sobota, 5 września 2015

Typowy tsundere i Wielki Król - Rozdział III

- Co ty tu robisz o tej porze, nanodayo?! - Krzyknęłam, kiedy "włamywacz" zapalił światło.
- Nanodayo? Chyba za dużo czasu spędzasz z Midorimą.
- Mniejsza o to! Dlaczego przychodzisz do mnie o 4 rano, co? Z domu cię wyrzucili?! - Spojrzałam na blondyna ze złością w oczach, rzucając w niego przedmiotem, który miał mi służyć jako potencjalna broń. Na szczęście dla Kiyoshiego była to pusta, skórzana torba.
- Nie. - Powiedział jedynie. Podniósł torbę, która po uderzeniu go spadła na ziemię i odłożył ją na moje łóżko. Spojrzał na mnie, delikatnie się rumieniąc i cicho podśmiewając. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stoję przed nim jedynie w krótkiej koszulce na ramiączkach i majtkach.
- J-jak tutaj w ogóle wszedłeś? - Zapytałam, chcąc odwrócić jego uwagę od swojego niekompletnego stroju. Od razu narzuciłam na siebie długi, szary sweter, który sięgał kolan.
- Jak zwykle nie zamknęłaś drzwi. Poza tym, widziałem, że na chatcie jesteś dostępna, więc myślałem, że jeszcze nie śpisz.
- Kiyoshi, jest 4 rano... Jak miałabym nie spać? - Przewróciłam oczami. Otulając się ciepło swetrem minęłam go w drzwiach i przeszłam do salonu z aneksem kuchennym, gdzie od razu wstawiłam wodę na herbatę. Wiedziałam, że skoro Miyaji już przyszedł, szybko nie pójdzie. Blondyn spokojnie przeszedł za mną i usiadł na kanapie. Oparł się rękami o oparcie kanapy tak, by móc na mnie patrzeć.
- Przepraszam. - Powiedział jedynie. Jego głos naprawdę wskazywał na to, że nie czuł się zbytnio dobrze z tym, iż obudził mnie zanim w ogóle na dobre zasnęłam. Do tego naprawdę mnie przestraszył. Splotłam ręce na klatce piersiowej, opierając się tyłem o blat.
- W porządku, nic się nie stało. - Szepnęłam. Kiyoshi mieszkał w tym samym bloku, piętro niżej. I to on tak naprawdę był pierwszą osobą, z którą złapałam kontakt po przeprowadzce do Tokio. To on wdrożył mnie w życie tutaj, pokazał szkołę i do tej pory jestem mu za to bardzo wdzięczna.
- Mam dla ciebie wiadomość, która nie mogła czekać. - Powiedział po chwili ciszy. Wstał z miejsca, po czym przeszedł na drugą stronę kanapy. Oparł się o nią i popatrzył na mnie z uśmieszkiem na ustach, którego nie potrafiłabym scharakteryzować. Spojrzałam na niego zaciekawiona. Jednocześnie czułam też lekki niepokój. W końcu... co musiało być takiego ważnego, że musiał przychodzić do mnie o 4 rano?
- Zgadnij, kto jest w mieście.
- Nie mam zamiaru bawić się z tobą w żadne zgadywanki, Miyaji. Przynajmniej nie o tej porze.
- Oj dobra, nie bądź już taka. - Kiyoshi posłał mi ciepły uśmiech, po czym przybliżył się do mnie, by poczochrać moje włosy, pozostawić je w absolutnym nieładzie. Sama uśmiechnęłam się jedynie pod nosem.
- Aoba Josai będzie grać najpierw z Shutoku, potem z Karasuno mecz towarzyski. Wracają po prostu z małego objazdu. Dziwny zbieg okoliczności, co? - Spojrzałam na blondyna, otwierając szeroko oczy. Karasuno... Czyli...
- Kei będzie grał przeciwko Toru?!
- Tak. Mało tego, niedługo się z nim zobaczysz. Dawno go nie widziałaś, prawda?
- Od poprzednich mistrzostw z nim nie rozmawiam.
- Szkoda. Byliście fajną parą. - Usłyszeć takie słowa z ust Kiyoshiego, to rzadkość. Już chciałam sięgnąć po czajnik, by zalać kubki gorącą wodą, jednak Miyaji mnie uprzedził i sam to zrobił.
- Co poszło nie tak? Oikawa zdawał się być naprawdę porządnym kolesiem. - Stwierdził, jak gdyby nigdy nic zalewając kubki.
- Ale nie był. - Rzuciłam, chwytając jeden z napełnionych kubków. Zamieszałam herbatę łyżeczką, po czym odłożyłam sztuciec do zlewu.
- Znaczy... Był. Ale momentami zdawał się być zupełnie nie sobą. Cały czas miałam wrażenie, jakby grał. Jakby... Wcale nie był tym Oikawą Toru, za jakiego wszyscy go uważają. N-nie potrafię ci tego wyjaśnić, przepraszam. - Oplotłam palcami ciepły kubek. Uniosłam delikatnie głowę, by móc popatrzeć na wyższego od siebie przyjaciela.
Dalej zastanawiałam się, dlaczego tutaj przyszedł. Tak na dobrą sprawę, o meczu mógł spokojnie mi powiedzieć później. Jednak chyba to, co było między mną a Oikawą, w jakiś sposób pchnęło go do tego, by zwyczajnie zrobić to w tempie natychmiastowym.
- Dziękuję. - Szepnęłam, po dłuższej ciszy. Miyaji odłożył trzymany w dłoniach kubek na blat i uśmiechnął się do mnie.
- Nie masz za co dziękować. Przecież muszę się troszczyć o moją Hiroki.

[...]

- Więc... Najpierw robię tak, a potem tak. No i następnie rzucam... - Midorima ujął piłkę w dłoniach, ugiął nogi i wykonał precyzyjny rzut do kosza, który poza tym, iż był celny, leciał po ogromnym łuku. To była akurat jego charakterystyka i być może właśnie w tym łuku tkwi sekret celności.
- I tyle. - Po koszu Midorima spojrzał na mnie kątem oka. Prawdopodobnie był już naprawdę zirytowany tym, że wciąż nie rozumiałam tego, jakim cudem ciągle trafiał. A mimo to nie okazywał swojego zdenerwowania.
- Nawet nie rozumiem, czego nie rozumiem. - Szepnęłam pod nosem. Shintaro zdawał się jednak słyszeć mój ściszony głos. Westchnął jedynie i poprawił okulary. Po chwili jednak sięgnął do wózka po kolejną piłkę i rzucił ją prosto w moje ręce.
- Spróbuj. - Jego opanowanie i spokojny ton był bardziej przerażający niż najstraszniejszy koszmar. Ustawiłam się za linią. Ułożyłam piłkę w dłoniach, czując na sobie krytyczny i wręcz przeszywający wzrok Midorimy. Już ugięłam lekko nogi, jednak wtedy Shintaro mnie zatrzymał. Podszedł bliżej.
- Nie ściskaj piłki tak mocno. Masz małe dłonie więc musisz utrzymać ją tak, by to nie sprawiało ci problemów. Piłka ma wręcz leżeć na twojej prawej dłoni. Lewą nadasz jej odpowiedni kierunek i przypilnujesz, by przypadkiem się nie wyślizgnęła. - Spojrzałam na swoje dłonie i przełożyłam je tak, jak mówił Shintaro. Jednak gdy poprawił okulary, od razu wiedziałam, że wciąż robię coś źle. Shin z odległości chciał przełożyć moje palce i odpowiednio ułożyć mi piłkę. Widziałam, że na jego policzkach pojawiły się bardzo delikatnie rumieńce, kiedy w końcu zdecydował się złapać moje dłonie i samodzielnie ułożyć je na piłce.
- Nie kładź tutaj tego palucha, bo sama sobie utrudniasz wyrzucanie piłki, nanodayo. I nie ściągaj tak kciuka. Wbrew pozorom jest bardzo ważną podporą. - Pierwsze co odczułam przy jego dotyku to lekkie zmieszanie. Nie było tu żadnego podtekstu... Shintaro po prostu poprawiał moje błędy. Jednak mimo to, czułam się nieswojo. Midorima to w końcu osoba, która nie troszczy się o nic, co nie jest nim i w jego strefie osobistej. A teraz jednak to on sam pozwolił mi ją naruszyć. Do tego jego dłonie... Ich ciepło w oka mgnieniu ogrzało moje lodowate palce. Mimo delikatnych rumieńców Midorimy, które wywołała u niego zaistniała sytuacja, ciągle zdawał się być niewzruszony. Ułożył moje dłonie na piłce tak, jak powinny ją oplatać. Zrobił to bardzo delikatnie, ostrożnie. Ugh! Kretyn! Dopiero potem przeszedł do dalszego poprawiania moich błędów. Postawy i odpowiedniego wyskoku. Obeszło się bez żadnego bliższego kontaktu... Ale ja chciałam, by Shintaro znowu mnie dotknął. W ten sam delikatny i ostrożny sposób. CO DO...?! Dlaczego ja w ogóle o tym myślę?! Midorima to uciążliwy, przesądny, zadufany w sobie i swoich umiejętnościach dupek, którego toleruję tylko i wyłączne ze względu na Takao! A jednak z drugiej strony cała postać Shintaro wzbudzała poniekąd moją fascynację i ciekawość. Najlepszy strzelec pokolenia cudów, egzaminacyjna czołówka... Wysoki... Lubię wysokich....
Po odtrąceniu od siebie wszystkich myśli, zastosowałam się do wskazówek Shintaro i wykonałam rzut. Oczywiście nie miał on tak wysokiego łuku jak u okularnika. To było dla mnie niewykonalne i pewnie zostanie takie do końca życia.
- Dlaczego mi pomogłeś? Przecież przegrałam zakład... - Zapytałam. Oczywiście cieszyłam się z tego, że w końcu umiem rzucać, a przynajmniej mam już tego jakiś zarys. Jednak to pytanie, nie dawało mi spokoju odkąd tylko pojawiłam się w hali i poniekąd zakłócało moją radość z celnego kosza.
- Z czystego egoizmu, o który tak bardzo mnie oskarżacie. - Shintaro poprawił okulary. Wyjął z wózka kolejną piłkę i bez większego problemu umieścił ją w koszu z połowy boiska. Czy to był limit jego rzutów? Połowa boiska?
No tak... W końcu musiał mieć w tym jakiś interes. Spojrzałam na niego, unosząc brew do góry, jednak wtedy Midorima rzucił w moją stronę piłkę do siatkówki.
- Siatkówka i koszykówka pod względem czysto fizycznym są dość podobne. I tu, i tu się skacze za piłką, szybko zmienia kierunek, dużo pracuje rękami. Doskonaląc umiejętności z koszykówki, na pewno to w jakimś stopniu pomoże ci w siatkówce. Jak? Sama się przekonasz, nanodayo. Ale to działa także w drugą stronę... - Midorima ciągle mówiąc, przewiązywał sznurek z szerokości jednego końca sali, do drugiego, mniej więcej na wysokości 2 metrów. Wodziłam za nim wzrokiem, słuchając go dokładnie i zastanawiając się, do czego on w ogóle zmierza.
- Nie robię tego bez konkretnej przyczyny. Masz pewne siatkarskie nawyki. które ja, jako koszykarz mogę spokojnie wykorzystać. Dlatego między innymi ciężko było ci trafić do kosza. Nie jesteś przyzwyczajona do długiego trzymania piłki, bo od razu się jej pozbywasz. Twoją mocną stroną, jest natomiast uderzenie, tudzież siła rzutu. Jednak dużo rzeczy utrudnia ci wzrost. Widziałem, jak zagrywasz. Chciałbym zobaczyć gdzie tkwi siła twoich serwów. - Koszykarz po przywiązaniu sznurka przeszedł się po sali, by pozbierać wszystkie piłki do kosza, które porozrzucaliśmy. Ja stałam w miejscu, kurczowo ściskając piłkę do siatkówki. Błądziłam wzrokiem za Midorimą. Co za uparty dzieciak...
Jednak podziwiałam jego determinację. Mimo tego, że zdaje się być osobą, której uwagę ciężko przyciągnąć, ciągle chce się doskonalić, stać się najlepszym. Poniekąd cieszyłam się, że mogę mieć w to swój mały, malutki wkład.
Shintaro wziął moją i swoją butelkę wody, nie do końca zapełnione i postawił przy linii końcowej, po drugiej stronie boiska. Po obu końcach.
- Dwa serwy. Tyle chyba wystarczy... - Mruknął pod nosem, jednak na tyle głośno, że zdołałam usłyszeć. Shintaro wskazał dłonią jedną z butelek i już wiedziałam, o co mu chodzi. Gdy okularnik się odsunął i przeszedł na moją stronę tak, by móc obserwować dokładnie moje ruchy, cofnęłam się. Dokładnie 7 kroków. Tak, jak zawsze. Trzy razy odbiłam piłkę o parkiet, przekręciłam ją w obu dłoniach, Wzięłam głęboki oddech. Wyrzuciłam piłkę wysoko, nieco do przodu. Ruszyłam za nią. Gdy wyczułam odpowiedni moment, przystanęłam na lewą nogę, jak zwykle ze stopą lekko odwróconą w prawo, jednak wciąż nie spuszczałam wzroku z piłki. Zamachnęłam się dwiema rękami z tył do przodu by wyżej wznieść się w górę i wyskoczyłam. Skakałam akurat dość wysoko, co oczywiście nie umknęło uwadze Midorimy. Uderzyłam z całej siły piłkę. Ta bez problemu przeleciała nad sznurkiem i strąciła postawioną przez zielonowłosego butelkę przy lewej linii.. Gdy już spadłam na ziemię, spojrzałam na Shintaro i złapałam drugą piłkę, którą mi rzucił. Wykonałam wszystko to samo, w odpowiedniej kolejności, ponownie uderzając drugą butelkę. Po wylądowaniu na ziemi, odetchnęłam i rozluźniłam nadgarstek prawej dłoni. Dopiero potem popatrzyłam na Shintaro. Jego twarz jak zwykle nie zdradzała żadnych emocji. Skrzyżował ręce na piersi i poprawił okulary.
- Jakie sztuki walki trenowałaś? - Zapytał. Byłam zdziwiona jego pytaniem.
- C-co? - Uniosłam brwi do góry. Skąd on do cholery wiedział, że trenowałam coś poza siatkówką?!
- Siłę swojego uderzenia bierzesz ze skrętu biodra, nanodayo. Dlatego wyskakujesz z pozycji półbocznej. Zawsze lądujesz przodem do siatki, czyli tego skrętu używasz w momencie uderzenia piłki, co nadaje jej większej prędkości i siły. W sztukach walk wykorzystuje się to przy wyprowadzaniu ciosów. Musiałaś coś trenować. - Shintaro to potwór. Z obserwacji potrafił wyczytać takie rzeczy?! Sama nawet nie wiedziałam, że tak robię.
- Na zgrupowaniu reprezentacji miałyśmy zawsze 2 godziny w tygodniu Taekwondo... Żeby zróżnicować trening... - Odpowiedziałam w całkowitym szoku.
- I wszystko jasne. - Midorima opuścił ręce, po czym skierował kroki w stronę ławki. Wyciągnął z torby pilniczek do paznokci i przejechał kilka razy po serdecznym paznokciu lewej dłoni.
- Jak niby moje serwy miały ci pomóc? - Zapytałam, zdejmując przeciągnięty przez Midorimę sznur.
- Zobaczysz. - Odpowiedział jedynie, bez jakiejkolwiek ekspresji.
Posprzątaliśmy szybko salę, ogarnęliśmy się w swoich szatniach i wyszliśmy ze szkoły.
- Gdzie jest Takao?! - Midorima rozejrzał się dookoła, kiedy chyba dotarło do niego, że dzisiaj nie wróci do domu wygodnie rozłożony w rikszy.
- Wrócił do domu od razu po treningu... Miał jakieś spotkanie z rodziną, czy coś... - Powiedziałam beznamiętnie, zaczesując ciemne włosy. Odwróciłam się w jedną stronę i ruszyłam przed siebie, kierując się w stronę domu. Mimo iż była bardzo późna wiosna, prawie lato, było dość chłodno. Do tego co jakiś czas zrywał się wiatr, a czyste niebo zostało przesłonione przez kłębiaste chmury, które nie zwiastowały niczego dobrego.
- Idziesz? -  Rzuciłam, nie odwracając się w stronę Midorimy. Słyszałam jego westchnięcie. Jednak ostatecznie zgodził się towarzyszyć mi w drodze, gdyż już po chwili zielonowłosy kroczył obok mnie. Przez dłuższą chwilę szliśmy w milczeniu.
- Masz rodzeństwo? - Zapytałam w pewnym momencie, nie spoglądając na Shintaro.
- Mam, młodszą siostrę. - Odpowiedział.
- Ulubiony pisarz?
- Murakami.
- Potrawa?
- Czerwona zupa fasolowa.
- Zwierzę?
- Niedźwiedź.
- Gra?
- Shogi.
- Manga?
- Nie czytam.
- Film?
- Teatr.
- Studia?
- Medycyna.
- Muzyka?
- Klasyczna.
- Beethoven czy Vivaldi?
- Vivaldi.
- Autorytet?
- Nie mam, - Moje pytania i jego odpowiedzi wychodziły od nas w tempie niemalże ekspresowym. Słowa rzucaliśmy tak szybko, jak pociski z karabinu maszynowego w momencie odstrzału.
- Lubisz mówić o sobie, prawda? - Spojrzałam na Shintaro z uniesioną brwią i nieco zadziornym uśmieszkiem.
- Nie lubię. Ale skoro pytasz, to odpowiadam. - Popatrzyłam chwilę na Midorimę i już otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, kiedy nagle drzwi do sklepu, obok którego przechodziliśmy otworzyły się na oścież, Byłam zbyt blisko i nie zdążyłam zareagować, co skończyło się po prostu mocnym uderzeniem. Od razu upadłam tyłem na ziemię nieco oszołomiona. Poczułam jak po moich wargach spływa krew, a w głowie zaczyna szumieć.
- Tsukishima, wszystko w porządku? - Midorima od razu przykucnął obok.
- T-tak. Chyba tak.
- Hiroki, jak zwykle nie patrzysz jak chodzisz. - Ten głos... Czy to...
Przytknęłam dłoń do nosa, chcąc zatrzymać spływanie krwi na ubranie, po czym popatrzyłam na postać, która stała przed nami. Biało-błękitny dres... Idąc wzrokiem w górę serce biło mi coraz szybciej. Jednak gdy zobaczyłam napis na lewej stronie bluzy Aoba Josai i jego twarz, tempo jakie narzuciło serce było nie do wytrzymania.
- Toru... - Szepnęłam, otwierając szeroko oczy.
- Przepraszam, nie chciałem nikomu zrobić krzywdy. Dasz radę wstać? - Oikawa wyciągnął do mnie rękę, jednak wstałam sama, podpierając się na przedramieniu Midorimy. Dlaczego akurat dzisiaj musiałam się na niego natknąć?! Złośliwość losu?! Wyciągnęłam z torby chusteczkę i od razu przyłożyłam ją pod nos, by jeszcze bardziej nie ubrudzić się krwią.
- Hej, czy ty nie jesteś przypadkiem jednym z tych zawodników Pokolenia Cudów? - Oikawa od razu się rozluźnił. Cała jego formalność i powaga zeszły jakby w mgnieniu oka, a zastąpiły je rozweselenie i emanująca pewność siebie.
- Tak. Midorima Shintaro.
- Midorima! To z tobą musi użerać się Kiyoshi?
- A ty, przepraszam, to kto? - Midorima zmarszczył brwi. Gdy popatrzyłam na niego z boku, wyglądał naprawdę przerażająco.
- Oikawa Toru. - Brunet uśmiechnął się wesoło do Shintaro, jednak chyba nie mógł liczyć na ten sam gest z jego strony. Midorima nie uśmiechał się nawet do mnie czy Takao, chociaż byliśmy ze sobą najbliżej.
- Skąd znasz Miyajia i Tsukishimę? - Shin ani na chwilę nie spuszczał wzroku z Oikawy.
- Z Kiyoshim chodziliśmy razem do gimnazjum. Potem każdy poszedł w swoją stronę, a następ...
- PRZEPRASZAM ŻE PRZERYWAM WAM POGAWĘDKĘ, ALE JA TU KRWAWIĘ! - Prawie krzyknęłam chcąc zwrócić uwagę obu panów, że, bądź co bądź, to ja jestem tu poszkodowana.
- Oj Hiroki... Będziesz żyła. Już przecież nie raz krwawiłaś z nosa, prawda? - Oikawa uśmiechnął się do mnie. Sięgnął do swojej białej torby sportowej, z której wyciągnął paczkę chusteczek i podał mi świeży materiał.
- Dlaczego tu jesteś? - Zapytałam, biorąc od bruneta chusteczkę.
- Kiyoshi ci nie mówił? Gramy mecz sparingowy z Shutoku. Po drodze mamy Karasuno, więc o nich też zahaczymy. Jeśli się nie mylę, Kei tam poszedł? Ach, szkoda. Miał predyspozycje na lepszą szkołę.
- Mówił... Ale chodzi mi konkretnie o to miejsce. Jest w końcu po 20... Nie powinieneś być w hotelu?
- Powinienem. Ale skoczyłem do sklepu, bo mają tam bardzo kiepskie żarcie. - Zmierzyłam Oikawę wzrokiem. A on? Dalej stał uśmiechnięty i pewny.
- Cóż, przyjemnie się rozmawiało, ale chyba muszę iść. Kapitanowi w końcu nie wypada być ostatnim, który wróci do pokoju, prawda? - Oikawa delikatnie złapał mój podbródek i uniósł moją głowę. Przyjrzał się mojej twarzy.
- Jeszcze raz przepraszam. Ale nie wygląda to groźnie... - Sama odwróciłam głowę i odsunęłam się na krok od siatkarza.
- Trzymajcie się! A i miło było cię poznać, Midorima. - Oikawa spojrzał na nas po raz ostatni, po czym wyminął nas, kierując się w stronę hotelu. Schyliłam się, by podnieść z ziemi swój telefon, który wypadł mi przy upadku, jednak Shintaro mnie uprzedził.
- Dziękuję. - Szepnęłam, biorąc od niego urządzenie.
- Kto to był? - Zapytał, gdy w końcu pozbierałam się i mogliśmy wrócić do domu.
- Chyba słyszałeś... Kapitan Aoba Josai. Jeden z najlepszych rozgrywających. Kumpel Miyajia, mój były chłopak i człowiek, który całkowicie zniszczył moją...
- Oj! Midorimacchi! - Na twarzy Midorimy pojawiła się w jednej chwili irytacja jak i zawód. Ponadto momentalnie ugiął się pod ciężarem, kiedy naskoczył na niego jego znajomy.
- Kopę lat! A w sumie dni... Właściwie tydzień... Etto... Dwa tygodnie? Czekaj, kiedy to grałem z Seirin?
- Co tu robisz, Kise? - Shintaro poprawił okulary, mierząc wzrokiem blondyna.
- Ty jesteś Kise? Kise Ryota? - Zapytałam, z delikatną fascynacją, jednak na tyle mocną, że obaj mogli ją wyczuć.
- We własnej osobie. - Uśmiechnęłam się delikatnie do blondyna. Znałam go! A raczej jego twarz...
- Dzisiaj Seirin grali z Liceum Kinga. Było to naprawdę ciekawe widowisko! Kurokocchi jak zwykle był fantastyczny! Jego współpraca z Kagamicchim może naprawdę narobić ci problemów. Szkoda, że ich nie widziałeś! A... MIDORIMACCHI Z DZIEWCZYNĄ?! I dlaczego leci ci krew z nosa?
- Nie jesteś pierwszą osobą, którą spotykamy. I tylko idziemy w tym samym kierunku. Musimy iść. Wybacz, Kise. - Midorima już zrobił krok do przodu.
- Jesteś niegrzeczny Midorimacchi! - Kise zrobił minę, jakby miał się zaraz popłakać w związku z arogancją Shintaro.
- Zostałam uderzona drzwiami. - Wyjaśniłam, wywijając chusteczkę na drugą stronę. Niech ta krew przestanie lecieć!
- A to pech! Mam nadzieję, że nic więcej ci się nie stało. Mówiłem Midorimacchiemu, żeby patrzył, kiedy otwiera drzwi. Mnie też tak kiedyś uderzył... - Midorima poprawił okulary, a Kise spojrzał na niego z uniesioną brwią.
- Nie dostałam od Shina tylko Oikawy.
- Oikawy?! Wielkiego Króla?! - Oczy Kise w jednej chwili się zaświeciły.
- Skąd go znasz? - Shintaro od razu popatrzył na Ryotę, z wyraźnym zaciekawieniem.
- Nie pamiętasz? Zapominalski jesteś Midorimacchi. Gdy remontowali basen, musieliśmy korzystać z tego basenu gimnazjum obok, Kitagawy. Oikawa był tym siatkarzem, który uderzył Aominecchiego piłką do wodnej siatkówki w głowę. Szczerze mówiąc byłem zdziwiony, że Aominecchi go nie zabił. Grunt, że nie trafił w Akashicchiego. Wtedy to na pewno by nie wrócił do domu. W każdym razie, kłócił się też wtedy z tym takim młodym... No... Drugim rozgrywającym.... Kage... Kage... Kageyamą bodajże. Teraz ten cały Kageyama gra z naszym Sugawaracchim.
- Sugą?
- Tak, tak.
- Nie widziałem go odkąd skończył gimnazjum i poszedł do Karasuno. - Midorima ponownie poprawił zsuwające się z nosa okulary.
- Wychodzi na to, że znacie Toru lepiej niż ja. - Mruknęłam sama do siebie.
- Czekaj, powiedziałeś Karasuno? - Spojrzałam na Shintaro, który na moje pytanie pokiwał twierdząco głową. Sugawara... Kageyama... W takim razie, Kei musi mieć naprawdę ciekawych kolegów z drużyny. Kise podwinął rękaw szarej marynarki, by spojrzeć na zegarek, oplatający lewy nadgarstek. Gdy to zrobił, od razu zbladł.
- A! Zaraz mi pociąg zwieje! Muszę iść! Fajnie było cię spotkać Midorimacchi! Nie dajcie się ograć Seirin! A i ciebie też miło poznać... - Kise pomrugał chwilę oczami, przypominając sobie, że wcale nie zna mojej godności.
- Tsukishima Hiroki.
- A, Tsukishima... - Blondyn pomachał nam na do widzenia. Spojrzałam na Midorimę, który był już chyba zmęczony niespodziankami.
- Horoskop miał jak zwykle rację z tym, że pannę czeka dzień pełen wrażeń. Ale nie sądziłem, że będziesz mieć aż takiego pecha, żeby się wykrwawić i takie nieszczęście poznać Kise. - Okularnik zrobił kilka kroków do przodu. Szybko go dogoniłam. Gdy krew przestała mi w końcu lecieć, odsunęłam od nosa chusteczkę i włożyłam ją do kieszonki torby, by wyrzucić ją w domu.
- Oikawa to człowiek, który zniszczył twoją...? - Usłyszałam to pytanie Midorimy i od razu wzdrygnęłam się. Dlaczego chciał o tym rozmawiać? Po prostu zagalopowałam się z opowiadaniem mu o nim... Zresztą, jak się okazało, Midorima go zna, lecz nie pamięta. Nie chciałam zbytnio o tym mówić. Szczególnie nie jemu. Poza tym, co go to obchodziło? Przecież jak na typowego tsundere, jak mawiał Takao, przystało nie powinien troszczyć się o swoich bliskich.
- Midorima... Toru naprawdę nie jest tym, na kogo wygląda. To prawdziwy potwór. - Zaczęłam cicho i spokojnie, chowając dłonie w kieszeni lekkiego swetra.

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Hola! Skoro dobrnęliście do końca tego rozdziału, to serdecznie wam gratuluję! <3 Jak widzicie, pojawiły się nowe postacie. W razie gdybyście za nimi nie nadążali, odsyłam do zakładek z postaciami. Jednak jeśli oglądaliście Haikyuu i Kuroko no Basket, z tym problemu raczej nie będzie :) 
Mam nieodparte wrażenie, że trochę przynudziłam tym rozdziałem, więc przepraszam. Wiem, że są błędy. Coraz częściej się na nich przyłapuję.
Gwoli ścisłości: Jestem w klasie filmowej. Wszystko co piszę, mam w głowie jako sceny, urywki filmu i gdybym nakręciła coś podobnego (lub kazała komuś narysować, bo sama mam dwie lewe ręce) to wyglądałoby to o wiele bardziej kozacko niż teraz xD Niemniej jednak staram się zawsze przedstawiać wam to, co widzę jak najlepiej tylko potrafię! (chociaż w sumie nie... Nie wiem, czy jest to szczyt moich możliwości #pruderyjnośćzawszeok)

7 komentarzy:

  1. Nie przynudziłaś tym rozdziałem, wcale a wcale! Pojawiła się nowa postać, która, jak widzę, ma bardzo dużo wspólnego z bohaterką ;)
    Oczywiście scena z krwawiącym nosem była epicka! Oni tu sobie gadu-gadu, a ta się wykrwawia... No bo po co zwracać uwagę na takie szczegóły, skoro można przeprowadzić miłą pogawędkę z taką osobistością, jaką jest Midorima.
    I proszę, dowiedziałam się, kim był ten miły pan, który uraczył Hiroki swoją obecnością o 4 nad ranem. Bo przecież nikt o tej godzinie nie śpi xD
    Nie martw się, opisy wychodzą Ci świetnie. Szkoda, że ja tak nie potrafię, a mówię Ci - też wiele scenek do moich opowiadań tworzę w głowie jako urywki filmu albo po prostu "piszę" jakieś fragmenty, ale gdy przelewam to na komputer, już nie są one takie zajebiste, jak się wydawało na początku.
    Pozdrawiam, życzę weny i zdrówka!

    ~Juvia L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aw, dzięki. Budujesz mi samoocenę <3 xD
      Cieszę się, że ci się podoba ^^ Miło to słysz... ee... czytać :3

      Usuń
  2. Dobrze, że w końcu do ciebie zajrzałam :) Cześć :)
    Musiałam odsapnąć od historii z Akasiem, a tu mamy wspaniałego Schin-chana, Takao (!!! uwielbiam !!!), Miyaji tez jest super moim zdaniem (ach, to urocze, że całuje Hiroki w czubek głowy <3), no i jeszcze masa bohaterów, których zupełnie nie znam, bo nigdy nie oglądałam Haikyuu, ale to nic, posiłkuję się zakładkami o postaciach :)
    Toru wygląda mi na niezłego cwaniaka, no ciekawe co on kombinuje. OMG, jak ja lubię jak są takie postacie, mam nadzieję, że wkrótce wprowadzi jakiś mały zamęt :D
    Aaa, no i podoba mi się, że Hiroki jest bezpretensjonalna i bezpośrednia. Strasznie nie lubię jak robi się z ocetki jakąś mdławą szczurzynę co boi się gebę otworzyć, no ale na szczęście u ciebie tak nie jest!
    Czekam aż naskrobiesz kolejny rozdział!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I po cichu liczę, że wkrótce Toru coś nawywija! :D

      Usuń
    2. O! Cześć ^.^ Bardzo mnie cieszy, że wpadłaś <3
      Toru... Tak, to taki badass, spokojnie. Coś jeszcze nawywija. Muszę tylko się pogłowić by dobrze wykorzystać jego potencjał do knucia *.*
      A skoro nie oglądałaś Haikyuu, to cóż... Mogę ci je gorąco polecić :> (Było to w ogóle pierwsze anime jakie obejrzałam i wciąż je uwielbiam ♥)
      Bardzo mi miło, że spodobała mi się moja ocetka :3 Chociaż wciąż muszę nad nią nieźle popracować.

      Trzymaj się i wielkie arigatoooo! ♥

      Usuń

Theme by Ally | Panda Graphics