Gdy zaczęłam powoli się uspokajać, panować nad emocjami, nastąpiło nieuchronne samobójstwo. Znowu wybuchnęłam płaczem. Naciągnęłam na dłonie rękawy swetra i wytarłam nimi łzy. Kurtyna zasłoniła scenę, wraz z martwymi już kochankami.
Schowałam twarz w dłoniach, jak tylko zapaliły się światła. Nie chciałam, by Shin widział jak teraz wyglądam. Nie był to ciekawy widok. Pewnie byłam cała zarumieniona, a czerwone od płaczu spojówki z pewnością zlewały się z rubinowymi tęczówkami.
Czułam jak Shintaro gładzi moje ramię i opiera policzek o czubek mojej głowy. Nic nie mówił.
Po całym teatrze rozległy się gromkie oklaski. Ludzie wstawali z miejsc by podziękować aktorom za ich wspaniały występ. Shin również podniósł się z miejsca jednocześnie mnie puszczając. Sekundę później sama wstałam. Wpatrując się w czubki moich butów zaczęłam klaskać.
Bicie brawo trwało kilka dobrych minut. Dopiero potem wszyscy wychodzili z teatru.
Shin wziął swoją marynarkę, którą narzucił na ramiona. Ja natomiast z powrotem usiadłam na ławce. Ponownie schowałam twarz w dłoniach i pociągnęłam nosem.
- Przepraszam bardzo, ma pani może chusteczkę? - usłyszałam głos Shina, który zaczepił przechodzącą obok kobietę. Chwilę później zobaczyłam przez szparkę pomiędzy palcami, jak Shin klęka na jednym kolanie obok mnie.
- Tsukishima, nie bądź taką beksą i przestań się mazać, nanodayo - powiedział to bardzo troskliwym głosem. Chociaż to co wyszło z jego ust było poniekąd wredne...
Ponownie pociągnęłam nosem. Wytarłam oczy dłońmi i zawstydzona spojrzałam na Shintaro. On natomiast wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał chusteczkę. Wzięłam ją od niego, wyszeptawszy ciche "dziękuję".
Opuściłam głowę, wlepiając wzrok w biały materiał, który ściskałam dłoniach. Shin położył dłoń na moim kolanie i stanął na równe nogi.
- Miłość nie jest powodem do płaczu bez względu na to, jak tragiczna by nie była. Dlatego proszę, nie becz już - Midorima pogłaskał mnie po głowie. Wytarłam chusteczką policzki.
- Nie sądziłam, że takie słowa usłyszę akurat od ciebie, wiesz? - uśmiechnęłam się pod nosem. Podniosłam się z miejsca, po czym popatrzyłam na twarz koszykarza. Odwrócił głowę w kierunku wyjścia. Widziałam jego delikatne rumieńce na policzkach. Prawdopodobnie i jego zawstydziły własne słowa.
- Chodź, mamy jeszcze jedną rzecz do zrobienia - Shintaro wsunął dłonie do kieszeni spodni i ruszył przodem. Podwinęłam rękawy swetra, po czym szybko do niego dobiegłam.
- Serio? Co takiego? - zapytałam, dorównując mu kroku.
- Zobaczysz. To idealne zajęcie dla kogoś tak nadpobudliwego jak ty, nanodayo - Midorima poprawił okulary.
- Nadpobudliwego... - powtórzyłam cicho. Ja? Nadpobudliwa?! Z drugiej strony przy Midorimie każdy wygląda, jakby miał ADHD. Ten typ jest po prosty zbyt spokojny i zrównoważony.
Szliśmy kawałek w ciszy. Dzięki temu pozbierałam myśli i uspokoiłam się.
- A, właśnie! Takao jakiś czas temu mi mówił, że grasz na pianinie - zagaiłam, splatając dłonie za plecami. Uniosłam głowę, by spojrzeć na twarz okularnika.
- Taaa - wymamrotał beznamiętnie. Cicho westchnęłam.
- Chodziłem do muzycznej podstawówki, a w czasie gimnazjum również do weekendowej szkoły artystycznej, więc gram praktycznie od dzieciaka, ale tego nie lubię. Robię to jedynie, by połechtać ego moich rodziców - dodał, kiedy dotarło do niego, że jego "Taaa" mnie nie usatysfakcjonowało. Shin wysunął jedną dłoń z kieszeni spodni, po czym poprawił guzik przy kołnierzu.
- Dalej grasz?
- Tylko wtedy, kiedy mam ochotę, albo poproszą mnie rodzice. Na lekcje już nie chodzę.
- Nie lubisz grać na pianinie? Znaczy... To, w moim odczuciu przynajmniej, jeden z najpiękniejszych instrumentów...
- Jak mówiłem, nie grałem dla własnej przyjemności. Wolę grać w koszykówkę. Dlatego gdy poszedłem do liceum, po prostu zrezygnowałem - Shin wzruszył ramionami. Szliśmy bardzo powoli. Nie do końca nawet wiedziałam gdzie. Postanowiłam jednak zaufać Midorimie.
- A ty? - usłyszawszy pytanie, przeniosłam wzrok na okularnika.
- Hm? - uniosłam brwi, nie do końca rozumiejąc jego pytanie.
- Robisz coś poza graniem w siatkówkę? - byłam nieco zdziwiona jego pytaniem. Czyżby Shin nagle zaczął się mną interesować?
- Oczywiście. Ciągle mam braki w japońskim, więc muszę nadrabiać luki i to na tym spędzam zazwyczaj czas wolny, ale sprawia mi to poniekąd przyjemność. Ponadto lubię grać na konsoli i interesuję się trochę polityką, dlatego też często wpycham nos w wiadomości - powiedziałam, po czym zmierzwiłam dłonią ciemne włosy. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że przy Midorimie naprawdę wypadam blado... Podczas gdy on był dobrze usytuowany, dostojny, dumny, ja czułam się malutka, a raczej jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości i nic nie znacząca.
- Ty i polityka? - Midorima opuścił głowę, by na mnie spojrzeć. Jego mina wskazywała na to, że za chwilę mógł wybuchnąć śmiechem.
- A co? Po tobie też nie widać artystycznej duszy, wiesz? - nadęłam gniewnie policzki, patrząc na Shintaro. Ten momentalnie wyjął z kieszeni spodni dłonie, po czym położył je na moich policzkach i delikatnie ścisnął. Wezbrane powietrze, pod jego naciskiem wydostało się przez moje usta ze swoim charakterystycznym dźwiękiem. Gdy Shin opuścił dłonie, od razu się roześmiał. On... naprawdę się roześmiał. Tak rzadko się śmieje... Prawie nigdy. Zawsze jest śmiertelnie poważny, dlatego takie momenty jak ten chciałam zapamiętać jak najlepiej. Gdy się śmiał, od razu wydawał się innym człowiekiem. Pokazywał śnieżnobiałe zęby, uroczo marszczył nos, a jego policzki momentalnie robiły się różowe.
- Nie mogłem się powstrzymać. Wyglądałaś jak chomik - wydukał przez śmiech.
- Głupek! - stanęłam na palcach, po czym sama uderzyłam go delikatnie rękami w policzki, mimo że wcale ich nie wydął. Po tym Shin teatralnie wytarł "łezkę" pod okiem. Lekko pacnął mnie w głowę i wznowił spacer.
Dosłownie po kilkunastu metrach stanęliśmy przed hotelem.
- No chyba żartujesz - spojrzałam na Shintato, który nie zważając na moje słowa po prostu wszedł do środka. Poczłapałam za nim. Midorima nic mi nie mówiąc podszedł do rejestracji, wziął jakąś torbę oraz dwa klucze.
- Shin, co ty do cholery kombinujesz? Wiesz jak to z boku musi wyglądać? - z oburzeniem kierowałam wzrok za Shintaro, który podszedł do mnie.
- A... Cicho żeś bądź, nanodayo - kliknął językiem. Złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę windy.
- Co ty... No puszczaj! - nim zdążyłam urwać się z uścisku, byliśmy już w ciasnym pomieszczeniu. O dziwo Shintaro nie nacisnął numeru wyżej niż 0, a niżej.
- S-Shin? Lepiej mi wszystko wyjaśnij, bo zaczynam się bać - odwróciłam się do okularnika.
- Po twoim płaczu przyda ci się trochę odreagować i zrelaksować. A jak mówiłem, jesteś nadpobudliwa, więc to będzie dla ciebie dobra rozrywka - Shintaro zrobił krok do przodu. Wyszliśmy z windy. Skręciliśmy w prawo. Weszliśmy w ciemny, długi, wąski korytarz.
Migocząca lampka sprawiała, że wszystko wyglądało jak scena z horroru. Co kombinował Midorima? Co miał w tej torbie?! Może broń?! Albo rzeczy do tortur?! Cokolwiek to było, na pewno służyło do robienia krzywdy!
Sama złapałam się na tym, że popadam w dziwne paranoje. Zatrzymałam się na chwilę. Midorima odwrócił się do mnie, jak tylko dotarło do niego to, że się nie ruszam.
- Tsukishima? - na jego głos wzdrygnęłam się. Zrobiłam parę kroków do przodu. Nie chciałam zostawać sama w tym korytarzu. Shin nie mógł zrobić mi krzywdy. To w końcu... Shin.
- Trzęsiesz się jak osika, nanodayo - powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc za sobą. Nagle zatrzymał się przed drzwiami. Otworzył je jednym kluczem, po czym wpuścił mnie pierwszą do środka.
Pokój był pusty, biel okrywająca ściany, sufit oraz podłogę sprawiały wrażenie dużej przestrzeni, dlatego ciężko było mi stwierdzić, jak duży był.
To było dziwne... Nawet bardzo. Przycisnęłam splecione dłonie do piersi i odwróciłam się do Midorimy z przerażeniem w oczach. Ten ze stoickim spokojem zdjął marynarkę, poprawił okulary, ukucnął przed torbą i ją otworzył. Czułam jak przechodzą mnie dreszcze.
Wtedy wyciągnął z torby dwa białe kombinezony, chusty oraz kilka pędzli. Jak idiotka zatrzepotałam rzęsami, oczekując od Midorimy jakiegokolwiek wyjaśnienia.
- Ten hotel oferuje odstresowujące malowanie. Masz do dyspozycji cały pokój. Możesz go umalować jak chcesz - Shintaro stanął na nogach. Podszedł do mnie i podał mi jeden kombinezon oraz chustę.
- Co? Naprawdę? - nie do końca wiedziałam, co mam o tym sądzić. Z drugiej strony, malowanie po ścianach może być naprawdę dobrą zabawą. W końcu, jako dziecko niejednokrotnie dostałam po palcach za mazanie pisakiem po domu...
- Tutaj nikt cię za to nie ukarze. - Czy on czyta mi kurna w myślach?!
- Przebierz się tutaj. Ja pójdę do drugiego pokoju i przyniosę z niego farby - Shin wziął swoje ubranie po czym zniknął za drzwiami. Gdy zostałam sama od razu się przebrałam. Zwinęłam chustę i zaczesałam nią włosy tak, by nie przeszkadzały mi w malowaniu. Po przebraniu się, stałam w miejscu nie do końca wiedząc co zrobić z sukienką.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Tsukishima, jesteś już przebrana? Możesz otworzyć? Mam trochę zajęte ręce... - od razu podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Wpuściłam Midorimę, który na rękach trzymał kilka mniejszych wiaderek z farbami, a przez ramię miał przewieszone swoje ubrania. Gdy postawił farby na podłodze, wziął ode mnie sukienkę. Składając wszystkie ubrania niemalże idealnie, włożył je do torby i przeniósł do drugiego pokoju. W tym czasie otwierałam kubełki z farbami.
- A co z tym płótnem? - zapytałam, gdy tylko Shin wrócił, po czym wskazałam na nieduże płótno wiszące na ścianie.
- Możesz coś na nim nabazgrać i wziąć do domu - wyjaśnił, zawiązując chustkę z tyłu głowy.
- Serio? - z ekscytacją wyprostowałam się. Shin bez wahania podszedł do porozrzucanych pędzli i wziął ten najgrubszy. Zamoczył go w czerwonej farbie po czym narysował grubą kreskę na ścianie. Po dłuższym momencie spojrzał na mnie zza ramienia.
- No na co czekasz? - zapytał. Wtedy sama wzięłam się do roboty. Raczej nie byłam artystką. Moje zdolności artystyczne ograniczały się do domków, ludków, słoneczek i kwiatków. Co nie stało mi na przeszkodzie w tym, by z energią zamalować bazgrołami całą ścianę. Shin w przeciwieństwie do mnie skupiał się na malowaniu jakiś wzorów. Wyglądało to naprawdę wspaniale.
Odeszłam od swojej ściany, po czym podeszłam do Midorimy.
- Łooo... To wygląda naprawdę wspaniale - stwierdziłam bez wahania, wychylając się zza pleców okularnika i patrząc na jego pracę.
- A gdybyś tak dodał tutaj trochę fioletu? Wiesz, dodałoby to trochę życia! - cofnęłam się po kubełek z wybranym kolorem. Chciałam podbiec do Midorimy i podać mu fiolet, jednak na mojej drodze stało nie tylko wiaderko z żółtą farbą, ale przede wszystkim, moja niezdarność. Potknęłam się o żółty kubełek, a upadając na ziemię, wylałam fioletową farbę na cały wzór Shintaro. Teraz nie było tam nic, poza fioletową plamą. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na swój "wyczyn".
- Ups...
- Tsukishima!!! - Midorima od razu podszedł do mnie. Złapał mnie za biały kombinezon i ze złością popatrzył w moje oczy. Byłam cała w żółtej i fioletowej farbie. Z niemalże stoickim spokojem dotknęłam dłonią policzka Shintaro. Ten, zdziwiony, mnie puścił. Dopiero gdy na mojej twarzy powagę zastąpiło rozbawienie, uniosłam dłoń, którą dotknęłam jego policzka. Była cała w mieszającej się farbie żółtej i fioletowej. Shin opuszkiem palca dotknął swojego policzka. Od razu wyczuł farbę. Bezpiecznie przeskoczyłam przez żółte jeziorko farby i zaśmiałam się głośno.
Zaczęłam ozdabiać niemalże wszystkie dostępne dla mnie miejsca odciskami swoich dłoni. Maczałam je w różnych wiaderkach, mieszałam kolory, tworzyłam na ścianach przeróżne kształty za pomocą palców. Midorima przez chwilę się temu przyglądał. Dopiero gdy coś mu nie pasowało sam zamoczył dłoń w niebieskiej farbie i pociągnął za mnie linię przy jednym bohomazie. Od tego zaczęło się prawdziwe, kolorowe szaleństwo. Teraz oboje zostawialiśmy wszędzie swoje ślady. Byliśmy cali umazani przeróżnymi farbami, ale to nie było niczym złym. Robiąc tak bezsensowne rzeczy, nie zastanawiając się nad tym długo bawiłam się naprawdę dobrze. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Zatrzymałam się przy jednej ścianie i skoczyłam, chcąc zostawić ślad jak najwyżej tylko dam radę. Midorima po prostu stanął nade mną po czym odcisnął dłoń na wysokości uniesionej ręki. Wysoko...
Chciałam sama zobaczyć, czy chociaż uda mi się go dosięgnąć. I choć moje skoki były dość wysokie, to jednak nie udało mi się doskoczyć tej wysokości. Zrezygnowana odpuściłam. Już chciałam odejść od tego miejsca, kiedy nagle Shin wsunął się pomiędzy moje nogi. Momentalnie zrobiłam się czerwona. On złapał mnie za kolana i wstał, sadzając mnie na swoich ramionach. Początkowo byłam przestraszona, jednak dzięki temu udało mi się zostawić ślad wyżej niż Shin.
- Ciężko być krótko-nożnym krasnalem, co? - Midorima z lekko szyderczą miną odchylił głowę tak, by na mnie spojrzeć. Sama opuściłam głowę i jedynie prychnęłam.
- Ten krótko-nożny krasnal jeszcze ci pokaże - uśmiechnęłam się motywująco.
W malowanie ścian bawiliśmy się jeszcze dłuższą chwilę. Potem oboje poczuliśmy zmęczenie i koniec naszej zabawy. Usiedliśmy na podłodze obok siebie.
- To była świetna zabawa - stwierdziłam wesoło, odplątując z głowy chustkę.
- Po prostu malowaliśmy ściany, nanodayo - Shin zrobił to samo, po czym lekko poczochrał dłonią zielone włosy.
- Miejże trochę entuzjazmu. Spójrz, jak kolorowo to teraz wygląda - popatrzyłam przed siebie. Z tego miejsca mieliśmy naprawdę dobry widok na najbardziej zamalowane ściany. Skrzyżowałam nogi, siadając w pozycji "tureckiej" i głęboko odetchnęłam.
- Wykonaliśmy kawał dobrej roboty - wyciągnęłam do Midorimy rękę. Ten jednak zamiast ją uścisnąć, przybił mi jedynie piątkę na "odczep się".
- Często bawisz się w takie malowanie? - spytałam, spoglądając na umazaną w farbie twarz Shina. Ten zdjął okulary i przeczyścił je chusteczką, którą wyciągnął z kieszeni kombinezonu. Pokręcił przecząco głową.
Nastała cisza. Czułam dziwnie rosnące napięcie, jednak nie wiedziałam, czym mogłoby być ono spowodowane. Chcąc przerwać milczenie, odwróciłam się do Midorimy.
- Dziękuję za to wszystko - posłałam Shinowi wdzięczny uśmiech.
- Nie dziękuj. Sam w końcu chciałem cię gdzieś zabrać - koszykarz nasunął na nos okulary i sam na mnie spojrzał.
- Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Pokazałeś mi dzisiaj naprawdę dużo nowych rzeczy - stwierdziłam, przykurczając nogi do klatki piersiowej.
- Powinieneś się częściej uśmiechać. Masz taki ładny uśmiech - po chwili ciszy popatrzyłam na Shina, opierając policzek na kolanie.
- Kiedy jesteś zadowolony, to naprawdę się cieszę - wbijając wzrok w jego twarz lekko się uśmiechnęłam.
- N-naprawdę? - Midorima lekko się zarumienił i nerwowo próbował to ukryć błądząc gdzieś wzrokiem. Pokiwałam twierdząco głową.
- Zawsze jesteś taki poważny, dumny, chłodny... Dlatego momenty takie jak ten są na wagę złota. Dziękuję, że chcesz przeżywać je ze mną - byłam cholernie zmęczona po tym całym malowaniu, słowa nie układały mi się tak, jakbym tego chciała. Wychodziły z moich ust zanim zdążyłam je przeanalizować. Oplotłam rękami nogi i splotłam dłonie.
- Jesteś jedyną osobą, z którą chcę dzielić się szczęściem - Shintaro chyba nie zdawał sobie sprawy z wagi swoich słów.
- Wiem o czym mówisz - powiedziałam w końcu. Wzrok Midorimy powędrował na mnie. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, posłałam mu czuły uśmiech. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu po prostu się na siebie patrząc. Dopiero gdy Shin lekko się pochylił w moją stronę, przysunęłam się do niego. Midorima był już tak czerwony z zawstydzenia, że chyba bardziej nie mógł. Ale nie próbował teraz tego kryć. Z drugiej strony, nie miał się też czego wstydzić, bo sama byłam oblana rumieńcem.
Nasze twarze dzieliły tylko milimetry, a gdy w końcu przymknęłam oczy, poddałam się czułemu pocałunkowi, który Shintaro składał na moich ustach. Ten był zupełnie inny. Delikatny i subtelny. Nie był pusty, tylko pełny emocji.
Po oderwaniu swoich warg od ust Shina, spojrzałam w jego oczy. Położyłam dłoń na jego policzku i czując, że żadne z nas nie nasyciło się jednym pocałunkiem, ponownie złączyłam nasze wargi.
- Hiroki, bądź tylko moja... - szepnął tuż przy moich ustach, opierając swoje czoło o moje. Pogładziłam kciukiem jego policzek. Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem i muśnięciem warg.
To się naprawdę stało! Shin jest mój! Shin jest mój, a ja jestem jego...
Midorima po dłuższej chwili trwania w bliskości osunął się na ziemię ciężko wzdychając.
- W co ja się wpakowałem... - wymamrotał pod nosem, ale żartował. Delikatnie ujął moją dłoń i pogładził jej wierzch kciukiem, przy czym uśmiechnął się nikle. Po chwili puścił moją rękę.
Położył się na plecach, po czym przewrócił na bok, twarzą do mnie. Po kilku sekundach sama się położyłam. Popatrzyłam w jego tęczówki, które na chwilę przymknął. Delikatnie zsunęłam z jego nosa okulary.
Gdy otworzył oczy, zmarszczył brwi.
- I co narobiłaś? Teraz nic nie widzę... - Uśmiechnąwszy się przysunęłam się nieco bliżej niego.
- Teraz widzisz? - spytałam cicho.
- Nie.
- A teraz?
- Wciąż nie - parsknęłam cicho śmiechem.
- Kłamca - powiedziałam z rozbawieniem. Musnęłam wargami koniuszek jego nosa, po czym przytuliłam się do niego. Czując jak jego silne ramiona mnie obejmują, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Shin był jaki był, jednak wierzyłam w to, że potrafi dać drugiej osobie szczęście. I miałam nadzieję... Nie, ja miałam pewność, że tak się stanie.
Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, w ciszy, tuląc się do siebie.
- Ano... nie chcę psuć nastroju i tak dalej, ale jest już dość późno, a jutro jest poniedziałek... - Shin pogładził dłonią moje plecy. Gdy nie dostał ode mnie żadnej odpowiedzi, lekko się odsunął i opuścił głowę, by spojrzeć na moją twarz.
- Oi! Tsukishima! Nie zasypiaj! - Nie mogłam nic poradzić. Spokojne, rytmiczne bicie jego serca mnie uspokajało ale i przede wszystkim usypiało.
Dosłownie po kilkunastu metrach stanęliśmy przed hotelem.
- No chyba żartujesz - spojrzałam na Shintato, który nie zważając na moje słowa po prostu wszedł do środka. Poczłapałam za nim. Midorima nic mi nie mówiąc podszedł do rejestracji, wziął jakąś torbę oraz dwa klucze.
- Shin, co ty do cholery kombinujesz? Wiesz jak to z boku musi wyglądać? - z oburzeniem kierowałam wzrok za Shintaro, który podszedł do mnie.
- A... Cicho żeś bądź, nanodayo - kliknął językiem. Złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę windy.
- Co ty... No puszczaj! - nim zdążyłam urwać się z uścisku, byliśmy już w ciasnym pomieszczeniu. O dziwo Shintaro nie nacisnął numeru wyżej niż 0, a niżej.
- S-Shin? Lepiej mi wszystko wyjaśnij, bo zaczynam się bać - odwróciłam się do okularnika.
- Po twoim płaczu przyda ci się trochę odreagować i zrelaksować. A jak mówiłem, jesteś nadpobudliwa, więc to będzie dla ciebie dobra rozrywka - Shintaro zrobił krok do przodu. Wyszliśmy z windy. Skręciliśmy w prawo. Weszliśmy w ciemny, długi, wąski korytarz.
Migocząca lampka sprawiała, że wszystko wyglądało jak scena z horroru. Co kombinował Midorima? Co miał w tej torbie?! Może broń?! Albo rzeczy do tortur?! Cokolwiek to było, na pewno służyło do robienia krzywdy!
Sama złapałam się na tym, że popadam w dziwne paranoje. Zatrzymałam się na chwilę. Midorima odwrócił się do mnie, jak tylko dotarło do niego to, że się nie ruszam.
- Tsukishima? - na jego głos wzdrygnęłam się. Zrobiłam parę kroków do przodu. Nie chciałam zostawać sama w tym korytarzu. Shin nie mógł zrobić mi krzywdy. To w końcu... Shin.
- Trzęsiesz się jak osika, nanodayo - powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc za sobą. Nagle zatrzymał się przed drzwiami. Otworzył je jednym kluczem, po czym wpuścił mnie pierwszą do środka.
Pokój był pusty, biel okrywająca ściany, sufit oraz podłogę sprawiały wrażenie dużej przestrzeni, dlatego ciężko było mi stwierdzić, jak duży był.
To było dziwne... Nawet bardzo. Przycisnęłam splecione dłonie do piersi i odwróciłam się do Midorimy z przerażeniem w oczach. Ten ze stoickim spokojem zdjął marynarkę, poprawił okulary, ukucnął przed torbą i ją otworzył. Czułam jak przechodzą mnie dreszcze.
Wtedy wyciągnął z torby dwa białe kombinezony, chusty oraz kilka pędzli. Jak idiotka zatrzepotałam rzęsami, oczekując od Midorimy jakiegokolwiek wyjaśnienia.
- Ten hotel oferuje odstresowujące malowanie. Masz do dyspozycji cały pokój. Możesz go umalować jak chcesz - Shintaro stanął na nogach. Podszedł do mnie i podał mi jeden kombinezon oraz chustę.
- Co? Naprawdę? - nie do końca wiedziałam, co mam o tym sądzić. Z drugiej strony, malowanie po ścianach może być naprawdę dobrą zabawą. W końcu, jako dziecko niejednokrotnie dostałam po palcach za mazanie pisakiem po domu...
- Tutaj nikt cię za to nie ukarze. - Czy on czyta mi kurna w myślach?!
- Przebierz się tutaj. Ja pójdę do drugiego pokoju i przyniosę z niego farby - Shin wziął swoje ubranie po czym zniknął za drzwiami. Gdy zostałam sama od razu się przebrałam. Zwinęłam chustę i zaczesałam nią włosy tak, by nie przeszkadzały mi w malowaniu. Po przebraniu się, stałam w miejscu nie do końca wiedząc co zrobić z sukienką.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Tsukishima, jesteś już przebrana? Możesz otworzyć? Mam trochę zajęte ręce... - od razu podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Wpuściłam Midorimę, który na rękach trzymał kilka mniejszych wiaderek z farbami, a przez ramię miał przewieszone swoje ubrania. Gdy postawił farby na podłodze, wziął ode mnie sukienkę. Składając wszystkie ubrania niemalże idealnie, włożył je do torby i przeniósł do drugiego pokoju. W tym czasie otwierałam kubełki z farbami.
- A co z tym płótnem? - zapytałam, gdy tylko Shin wrócił, po czym wskazałam na nieduże płótno wiszące na ścianie.
- Możesz coś na nim nabazgrać i wziąć do domu - wyjaśnił, zawiązując chustkę z tyłu głowy.
- Serio? - z ekscytacją wyprostowałam się. Shin bez wahania podszedł do porozrzucanych pędzli i wziął ten najgrubszy. Zamoczył go w czerwonej farbie po czym narysował grubą kreskę na ścianie. Po dłuższym momencie spojrzał na mnie zza ramienia.
- No na co czekasz? - zapytał. Wtedy sama wzięłam się do roboty. Raczej nie byłam artystką. Moje zdolności artystyczne ograniczały się do domków, ludków, słoneczek i kwiatków. Co nie stało mi na przeszkodzie w tym, by z energią zamalować bazgrołami całą ścianę. Shin w przeciwieństwie do mnie skupiał się na malowaniu jakiś wzorów. Wyglądało to naprawdę wspaniale.
Odeszłam od swojej ściany, po czym podeszłam do Midorimy.
- Łooo... To wygląda naprawdę wspaniale - stwierdziłam bez wahania, wychylając się zza pleców okularnika i patrząc na jego pracę.
- A gdybyś tak dodał tutaj trochę fioletu? Wiesz, dodałoby to trochę życia! - cofnęłam się po kubełek z wybranym kolorem. Chciałam podbiec do Midorimy i podać mu fiolet, jednak na mojej drodze stało nie tylko wiaderko z żółtą farbą, ale przede wszystkim, moja niezdarność. Potknęłam się o żółty kubełek, a upadając na ziemię, wylałam fioletową farbę na cały wzór Shintaro. Teraz nie było tam nic, poza fioletową plamą. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na swój "wyczyn".
- Ups...
- Tsukishima!!! - Midorima od razu podszedł do mnie. Złapał mnie za biały kombinezon i ze złością popatrzył w moje oczy. Byłam cała w żółtej i fioletowej farbie. Z niemalże stoickim spokojem dotknęłam dłonią policzka Shintaro. Ten, zdziwiony, mnie puścił. Dopiero gdy na mojej twarzy powagę zastąpiło rozbawienie, uniosłam dłoń, którą dotknęłam jego policzka. Była cała w mieszającej się farbie żółtej i fioletowej. Shin opuszkiem palca dotknął swojego policzka. Od razu wyczuł farbę. Bezpiecznie przeskoczyłam przez żółte jeziorko farby i zaśmiałam się głośno.
Zaczęłam ozdabiać niemalże wszystkie dostępne dla mnie miejsca odciskami swoich dłoni. Maczałam je w różnych wiaderkach, mieszałam kolory, tworzyłam na ścianach przeróżne kształty za pomocą palców. Midorima przez chwilę się temu przyglądał. Dopiero gdy coś mu nie pasowało sam zamoczył dłoń w niebieskiej farbie i pociągnął za mnie linię przy jednym bohomazie. Od tego zaczęło się prawdziwe, kolorowe szaleństwo. Teraz oboje zostawialiśmy wszędzie swoje ślady. Byliśmy cali umazani przeróżnymi farbami, ale to nie było niczym złym. Robiąc tak bezsensowne rzeczy, nie zastanawiając się nad tym długo bawiłam się naprawdę dobrze. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Zatrzymałam się przy jednej ścianie i skoczyłam, chcąc zostawić ślad jak najwyżej tylko dam radę. Midorima po prostu stanął nade mną po czym odcisnął dłoń na wysokości uniesionej ręki. Wysoko...
Chciałam sama zobaczyć, czy chociaż uda mi się go dosięgnąć. I choć moje skoki były dość wysokie, to jednak nie udało mi się doskoczyć tej wysokości. Zrezygnowana odpuściłam. Już chciałam odejść od tego miejsca, kiedy nagle Shin wsunął się pomiędzy moje nogi. Momentalnie zrobiłam się czerwona. On złapał mnie za kolana i wstał, sadzając mnie na swoich ramionach. Początkowo byłam przestraszona, jednak dzięki temu udało mi się zostawić ślad wyżej niż Shin.
- Ciężko być krótko-nożnym krasnalem, co? - Midorima z lekko szyderczą miną odchylił głowę tak, by na mnie spojrzeć. Sama opuściłam głowę i jedynie prychnęłam.
- Ten krótko-nożny krasnal jeszcze ci pokaże - uśmiechnęłam się motywująco.
W malowanie ścian bawiliśmy się jeszcze dłuższą chwilę. Potem oboje poczuliśmy zmęczenie i koniec naszej zabawy. Usiedliśmy na podłodze obok siebie.
- To była świetna zabawa - stwierdziłam wesoło, odplątując z głowy chustkę.
- Po prostu malowaliśmy ściany, nanodayo - Shin zrobił to samo, po czym lekko poczochrał dłonią zielone włosy.
- Miejże trochę entuzjazmu. Spójrz, jak kolorowo to teraz wygląda - popatrzyłam przed siebie. Z tego miejsca mieliśmy naprawdę dobry widok na najbardziej zamalowane ściany. Skrzyżowałam nogi, siadając w pozycji "tureckiej" i głęboko odetchnęłam.
- Wykonaliśmy kawał dobrej roboty - wyciągnęłam do Midorimy rękę. Ten jednak zamiast ją uścisnąć, przybił mi jedynie piątkę na "odczep się".
- Często bawisz się w takie malowanie? - spytałam, spoglądając na umazaną w farbie twarz Shina. Ten zdjął okulary i przeczyścił je chusteczką, którą wyciągnął z kieszeni kombinezonu. Pokręcił przecząco głową.
Nastała cisza. Czułam dziwnie rosnące napięcie, jednak nie wiedziałam, czym mogłoby być ono spowodowane. Chcąc przerwać milczenie, odwróciłam się do Midorimy.
- Dziękuję za to wszystko - posłałam Shinowi wdzięczny uśmiech.
- Nie dziękuj. Sam w końcu chciałem cię gdzieś zabrać - koszykarz nasunął na nos okulary i sam na mnie spojrzał.
- Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Pokazałeś mi dzisiaj naprawdę dużo nowych rzeczy - stwierdziłam, przykurczając nogi do klatki piersiowej.
- Powinieneś się częściej uśmiechać. Masz taki ładny uśmiech - po chwili ciszy popatrzyłam na Shina, opierając policzek na kolanie.
- Kiedy jesteś zadowolony, to naprawdę się cieszę - wbijając wzrok w jego twarz lekko się uśmiechnęłam.
- N-naprawdę? - Midorima lekko się zarumienił i nerwowo próbował to ukryć błądząc gdzieś wzrokiem. Pokiwałam twierdząco głową.
- Zawsze jesteś taki poważny, dumny, chłodny... Dlatego momenty takie jak ten są na wagę złota. Dziękuję, że chcesz przeżywać je ze mną - byłam cholernie zmęczona po tym całym malowaniu, słowa nie układały mi się tak, jakbym tego chciała. Wychodziły z moich ust zanim zdążyłam je przeanalizować. Oplotłam rękami nogi i splotłam dłonie.
- Jesteś jedyną osobą, z którą chcę dzielić się szczęściem - Shintaro chyba nie zdawał sobie sprawy z wagi swoich słów.
- Wiem o czym mówisz - powiedziałam w końcu. Wzrok Midorimy powędrował na mnie. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, posłałam mu czuły uśmiech. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu po prostu się na siebie patrząc. Dopiero gdy Shin lekko się pochylił w moją stronę, przysunęłam się do niego. Midorima był już tak czerwony z zawstydzenia, że chyba bardziej nie mógł. Ale nie próbował teraz tego kryć. Z drugiej strony, nie miał się też czego wstydzić, bo sama byłam oblana rumieńcem.
Nasze twarze dzieliły tylko milimetry, a gdy w końcu przymknęłam oczy, poddałam się czułemu pocałunkowi, który Shintaro składał na moich ustach. Ten był zupełnie inny. Delikatny i subtelny. Nie był pusty, tylko pełny emocji.
Po oderwaniu swoich warg od ust Shina, spojrzałam w jego oczy. Położyłam dłoń na jego policzku i czując, że żadne z nas nie nasyciło się jednym pocałunkiem, ponownie złączyłam nasze wargi.
- Hiroki, bądź tylko moja... - szepnął tuż przy moich ustach, opierając swoje czoło o moje. Pogładziłam kciukiem jego policzek. Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem i muśnięciem warg.
To się naprawdę stało! Shin jest mój! Shin jest mój, a ja jestem jego...
Midorima po dłuższej chwili trwania w bliskości osunął się na ziemię ciężko wzdychając.
- W co ja się wpakowałem... - wymamrotał pod nosem, ale żartował. Delikatnie ujął moją dłoń i pogładził jej wierzch kciukiem, przy czym uśmiechnął się nikle. Po chwili puścił moją rękę.
Położył się na plecach, po czym przewrócił na bok, twarzą do mnie. Po kilku sekundach sama się położyłam. Popatrzyłam w jego tęczówki, które na chwilę przymknął. Delikatnie zsunęłam z jego nosa okulary.
Gdy otworzył oczy, zmarszczył brwi.
- I co narobiłaś? Teraz nic nie widzę... - Uśmiechnąwszy się przysunęłam się nieco bliżej niego.
- Teraz widzisz? - spytałam cicho.
- Nie.
- A teraz?
- Wciąż nie - parsknęłam cicho śmiechem.
- Kłamca - powiedziałam z rozbawieniem. Musnęłam wargami koniuszek jego nosa, po czym przytuliłam się do niego. Czując jak jego silne ramiona mnie obejmują, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Shin był jaki był, jednak wierzyłam w to, że potrafi dać drugiej osobie szczęście. I miałam nadzieję... Nie, ja miałam pewność, że tak się stanie.
Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, w ciszy, tuląc się do siebie.
- Ano... nie chcę psuć nastroju i tak dalej, ale jest już dość późno, a jutro jest poniedziałek... - Shin pogładził dłonią moje plecy. Gdy nie dostał ode mnie żadnej odpowiedzi, lekko się odsunął i opuścił głowę, by spojrzeć na moją twarz.
- Oi! Tsukishima! Nie zasypiaj! - Nie mogłam nic poradzić. Spokojne, rytmiczne bicie jego serca mnie uspokajało ale i przede wszystkim usypiało.
~♥~♥~♥~♥~♥~~
Ten no... Tak, teraz będzie już z górki :D