czwartek, 31 marca 2016

Bijące serce - Rozdział XI cz. II

Ostatnią sceną przedstawienia było podwójne samobójstwo kochanków, którzy darzyli siebie bezwarunkową, szczerą i piękną miłością. Sceny romantycznie nigdy mnie nie wzruszały, jednak tym razem było inaczej.
Gdy zaczęłam powoli się uspokajać, panować nad emocjami, nastąpiło nieuchronne samobójstwo. Znowu wybuchnęłam płaczem. Naciągnęłam na dłonie rękawy swetra i wytarłam nimi łzy. Kurtyna zasłoniła scenę, wraz z martwymi już kochankami.
Schowałam twarz w dłoniach, jak tylko zapaliły się światła. Nie chciałam, by Shin widział jak teraz wyglądam. Nie był to ciekawy widok. Pewnie byłam cała zarumieniona, a czerwone od płaczu spojówki z pewnością zlewały się z rubinowymi tęczówkami.
Czułam jak Shintaro gładzi moje ramię i opiera policzek o czubek mojej głowy. Nic nie mówił. 
Po całym teatrze rozległy się gromkie oklaski. Ludzie wstawali z miejsc by podziękować aktorom za ich wspaniały występ. Shin również podniósł się z miejsca jednocześnie mnie puszczając. Sekundę później sama wstałam. Wpatrując się w czubki moich butów zaczęłam klaskać. 
Bicie brawo trwało kilka dobrych minut. Dopiero potem wszyscy wychodzili z teatru.
Shin wziął swoją marynarkę, którą narzucił na ramiona. Ja natomiast z powrotem usiadłam na ławce. Ponownie schowałam twarz w dłoniach i pociągnęłam nosem. 
- Przepraszam bardzo, ma pani może chusteczkę? - usłyszałam głos Shina, który zaczepił przechodzącą obok kobietę. Chwilę później zobaczyłam przez szparkę pomiędzy palcami, jak Shin klęka na jednym kolanie obok mnie.
- Tsukishima, nie bądź taką beksą i przestań się mazać, nanodayo - powiedział to bardzo troskliwym głosem. Chociaż to co wyszło z jego ust było poniekąd wredne...
Ponownie pociągnęłam nosem. Wytarłam oczy dłońmi i zawstydzona spojrzałam na Shintaro. On natomiast wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał chusteczkę. Wzięłam ją od niego, wyszeptawszy ciche "dziękuję".
Opuściłam głowę, wlepiając wzrok w biały materiał, który ściskałam dłoniach. Shin położył dłoń na moim kolanie i stanął na równe nogi. 
- Miłość nie jest powodem do płaczu bez względu na to, jak tragiczna by nie była. Dlatego proszę, nie becz już - Midorima pogłaskał mnie po głowie. Wytarłam chusteczką policzki. 
- Nie sądziłam, że takie słowa usłyszę akurat od ciebie, wiesz? - uśmiechnęłam się pod nosem. Podniosłam się z miejsca, po czym popatrzyłam na twarz koszykarza. Odwrócił głowę w kierunku wyjścia. Widziałam jego delikatne rumieńce na policzkach. Prawdopodobnie i jego zawstydziły własne słowa.
- Chodź, mamy jeszcze jedną rzecz do zrobienia - Shintaro wsunął dłonie do kieszeni spodni i ruszył przodem. Podwinęłam rękawy swetra, po czym szybko do niego dobiegłam.
- Serio? Co takiego? - zapytałam, dorównując mu kroku.
- Zobaczysz. To idealne zajęcie dla kogoś tak nadpobudliwego jak ty, nanodayo - Midorima poprawił okulary.
- Nadpobudliwego... - powtórzyłam cicho. Ja? Nadpobudliwa?! Z drugiej strony przy Midorimie każdy wygląda, jakby miał ADHD. Ten typ jest po prosty zbyt spokojny i zrównoważony.
Szliśmy kawałek w ciszy. Dzięki temu pozbierałam myśli i uspokoiłam się.
- A, właśnie! Takao jakiś czas temu mi mówił, że grasz na pianinie - zagaiłam, splatając dłonie za plecami. Uniosłam głowę, by spojrzeć na twarz okularnika. 
- Taaa - wymamrotał beznamiętnie. Cicho westchnęłam.
- Chodziłem do muzycznej podstawówki, a w czasie gimnazjum również do weekendowej szkoły artystycznej, więc gram praktycznie od dzieciaka, ale tego nie lubię. Robię to jedynie, by połechtać ego moich rodziców - dodał, kiedy dotarło do niego, że jego "Taaa" mnie nie usatysfakcjonowało. Shin wysunął jedną dłoń z kieszeni spodni, po czym poprawił guzik przy kołnierzu. 
- Dalej grasz? 
- Tylko wtedy, kiedy mam ochotę, albo poproszą mnie rodzice. Na lekcje już nie chodzę.
- Nie lubisz grać na pianinie? Znaczy... To, w moim odczuciu przynajmniej, jeden z najpiękniejszych instrumentów...
- Jak mówiłem, nie grałem dla własnej przyjemności. Wolę grać w koszykówkę. Dlatego gdy poszedłem do liceum, po prostu zrezygnowałem - Shin wzruszył ramionami. Szliśmy bardzo powoli. Nie do końca nawet wiedziałam gdzie. Postanowiłam jednak zaufać Midorimie.
- A ty? - usłyszawszy pytanie, przeniosłam wzrok na okularnika.
- Hm? - uniosłam brwi, nie do końca rozumiejąc jego pytanie.
- Robisz coś poza graniem w siatkówkę? - byłam nieco zdziwiona jego pytaniem. Czyżby Shin nagle zaczął się mną interesować?
- Oczywiście. Ciągle mam braki w japońskim, więc muszę nadrabiać luki i to na tym spędzam zazwyczaj czas wolny, ale sprawia mi to poniekąd przyjemność. Ponadto lubię grać na konsoli i interesuję się trochę polityką, dlatego też często wpycham nos w wiadomości - powiedziałam, po czym zmierzwiłam dłonią ciemne włosy. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że przy Midorimie naprawdę wypadam blado... Podczas gdy on był dobrze usytuowany, dostojny, dumny, ja czułam się malutka, a raczej jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości i nic nie znacząca. 
- Ty i polityka? - Midorima opuścił głowę, by na mnie spojrzeć. Jego mina wskazywała na to, że za chwilę mógł wybuchnąć śmiechem.
- A co? Po tobie też nie widać artystycznej duszy, wiesz? - nadęłam gniewnie policzki, patrząc na Shintaro. Ten momentalnie wyjął z kieszeni spodni dłonie, po czym położył je na moich policzkach i delikatnie ścisnął. Wezbrane powietrze, pod jego naciskiem wydostało się przez moje usta ze swoim charakterystycznym dźwiękiem. Gdy Shin opuścił dłonie, od razu się roześmiał. On... naprawdę się roześmiał. Tak rzadko się śmieje... Prawie nigdy. Zawsze jest śmiertelnie poważny, dlatego takie momenty jak ten chciałam zapamiętać jak najlepiej. Gdy się śmiał, od razu wydawał się innym człowiekiem. Pokazywał śnieżnobiałe zęby, uroczo marszczył nos, a jego policzki momentalnie robiły się różowe.
- Nie mogłem się powstrzymać. Wyglądałaś jak chomik - wydukał przez śmiech.
- Głupek! - stanęłam na palcach, po czym sama uderzyłam go delikatnie rękami w policzki, mimo że wcale ich nie wydął. Po tym Shin teatralnie wytarł "łezkę" pod okiem. Lekko pacnął mnie w głowę i wznowił spacer.
Dosłownie po kilkunastu metrach stanęliśmy przed hotelem.
- No chyba żartujesz - spojrzałam na Shintato, który nie zważając na moje słowa po prostu wszedł do środka. Poczłapałam za nim. Midorima nic mi nie mówiąc podszedł do rejestracji, wziął jakąś torbę oraz dwa klucze.
- Shin, co ty do cholery kombinujesz? Wiesz jak to z boku musi wyglądać? - z oburzeniem kierowałam wzrok za Shintaro, który podszedł do mnie.
- A... Cicho żeś bądź, nanodayo - kliknął językiem. Złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę windy.
- Co ty... No puszczaj! - nim zdążyłam urwać się z uścisku, byliśmy już w ciasnym pomieszczeniu. O dziwo Shintaro nie nacisnął numeru wyżej niż 0, a niżej.
- S-Shin? Lepiej mi wszystko wyjaśnij, bo zaczynam się bać - odwróciłam się do okularnika.
- Po twoim płaczu przyda ci się trochę odreagować i zrelaksować. A jak mówiłem, jesteś nadpobudliwa, więc to będzie dla ciebie dobra rozrywka - Shintaro zrobił krok do przodu. Wyszliśmy z windy. Skręciliśmy w prawo. Weszliśmy w ciemny, długi, wąski korytarz.
Migocząca lampka sprawiała, że wszystko wyglądało jak scena z horroru. Co kombinował Midorima? Co miał w tej torbie?! Może broń?! Albo rzeczy do tortur?! Cokolwiek to było, na pewno służyło do robienia krzywdy!
Sama złapałam się na tym, że popadam w dziwne paranoje. Zatrzymałam się na chwilę. Midorima odwrócił się do mnie, jak tylko dotarło do niego to, że się nie ruszam.
- Tsukishima? - na jego głos wzdrygnęłam się. Zrobiłam parę kroków do przodu. Nie chciałam zostawać sama w tym korytarzu. Shin nie mógł zrobić mi krzywdy. To w końcu... Shin.
- Trzęsiesz się jak osika, nanodayo - powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc za sobą. Nagle zatrzymał się przed drzwiami. Otworzył je jednym kluczem, po czym wpuścił mnie pierwszą do środka.
Pokój był pusty, biel okrywająca ściany, sufit oraz podłogę sprawiały wrażenie dużej przestrzeni, dlatego ciężko było mi stwierdzić, jak duży był.
To było dziwne... Nawet bardzo. Przycisnęłam splecione dłonie do piersi i odwróciłam się do Midorimy z przerażeniem w oczach. Ten ze stoickim spokojem zdjął marynarkę, poprawił okulary, ukucnął przed torbą i ją otworzył. Czułam jak przechodzą mnie dreszcze.
Wtedy wyciągnął z torby dwa białe kombinezony, chusty oraz kilka pędzli. Jak idiotka zatrzepotałam rzęsami, oczekując od Midorimy jakiegokolwiek wyjaśnienia.
- Ten hotel oferuje odstresowujące malowanie. Masz do dyspozycji cały pokój. Możesz go umalować jak chcesz - Shintaro stanął na nogach. Podszedł do mnie i podał mi jeden kombinezon oraz chustę.
- Co? Naprawdę? - nie do końca wiedziałam, co mam o tym sądzić. Z drugiej strony, malowanie po ścianach może być naprawdę dobrą zabawą. W końcu, jako dziecko niejednokrotnie dostałam po palcach za mazanie pisakiem po domu...
- Tutaj nikt cię za to nie ukarze. - Czy on czyta mi kurna w myślach?!
- Przebierz się tutaj. Ja pójdę do drugiego pokoju i przyniosę z niego farby - Shin wziął swoje ubranie po czym zniknął za drzwiami. Gdy zostałam sama od razu się przebrałam. Zwinęłam chustę i zaczesałam nią włosy tak, by nie przeszkadzały mi w malowaniu. Po przebraniu się, stałam w miejscu nie do końca wiedząc co zrobić z sukienką.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Tsukishima, jesteś już przebrana? Możesz otworzyć? Mam trochę zajęte ręce... - od razu podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Wpuściłam Midorimę, który na rękach trzymał kilka mniejszych wiaderek z farbami, a przez ramię miał przewieszone swoje ubrania. Gdy postawił farby na podłodze, wziął ode mnie sukienkę. Składając wszystkie ubrania niemalże idealnie, włożył je do torby i przeniósł do drugiego pokoju. W tym czasie otwierałam kubełki z farbami.
- A co z tym płótnem? - zapytałam, gdy tylko Shin wrócił, po czym wskazałam na nieduże płótno wiszące na ścianie.
- Możesz coś na nim nabazgrać i wziąć do domu - wyjaśnił, zawiązując chustkę z tyłu głowy.
- Serio? - z ekscytacją wyprostowałam się. Shin bez wahania podszedł do porozrzucanych pędzli i wziął ten najgrubszy. Zamoczył go w czerwonej farbie po czym narysował grubą kreskę na ścianie. Po dłuższym momencie spojrzał na mnie zza ramienia.
- No na co czekasz? - zapytał. Wtedy sama wzięłam się do roboty. Raczej nie byłam artystką. Moje zdolności artystyczne ograniczały się do domków, ludków, słoneczek i kwiatków. Co nie stało mi na przeszkodzie w tym, by z energią zamalować bazgrołami całą ścianę. Shin w przeciwieństwie do mnie skupiał się na malowaniu jakiś wzorów. Wyglądało to naprawdę wspaniale.
Odeszłam od swojej ściany, po czym podeszłam do Midorimy.
- Łooo... To wygląda naprawdę wspaniale - stwierdziłam bez wahania, wychylając się zza pleców okularnika i patrząc na jego pracę.
- A gdybyś tak dodał tutaj trochę fioletu? Wiesz, dodałoby to trochę życia! - cofnęłam się po kubełek z wybranym kolorem. Chciałam podbiec do Midorimy i podać mu fiolet, jednak na mojej drodze stało nie tylko wiaderko z żółtą farbą, ale przede wszystkim, moja niezdarność. Potknęłam się o żółty kubełek, a upadając na ziemię, wylałam fioletową farbę na cały wzór Shintaro. Teraz nie było tam nic, poza fioletową plamą. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na swój "wyczyn".
- Ups...
- Tsukishima!!! - Midorima od razu podszedł do mnie. Złapał mnie za biały kombinezon i ze złością popatrzył w moje oczy. Byłam cała w żółtej i fioletowej farbie. Z niemalże stoickim spokojem dotknęłam dłonią policzka Shintaro. Ten, zdziwiony, mnie puścił. Dopiero gdy na mojej twarzy powagę zastąpiło rozbawienie, uniosłam dłoń, którą dotknęłam jego policzka. Była cała w mieszającej się farbie żółtej i fioletowej. Shin opuszkiem palca dotknął swojego policzka. Od razu wyczuł farbę. Bezpiecznie przeskoczyłam przez żółte jeziorko farby i zaśmiałam się głośno.
Zaczęłam ozdabiać niemalże wszystkie dostępne dla mnie miejsca odciskami swoich dłoni. Maczałam je w różnych wiaderkach, mieszałam kolory, tworzyłam na ścianach przeróżne kształty za pomocą palców. Midorima przez chwilę się temu przyglądał. Dopiero gdy coś mu nie pasowało sam zamoczył dłoń w niebieskiej farbie i pociągnął za mnie linię przy jednym bohomazie. Od tego zaczęło się prawdziwe, kolorowe szaleństwo. Teraz oboje zostawialiśmy wszędzie swoje ślady. Byliśmy cali umazani przeróżnymi farbami, ale to nie było niczym złym. Robiąc tak bezsensowne rzeczy, nie zastanawiając się nad tym długo bawiłam się naprawdę dobrze. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Zatrzymałam się przy jednej ścianie i skoczyłam, chcąc zostawić ślad jak najwyżej tylko dam radę. Midorima po prostu stanął nade mną po czym odcisnął dłoń na wysokości uniesionej ręki. Wysoko...
Chciałam sama zobaczyć, czy chociaż uda mi się go dosięgnąć. I choć moje skoki były dość wysokie, to jednak nie udało mi się doskoczyć tej wysokości. Zrezygnowana odpuściłam. Już chciałam odejść od tego miejsca, kiedy nagle Shin wsunął się pomiędzy moje nogi. Momentalnie zrobiłam się czerwona. On złapał mnie za kolana i wstał, sadzając mnie na swoich ramionach. Początkowo byłam przestraszona, jednak dzięki temu udało mi się zostawić ślad wyżej niż Shin.
- Ciężko być krótko-nożnym krasnalem, co? - Midorima z lekko szyderczą miną odchylił głowę tak, by na mnie spojrzeć. Sama opuściłam głowę i jedynie prychnęłam.
- Ten krótko-nożny krasnal jeszcze ci pokaże - uśmiechnęłam się motywująco.
W malowanie ścian bawiliśmy się jeszcze dłuższą chwilę. Potem oboje poczuliśmy zmęczenie i koniec naszej zabawy. Usiedliśmy na podłodze obok siebie.
- To była świetna zabawa - stwierdziłam wesoło, odplątując z głowy chustkę.
- Po prostu malowaliśmy ściany, nanodayo - Shin zrobił to samo, po czym lekko poczochrał dłonią zielone włosy.
- Miejże trochę entuzjazmu. Spójrz, jak kolorowo to teraz wygląda - popatrzyłam przed siebie. Z tego miejsca mieliśmy naprawdę dobry widok na najbardziej zamalowane ściany. Skrzyżowałam nogi, siadając w pozycji "tureckiej" i głęboko odetchnęłam.
- Wykonaliśmy kawał dobrej roboty - wyciągnęłam do Midorimy rękę. Ten jednak zamiast ją uścisnąć, przybił mi jedynie piątkę na "odczep się".
- Często bawisz się w takie malowanie? - spytałam, spoglądając na umazaną w farbie twarz Shina. Ten zdjął okulary i przeczyścił je chusteczką, którą wyciągnął z kieszeni kombinezonu. Pokręcił przecząco głową.
Nastała cisza. Czułam dziwnie rosnące napięcie, jednak nie wiedziałam, czym mogłoby być ono spowodowane. Chcąc przerwać milczenie, odwróciłam się do Midorimy.
- Dziękuję za to wszystko - posłałam Shinowi wdzięczny uśmiech.
- Nie dziękuj. Sam w końcu chciałem cię gdzieś zabrać - koszykarz nasunął na nos okulary i sam na mnie spojrzał.
- Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Pokazałeś mi dzisiaj naprawdę dużo nowych rzeczy - stwierdziłam, przykurczając nogi do klatki piersiowej.
- Powinieneś się częściej uśmiechać. Masz taki ładny uśmiech - po chwili ciszy popatrzyłam na Shina, opierając policzek na kolanie.
- Kiedy jesteś zadowolony, to naprawdę się cieszę - wbijając wzrok w jego twarz lekko się uśmiechnęłam.
- N-naprawdę? - Midorima lekko się zarumienił i nerwowo próbował to ukryć błądząc gdzieś wzrokiem. Pokiwałam twierdząco głową.
- Zawsze jesteś taki poważny, dumny, chłodny... Dlatego momenty takie jak ten są na wagę złota. Dziękuję, że chcesz przeżywać je ze mną - byłam cholernie zmęczona po tym całym malowaniu, słowa nie układały mi się tak, jakbym tego chciała. Wychodziły z moich ust zanim zdążyłam je przeanalizować. Oplotłam rękami nogi i splotłam dłonie.
- Jesteś jedyną osobą, z którą chcę dzielić się szczęściem - Shintaro chyba nie zdawał sobie sprawy z wagi swoich słów.
- Wiem o czym mówisz - powiedziałam w końcu. Wzrok Midorimy powędrował na mnie. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, posłałam mu czuły uśmiech. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu po prostu się na siebie patrząc. Dopiero gdy Shin lekko się pochylił w moją stronę, przysunęłam się do niego. Midorima był już tak czerwony z zawstydzenia, że chyba bardziej nie mógł. Ale nie próbował teraz tego kryć. Z drugiej strony, nie miał się też czego wstydzić, bo sama byłam oblana rumieńcem.
Nasze twarze dzieliły tylko milimetry, a gdy w końcu przymknęłam oczy, poddałam się czułemu pocałunkowi, który Shintaro składał na moich ustach. Ten był zupełnie inny. Delikatny i subtelny. Nie był pusty, tylko pełny emocji.
Po oderwaniu swoich warg od ust Shina, spojrzałam w jego oczy. Położyłam dłoń na jego policzku i czując, że żadne z nas nie nasyciło się jednym pocałunkiem, ponownie złączyłam nasze wargi.
- Hiroki, bądź tylko moja... - szepnął tuż przy moich ustach, opierając swoje czoło o moje. Pogładziłam kciukiem jego policzek. Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem i muśnięciem warg.
To się naprawdę stało! Shin jest mój! Shin jest mój, a ja jestem jego...
Midorima po dłuższej chwili trwania w bliskości osunął się na ziemię ciężko wzdychając.
- W co ja się wpakowałem... - wymamrotał pod nosem, ale żartował. Delikatnie ujął moją dłoń i pogładził jej wierzch kciukiem, przy czym uśmiechnął się nikle. Po chwili puścił moją rękę.
Położył się na plecach, po czym przewrócił na bok, twarzą do mnie.  Po kilku sekundach sama się położyłam. Popatrzyłam w jego tęczówki, które na chwilę przymknął. Delikatnie zsunęłam z jego nosa okulary.
Gdy otworzył oczy, zmarszczył brwi.
- I co narobiłaś? Teraz nic nie widzę... - Uśmiechnąwszy się przysunęłam się nieco bliżej niego.
- Teraz widzisz? - spytałam cicho.
- Nie.
- A teraz?
- Wciąż nie - parsknęłam cicho śmiechem.
- Kłamca - powiedziałam z rozbawieniem. Musnęłam wargami koniuszek jego nosa, po czym przytuliłam się do niego. Czując jak jego silne ramiona mnie obejmują, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Shin był jaki był, jednak wierzyłam w to, że potrafi dać drugiej osobie szczęście. I miałam nadzieję... Nie, ja miałam pewność, że tak się stanie.
Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, w ciszy, tuląc się do siebie.
- Ano... nie chcę psuć nastroju i tak dalej, ale jest już dość późno, a jutro jest poniedziałek... - Shin pogładził dłonią moje plecy. Gdy nie dostał ode mnie żadnej odpowiedzi, lekko się odsunął i opuścił głowę, by spojrzeć na moją twarz.
- Oi! Tsukishima! Nie zasypiaj! - Nie mogłam nic poradzić. Spokojne, rytmiczne bicie jego serca mnie uspokajało ale i przede wszystkim usypiało.

~♥~♥~♥~♥~♥~~

Ten no... Tak, teraz będzie już z górki :D

wtorek, 22 marca 2016

Bijące serce - Rozdział XI cz.I

Gdyby nie promienie słońca, które z samego rana padały na moją twarz, pewnie spałabym dalej na biurku. Rozchyliłam powieki. Przetarłam dłońmi oczy i wyprostowałam się.
- Osz... - mruknęłam, kiedy poczułam ogromny ból pleców. Chyba zasypianie na biurku to nie był dobry pomysł. Spojrzałam na stertę książek, zeszytów i kartek, które służyły mi za poduszkę.
Nagle poczułam, jak coś miękkiego i przyjemnego ociera się o moją łydkę. Spojrzałam w dół, uśmiechając się lekko.
- Tarashi - wyszeptałam imię zwierzaka, delikatnie go głaszcząc. Po chwili wstałam z miejsca i przeszłam do kuchni, gdzie od razu zajrzałam do lodówki. Była kompletnie pusta.
Jedno jabłko, pewnie stary już jogurt i resztka mleka w kartonie. Kliknęłam językiem, przeczesując dłonią ciemne włosy. Usłyszawszy miauknięcie kota przewróciłam oczami.
- Tak, wiem... Też nie mam co jeść - szybko skierowałam kroki do łazienki, gdzie doprowadziłam się do porządku. Potem ubrałam pierwsze lepsze jeansy i luźny sweter, chwyciłam portfel oraz telefon z słuchawkami. Wyszłam z domu, kierując się do najbliższego marketu. Mijając osiedlowe boisko do koszykówki zerknęłam na nie tylko kątem oka. Widok dwóch grających na nim chłopaków nie zrobił na mnie większego wrażenia. Zawsze w niedziele ktoś je zajmował. Zazwyczaj był to Kiyoshi z Yuyą, ale ostatnio mają na wspólne granie coraz mniej czasu.
W markecie nie zrobiłam jakiś większych zakupów. Gdy wybierałam się po większe sprawunki, zawsze brałam do pomocy Kiyoshiego. Niedługo pewnie będę musiała go poprosić.
W moich uszach rozbrzmiewała ulubiona piosenka. Wracając do domu całkowicie oddałam się jej rytmowi i nie zwracałam uwagi na otoczenie. Co jednak okazało się ogromnym błędem.
Nagle poczułam, jak coś twardego mocno odbija się od mojej głowy. Na moment całkowicie mnie przyćmiło do tego stopnia, że upadłam na ziemię. Przed oczami miałam mgłę. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje dookoła.
- Oi! Psze pani! Wszystko w porządku?! - Odruchowo położyłam dłoń na głowie w miejscu, które najbardziej mnie zabolało. Gdy odzyskałam świadomość, uniosłam wzrok.
- No ten... Piłka mi się wymsknęła i ten no... Przepraszam, psze pani. - Chłopak wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi wstać. Musiała minąć chwila by do mnie dotarło, kto właśnie oferuje mi pomoc.
- Kagami? - przymknęłam jedno oko. Delikatnie ujęłam dłoń koszykarza i z jego wsparciem podniosłam się z ziemi.- Zgadza się... Skąd pani mnie zna?
- To ty jesteś menadżerką Shutoku? - Głos za plecami sprawił, że przeszły mnie ciarki. Lekko podskoczyłam i odsunęłam się tak, by móc patrzeć na dwójkę koszykarzy Seirin.
- To była jednorazowa sytuacja. Ale tak... Jestem Tsukishima Hiroki. Miło was poznać - delikatnie skłoniłam głowę. Po chwili wzięłam od Kuroko swój telefon ze słuchawkami oraz reklamówkę z rzeczami, które pozbierał Kagami. Całe szczęście nie było tam żadnych szklanych rzeczy. Podziękowałam im za pomoc i jednocześnie przyjęłam ich ponowne przeprosiny. Już miałam w planach odejść od zawodników.
- Kagamicchi! Kurokocchi! Przepraszam za spóźnienieee! Hę?! Tsukimiya?! - Dlaczego zawsze muszę wpaść na Kise?! Coraz bardziej zaczynał mnie irytować...
- Tsukishima -  od razu poprawiłam blondyna.
- No wiem, zgrywam się przecież! - Kise obdarzył mnie swoim głupkowatym uśmiechem.
- Co tutaj się w ogóle wyprawia? Wiem! Zaprosiliście też Midorimacchiego?!
- Nie, Kise-kun. Kagami-kun nie potrafi trafić do kosza i posłał piłkę na ulicę. Tsukishima-san na tym lekko ucierpiała. Midorimy-kun nie pytaliśmy. Pewnie nie czuje się najlepiej po wczorajszym meczu. - Kuroko ze swoim beznamiętnym głosem od razu wyjaśnił sytuację.
- Co to ma znaczyć, że nie potrafię trafić do kosza?! - czerwonowłosy od razu się obruszył.
- Nie czuje się najlepiej? Nie powiedziałbym. Tsukimiya pewnie postawiła go do pionu. - Kise z wymownym uśmieszkiem zerknął na mnie kątem oka. Poczułam się w tym momencie naprawdę skrępowana. Czy on da mi w końcu spokój?!
- Nie jesteście zmęczeni? Znaczy... Wczoraj dopiero co graliście mecz... - spojrzałam na zawodników Seirin. Chciałam za wszelką cenę odwrócić uwagę od tego, co powiedział Kise.
- Szczerze to tak. Ale przed nami kolejne mecze. Nie możemy odpuścić. - Kagami odbił o ziemię piłkę.
- Regeneracja jest równie ważna co trenowanie - powiedziałam, oplatając słuchawki wokół telefonu i chowając go do tylnej kieszeni spodni.
- Dlatego się nie forsujemy. Po prostu sobie rzucamy do kosza. - Kuroko wziął od Kagamiego piłkę i skierował kroki na boisko.
- Kurokocchi! Poczekaj! Tsukimiya, chodź z nami zagrać! - Kise próbował zachęcić mnie ruchem ręki, po czym zerwał się w bieg, by dogonić szóstego zawodnika Pokolenia Cudów.
- Tsukishima - wymamrotałam i westchnęłam cicho.
- Nie gramy teraz w nic wielkiego, więc jeśli masz ochotę z nami porzucać, to zapraszam. - Kagami zrobił krok w tył.
- Damy ci fory w ramach rekompensaty za znokautowanie. - Koszykarz roześmiał się melodyjnie. Chwilę zamyśliłam się nad propozycją. Z jednej strony powinnam dać sobie spokój z graniem, nie wiadomo co może się stać, a muszę przecież dotrzeć w całości na mecze eliminacyjne i, przede wszystkim, na spotkanie z Shintaro. Z drugiej, miałam ochotę z nimi pograć.
- Skorzystam z oferty, ale nie gwarantuję, że pójdzie mi dobrze. Nie jestem koszykarką - wzruszyłam ramionami. Uśmiechnęłam się do Kagamiego, po czym oboje poszliśmy na boisko, gdzie Kise z Kuroko już rzucali do kosza. Położyłam telefon oraz reklamówkę na ławce przy boisku.
- Skoro jest nas czworo, to może zagramy meczyk dwa na dwa? - Kise przeczesał dłonią swoje blond włosy i spojrzał na mnie, Kagamiego i Kuroko.
- Możemy ciągnąć patyczki - wszyscy przystali na propozycję zawodnika Kaijo. Kuroko szybko przyniósł cienki patyczek, który Kagami przełamał na dwa dłuższe i dwa krótsze kawałki. Potem wyciągnęliśmy patyczki.
- Tsukimiya! - Kise wesoło znalazł się obok mnie i objął ramionami. Oboje mieliśmy dłuższe patyki.
- W porządku, to zaczynajcie. - Kagami rzucił piłkę w moją stronę. Złapałam ją i cicho westchnęłam. Kozłując przeszłam na połowę Kagamiego i Kuroko. Nie było dla mnie zdziwieniem, że to błękitnowłosy mnie krył. Byliśmy podobni wzrostem, poza tym, nie byłam wielkim, koszykarskim wyzwaniem... Udało mi się ominąć krycie Kuroko, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że on pewnie sam dał mi przejść. Widząc wolną przestrzeń podałam do Kise i dopiero wtedy zaczęło się koszykarskie widowisko.
Tak nasza gra wyglądała przez kolejne kilka minut. Z Kuroko tylko podawaliśmy piłki do tych lepszych i próbowaliśmy nie plątać im się pod nogami. Chociaż szczerze mówiąc, dobrze się przy tym bawiłam.
Kise dostał ode mnie podanie i od razu ruszył pod kosz. Sama zdecydowałam się zostać za linią środkową i pilnować, by piłka nie dotarła do Kagamiego przy podaniu Kuroko.
Blondyn wyskoczył do wsadu, jednak as Seirin wytrącił mu piłkę z ręki tak, że odbiła się od ziemi i wpadła prosto w moje ręce. Nie mając Kuroko obok siebie stwierdziłam, że spróbuję rzucić. W sekundę przypomniałam sobie, jak Midorima uczył mnie rzucać. Przyjęłam pozycję, wybiłam się w górę i w odpowiednim momencie, pod prawidłowym kątem wypuściłam piłkę z rąk. Ta po locie dużym łukiem wpadła do kosza bez chociażby muśnięcia obręczy. To wciąż nie był idealnie wyuczony i powtórzony rzut Midorimy, co było widać chociażby po mniejszym łuku i tym, że wyskakuję w swój sposób, jednak liczył się efekt - piłka wpadła.
Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na swoje dłonie. Gdy uniosłam wzrok, od razu zobaczyłam zdziwione twarze koszykarzy.
- C-co? Zrobiłam coś nie tak? - podbiegłam do chłopaków.
- Nie tylko... Gdzie się tego nauczyłaś, Tsukishima-san? - Kuroko spojrzał na mnie z wielką ciekawością i zachwytem.
- Shinaro mnie raz uczył - odpowiedziałam spokojnie.
- Midorimacchi?! Co za egoista! A mnie zbył, kiedy go prosiłem! -  Koszykarz Kaijo odetchnął.
- Cóż, jak na dziewczynę Midorimacchiego przystało. - Kise z pewnym uśmieszkiem skrzyżował ręce na piersi.
- Ale tylko kilka razy udało mi się trafić. Jego recepta na doskonałą skuteczność nie działa, jeśli nie jesteś Midorimą. I nie nazywaj mnie jego dziewczyną - zmierzyłam Kise wzrokiem i poprawiłam gumkę, która zsuwała się z wysoko upiętego kucyka.
- To robi wrażenie. Midorima naprawdę jest przerażający. - Kagami podniósł piłkę z ziemi.
- Grajcie dalej sami... Chwilę odpocznę - powiedziałam. Odetchnęłam głośno, po czym skierowałam kroki na ławkę.
- Też na sekundę usiądę. - Kuroko powoli poczłapał za mną. Kagamiemu i Kise chyba pasowało granie jeden na jednego.
- Jeśli chcecie, to w plecaku mam butelkę wody. Nie krępujcie się. Tylko zostawcie dla mnie kilka kropli. - Powiedział czerwonowłosy, wskazując z odległości czarny plecak. Kiwnęłam jedynie głową. Nie omieszkałam napić się jego wody. W sklepie nie kupowałam żadnego napoju, a cholernie chciało mi się pić. Wyciągnęłam z plecaka Kagamiego butelkę wody, usiadłam na ławce, odkręciłam korek i upiłam łyk H2O.
- Musicie być blisko z Midorimą, skoro nauczył cię rzucać. - Spojrzałam na Kuroko. Odsunęłam od ust butelkę po czym podałam ją niebieskookiemu.
- Nie wiem, czy jesteśmy aż tak blisko - skwitowałam, łącząc na kolanach swoje dłonie.
- Kuroko, a w twoim odczuciu, jaki jest Shintaro? - zapytałam w pewnym momencie, spoglądając na Kuroko.
- Midorima-kun może i nie jest wylewnym człowiekiem, jest poważny, ale ma w sobie dużo uczuć, chociaż ich nie pokazuje. To działa też w drugą stronę: średnio idzie mu czytanie uczuć drugiego człowieka. Kocha koszykówkę, jest bardzo pracowity, mądry, wbrew pozorom troszczy się o ludzi, którzy coś dla niego znaczą. Może wydawać się skryty, ale mam wrażenie, że po prosu ostrożnie wybiera ludzi, przed którymi chce powiedzieć coś więcej. Rzadko widziałem go uśmiechniętego, a to naprawdę szkoda. Jego uwagę przykuwa raczej mało rzeczy. Co jednak nie zmienia faktu, że jeśli coś go zainteresuje, chce dowiedzieć się o tym niemalże wszystkiego. W gimnazjum na przykład zaciekawił bo baseball. Grał dalej w koszykówkę, to jej się oddawał, ale wiedzę o baseballu chłonął jak gąbka. Co prawda nie spędzałem z nim dużo czasu i w moich wspomnieniach utkwił raczej jako ten poważny, odpowiedzialny, przesądny, inteligentny i dojrzały introwertyk. - Gdy Kuroko skończył mówić, przyłożył butelkę do ust. Po upiciu odrobiny wody, kontynuował.
- Przyjemnie oglądało się go we wczorajszym meczu. Odnosiłem wrażenie, jakby mimo wszystko cieszył się grą ze swoimi senpaiami i tym czarnowłosym rozgrywającym... Takao? Od pierwszej klasy nie widziałem u niego tego zaangażowania. - Koszykarz Seirin bardzo delikatnie uśmiechnął się pod nosem.
- A jak wyglądają jego relacje z ludźmi? - właściwie sama mogłam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Jednak naprawdę chciałam usłyszeć odpowiedź kogoś, kto zna go zdecydowanie dłużej.
- Raczej unika ludzi, którzy w jakimś stopniu mu nie "podchodzą". Przez jego przekonania i wierzenia jest naprawdę malutka garstka ludzi, których traktuje jak przyjaciół. Ale jak znajdzie kogoś takiego, trzyma się z nim cały czas. Szanuje ludzi z doświadczeniem, od których może się czegoś nauczyć, silnych. Nie wiem jak wyglądają jego relacje z dziewczynami teraz, w gimnazjum raczej ich unikał, a jeśli jakaś dała mu do zrozumienia, że go lubi, raczej odrzucał jej uczucia. Robił to w bardzo delikatny sposób co może świadczyć o tym, iż szanuje ludzkie uczucia. Jeśli kiedykolwiek pokocha dziewczynę tak, jak kocha koszykówkę to będzie ona najszczęśliwszą osobą na świecie. Aczkolwiek nie mówiłby i nie pokazywałby swoich uczuć wprost, bo, jak wspomniałem, sam źle czyta uczucia innych. Nie lubi głośnych ludzi, dlatego trochę mnie dziwi to, że tyle co go widziałem, to zawsze z Takao, który do cichych raczej nie należy. - Odpowiedź Kuroko w jakimś stopniu mnie usatysfakcjonowała. Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- Więc? Jakie relacje łączą cię z nim łączą? - Spytał.
- Hę? Właściwie to sama nie do końca wiem... Jakiś czas temu powiedział mi jak mniej więcej się czuje, ale nie jestem pewna, czy nie robił sobie ze mnie żartów czy czegoś podobnego...
- Jak mówiłem, Midorima-kun to nie osoba, która bawi się uczuciami. Jeśli się przed tobą otworzył, a do tego powiedział jak się czuje, to pewnie ci ufa i nie robił sobie z ciebie żartów, Tsukishima-san. Co więcej, Kise nazwał cię jego dziewczyną. Nie zrobiłby tego bez powodu.
- To naprawdę kłopotliwe, że ciągle tak mówi. Nie jestem dziewczyną Shintaro - opuściłam wzrok, by spojrzeć na wyświetlacz telefonu.
- Niemniej jednak nazywasz go po imieniu, podczas meczu też się tak do niego zwracałaś. Midorima-kun nie pozwala nikomu, poza Akashim i tobą, mówić do siebie po imieniu. - Kuroko zakręcił wodę i odłożył ją z powrotem do plecaka Kagamiego. Zastanowiłam się chwilę nad wszystkim, co powiedział mi niebieskooki. Musiałam porównać obraz Midorimy z perspektywy Kuroko i swojej. Wiele rzeczy się pokrywało.
- Wy tam! Gracie dalej?! - Zawołał Kagami ze środka boiska.
- Jakie "wy tam"?! Jestem starsza od ciebie! - krzyknęłam, unosząc się z miejsca. Kagami od razu stanął na baczność.
- Ach... Eee... Przepraszam, psze pani! - Powiedział głośno, jak w wojsku. Cicho się zaśmiałam. Uśmiechnęłam się do Kuroko i skinęłam głową, byśmy dołączyli w końcu do gry. Gdy Tetsuya zgodził się, pobiegliśmy na boisko.
Graliśmy jeszcze pół godziny, potem musiałam jednak wrócić do domu. Miło było pograć z tą trójką. Dowiedziałam się dużo nie tylko o Kise, Kagamim i Kuroko, ale przede wszystkim dowiedziałam się przydatnych rzeczy na temat Midorimy. Może źle czytał moje uczucia? Albo nie dawałam mu dobrych sygnałów?
Dotarłszy do domu od razu nakarmiłam Tarę. Szybko przygotowałam dla siebie makaron, jednak zjadłam go praktycznie w biegu.
Wzięłam ekspresowy prysznic, po czym stanęłam przy szafie. Nie miałam bladego pojęcia co miałabym na siebie ubrać. Nie wiedziałam gdzie Midorima chce mnie zabrać, a do tego miałam ubrać coś elegantszego. Kliknęłam językiem. Kiedy w końcu wybrałam coś, co wydawało mi się odpowiednie, ubrałam się, przeczesałam włosy, nałożyłam delikatny makijaż. Przeczesując rzęsy szczoteczką od tuszu zastanawiałam się, dlaczego w ogóle tak bardzo się staram, by wyglądać jak najlepiej... Shin przecież widział mnie już w różnych sytuacjach.
Gdy spojrzałam na zegarek, była już 16:59. Spakowałam telefon oraz portfel do torebki. Dosłownie minutę później, usłyszałam dzwonek do drzwi.
Zerknęłam jeszcze w lusterko, poprawiłam wsuwki, które trzymały kosmyki włosów po lewej stronie, by nie wpadały do oka i dopiero otworzyłam drzwi, patrząc na zegarek na nadgarstku.
- Jak w zegarku, Shin - uśmiechnęłam się pod nosem, po czym spojrzałam na koszykarza. Ubrany był w czarne, jeansowe spodnie, ciemnogranatową koszulę oraz czarną marynarkę. Niby wyglądał jak zawsze elegancko, jednak teraz sprawiał wrażenie zupełnie inne.
Byłam nieco zdziwiona, że nie przyniósł ze sobą lucky itemu. Jednak gdy spojrzałam na jego nadgarstek, zobaczyłam owinięty kawałek cienkiego, ciemnego sznureczka. To pewnie musiał być jego szczęśliwy przedmiot - sznurek.
- Tsukishima? - po otrzęsieniu się uniosłam głowę i ponownie zerknęłam na twarz Midorimy.
- Przepraszam... Już idziemy. Gdzie tak w ogóle mnie wyciągasz? - spytałam, nakładając na nogi najzwyklejsze, czarne baletki, które pasowały do klasycznej, ciemnej sukienki do kolan, rozkloszowanej lekko od pasa w dół. Złapałam jeszcze lekki sweter, gdyż wieczorem mogło zrobić się chłodniej.
- Mama dostała dwa bilety do teatru, ale nie mogła iść, więc dała je mi. Moja siostra nie lubi chodzić po teatrach, Takao wolał obejrzeć jakiś film więc pomyślałem o tobie. Chyba nie miałaś okazji jeszcze pójść do japońskiego teatru, prawda nanodayo? - Shin oparł się bokiem o futrynę drzwi, poprawiając okulary i dokładnie lustrując mnie wzrokiem. Wsunął lewą rękę do kieszeni spodni.
- Naprawdę? Wspaniale! Na jaki spektakl idziemy? - z błyskiem w oczach odwróciłam się do Shintaro, łapiąc w dłonie torebkę oraz klucze. Wyszliśmy na korytarz. Zamknęłam drzwi, po czym przeszliśmy do windy.
- Nie do końca wiem... Poczekaj. - Shintaro wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki jeden bilet i spojrzał na tytuł przedstawienia.
- "Samobójstwo kochanków w Sonezaki" Chikamatsuriego. To jeden z jego największych dramatów, a jeszcze nie miałem okazji go zobaczyć. - Powiedział, ponownie chowając bilet.
Wcisnęłam parter i jak tylko znaleźliśmy się na dole, wyszliśmy z budynku. Byłam nieco zdziwiona, widząc taksówkę, do której od razu podszedł Shintaro. Otworzył przede mną drzwi.
- Dziękuję - obdarzyłam Midorimę delikatnym uśmiechem, po czym zajęłam miejsce z tył. Zapięłam pas bezpieczeństwa i popatrzyłam na okularnika, który usiadł obok.
Poczułam się dziwnie skrępowana. Nie wiedziałam, na czym teraz stoję. A obecność Midorimy mnie teraz nie uspokajała. Wręcz przeciwnie - wprawiała w większe zakłopotanie.
- A, właśnie! Spotkałam dzisiaj Kuroko, Kagamiego i Kise. Ani na moment nie odpuszczają. Kagami posłał piłkę na ulicę i dostałam w głowę. Prawdę mówiąc trochę mnie nawet przyćmiło... Potem zagraliśmy dwa na dwa i wiesz co? Udało mi się trafić do kosza z połowy boiska, tak jak mnie uczyłeś. Byli zdziwieni, że to ty mi wszystko pokazałeś, szczególnie Kuroko - z ekscytacją zwróciłam się do Midorimy.
- To, że im tego nie pokazałem nie znaczy, że w ogóle nikogo nie nauczę tych rzutów, nanodayo. - chłopak poprawił okulary. Po chwili jednak westchnął i lekko nachylił się w moją stronę.
- Gdzie oberwałaś piłką? - spytał.
- Hę? Eee... Tutaj - dotknęłam opuszkami palców lewej dłoni miejsca, od którego odbiła się piłka. Shin bez wahania schylił moją głowę i przejechał po niej dłońmi, jednocześnie wtapiając palce w moje ciemne włosy. Oparłam czoło po jego klatkę piersiową.
- Boli gdy dotykam? - Koszykarz nacisnął lekko obolałe miejsce. Cicho jęknęłam z bólu.
- Miałaś naprawdę dużo szczęścia. Gdybyś dostała piłką trzy centymetry w prawo, o tu, prawdopodobnie miałabyś problem ze słuchem w lewym uchu. To czułe miejsce. - Shin przejechał palcem na miejsce, o którym mówił, by zilustrować mi sytuację.
- A tak poza tym, to musiałaś coś jeszcze przeskrobać, bo masz draśnięcie na karku, nanodayo. - Powiedział, puszczając moją głowę. Od razu się wyprostowałam.
- Naprawdę znasz się na rzeczy - skwitowałam, przeczesując dłonią włosy i doprowadzając je do porządku.
- Mój ojciec jest lekarzem więc wiem to i owo. - Shin skrzyżował ręce na piersi i cicho westchnął.
Dość szybko znaleźliśmy się pod teatrem. Midorima pierwszy wyskoczył z samochodu po czym otworzył przede mną drzwi. Zapłacił za taksówkę i dołączył do mnie.
- Wiesz, że mogliśmy najzwyczajniej w świecie przyjechać tutaj autobusem? Niepotrzebnie wydawałeś pieniądze na taksówkę. Oddam ci połowę - od razu sięgnęłam do torebki, chcąc wyciągnąć portfel, jednak wtedy Shintaro wręcz wyrwał mi ją z ręki.
- Nie będziesz za nic płacić, nanodayo. - Powiedział stanowczym tonem, lekko marszcząc brwi i patrząc na mnie z góry.
- Niby dlaczego? Też jechałam tą taksówką więc to normalne, że chcę ci za nią zwrócić - próbowałam odebrać swoją torebkę Shinowi, jednak gdy ten uniósł ją ponad głowę, odpuściłam. Nie byłabym w stanie jej dosięgnąć nawet jakbym podskoczyła. Dlaczego on musi mieć taki duży zasięg?! Midorima kliknął językiem.
- Ja cię zaprosiłem więc to ja płacę. - Powiedział to jeszcze poważniej niż zwykle.
- Ale to nie jest randka, żebyś musiał aż tak mi dogadzać. Oddaj! - spokojnie wyciągnęłam rękę, by bez zbędnych ruchów i nerwów Shin zwrócił mi torebkę. Gdy zobaczyłam jego lekkie rumieńce, gdy opuścił głowę dotarło do mnie, że on widział to zupełnie inaczej. Oddał mi moją rzecz.
- Więc to jednak randka? - z lekką satysfakcją uniosłam brew do góry i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Sama tak to nazwałaś. - Midorima poprawił guzik koszuli pod szyją. Cicho parsknęłam śmiechem, po czym oplotłam rękami jego ramię, jednocześnie lekko się do niego przytulając.
- Naprawdę z ciebie tsundere - skwitowałam, ciągnąc delikatnie Shintaro w stronę wejścia do teatru.
- Nie nazywaj mnie tak. - Chłopak opuścił lekko głowę by na mnie zerknąć. Sama uniosłam wzrok, a wyłapując jego spojrzenie, uśmiechnęłam się. W towarzystwie Shina czułam się naprawdę dobrze. A nawet jeszcze lepiej. Nie wiem czy do siebie pasowaliśmy, nie rozgryzłam go jeszcze całkowicie, wciąż pozostawał dla mnie zagadką.
Po okazaniu biletów weszliśmy na salę. Scena w teatrze kabuki wyglądała nieco inaczej niż scena tradycyjnego europejskiego teatru. Po lewej stronie patrząc od przodu znajdował się kilkumetrowy wybieg od sceny. Miejsca siedzące znajdowały się na wprost sceny i były to zwykłe, drewniane ławki. Całość sprawiało wrażenie tradycyjnego, starego teatru. Wszystko miało swój niepowtarzalny klimat.
Było tutaj już sporo osób, a nasze miejsca znajdowały się mniej więcej pośrodku czwartego rzędu. Shin cicho westchnął, po czym złapał mnie za rękę. Szedł przodem, przepraszając ludzi i torując mi drogę. Gdy dotarliśmy do naszych miejsc, puścił moją dłoń.
- Czym tak właściwie jest teatr kabuki? - zapytałam w pewnym momencie, usiadłszy obok Shintaro i spojrzawszy na niego. Chłopak zdjął z ramion marynarkę, kładąc ją na swoich kolanach.
- Tradycyjny japoński teatr. - Okularnik wziął ode mnie bilet i wskazał na trzy znaki kanji, zapisane przy nazwie teatru.
- Te trzy znaki czytane kolejno...
- Śpiew, taniec... - powiedziałam, przyglądając się znakom. Jednak nie potrafiłam przypomnieć sobie, co oznacza trzeci.
- I umiejętności. Teatr kabuki, to teatr naprawdę awangardowy. O silnej ekspresji, bogaty w tradycyjną charakteryzację i scenografię. Kabuki oczywiście przechodziło wiele zmian przez lata, ma dość ciekawą historię. Kreacja bohaterów też nie jest standardowa. Poza tym "Samobójstwo kochanków w Sonezaki" zalicza się do jednego z trzech rodzajów głównego teatru, do jidai-mono, czyli kabuki historycznego. - Byłam naprawdę pod wrażeniem tego, z jakim zaangażowaniem Shin to wszystko opowiada. Nie słuchałam tego, co mówił dalej. Po prostu patrzyłam na niego uśmiechając się pod nosem. Z boku wyglądał naprawdę uroczo. Dopiero teraz, będąc tak blisko niego i przyglądając mu się, dostrzegłam kilka szczegółów, które były dla mnie niezauważalne wcześniej. Jak chociażby malutka blizna po rozcięciu na lewym łuku brwiowym czy jego długie rzęsy. Musiała minąć chwila nim zorientowałam się, kiedy przestał mówić.
- Brzmi naprawdę ciekawie - skwitowałam w końcu.
- Możesz poznać ten teatr, więc skorzystaj z okazji, nanodayo. - Shintaro poprawił okulary i oddał w moje ręce bilet.
- Skąd masz tę bliznę? - zapytałam, bardzo delikatnie dotykając półcentymetrowej kreski. Była to już bardzo stara blizna. Zdziwiony Midorima od razu odwrócił się do mnie twarzą. Cofnęłam dłoń, patrząc nieco zdezorientowana w jego oczy. Nie sprawiał jednak wrażenia, jakby miał ochotę o tym opowiadać. Gdy jednak się już do tego zebrał, światła przyciemniały, a kurtyna zaczęła się rozchylać, ukazując scenę, scenografię i aktorów.
Już początkowe akty wywołały u mnie zachwyt. Gra głównego aktora przebranego za kobietę, jej kochanka naprawdę wbiły mnie w fotel. A raczej w ławkę...
Wszystko tak mnie zafascynowało, że nie wiedziałam gdzie mam pokierować wzrok. Muzyka grana na żywo była wspaniała. Siedziałam jak na szpilkach zachwycając się wszystkim tym, co było w zasięgu mojego wzroku.
Gdy już powoli przyzwyczajałam się do tego, jak pięknie to wszystko wygląda, skupiłam się na fabule spektaklu. Cóż, nie było to ani radosne, ani łatwe przedstawienie. Kiedy do mojego małego móżdżku docierały wszystkie emocje, jakie ze sceny przekazywali aktorzy, poczułam się dziwnie. To był dramat. Sceny były coraz bardziej smutniejsze, a do bohaterów można było naprawdę się przywiązać. Moje gardło samo się zacisnęło. W kulminacyjnym momencie przedstawienia poczułam, jak moje policzki robią się mokre, a krople spływają na zaciśnięte na kolanach dłonie.

Łzy zamazały mi obraz. Koniecznie chciałam widzieć, co robią aktorzy, więc nerwowo zaczęłam wycierać wierzchem dłoni spływające krople.  Zaczęłam po omacku szukać w torebce chusteczek, jednak nie znalazłam tam ani jednej. Ocierałam rękami oczy, kiedy nagle poczułam, jak Midorima delikatnie unosi moją brodę. Z załzawionymi oczami popatrzyłam na jego twarz. W sali było ciemno. Jedyne światło biło od strony sceny. Nie widziałam dokładnie tego, jaki wyraz twarzy przybrał Midorima. Widziałam za to swoje odbicie w jego szkłach. Dostrzegłam jednak to, że po jego ustach błąkał się cień rozbawienia. Ostatecznie okularnik naciągnął na dłonie rękawy koszuli, którymi wytarł moje policzki. Potem objął mnie ramieniem i mocno przytulił do swojego boku. Dopiero teraz jego obecność mnie uspokoiła. Oczywiście pod nosem szlochałam do samego końca tragicznej historii, jednak będąc w objęciach Midorimy, czując i słysząc bicie jego serca czułam się bezpiecznie i spokojnie. Mogłabym tak siedzieć cały dzień, cały miesiąc, cały rok, cały czas.

poniedziałek, 7 marca 2016

Zakochanie - Rozdział X

Przegrany mecz z Seirin był dużym szokiem nie tylko dla koszykarzy Shutoku, ale i dla każdego, kto przyszedł obejrzeć to spotkanie.
Nasi zawodnicy byli jednymi z pretendentów do zdobycia pucharu, a zostali wygryzieni z rozgrywek zanim tak naprawdę zaczęła się prawdziwa walka o zwycięstwo.
Siedząc przy zawodnikach i będąc z nimi tak blisko widziałam ich wszystkie reakcje. Jedni byli zawiedzeni, inni źli czy sfrustrowani. Tylko Otsubo zdawał się trzymać uniesioną głowę i, jak na kapitana przystało, próbował przekonać resztę drużyny, że porażka nie jest niczym złym, że pozostaje im jedynie wyciągnąć wnioski.
Od Midorimy biła obojętność. Jednak gołym okiem można było zauważyć, że ta przegrana jakoś go dotknęła. Gdy wyszedł się przewietrzyć, wstałam z ławki. Spojrzałam na Miyaji'ego.
- Kiyoshi... - szepnęłam imię przyjaciela i złapałam go za rękaw koszulki. To był jego ostatni Inter-high. Pierwszy i ostatni. Gdy tylko to do mnie dotarło, poczułam narastający smutek. No tak... Przecież ten przeklęty głupek jest w trzeciej klasie! Przez 2 lata trenował dzień w dzień, by móc tu w końcu stanąć.
Chciałam go jakoś pocieszyć, ale nie potrafiłam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Znałam go naprawdę dobrze i być może właśnie przez to wolałam trzymać język za zębami.
- Tak mi przykro - ścisnęłam mocniej jego koszulkę, opuszczając głowę. Kiyoshi odsunął do ust bidon, po czym położył dłoń na mojej głowie.
- Nie powinno. Słyszałaś Otsubo: musimy wyciągnąć wnioski. Zrewanżujemy im się w Pucharze Zimowym. - blondyn zatopił palce w moich włosach i lekko je poczochrał. Wciąż byłam pod wrażeniem jego uporu oraz determinacji. Nie oglądał się za siebie. Parł do przodu, niosąc na plecach bagaż doświadczeń, który mimo tego, że był spory, to tylko dodawał mu siły.
Uniosłam delikatnie głowę, by móc popatrzeć na twarz przyjaciela. Uśmiechał się lekko. Bez słowa objęłam go rękami w talii, mocno się w niego wtulając.
- Oj, Hiroki! Zapomniałem, że masz takie silne ręce... Puść, tracę oddech! - Kiyoshi złapał moje ramiona, ostrożnie starając się mnie odepchnąć.
- Musicie wygrać Puchar Zimowy. To po to tyle trenowałeś. Nie wyobrażam sobie, żebyś opuścił mury tej szkoły z pustymi rękami - szepnęłam, chowając twarz w jego klatce piersiowej. Blondyn głęboko westchnął. Ostatecznie poddał się mojemu uściskowi i sam mnie lekko objął.
- Sama dobrze wiesz, że obietnic w sporcie nie można składać. - Miyaji oparł brodę o czubek mojej głowy.
- Miyaji-saaaan! Wiesz może, gdzie wywiało Shin-chana? - Takao zerknął na blondyna.
- Daj mu chwilę. Wielki panicz musi ochłonąć. - Miyaji pogładził moje plecy. Gdy opuścił ręce, odsunęłam się od niego.
- Idź. - rzucił. Zmarszczyłam brwi, nie do końca wiedząc, o co mu chodzi.
- Ktoś musi podnieść czterookiego na duchu. Nawet taki wkurzający typ jak on potrzebuje wsparcia. - Kiyoshi sięgnął do torby, z której wyciągnął cienki, biały kocyk z czerwonymi motywami. Wręczył mi go do ręki.
- D-dlaczego ja mam to zrobić... To Takao jest jego przyjacielem - rzuciłam pod nosem.
- Ale to ty byłaś dzisiaj jego lucky itemem. Po prostu idź. - Kiyoshi narzucił na ramiona bluzę.
- Bakao! Weź rzeczy Midorimy! I tę przeklętą zabawkę! - Miyaji rzucił Kazunariemu mordercze spojrzenie.
- Już ci przeszło, prawda senpai? - Mruknął pod nosem rozgrywający.
- Co tam mamroczesz? Mam cię powiesić na koszu?! - Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem widząc, że szybko wrócił Miyajiemu humor. Przerzuciłam koc przez przedramię i wybiegłam z sali. Przez duże okna widziałam, że pada deszcz, więc zanim ruszyłam na poszukiwania Midorimy, wyciągnęłam ze swojej torebki parasol. Całe szczęście, że w końcu zaczęłam nosić go ze sobą.
Sama nie do końca wiedziałam jak mam go pocieszyć. Miałam jednak pewność, że należy odciągnąć jego myśli od meczu. Stojąc naprzeciwko niego widziałam jak źle czuje się z porażką.
Narzuciłam na jego ramiona koc. Ten jednak niespodziewanie okrył jego jedną częścią mnie. W ten sposób oboje staliśmy pod parasolem, otuleni jednym kocem, idąc obok siebie.
Jego ciche "przepraszam" całkowicie mną poruszyło. Shin nie tylko źle czuł się z przegraną, ale i brał na siebie pełną odpowiedzialność.
Nieśmiało dotknęłam jego dłoni by dosłownie po chwili złączyć je w delikatnym uścisku. Shin musiał wiedzieć, że nie jest z tym sam. Chciałam go wesprzeć.
Gdy po spleceniu naszych palców poczułam jak Shin lekko ściska moją dłoń, w duchu się uśmiechnęłam. Byłam co prawda zbyt zawstydzona, by na niego spojrzeć, jednak czułam, że całkowicie akceptuje i przyjmuje moje wsparcie.
Byliśmy tuż przed drzwiami, więc Midorima puścił moją dłoń, by otrzepać parasol i go zwinąć. Gdy to zrobił, weszliśmy do budynku. Pod tym kocem było naprawdę ciepło...
- Chyba to nie ja jestem dzisiaj twoim lucky itemem - zaśmiałam się nerwowo, unosząc głowę do góry, jak tylko poczułam, że rumieńce opuściły moje policzki.
- Jak to nie jesteś? Spisałaś się świetnie. - Shin spojrzał prosto w moje oczy. Pogładził swoją zimną, mokrą dłonią mój policzek, po czym złożył na moim czole delikatny pocałunek. Spisałam się świetnie? Przecież nic nie zrobiłam...
- Midorimacchi! - za plecami Shina dostrzegłam znajomą sylwetkę. Ten prawie podskoczył z zaskoczenia. Zdjął z ramion koc i tym razem cały zawiesił na moich ramionach.
- Kise, miło cię widzieć - uśmiechnęłam się delikatnie do blondyna.
- Ciebie też... Tsukimiya? - Kise zmrużył lekko oczy.
- Tsukishima. - poprawiłam modela cicho wzdychając.
- Prawie trafiłem! - zadowolony klasnął w dłonie.
- Dziewczyna, która wyciągnęła uroczego Midorimacchiego z jego twardej skorupki musi zostać zapamiętana, już więcej razy się nie pomylę.
- Kise, czego ty w ogóle ode mnie chcesz? I co ty za brednie wygadujesz...
- Hm? A, nic od ciebie nie chcę. Po prostu chciałem ci pogratulować rozegranego meczu. To niesamowite jak bardzo zwiększyłeś zasięg swoich rzutów! - oczy blondyna wypełniły się szczerym zachwytem.
Midorima jedynie kliknął językiem.
- Nie masz mi czego gratulować, nanodayo. A teraz wybacz. - Shin odwrócił się, po czym ruszył w kierunku szatni.
Dlaczego mnie zostawiasz?
- Aleś ty chłodny Midorimacchi... - Kise skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie.
- Więc... - zagaił. Nagle szybko się do mnie zbliżył. Lekko ugiął nogi, by móc przyjrzeć się mojej twarzy z bliska.
- Ile się już spotykacie? - zapytał nagle.
- He? N-nie, my nie...
- Widziałem was przed chwilą. Ugh, nigdy bym nie pomyślał, że taki sztywniak jak Midorimacchi znajdzie sobie szybciej dziewczynę ode  mnie. - Kise wsunął dłonie do kieszeni mundurkowych spodni.
- Ale Kise, my nie...
- Może powinienem zmienić fryzurę? Nie podobam ci się? A gdybym przerzucił grzywkę na prawo? - blondyn z szeroko otwartymi oczami złapał się za głowę i poczochrał swoje włosy.
- Nie, to nie to, jesteś bardzo przystojny tylko...
- To akurat wiem, ale wciąż nie wierzę, że ktoś ma dziewczynę przede mną!
- Kise, cały czas próbuję ci powiedzieć, że Shin nie jest...
- O! Wiem! Jesteś siatkarką, prawda? Więc masz pewnie jakieś ładne, wysportowane koleżanki! Może zaprosisz jedną z nich i pójdziemy na podwójną randkę?! Albo jeszcze lepiej! Zaproś trzy koleżanki! - Nie do końca wiedziałam, do czego ta rozmowa w ogóle zmierza. Uniosłam dłonie na wysokość klatki piersiowej w geście poddania i robiłam małe kroki w tył, jak tylko podekscytowany Kise próbował namówić mnie na podwójną randkę. Nic nie dał sobie powiedzieć.
Cofając się nagle poczułam, że na coś wpadłam. Ściana?
Gdy się odwróciłam by sprawdzić co stanęło na przeszkodzie, od razu zbladłam.
- Kise-kun, daj już tej biednej kruszynce spokój. - Oikawa objął mnie ramieniem.
- Oikawacchi! Szukałem cię i natknąłem się na Midorimacchiego i Tsukimyię!
- Tsukishimę... - Toru mimochodem poprawił Kise.
- O! Właśnie! Zerwała z tobą wczoraj dziewczyna, prawda? Więc może niech Tsukiy... Tsukishima zaprosi dwie koleżanki! - Słysząc, że z Toru zerwała wczoraj dziewczyna, cicho westchnęłam. W sumie, już mnie to nie dziwiło.
- Cicho żeś bądź Kise! I to nie ona ze mną zerwała, tylko ja z nią! - obruszył się Oikawa.
- Twój senpai cię wszędzie szukał. Nie wyglądał na zadowolonego... - dodał po chwili, patrząc prosto na Ryotę. Ten tylko kiwnął głową.
- Osz cholera! Muszę uciekać! Do zobaczenia Tsukishima! I trzymaj Midorimacchiego krótko! - pomachał mi na do widzenia i odwrócił się. Westchnęłam głośno. Dlaczego Kise nie dał sobie nic powiedzieć?! Nie chcę, by teraz myślał, że Shin to mój chłopak. Z daleka mogliśmy usłyszeć rozpaczliwy krzyk Kise i wołanie goniącego go senpaia.
- Kasamatsu-senpai, przepraaaszaam!
- Chyba nie ma łatwego życia. - skwitowałam po usłyszeniu blondyna.
- Więc... Spotykasz się z Midorimą? - Oikawa uniósł brew do góry i lekko opuścił głowę, by na mnie spojrzeć. Wyślizgnęłam się spod jego ramienia.
- Oczywiście, że nie. Midorima raczej nie jest osobą, w której mogłabym się zakochać. Kise po prostu nie da sobie niczego powiedzieć - spojrzałam w bok, zaciskając dłonie na białym kocu.
- A może to ty po prostu nie chcesz się przyznać?
- Nie wygaduj głupot. Lepiej powiedz, dlaczego w ogóle tutaj jesteś?
- Cóż, chciałem zobaczyć jakiś mecz koszykówki. Seirin wygrało, a to niespodzianka! Tak się złożyło, że przy okazji poznałem Kise. Wkurza mnie ten koleś, jest dwa miejsca wyżej w rankingu przystojniaków w Licealnym Miesięczniku Sportowym! - Oikawa spuścił głowę.
- I chciałem też rzucić okiem na Midori-chana. Gra niesamowicie. Nie da się przejść obok niego obojętnie. - Oj! To źle wróży. Jeśli Oikawa mówi tak o kimś, nigdy nie mówi tego z czystego podziwu.
- Jak wam idą eliminacje? - spytał nagle, spoglądając na moją twarz.
- Póki co bez niespodzianek. W środę gramy dwa ostatnie mecze - otuliłam się bardziej kocem.
- I? Umiesz na nowo cieszyć się grą? - Oikawa powolnym ruchem palców zaczesał kosmyk moich ciemnych włosów za ucho.
- Nie - szepnęłam.

[...]

Gdy wróciłam do domu bez wahania napełniłam wannę ciepłą wodą i dolałam do niej różnych pachnideł. Usiadłam w wodzie, by choć na chwilę się odprężyć.
W mojej głowie pojawiło się mnóstwo myśli, które musiałam uporządkować.
Przede wszystkim myślałam o Midorimie. Nie widziałam go odkąd tylko wrócił do szatni. Dostałam jedynie wiadomość od Takao, który napisał, że siedzą w restauracji i sam nie wierzy w to, co się dzieje, że spotkali tylu ludzi!
Będę musiała zapytać go o co chodzi.
Uniosłam prawą rękę nad taflę wody i spojrzałam na nią. W tej samej chwili poczułam ciepło, którego doznałam jak tylko Midorima delikatnie ścisnął moją dłoń. Co tak właściwie łączy mnie z Shinem? Czego ja tak właściwie od niego oczekuję?
Ten chłopak naprawdę przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Przy nikim nie czułam się tak zawstydzona jak przy nim.
A co gdyby... Shin był mój? Tylko mój? Czy czułabym się usatysfakcjonowana?
Kiedy Kise twierdził, że jesteśmy parą w głębi duszy nawet się ucieszyłam. Bycie nazywaną "dziewczyną Midorimy" brzmi naprawdę dobrze.
Do tego te drobne gesty Shina, otwarte pocałunki i to, co powiedział mi przed drzwiami... Nie bawił się mną, jednak nie wiedziałam, czego mam się chwycić.
Lubię spędzać z nim czas, dzielić jeden parasol, rozmawiać z nim, czasami mu podokuczać, dzielić się doświadczeniami, porażkami i zwycięstwami. Uwielbiam jak poprawia okulary, zaczesuje grzywkę, klika językiem, wstrzymuje się od uśmiechu. Lubię go. Cholernie go lubię. Shin może tego nie okazuje w otwarty sposób, ale czuję to, jak się o mnie troszczy. Nie wiem, czy robił to z czystej grzeczności czy z sympatii, ale sprawiało mi to ogromną radość.
Shin, czy ja się w tobie
- zakochałam? - znieruchomiałam. Ja naprawdę czułam coś do tego przeklętego okularnika. Oikawa miał rację, musiałam przyznać to sama przed sobą.
Siedząc w wannie, pośród swoich myśli, nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie była to późna pora, ledwo co dochodziła 18, niemniej jednak nie spodziewałam się dzisiaj gości. Wyskoczyłam z wanny. Owinęłam się ręcznikiem i szybko przemknęłam do drzwi, pozostawiając na płytkach i ciemnych panelach mokre odciski stóp. Zerknęłam przez wizjer. Widząc po drugiej stronie drzwi Kiyoshiego, cicho odetchnęłam. Lekko uchyliłam drzwi.
- Hm? Brałaś kąpiel? Przepraszam, że przeszkodziliśmy. - Kiyoshi wskazał palcem na ręcznik.
- Tak... - mruknęłam, otwierając szerzej drzwi, by wszedł do środka. Przy kim jak przy kim, ale przy Miyajim nie krępowałam się wcale a wcale. Był dla mnie jak starszy brat i to sprawiało, że ufałam mu bezgranicznie.
- Zaraz, przeszkodziliśmy? - powtórzyłam, gdy dotarło do mnie jego dalsze słowa. Zanim jednak Miyaji zdążył cokolwiek dodać, zza jego pleców wychylił się Takao, trzymając na rękach małego, biało-rudego kota.
- Przepraszamy za najście! - Kazunari uśmiechnął się ciepło.
- Taka...
- Bakao! Zamknij oczy! - Miyaji stanął prosto przede mną, rozpościerając ramiona i zasłaniając mnie.
- Ano... Co ty wyprawiasz, Kiyoshi? - zapytałam, stukając delikatnie palcem przyjaciela w plecy.
- Jesteś w ręczniku, głupia! Nikt nie powinien cię takiej widzieć! - Miyaji zerknął na mnie zza ramienia, przybierając przy tym naprawdę zły i zirytowany wyraz twarzy.
- Heee?! W ręczniku?! Nie musisz się krępować, Hiroki-saaan! - Takao szukał luki w "murze" Kiyoshiego, jednak ten skutecznie utrudniał mu pole widzenia.
- Takao, skąd masz tego kotka? - zapytałam nagle, wychylając się lekko zza pleców Kiyoshiego. Kazunari od razu pobłądził wzrokiem na moich mokrych, nagich ramionach, z których swobodnie spływały krople wody, dopóki nie wsiąkały w ręcznik, zakrywający moje ciało od piersi do połowy ud. Pierwszoklasista od razu oblał się rumieńcem.
- Kretynie! Nie myśl o nieprzyzwoitych rzeczach! - Kiyoshi lekko uderzył kouhaia w głowę.
- A ty nie prowokuj go i idź się ubrać! - Miyaji w jednej chwili złapał mnie za ramiona i pchał w stronę łazienki.
- Kiyoshiii... Powinieneś raczej rozbierać dziewczynę, a nie kazać jej się ubrać, wiesz? - mruknęłam. Wtedy poczułam, jak Miyaji mocniej zaciska palce na moich ramionach. Trochę to nawet zabolało.
Dopiero po chwili do mnie dotarło, że nie powinnam była tego mówić.
Kiyoshi naprawdę nie jest tego typu chłopakiem. A rok temu miał nawet trochę problemów przez to, że nie dał się zaciągnąć swojej ówczesnej dziewczynie do łóżka.
Kiyoshi puścił mnie przed drzwiami do łazienki. Odwróciłam się do niego twarzą, ściskając w dłoni ręcznik, by nie zsunął się z mojego ciała.
- Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć - wyszeptałam, unosząc głowę do góry, by spojrzeć w oczy Kiyoshiego. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to jego duże rumieńce. W sumie nie dziwne, że go to zawstydziło. W tym świetle widziałam też to, iż gdy był zawstydzony, jego nos robił się lekko czerwony. Wyglądało to naprawdę uroczo.
- Mamy do ciebie pewną sprawę, więc gdybyś mogła szybko się ubrać... - Miyaji odwrócił ode mnie wzrok. Zrobiłam dwa kroki w tył, przekraczając próg łazienki i zniknęłam za drzwiami. Co to do cholery było... Szybko wytarłam ciało i włosy ręcznikiem, po czym ubrałam się w coś wygodnego. Słyszałam co jakiś czas ciche śmiechy, uniesiony głos Miyajiego i Takao. Gdy tak się przysłuchałam to dotarło do mnie, że Kazunari ma naprawdę śliczny głos.
- Więc, jaki jest cel waszej wizyty? - zapytałam wychodząc z łazienki. Zawiesiłam ręcznik na karku i usiadłam na dywanie, gdzie Takao bawił się z przyniesionym kotem.
- Wracaliśmy z Shin-chanem z restauracji. I tak jedziemy, jedziemy i nagle przed koła wskakuje mi mały kot. Zatrzymuję się, by go nie potrącić. Shin-chan oczywiście wkurzony, bo uderzył się plecami o ściankę rikszy. Nie wyglądał na to, by się zgubił, ani jakby miał właściciela. Wziąłem go więc pod kurtkę i po odwiezieniu Shin-chana do domu, wróciłem do siebie. Myślałem, że mogę go trzymać w domu, ale mama powiedziała, że ojciec ma uczulenie... Dzwoniłem więc do znajomych czy nie chcą przygarnąć zwierzaka, ale nikt nie chciał. Więc napisałem do Miyajiego-san. On także nie może się nim zająć bo ma psa. Kazał mi przyjść i tak znaleźliśmy się tutaj... Chodzi o to czy... em... Hiroki-san, nie chcesz może przygarnąć tego kota? - Takao spojrzał swoimi bystrymi, niebieskimi tęczówkami na moją twarz.
- Ja? - wskazałam na siebie palcem.
- Nie mogę go wziąć, bo będzie się gryzł z Dango, ale pomyślałem, że skoro i tak mieszkasz tu sama, to musi ci być trochę smutno. - Kiyoshi przeczesał dłonią swoje blond włosy.
- Ale nie wiem czy dam radę się nim zająć - skwitowałam od razu, zerkając na zwierzaka, który podążał wzrokiem za dłonią Takao.
- Pomożemy ci! Chodzi tylko o to, by miał dach nad głową! - Kiyoshi uklęknął na dywanie obok mnie. Przymknęłam na chwilę oczy i westchnęłam.
- No dobrze! Dobrze... Wezmę go.
- Jaka ulgaaa... - odetchnął Takao.
- Ma w ogóle jakieś imię? - zapytałam, spoglądając na blondyna.
- Jeszcze nie. Nazwij go jak chcesz.
- Jak chcę? To może... Tarasij?
- Tarashi? - powtórzył przechylając glowę Takao.
- Nie Tarashi, tylko TarasIJ! T-A-R-A-S-I-J.
- Czy to rosyjskie imię? - spytał Kiyoshi. Kiwnęłam tylko głową. Nieważne jak starali się dokładnie wypowiedzieć to imię, przyszło im to bardzo trudno. Dlatego kot został nazwany Tarashi, w skrócie - Tara.
Panowie opuścili mój dom, pozostawiając mnie sam na sam ze zwierzakiem.
- Zostaliśmy sami, Tara. - kot przyszedł pod moje nogi, otarł się o nie i cicho miauknął.
- Jesteś głodny, prawda? - uśmiechnęłam się pod nosem. Ukucnęłam przy zwierzaku i delikatnie pogłaskałam go za uszami.
- Witaj w domu.

Po podaniu kawałka kurczaka zwierzakowi i nalaniu do miski mleka, usiadłam do biurka, chcąc trochę się pouczyć. Bądź co bądź nie byłam żadnym orłem i musiałam się postarać.
Dochodziła już 22, kiedy z rytmu nauki wybił mnie dźwięk przychodzącego na telefon e-maila. Od razu po niego sięgnęłam.

Dobry wieczór. Wybacz, że przeszkadzam. 
Czy znalazłabyś jutro odrobinę czasu? 
Chciałbym Cię jutro zabrać w pewno miejsce. 
Czekam na Twoją odpowiedź.
Midorima Shinatro

- Tsk - syknęłam. Czemu do cholery pisze tak oficjalnie... Musiałam jednak przyznać, że wiadomość od niego bardzo mnie ucieszyła. W środku zrobiło mi się ciepło, a nim się obejrzałam, uśmiech wskoczył na moją twarz.
Zaraz zaraz... Shin chce mnie jutro gdzieś zabrać?! C-czy to randka?! Jeśli tak, to dlaczego nie zaprosił mnie osobiście? Może się wstydził? 
Cokolwiek by to nie było, fakt był jeden: Shin zaprosił mnie jutro na wspólne wyjście. Oczywiście nie zamierzałam mu odmówić! Co go w ogóle tak nagle naszło? Gdzie się podziało jego typowe dla tsundere zachowanie?

Oczywiście, znajdę dla Ciebie odrobinę czasu.
Mogę wiedzieć, gdzie chcesz mnie jutro zabrać? 
Jeśli jest to jednak indywidualny, koszykarsko-siatkarski trening to sobie odpuść. 
Nie mam też ochoty na Twoje głupie gierki, więc jeśli planujesz coś złośliwego - daj spokój.
Tsukishima Hiroki


Nie planuję niczego, co sprawiłoby Ci przykrość.
Chcę tylko, byś miło spędziła wieczór. To wszystko. 
Ale nie powiem Ci, gdzie Cię zabieram.
Nie osądzaj mnie tylko o coś nieprzyzwoitego... 
Chcę Ci wynagrodzić to, że zostawiłem Cię samą z Kise, gdy uwinąłem się do szatni. 
Przepraszam.
I dziękuję.
Midorima Shintaro
P.S. Mogłabyś jutro ubrać coś bardziej odświętnego?


Ale Shin, nic się nie stało! Kise to naprawdę miły człowiek!
Tylko zaczął wygadywać głupoty...
Niemniej jednak cieszę się, że chcesz mnie gdzieś zabrać ^^
Mogę zadać Ci tylko jedno pytanie?
Dlaczego nie zapytasz o to osobiście?
I za co mi dziękujesz?
Tsukishima Hiroki
P.S. Mogłabym...

To już dwa pytania, nanodayo.
Właściwie trzy.
Szczerze mówiąc, nie wiem, czy chcę Ci odpowiedzieć na nie przez wiadomość.
Jest to trochę... krępujące.
Bądź gotowa na 17. 
To nie jest nic dużego, więc nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego.
Ale muszę powiedzieć Ci coś ważnego...
Midorima Shintaro

Nie wyobrażam!
Ech... No dobrze. Będę gotowa na czas.
Hiroki Tsukishima

W takim razie - do zobaczenia.
I spokojnej nocy, Hiroki.
Shin

G-głupek! Co on sobie wyobraża! Niby to tylko wiadomość, kilka liter, jednak to wystarczyło, bym zrobiła się cała czerwona. Gdyby tylko Shintaro był taki zawsze...
Co go w ogóle naszło? 
Teraz nie mogłam doczekać się następnego dnia! Przycisnęłam telefon do piersi uśmiechając się pod nosem. Zerknęłam znowu na ostatnią wiadomość... Shin. 
Mój Shin... On... Będzie mój.

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Okay... Nie wiem co tu się porobiło xD W każdym razie, Hiroki ma kota, a Midorima chyba pogodził się ze swoim słodkim zdrobnieniem *-* NO I GDZIE JEST JEGO TSUNDERE ZACHOWANIE?!
Grrr! 
O, ale chciałam tylko powiedzieć, że jeszcze około 8/10 rozdziałów i dobrnę do końca *-* Aż sama jestem zdziwiona, że tak szybko poszło!
Spokojnie, możecie szykować się na rozwój akcji. Po następnym rozdziale trochę przeskoczę czas, więc nie zdziwcie się, jeśli nagle pojawi się napis "dwa miesiące później".
Dziękuję i do napisania ♥ 

P.S. Wybaaaacznie literówki. Nie mam siły tego sprawdzać *-*

Theme by Ally | Panda Graphics