę. Bezpiecznie przeskoczyłam przez żółte jeziorko farby i zaśmiałam się głośno.
Zaczęłam ozdabiać niemalże wszystkie dostępne dla mnie miejsca odciskami swoich dłoni. Maczałam je w różnych wiaderkach, mieszałam kolory, tworzyłam na ścianach przeróżne kształty za pomocą palców. Midorima przez chwilę się temu przyglądał. Dopiero gdy coś mu nie pasowało sam zamoczył dłoń w niebieskiej farbie i pociągnął za mnie linię przy jednym bohomazie. Od tego zaczęło się prawdziwe, kolorowe szaleństwo. Teraz oboje zostawialiśmy wszędzie swoje ślady. Byliśmy cali umazani przeróżnymi farbami, ale to nie było niczym złym. Robiąc tak bezsensowne rzeczy, nie zastanawiając się nad tym długo bawiłam się naprawdę dobrze. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Zatrzymałam się przy jednej ścianie i skoczyłam, chcąc zostawić ślad jak najwyżej tylko dam radę. Midorima po prostu stanął nade mną po czym odcisnął dłoń na wysokości uniesionej ręki. Wysoko...
Chciałam sama zobaczyć, czy chociaż uda mi się go dosięgnąć. I choć moje skoki były dość wysokie, to jednak nie udało mi się doskoczyć tej wysokości. Zrezygnowana odpuściłam. Już chciałam odejść od tego miejsca, kiedy nagle Shin wsunął się pomiędzy moje nogi. Momentalnie zrobiłam się czerwona. On złapał mnie za kolana i wstał, sadzając mnie na swoich ramionach. Początkowo byłam przestraszona, jednak dzięki temu udało mi się zostawić ślad wyżej niż Shin.
- Ciężko być krótko-nożnym krasnalem, co? - Midorima z lekko szyderczą miną odchylił głowę tak, by na mnie spojrzeć. Sama opuściłam głowę i jedynie prychnęłam.
- Ten krótko-nożny krasnal jeszcze ci pokaże - uśmiechnęłam się motywująco.
W malowanie ścian bawiliśmy się jeszcze dłuższą chwilę. Potem oboje poczuliśmy zmęczenie i koniec naszej zabawy. Usiedliśmy na podłodze obok siebie.
- To była świetna zabawa - stwierdziłam wesoło, odplątując z głowy chustkę.
- Po prostu malowaliśmy ściany, nanodayo - Shin zrobił to samo, po czym lekko poczochrał dłonią zielone włosy.
- Miejże trochę entuzjazmu. Spójrz, jak kolorowo to teraz wygląda - popatrzyłam przed siebie. Z tego miejsca mieliśmy naprawdę dobry widok na najbardziej zamalowane ściany. Skrzyżowałam nogi, siadając w pozycji "tureckiej" i głęboko odetchnęłam.
- Wykonaliśmy kawał dobrej roboty - wyciągnęłam do Midorimy rękę. Ten jednak zamiast ją uścisnąć, przybił mi jedynie piątkę na "odczep się".
- Często bawisz się w takie malowanie? - spytałam, spoglądając na umazaną w farbie twarz Shina. Ten zdjął okulary i przeczyścił je chusteczką, którą wyciągnął z kieszeni kombinezonu. Pokręcił przecząco głową.
Nastała cisza. Czułam dziwnie rosnące napięcie, jednak nie wiedziałam, czym mogłoby być ono spowodowane. Chcąc przerwać milczenie, odwróciłam się do Midorimy.
- Dziękuję za to wszystko - posłałam Shinowi wdzięczny uśmiech.
- Nie dziękuj. Sam w końcu chciałem cię gdzieś zabrać - koszykarz nasunął na nos okulary i sam na mnie spojrzał.
- Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Pokazałeś mi dzisiaj naprawdę dużo nowych rzeczy - stwierdziłam, przykurczając nogi do klatki piersiowej.
- Powinieneś się częściej uśmiechać. Masz taki ładny uśmiech - po chwili ciszy popatrzyłam na Shina, opierając policzek na kolanie.
- Kiedy jesteś zadowolony, to naprawdę się cieszę - wbijając wzrok w jego twarz lekko się uśmiechnęłam.
- N-naprawdę? - Midorima lekko się zarumienił i nerwowo próbował to ukryć błądząc gdzieś wzrokiem. Pokiwałam twierdząco głową.
- Zawsze jesteś taki poważny, dumny, chłodny... Dlatego momenty takie jak ten są na wagę złota. Dziękuję, że chcesz przeżywać je ze mną - byłam cholernie zmęczona po tym całym malowaniu, słowa nie układały mi się tak, jakbym tego chciała. Wychodziły z moich ust zanim zdążyłam je przeanalizować. Oplotłam rękami nogi i splotłam dłonie.
- Jesteś jedyną osobą, z którą chcę dzielić się szczęściem - Shintaro chyba nie zdawał sobie sprawy z wagi swoich słów.
- Wiem o czym mówisz - powiedziałam w końcu. Wzrok Midorimy powędrował na mnie. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, posłałam mu czuły uśmiech. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu po prostu się na siebie patrząc. Dopiero gdy Shin lekko się pochylił w moją stronę, przysunęłam się do niego. Midorima był już tak czerwony z zawstydzenia, że chyba bardziej nie mógł. Ale nie próbował teraz tego kryć. Z drugiej strony, nie miał się też czego wstydzić, bo sama byłam oblana rumieńcem.
Nasze twarze dzieliły tylko milimetry, a gdy w końcu przymknęłam oczy, poddałam się czułemu pocałunkowi, który Shintaro składał na moich ustach. Ten był zupełnie inny. Delikatny i subtelny. Nie był pusty, tylko pełny emocji.
Po oderwaniu swoich warg od ust Shina, spojrzałam w jego oczy. Położyłam dłoń na jego policzku i czując, że żadne z nas nie nasyciło się jednym pocałunkiem, ponownie złączyłam nasze wargi.
- Hiroki, bądź tylko moja... - szepnął tuż przy moich ustach, opierając swoje czoło o moje. Pogładziłam kciukiem jego policzek. Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem i muśnięciem warg.
To się naprawdę stało! Shin jest mój! Shin jest mój, a ja jestem jego...
Midorima po dłuższej chwili trwania w bliskości osunął się na ziemię ciężko wzdychając.
- W co ja się wpakowałem... - wymamrotał pod nosem, ale żartował. Delikatnie ujął moją dłoń i pogładził jej wierzch kciukiem, przy czym uśmiechnął się nikle. Po chwili puścił moją rękę.
Położył się na plecach, po czym przewrócił na bok, twarzą do mnie.  Po kilku sekundach sama się położyłam. Popatrzyłam w jego tęczówki, które na chwilę przymknął. Delikatnie zsunęłam z jego nosa okulary.
Gdy otworzył oczy, zmarszczył brwi.
- I co narobiłaś? Teraz nic nie widzę... - Uśmiechnąwszy się przysunęłam się nieco bliżej niego.
- Teraz widzisz? - spytałam cicho.
- Nie.
- A teraz?
- Wciąż nie - parsknęłam cicho śmiechem.
- Kłamca - powiedziałam z rozbawieniem. Musnęłam wargami koniuszek jego nosa, po czym przytuliłam się do niego. Czując jak jego silne ramiona mnie obejmują, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Shin był jaki był, jednak wierzyłam w to, że potrafi dać drugiej osobie szczęście. I miałam nadzieję... Nie, ja miałam pewność, że tak się stanie.
Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, w ciszy, tuląc się do siebie.
- Ano... nie chcę psuć nastroju i tak dalej, ale jest już dość późno, a jutro jest poniedziałek... - Shin pogładził dłonią moje plecy. Gdy nie dostał ode mnie żadnej odpowiedzi, lekko się odsunął i opuścił głowę, by spojrzeć na moją twarz.
- Oi! Tsukishima! Nie zasypiaj! - Nie mogłam nic poradzić. Spokojne, rytmiczne bicie jego serca mnie uspokajało ale i przede wszystkim usypiało.

~♥~♥~♥~♥~♥~~

Ten no... Tak, teraz będzie już z górki :D
Theme by Ally | Panda Graphics