- Kiyoshi... - Zaczęłam w pewnym momencie, łapiąc w dłonie niebiesko-żółtą piłkę, którą od dłuższego czasu obijałam o ścianę. Trzymając ją mocno, odwróciłam się twarzą do blondyna.
- Hm? - Mruknął, kiedy po wykonaniu kolejnego celnego rzutu do kosza, złapał koszulkę i otarł nią spływające po zmęczonej twarzy kropelki potu.
- Co sądzisz o pierwszakach? - Zapytałam w końcu, odbijając delikatnie piłkę do siatkówki nad głową.
- O których konkretnie?
- Takao i Midorimie. - Miyaji cicho westchnął. Sięgnął po kolejną piłkę. Uderzył nią parę razy o parkiet, wykonał kilka ruchów, przedostał się do trumny i wpakował piłkę do kosza.
- Takao to błazen, a Midorima przesądny dureń. Ale nie brakuje im talentu. - Przytoczyłam do siebie piłkę do koszykówki i usiadłam na niej. Spojrzałam z zainteresowaniem na przyjaciela, dokładnie obserwując jego ruchy. Z gracją zeskoczył na ziemię. Przeczesał dłonią blond włosy, po czym sięgnął po wodę i usiadł na podłodze naprzeciwko mnie. Upił łyk H2O.
- Rzuty Shina są niesamowite. Pierwszy raz widziałam, żeby ktoś tak rzucał. - Skwitowałam, otulając rękami piłkę do siatkówki.
- Tak, to prawda. Dodatkowo gra naprawdę rewelacyjnie w obronie. Co się tyczy Takao... Dobrze jest mieć w drużynie rozgrywającego z takim przeglądem pola. Od dokładności jego podań mam aż ciarki. Tych dwóch może nas naprawdę przybliżyć do każdego zwycięstwa. Jednak mimo wszystko oboje muszą ciężko pracować. W szczególności Midorima.
- Shin? Dlaczego? Zdaje się, że u niego wszystko jest w odpowiednim stanie... - Byłam nieco zdziwiona stwierdzeniem Kiyoshiego. Shintaro zdawał się być graczem, u którego nie trzeba nic poprawiać. Udowodnił to zresztą w dwóch meczach towarzyskich z Liceum Johzenji i Oginishi. Z szeroko otwartymi oczami oglądałam oba spotkania, chcąc zapamiętać każdy ruch Midorimy i Takao. Naprawdę zachwycali grą. Shintaro rzucał do kosza kiedy chciał, nie ważne, czy z linii 3 punktów czy ze środka boiska.
- Jest egoistą. Brakuje mu poczucia, że nie jest na boisku sam.
- A właśnie, nie gracie przypadkiem meczu pojutrze? Dziwne, że wasze eliminacje zaczynają się wcześniej. Nasze turnieje zwykle się pokrywały. - Spytał w pewnym momencie, na co odpowiedziałam krótkie "Tak".
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Ja kołysałam się na koszykowej piłce, a Miyaji pochylał nad chłodnym parkietem, by odpowiednio rozciągnąć kręgosłup.
W jednej chwili doznałam olśnienia.
- Kiyoshi, chyba mam pomysł jak zmusić Shina do pracy zespołowej. Albo przynajmniej do tego, by się nad tym zastanowił. - Powiedziałam w końcu, ponownie kierując wzrok na blondyna. Ten w końcu się wyprostował i uniósł brew do góry, chcąc usłyszeć ode mnie więcej szczegółów.
Midorimę i Takao znałam już od miesiąca. Nie byliśmy co prawda najlepszymi przyjaciółmi, ale często ze sobą rozmawialiśmy, jedliśmy razem drugie śniadania, z Takao graliśmy w karty. Sama zdążyłam wyrobić sobie o nich własne zdanie. Midorima był poważny, pewny siebie, prawie wcale się nie uśmiechał, utrzymywał wszystko na dystans, chował nos w przeklętych horoskopach i to jego "nanodayo"... Takao natomiast nabijał się z Midorimy na wszelkie możliwe sposoby i za wszelką cenę chce go namówić do robienia śmiesznych rzeczy. Co dziwne, dość szybko złapali kontakt i rzadko widzę ich rozdzielonych.
- Lepiej już chodźmy. Zaraz nas pewnie stąd wyrzucą. - Powiedziałam w końcu, wstając i przeciągając się. Odłożyłam piłkę do siatkówki na podłogę, a złapałam tę do kosza.
- Założę się o bułę, że tym razem trafię. - Spojrzałam z pewnością w oczach na Kiyoshiego, uśmiechając się do niego. Ten skrzyżował ręce na piersi i kiwnął głową, przyjmując mój zakład. Stanęłam więc za linią, odpowiednio układając piłkę w dłoniach. Ugięłam delikatnie nogi w kolanach i lekko podskoczyłam, prostując i wypuszczając piłkę w najwyższym punkcie.
- Stawiasz buły. - Skwitował blondyn, zanim piłka w ogóle wyleciała z moich rąk.
- Co? - Mruknęłam. Piłka leciała krótkim łukiem tak, że ledwo co musnęła obręcz kosza. Od razu spuściłam głowę, ciężko wzdychając.
- Źle układasz piłkę w dłoniach. Może kiedyś cię nauczę, chociaż jeśli o to chodzi, powinnaś znaleźć lepszego nauczyciela. Mam nadzieję, że kiedyś trafisz, bo prawdę mówiąc mam dość ciągłego jedzenia na twój koszt. - Miyaji z lekkim rozbawieniem poczochrał moje włosy, a potem z czułością ucałował czubek mojej głowy. Zawsze tak robił, gdy coś mi nie wychodziło. Lubiłam to. Dodawał mi tym samym odwagi i motywacji do tego, by szukać rozwiązań, odpowiedzi i dalej się doskonalić.
- Posprzątajmy tu i wracajmy. Moi rodzice coraz mniej przychylnie patrzą na moje dodatkowe treningi. Ciebie też to zresztą za rok czeka. - Powiedział, puszczając moją głowę i idąc na koniec sali, by wziąć wózek i pozbierać piłki. Było już ciemno. Zdecydowanie musieliśmy się pospieszyć.
[...]
Zagrywka. Leci. Lekka. Łatwizna. Bez problemu przyjmuję piłkę i posyłam prosto do rozgrywającej, Kasumi Kandy. Ta szybko chcąc rozegrać atak podaje do Naoko. Piłka nawet nie dotyka jej dłoni.
- Kamata! To nie była trudna piłka! - Krzyknęłam ze zdenerwowaniem, poprawiając wysoko spiętego kucyka.
- Nie drzyj się już! To nie było jej dobre zagranie! - Odkrzyknęła z równym poziomem zdenerwowania atakująca. Spojrzałam na nią ze wzrokiem seryjnego mordercy.
- Kasumi, wystaw mi tak, jak jej. - Poprosiłam, podając piłkę Sato, by ta odbiła ją do rozgrywającej. Stanęłam na miejscu Naoko. Dokładnie obserwowałam piłkę. Wyskoczyłam w odpowiednim momencie i idealnie uderzyłam piłkę po skosie tak, że bez problemu wbiła się w parkiet po drugiej stronie siatki.
- To po prostu nie był twój dobry atak. Postaraj się bardziej. Bo zaczynasz mnie drażnić. - Rzuciłam, spoglądając na Kamatę z pewnością.
- Eeto... W momencie przyjęcia powinnaś już obserwować gdzie jest piłka. Potrafisz chyba też odczytać znaki Kasumi... - Oharu jak zwykle próbowała załagodzić sytuację. Nie lubiła, kiedy dochodziło do spięć, szczególnie między mną a Naoko.
- Hyuga, przestań. - Powiedziałam, kierując wzrok na blondynkę stojącą obok.
- Każdy powinien uczyć się na swoich błędach i wyciągać z nich wnioski. Tylko tak można się czegoś nauczyć. - Dodałam, lekko się nachylając i kładąc dłonie na kolanach.
- Tak... Ale czy nie jesteś dla nas zbyt ostra? Dużo osób zrezygnowało... Pierwszaki się nawet ciebie boją. - Powiedziała, spoglądając na mnie z wielką delikatnością i pobłażliwością.
- Jeżeli ktoś nie potrafi wytrzymać, nie mam zamiaru go zmuszać. Ta drużyna, jest nastawiona na zwycięstwo. Ja chcę zwyciężać, wy też. Moim obowiązkiem jako kapitana jest likwidacja wszelkich przeszkód. Pozbędę się wszystkiego, co nie przybliży nas do celu. - Wytarłam policzek dłonią. Ze skupieniem w oczach wyczekiwałam piłki. I znowu jest. Tym razem, ląduje na rękach Hyugi. Kasumi bez większego zastanowienia wystawia piłkę w górę, na lewo. Tam jest Mitsuki, która bez problemu wyskakuje i z całej siły uderza piłkę, a ta ucieka w ścianę, po obiciu ręki stojącej po drugiej stronie Eriko.
- Co to miało być?! Pierwszakowi dajesz się ograć? - Shioko od razu podeszła do swojej siostry i uderzyła ją w bark.
- Nie moja wina, baka! - Siostry Daishi jak zwykle skakały sobie do gardeł. Miałam dość tych ich ciągłych kłótni. Ostatnio coraz gorzej wyglądały nasze treningi. Miałam dość, tego niepoważnego podejścia. Stanęłam prosto, opuszczając głowę i głęboko oddychając. Po chwili zeszłam z boiska, wzięłam swoją torbę oraz ręcznik i zwyczajnie skierowałam się do wyjścia.
- Tsukhi! Co ty do cholery wyprawiasz?! Wracaj tu! - Krzyknęła za mną Naoko.
- Dopóki nie nauczycie się szanować mojego i waszego czasu, nie mam zamiaru marnować go na nic nierobienie. Jeśli naprawdę chcecie wygrać Mistrzostwa Wiosenne, musicie postarać się już teraz. - Odpowiedziałam z niemal stoickim spokojem. Potem zwyczajnie opuściłam salę. Odetchnęłam głęboko i przeszłam do szatni, gdzie szybko doprowadziłam się do porządku.
Szłam korytarzem do wyjścia, jednak wtedy usłyszałam dźwięk odbijanej o parkiet piłki w drugiej hali. Bez wahania otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Myślałam, że to znowu Miyaji. Jednak z tego co się orientowałam, to wciąż było przed treningiem koszykarzy.
Piłka leciała ogromnym łukiem. Czas jaki spadała był bardzo wydłużony, a mimo to i tak wylądowała w koszu.
- Oj Shin, nie za szybko bierzesz się za trening? - Zapytałam z delikatnym uśmiechem, wchodząc do środka. Spojrzałam na Midorimę, który sięgał po drugą piłkę by wykonać kolejny, trzypunktowy rzut.
- Być może za szybko. Po prostu chcę poćwiczyć rzuty, nanodayo. - Odpowiedział. Ułożył piłkę w dłoniach, stanął w odpowiednim miejscu. Ugiął nogi i wziął szybki oddech, wypuszczając powietrze od razu po puszczeniu piłki. Przy każdym podejściu do rzutu, Midorima był bardzo... Skupiony.
Indywidualnie jest silny i pojedynczo może zrobić dużo. Ale nie wszystko. Grając zespołowo, osiągnie jeszcze więcej. Niemniej jednak chyba nie chce wierzyć, że samodzielnie nie da rady wygrać. To nawet trochę demotywujące, że patrzy na nas z góry. - Blondyn odłożył butelkę z wodą na bok i zaczął się rozciągać, poczynając od barków. Zamyśliłam się nad jego słowami. Czy Midorima naprawdę jest aż takim egoistą? Przecież nigdy nie stoi na boisku sam...
- Tak samo jak w siatkówce, prawda? - Spojrzałam na trzeciaka, który wyrwał mnie z namysłu. Uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja bez namysłu odwzajemniłam ten gest. Pokiwałam jedynie głową, zgadzając się z jego słowami. - A właśnie, nie gracie przypadkiem meczu pojutrze? Dziwne, że wasze eliminacje zaczynają się wcześniej. Nasze turnieje zwykle się pokrywały. - Spytał w pewnym momencie, na co odpowiedziałam krótkie "Tak".
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Ja kołysałam się na koszykowej piłce, a Miyaji pochylał nad chłodnym parkietem, by odpowiednio rozciągnąć kręgosłup.
W jednej chwili doznałam olśnienia.
- Kiyoshi, chyba mam pomysł jak zmusić Shina do pracy zespołowej. Albo przynajmniej do tego, by się nad tym zastanowił. - Powiedziałam w końcu, ponownie kierując wzrok na blondyna. Ten w końcu się wyprostował i uniósł brew do góry, chcąc usłyszeć ode mnie więcej szczegółów.
Midorimę i Takao znałam już od miesiąca. Nie byliśmy co prawda najlepszymi przyjaciółmi, ale często ze sobą rozmawialiśmy, jedliśmy razem drugie śniadania, z Takao graliśmy w karty. Sama zdążyłam wyrobić sobie o nich własne zdanie. Midorima był poważny, pewny siebie, prawie wcale się nie uśmiechał, utrzymywał wszystko na dystans, chował nos w przeklętych horoskopach i to jego "nanodayo"... Takao natomiast nabijał się z Midorimy na wszelkie możliwe sposoby i za wszelką cenę chce go namówić do robienia śmiesznych rzeczy. Co dziwne, dość szybko złapali kontakt i rzadko widzę ich rozdzielonych.
- Lepiej już chodźmy. Zaraz nas pewnie stąd wyrzucą. - Powiedziałam w końcu, wstając i przeciągając się. Odłożyłam piłkę do siatkówki na podłogę, a złapałam tę do kosza.
- Założę się o bułę, że tym razem trafię. - Spojrzałam z pewnością w oczach na Kiyoshiego, uśmiechając się do niego. Ten skrzyżował ręce na piersi i kiwnął głową, przyjmując mój zakład. Stanęłam więc za linią, odpowiednio układając piłkę w dłoniach. Ugięłam delikatnie nogi w kolanach i lekko podskoczyłam, prostując i wypuszczając piłkę w najwyższym punkcie.
- Stawiasz buły. - Skwitował blondyn, zanim piłka w ogóle wyleciała z moich rąk.
- Co? - Mruknęłam. Piłka leciała krótkim łukiem tak, że ledwo co musnęła obręcz kosza. Od razu spuściłam głowę, ciężko wzdychając.
- Źle układasz piłkę w dłoniach. Może kiedyś cię nauczę, chociaż jeśli o to chodzi, powinnaś znaleźć lepszego nauczyciela. Mam nadzieję, że kiedyś trafisz, bo prawdę mówiąc mam dość ciągłego jedzenia na twój koszt. - Miyaji z lekkim rozbawieniem poczochrał moje włosy, a potem z czułością ucałował czubek mojej głowy. Zawsze tak robił, gdy coś mi nie wychodziło. Lubiłam to. Dodawał mi tym samym odwagi i motywacji do tego, by szukać rozwiązań, odpowiedzi i dalej się doskonalić.
- Posprzątajmy tu i wracajmy. Moi rodzice coraz mniej przychylnie patrzą na moje dodatkowe treningi. Ciebie też to zresztą za rok czeka. - Powiedział, puszczając moją głowę i idąc na koniec sali, by wziąć wózek i pozbierać piłki. Było już ciemno. Zdecydowanie musieliśmy się pospieszyć.
[...]
Zagrywka. Leci. Lekka. Łatwizna. Bez problemu przyjmuję piłkę i posyłam prosto do rozgrywającej, Kasumi Kandy. Ta szybko chcąc rozegrać atak podaje do Naoko. Piłka nawet nie dotyka jej dłoni.
- Kamata! To nie była trudna piłka! - Krzyknęłam ze zdenerwowaniem, poprawiając wysoko spiętego kucyka.
- Nie drzyj się już! To nie było jej dobre zagranie! - Odkrzyknęła z równym poziomem zdenerwowania atakująca. Spojrzałam na nią ze wzrokiem seryjnego mordercy.
- Kasumi, wystaw mi tak, jak jej. - Poprosiłam, podając piłkę Sato, by ta odbiła ją do rozgrywającej. Stanęłam na miejscu Naoko. Dokładnie obserwowałam piłkę. Wyskoczyłam w odpowiednim momencie i idealnie uderzyłam piłkę po skosie tak, że bez problemu wbiła się w parkiet po drugiej stronie siatki.
- To po prostu nie był twój dobry atak. Postaraj się bardziej. Bo zaczynasz mnie drażnić. - Rzuciłam, spoglądając na Kamatę z pewnością.
- Eeto... W momencie przyjęcia powinnaś już obserwować gdzie jest piłka. Potrafisz chyba też odczytać znaki Kasumi... - Oharu jak zwykle próbowała załagodzić sytuację. Nie lubiła, kiedy dochodziło do spięć, szczególnie między mną a Naoko.
- Hyuga, przestań. - Powiedziałam, kierując wzrok na blondynkę stojącą obok.
- Każdy powinien uczyć się na swoich błędach i wyciągać z nich wnioski. Tylko tak można się czegoś nauczyć. - Dodałam, lekko się nachylając i kładąc dłonie na kolanach.
- Tak... Ale czy nie jesteś dla nas zbyt ostra? Dużo osób zrezygnowało... Pierwszaki się nawet ciebie boją. - Powiedziała, spoglądając na mnie z wielką delikatnością i pobłażliwością.
- Jeżeli ktoś nie potrafi wytrzymać, nie mam zamiaru go zmuszać. Ta drużyna, jest nastawiona na zwycięstwo. Ja chcę zwyciężać, wy też. Moim obowiązkiem jako kapitana jest likwidacja wszelkich przeszkód. Pozbędę się wszystkiego, co nie przybliży nas do celu. - Wytarłam policzek dłonią. Ze skupieniem w oczach wyczekiwałam piłki. I znowu jest. Tym razem, ląduje na rękach Hyugi. Kasumi bez większego zastanowienia wystawia piłkę w górę, na lewo. Tam jest Mitsuki, która bez problemu wyskakuje i z całej siły uderza piłkę, a ta ucieka w ścianę, po obiciu ręki stojącej po drugiej stronie Eriko.
- Co to miało być?! Pierwszakowi dajesz się ograć? - Shioko od razu podeszła do swojej siostry i uderzyła ją w bark.
- Nie moja wina, baka! - Siostry Daishi jak zwykle skakały sobie do gardeł. Miałam dość tych ich ciągłych kłótni. Ostatnio coraz gorzej wyglądały nasze treningi. Miałam dość, tego niepoważnego podejścia. Stanęłam prosto, opuszczając głowę i głęboko oddychając. Po chwili zeszłam z boiska, wzięłam swoją torbę oraz ręcznik i zwyczajnie skierowałam się do wyjścia.
- Tsukhi! Co ty do cholery wyprawiasz?! Wracaj tu! - Krzyknęła za mną Naoko.
- Dopóki nie nauczycie się szanować mojego i waszego czasu, nie mam zamiaru marnować go na nic nierobienie. Jeśli naprawdę chcecie wygrać Mistrzostwa Wiosenne, musicie postarać się już teraz. - Odpowiedziałam z niemal stoickim spokojem. Potem zwyczajnie opuściłam salę. Odetchnęłam głęboko i przeszłam do szatni, gdzie szybko doprowadziłam się do porządku.
Szłam korytarzem do wyjścia, jednak wtedy usłyszałam dźwięk odbijanej o parkiet piłki w drugiej hali. Bez wahania otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Myślałam, że to znowu Miyaji. Jednak z tego co się orientowałam, to wciąż było przed treningiem koszykarzy.
Piłka leciała ogromnym łukiem. Czas jaki spadała był bardzo wydłużony, a mimo to i tak wylądowała w koszu.
- Oj Shin, nie za szybko bierzesz się za trening? - Zapytałam z delikatnym uśmiechem, wchodząc do środka. Spojrzałam na Midorimę, który sięgał po drugą piłkę by wykonać kolejny, trzypunktowy rzut.
- Być może za szybko. Po prostu chcę poćwiczyć rzuty, nanodayo. - Odpowiedział. Ułożył piłkę w dłoniach, stanął w odpowiednim miejscu. Ugiął nogi i wziął szybki oddech, wypuszczając powietrze od razu po puszczeniu piłki. Przy każdym podejściu do rzutu, Midorima był bardzo... Skupiony.
- Takao cię dzisiaj szukał. Mówił, że znalazł jakieś ciekawe karty. - Shintaro w końcu spojrzał na mnie, poprawiając okulary. Skrzyżowałam nasze spojrzenia i pokiwałam głową. Lubiłam ludzi, którzy mieli jakieś ciekawe hobby. Takie niewątpliwie miał Kazunari. Zbierał tylko karty. Tylko albo aż. Gdy pokazał mi swoją kolekcję, naprawdę byłam w szoku, że ktoś jest w stanie ich tyle zebrać.
- Shin, mam do ciebie małą prośbę. - Zagaiłam nieco wstydliwie, gładząc dłonią przedramię drugiej reki i patrząc w bok. Midorima odwrócił się do mnie, oczekując mojej dalszej wypowiedzi.
- Nauczyłbyś mnie rzucać? - Zapytałam w końcu, ponownie kierując wzrok na zielonowłosego. Od razu zauważyłam, że patrzy na mnie z tą swoją obojętnością i chłodem.
- Nie. - Odpowiedział krótko.
- Oj Shin... Proszę. Mam dość ciągłego pudłowania i stawiania Kiyoshiemu buł.
- Jak podrośniesz, to cię nauczę. - Rzucił, odwracając się by wykonać kolejny rzut. Podrosnę... Podrosnę?! Od razu rzuciłam się na Midorimę, wskakując mu na plecy i szczelnie oplatając nogami jego pas, by przypadkiem w ataku zemsty samej nie polec i nie runąć na ziemię. Oczywiście zepsułam mu tym rzut.
- Złaź ze mnie, nanodayo!
- Oj Shin-chan, znowu napomniałeś coś o wzroście? - Takao jak zwykle luźno wszedł na halę. Rozpiął bluzę i rzucił ją na ławkę. Zeskoczyłam na ziemię, od razu zbierając od Midorimy uderzenie w tył głowy. Co prawda delikatne. Shintaro w końcu nie chodziło o to, bym straciła przytomność. Takao jedynie się zaśmiał.
- Nie bądź taki agresywny. - Rzucił. Odwrócił się od nas, by wyciągnąć z torby ręcznik. W tej chwili Shintaro sięgnął po piłkę i precyzyjnie wyrzucił tak, że odbiła się głowy zaskoczonego Takao.
- Zawsze jestem oazą spokoju, nanodayo. - Zielonowłosy poprawił okulary.
- Co tutaj w ogóle robisz, Hiroki-san? Nie powinnaś być na treningu? - Zapytał w pewnym momencie Kazunari, masując delikatnie głowę, od której przed chwilą odbiła się ciężka piłka. Podeszłam do niego i usiadłam na ławce obok.
- Powinnam. Nie chcę o tym rozmawiać. Wewnętrzne sprawy.
- W porządku. Słyszałem, że gracie niedługo mecz? Z chęcią pójdę zobaczyć czy faktycznie jesteś taka dobra, pani kapitan. - Wręcz zmiażdżyłam Kazunariego wzrokiem. Midorima po kolejnym koszu podszedł do nas i sięgnął po swoją wodę. Upił jej łyk, stanąwszy obok Takao.
- A ty, Shin-chan? - Zapytał szatyn, odwracając się twarzą do okularnika.
- Nie wybieram się.
- Midorima... - Mruknęłam, wstając z miejsca. Spojrzałam z dołu na koszykarza, niemalże błagalnym wzrokiem. W końcu, obiecałam coś Kiyoshiemu...
- Proszę cię tylko o jedno. Przyjdź. - Patrzyłam na Shintaro z pewnością i zaangażowaniem w rubinowych oczach. Widziałam, że Midorima nie bardzo zapatruje się na moją propozycję.
- Oi, Shin-chan, przecież nie będziesz siedział w domu cały wieczór samiusieńki jak palec. - Takao objął ramieniem zielonowłosego towarzysza.
Wzrok Midorimy przeszywał mnie na wylot. Patrzył z wyższością, władczością, lekceważąco. Jakbym była dla niego nikim, nie mogła się z nim równać. Shintaro w końcu głośno odetchnął. Potem jego twarz złagodniała, a wzrok nabrał minimalnej sympatii. Poprawił okulary, które w momencie odetchnięcia zsunęły się z nosa. Z gracją i irytacją zarazem, zdjął ze swojego ramienia rękę ciągle uśmiechniętego Takao.
- Co chcesz mi udowodnić? - Zapytał w końcu, ponownie na mnie spoglądając. Oj Shin... Gdybyś tylko wiedział.
- Dlaczego od razu zakładasz, że nie zapraszam cię z czystej sympatii? - Splotłam ręce na piersi i lekko zmrużyłam oczy.
- Według horoskopu, dzisiaj mam nie ufać pannie. - Odpowiedział.
- Ty chyba żadnej pannie nie zaufasz, co? - Szatyn zachichotał, a ja zrobiłam to razem z nim. Ach, uwielbiałam, kiedy Takao wyśmiewał nawyki i przyzwyczajenia Midorimy. Zielonowłosy odwrócił na chwilę głowę, by zakryć pojawiające się delikatne rumieńce, wywołane dwuznacznością uwagi Takao. Sama długo zwijałam się ze śmiechu, jednak gdy go opanowałam, ponownie spojrzałam na Midorimę, który tylko czekał aż przestaniemy się z niego nabijać.
- Nie chcę ci niczego udowadniać, Shin. Ale mogę się z tobą założyć. Jeśli w jednym secie zdobędę 5 asów serwisowych, 6 punktowych bloków i ani razu, w całym meczu nie odbiorę przechodzącej piłki, o nic więcej cię nie będę prosić. - Shintaro w tym momencie zmarszczył brwi i poprawił okulary. Nie wiedziałam, co siedziało w jego głowie. Chociaż cholernie chciałabym wiedzieć.
- A jeśli ci się nie uda?
- Nauczysz mnie rzucać do kosza. - Powiedziałam pewnie. Okularnik przymknął na chwilę oczy i głośno odetchnął tak, jakby chciał wszystko przeanalizować i zebrać myśli.
- Zgoda. - Skwitował po chwili, ponownie spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się do niego dumna z tego, że udało mi się namówić go do zakładu.
[...]
Hakurayo było przeciętną drużyną. Nasz drugi skład mógłby spokojnie wygrać z nimi mecz. Być może zadanie, które w ramach zakładu z Shintaro miałam w jakiś sposób ułatwione. Jednak jak się okazało, wcale nie było tak prosto. Do Hakurayo doszło kilka pierwszych, które sprawiały nam problemy. Drugi set miał przynieść mi szczęście. Czułam to po 2 zdobytych asach serwisowych z rzędu.
Trzymałam piłkę w jeden ręce, stojąc trzy metry za linią końcową. Po usłyszeniu gwizdka, trzy razy uderzyłam piłką w parkiet, przekręciłam ją w obu dłoniach. W końcu wyrzuciłam ją w górę, odrobinę do przodu. Szybko nabrałam odpowiedniej prędkości, zamachnęłam rękami, by wznieść się w górę i z całej siły uderzyłam piłkę. Ta jak strzała poleciała na drugą stronę. Jednak nie zatrzymała się na ziemi, a na barku jednej z zawodniczek, która najwidoczniej mocno to odczuła. Spojrzałam wówczas na trybuny. Mecz ściągnął uczniów nie tylko z naszej szkoły, jednak to właśnie pośród nich odnalazłam rozłożonego Takao i skupionego Midorimę. Zielonowłosy chyba od razu wyłapał mój wzrok, bo gdy uśmiechnęłam się do niego, on jedynie zmarszczył brwi.
Dwa kolejne asy udało mi się zdobyć czystym szczęściem.
Gdy natomiast przeszłam do pierwszej linii, miałam okazję nabić umówione 6 punktowych bloków. To było chyba najtrudniejsze zadanie. I to właśnie przez nie nie wygrałam zakładu. Dodatkowo przyjęłam jedną przechodzącą. Jedną, jedynuśną...
Co prawda wygrałyśmy, jednak nie zmieniało to faktu, że była to jednak moja przegrania. Chociaż z drugiej strony, niekoniecznie.
- Od początku byłem pewny, że nie dasz rady uzbierać aż 6 punktowych bloków, nanodayo. Chociaż 3 to i tak dobrze jak na kogoś o twojej aparycji.- Usłyszałam za plecami, kiedy z resztą drużyny kierowałyśmy się do wyjścia ze szkoły. Odwróciłam się twarzą do Shintaro.
- Masz rację, Shin. Ale spójrz, mimo wszystko wygrałyśmy. - Powiedziałam, posyłając okularnikowi szczery uśmiech.
- W końcu, nie tylko ja grałam w meczu. Prawda? Zawsze był ktoś, kto naprawił moje błędy. - Dodałam, nie przestając się uśmiechać do Shina. Ten westchnął ciężko.
- Rozmawiałaś z Miyajiem - senpai, prawda?
- Co? Nie... Znaczy... Tak, rozmawiałam. Ale nie o tym... - Powiedziałam i nieco zawstydzona odwróciłam głowę w prawo.
- Wiem, o co mu, ci i reszcie chodzi. Ale nie potrzebuję żadnych szopek do tego, by uzmysłowić mi, że muszę grać zespołowo. Chociaż nic nie gwarantuje, że to zrobię. - Midorima poprawił okulary.
- Wybacz. Ale nie możesz być takim egoistą... Fakt, twoje rzuty są niesamowite. Ciągle patrzę na nie pełna podziwu i nie tylko ja, ale nie dasz rady w pojedynkę wygr...
- To czy dam czy nie, ocenię sam. I skoro przegrałaś zakład, nie prosisz mnie o nic więcej. Niemniej jednak ja chcę cię o coś poprosić: nie wtrącaj się do mojej gry. - Naprawdę chciałam dobrze. Przecież nie chciałam mu zrobić krzywdy! A teraz poczułam się tak, jakbym zrobiła najgorszą, możliwą rzecz na świecie. Głos Midorimy był spokojny, ale i jednocześnie przepełniony irytacją, swojego rodzaju złością. Jednak brzmiał też tak, jakby poczuł się niedoceniany...
Okularnik wyminął mnie, trzymając przed sobą przedmiot dnia, flakonik perfum.
Stałam w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Jego nagonka naprawdę odjęła mi i mowę i jakąkolwiek zdolność ruchową. Przeczesałam dłonią długie, ciemne włosy i głośno odetchnęłam.
- Przyjdź jutro po zajęciach na trzecią halę. Pokażę ci, jak się rzuca. - Gdy usłyszałam to z ust Shintaro, od razu się rozchmurzyłam. Odwróciłam do niego twarzą, jednak ten z podniesioną głową szedł przed siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jasne! - Powiedziałam, naprawdę zadowolona. Mimo wszystko, mimo przegranego zakładu Shin zgodził się nauczyć mnie rzucać do kosza... To było naprawdę miłe z jego strony.
I gdy właśnie pomyślałam o tym, że było to "miłe" przeszły mnie ciarki... Przecież Shintaro nie robi miłych, bezinteresownych rzeczy!
Od razu po powrocie do mieszkania, sięgnęłam po telefon. Mocząc się w gorącej wannie, rozkoszując zapachem kwiatowych pachnideł, zadzwoniłam do Kiyoshiego. Od razu opowiedziałam mu o wszystkim. Oczywiście poza tym, że nauczy mnie trafiać do kosza... O tym sam Miyaji miał się przekonać, kiedy w końcu nie będę musiała kupować buł.
Po odprężającej, gorącej kąpieli usiadłam przed biurkiem, by nadgonić szkolny materiał i odrobić wszystkie zadania. Do łóżka położyłam się dość późno, jednak kładłam się w dobrym humorze.
Długo nie mogłam spać. Gdy w końcu koło 4 udało mi się zasnąć, dość szybko się obudziłam. A raczej coś mnie obudziło. Odgłos kroków o tej porze, w ciemnym, pustym mieszkaniu był naprawdę przerażający. Złapałam pierwszą lepszą rzecz, jaką miałam pod ręką i wstałam z łóżka. Wszędzie było ciemno. Cisza. Nagle, usłyszałam westchnięcie. Potem znowu cisza. Bum. Coś spadło na ziemię, a serce podeszło mi do gardła. Byłam przerażona. Kurczowo ściskałam przedmiot w dłoni, mając nadzieję, że dożyję poranka. Od razu wyciągnęłam telefon, by zadzwonić na policję, jednak zanim zdążyłam nacisnąć zieloną słuchawkę, drzwi do mojej sypialni się otworzyły. W ataku bezradności i paniki rzuciłam telefonem w potencjalnego włamywacza.
- Tak Hiroki, ciebie też miło widzieć.
~♥~♥~♥~♥~♥~
Hola! Wiem, że miałam wrzucić kolejny rozdział 26 sierpnia (czyli de facto jutro), ale że miałam wcześniej odrobinę wolnego czasu, zdecydowałam się go wykorzystać. Więc dostajecie Złotka rozdział II. Mam nadzieję, że aż tak bardzo go nie spaprałam ;)
Dziękuję wszystkim, którzy się tutaj przybłąkali i czytają moje wypociny! Wielkie arigato ♥
Btw. Czy tylko ja uważam, że Mały Tytan Murasakibara był przekochany w Teiko? *.*
Trzymajcie się ciepło <3