***
- Tak jeeest! - Wygrany mecz z liceum Hoyosuke dał nam bezpośredni awans do półfinału. Po ostatnim gwizdku od razu podbiegłam do każdej dziewczyny z osobna, by pochwalić ich pracę i przybić piątki.Opuszczałyśmy boisko z wysoko uniesioną głową. Przerwę mogłyśmy wykorzystać na obejrzenie pierwszego meczu półfinałowego - to on miał wyłonić naszego przeciwnika w walce o złoto bądź brąz.
- Kyaaa! Dawno nie atakowałam lewą ręką. Weź nie wystawiaj więcej w ten sposób, dobra? - Naoko szturchnęła ramię Kandy. Naoko Kamata była osobą, którą albo się kocha, albo nienawidzi. Osobiście należałam do tej drugiej grupy. Sama jej obecność sprawiała, że gotowałam się w środku. Jednak braku siatkarskiego talentu nie mogłam jej zarzucić. Chcąc nie chcąc była naszym asem. Co nie zmieniało faktu, że jej zachowanie nie zawsze było w porządku. Ba! Właściwie nigdy.
Była arogancka, złośliwa, twierdziła, że wszystko jej się należy. Spojrzałam na niebieskowłosą, po czym przewróciłam teatralnie oczami.
Wkurzająca baba.
Odkąd tylko pamiętam się kłóciłyśmy. Nie potrafimy dojść do porozumienia w życiu codziennym. Co jednak nie znaczy, że nie możemy dogadać się na boisku. Co to to nie!
Ignorując jej głupie zaczepki usiadłam obok Shi-san na trybunach.
W ciszy, spokoju i skupieniu całą drużyną oglądałyśmy mecz. Po godzinie sprawa była jasna: do finału weszła żeńska drużyna Shiratorizawy.
- Właściwie to żadne zaskoczenie - rzuciła Eriko, podpierając policzek na dłoni. Co racja to racja.
Zanim jednak będziemy miały okazję zagrać z najlepszą, żeńską drużyną siatkówki Prefektury Miyagi czeka nas mecz z Yakushi.
Każde spotkanie z Shiratorizawą wywoływało u mnie bardzo negatywne uczucia. Być może jest to wina tego, że Oikawa do tej pory jest cięty na tę drużynę w każdej postaci?
Odkąd Ushijima - kapitan męskiej drużyny siatkówki Shiratorizawy, zaczął powtarzać Toru, że głupio postąpił idąc do Aoba Josai, Oikawa na samo wspomnienie o tym bydlaku dostaje białej gorączki. Za każdym razem słuchałam jego narzekań, słów nienawiści jakie kierował pod adresem nielubianej drużyny i jej kapitana. Prawdopodobnie mi się to już udzieliło, chociaż z Shiratorizawą jeszcze nie przegrałyśmy.
Gdy sprawa była już rozstrzygnięta, podniosłyśmy się z miejsc i za trenerem poczłapałyśmy do szatni, by przygotować się do drugiego meczu.
Po omówieniu wszystkiego i przebraniu się weszłyśmy na boisko. Zaczęłyśmy rozgrzewkę. Podczas treningowych serwów nie spuszczałam oczu z piłki. Jednak gdy raz ją podrzuciłam i zerknęłam w górę, coś przykuło moją uwagę na trybunach. Coś... a raczej ktoś.
- Shin - szepnęłam imię koszykarza. Całkowicie zapomniałam o wyrzuconej piłce, przez co ta po chwili wylądowała na mojej głowie, odbiła się i upadła gdzieś na podłogę.
Eriko i Tae zwijały się ze śmiechu, podczas gdy Iwasaki podeszła do mnie i spytała, czy wszystko w porządku.
W środku poczułam przyjemne ciepło. Shin tutaj był, mimo tego, że właśnie powinien mieć ostatnie lekcje. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc dłoń na miejscu, które przed chwilą zostało zranione przez piłkę.
Poćwiczyłam jeszcze chwilę atak z Kandą i gdy rozbrzmiał dzwonek, zeszłyśmy całą drużyną z boiska by w dwie minuty przygotować się do meczu. Powiedziałam kilka zagrzewających słów do walki.
Mecz był cholernie wyrównany. Coraz bardziej się denerwowałam, kiedy kilka moich ataków zostało zablokowanych. Jednak działało to także w drugą stronę - zawodniczkom Yakushi podnosiło się ciśnienie, kiedy ich ataki i serwisy nie wchodziły w nasze boisko przez, między innymi, moje odbiory.
***
Tylko jeden punkt dzielił nas od wygranej, dlatego nie dziwiłam się, że środkowa przeciwnej drużyny nie zaserwowała piłki z całej siły. Jednak musiała się liczyć z możliwością wyprowadzenia przez nas ostatniej akcji.Bez problemu odebrałam piłkę, posyłając ją prosto do Kandy. Naoko już wyskoczyła do szybkiego ataku, ściągając na siebie blokującą. Zdawało się, jakby nasza rozgrywająca naprawdę miała podać do niej piłkę, jednak w ostatnim momencie dostrzegła nadbiegającą z drugiej linii Oharu. Wybór był prosty. Hyuga dostała piłkę i zdobyła dla nas ostatni, zwycięski punkt. Z radością zebrałyśmy się z małym kółku, skacząc i ciesząc się z tego, że już jutro gramy finał!
Oczywiście nie wszystkie byłyśmy zadowolone. Naoko stanęła z boku, obrażona z faktu, że Kanda nie podała jej piłki.
Gdy zeszłyśmy do szatni by się przebrać, rozpętało się piekło. Naoko naskoczyła na Kandę, Naprawdę miałam tej dziewczyny po dziurki w nosie. Złapałam ją jedną ręką za koszulkę i przycisnęłam do ściany.
- Przymknij się wreszcie! Ktoś, kto nie potrafi grać zespołowo nie powinien grać w siatkówkę. Gdyby nie praca każdej z nas, nie mogłabyś w ogóle dotknąć piłki. Więc pogódź się z tym, że nie zgarnęłaś całej chwały i przestań ciągle narzekać do cholery! Mam cię już dość! Ciebie i tego twojego: ja, mi, moje. Nie ma tutaj miejsca na twoje humorki - Naoko kliknęła językiem i popatrzyła na mnie ze złością w oczach.
- Wielka pani kapitan się znalazła. Myślisz, że masz prawo mnie pouczać? To, że udało ci się rozegrać parę meczy na arenie międzynarodowej nie czyni z ciebie od razu wielkiej siatkarki. Poza tym, powinnaś trzymać ręce przy sobie - dziewczyna odepchnęła moje ręce. Czułam, jak w środku gotuję się ze złości.
- Ale Tsukishima ma rację. Ciężko o dobre relacje w drużynie, kiedy ty ciągle musisz pokazywać swoje fochy. - Spojrzałam na Shi-san, która stanęła obok mnie.
- Naoko, musisz wyluzować. To się robi męczące... - Sato pomasowała chwilę kark. Cieszyłam się, że reszta drużyny stanęła po mojej stronie. To w jakimś stopniu było bardzo budujące. Spojrzałam z pewnością w oczach na Naoko. Widziałam jak zaciska pięści. Uderzyła jedną ręką w metalowe drzwiczki szafki, wzięła swoje rzeczy, po czym w ekspresowym tempie opuściła szatnie.
Pewnie coś do niej dotarło... Z drugiej strony czułam się winna. Winna tego, że musiała usłyszeć te wszystkie, wredne rzeczy.
Po wyjściu Naoko wszystkie wróciłyśmy do ogarniania się. Poszłam z Oharu pod prysznice.
Czując, jak chłodna woda obmywa moje ciało, bardzo się rozluźniłam. Stałam w bezruchu, ale w mojej głowie działo się naprawdę dużo rzeczy. Nagle przypomniałam sobie o tym, że na trybunach był Shin. Od razu wpadła mi do głowy myśl, że na mnie czeka. Więc szybko się umyłam i wręcz wybiegłam spod prysznica. Wytarłam się ręcznikiem, ubrałam.
- Suszarka, suszarka... - mamrotałam pod nosem, przeszukując torbę. Gdy Kanda podała mi swoją suszarkę, bez namysłu ją wzięłam. Podziękowałam jej i od razu zaczęłam suszyć włosy na najwyższych obrotach.
- Jeny, Tsukirin, gdzie ci się tak śpieszy? - spytała Shi-san, zakładając swoją niebieską koszulkę.
- Nigdzie... Mam jeszcze tylko jedną rzecz do zrobienia - odpowiedziałam, przeczesując szczotką włosy.
- Czy ta rzecz ma związek z naszym zielonowłosym koszykarzem? - Sato uniosła brew i uśmiechnęła się. Nie odpowiedziałam na jej zaczepkę. Oddałam suszarkę Kandzie, spakowałam do torby swoje rzeczy. Po powiedzeniu kilku słów dotyczących jutrzejszego finału i pożegnaniu się z nimi, wyszłam z szatni.
- Tsukishima-senpai! Protokół! - usłyszałam za plecami wołanie Iwasaki.
- Kuźwa, kuźwa, kuźwa... - mamrotałam pod nosem, cofając się i wracając na halę. Szybko złapałam sędziów i po podpisaniu papierów od razu skierowałam kroki do wyjścia. Liczyłam, że albo gdzieś po drodze spotkam Shintaro, albo natknę się na niego przy samych drzwiach.
Było to dla mnie niemiłym zaskoczeniem, kiedy nigdzie go nie było. Wyszłam na dwór.
Od razu się uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam stojącego na zewnątrz Shina. Oparł się tyłem o stojak na rowery, skrzyżował ręce na piersi, w jednej dłoni trzymał swój ulubiony napój fasolowy, a w drugiej swój dzisiejszy lucky item - taśmę mierniczą.
- Shintaro, co tu robisz? Przecież powinieneś mieć jeszcze lekcje - podeszłam do koszykarza, lekko się do niego uśmiechając.
- Nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć, nanodayo - powiedział, po czym upił łyk napoju. Potem zgniótł puszkę i wyrzucił ją do stojącego obok kosza.
- Idziemy - skinął głową, po czym ruszył w obranym kierunku. Sama dopiero po dwóch sekundach zerwałam się z miejsca i dogoniłam go.
- Dokąd? - zapytałam, przeczesując dłonią ciemne włosy.
- Na shake'a - odpowiedział. No tak! Przecież Shin obiecał, że zabierze mnie na niego, kiedy tylko skończą się półfinały. Uśmiechnęłam się do okularnika.
Midorimie można zarzucić naprawdę dużo rzeczy, ale na pewno nie niesłowność. I to właśnie była jedna z tych rzeczy, które w nim lubiłam.
- Podobał ci się mecz? - skrzyżowałam ręce za plecami, unosząc głowę tak, by popatrzeć na Shintaro. Ten poprawił okulary.
- Jeśli mam być szczery, to widowiskowy był dopiero po drugim secie. Zarówno wy jak i wasze przeciwniczki zaczęłyście bardziej rozgrywać piłkę, kombinować. Wcześniej było natomiast bardzo podręcznikowo, nanodayo - odpowiedział. Mruknęłam w zamyśleniu. Zmrużyłam delikatnie oczy i spojrzałam przed siebie. Musiałam się chwilę zastanowić nad jego słowami.
- Widać w twojej drużynie, że nie martwią się o odbiór. Tak, jakby reszta dziewczyn ufała twoim i Hyugi odbiorom w stu procentach. To naprawdę zadziwiające - Shintaro wsunął małą taśmę mierniczą do kieszeni spodni, co też po chwili uczynił z obiema rękami.
- Naprawdę? Miło to słyszeć - na moich ustach ponownie pojawił się uśmiech.
- Grałaś naprawdę rewelacyjnie. Gratuluję - spojrzałam na Midorimę. Ten jednak odwrócił głowę w drugim kierunku. Delikatnie się rumienił, co mimo wszystko mogłam dostrzec. Lekko podskoczyłam i szturchnęłam go biodrem.
- Dziękuję - Midorima nie należał do osób, które kogoś chwalą. On zdecydowanie zaliczał się do egoistów. Jednak coraz częściej przyłapuję go na tym, że zaczyna chwalić czyjąś pracę, bez względu na to co robi.
Po krótkim spacerze dotarliśmy do Maji Burgera. Od razu usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku w rogu, przy dużym oknie. Shin jednak długo nie posiedział, gdyż zaledwie po chwili wstał z miejsca.
- Pójdę zamówić. Chcesz jeszcze coś do jedzenia? - spytał, wyciągając z torby portfel.
- Mogłabym prosić jeszcze o chickenburgera, duże frytki, ciastko i o powiększenie waniliowego shake'a? - spojrzałam na Midorimę. Ten tylko westchnął i poprawił okulary.
- Mogłabyś - powiedział, po czym poszedł zamówić. Po kilku minutach wrócił z pełną tacą i postawił ją na stoliku.
- Haaa... Ale jestem głodna! - od razu wzięłam kanapkę i odwinąwszy ją z papieru, zaczęłam jeść. Midorima jedynie wziął swojego shake'a. Po kolorze mogłam wnioskować, że zamówił dla siebie truskawkowego. Shin nawet nie patrzył na jedzenie. Zamiast tego ciągle patrzył się na mnie.
- N-no co? Grałam dzisiaj dwa mecze. Mam prawo być głodna... - wymamrotałam, chcąc usprawiedliwić swoje obżarstwo.
- Przecież nic nie mówię - odparł i sięgnął po jedną frytkę. Dość szybko uporałam się z kanapką, więc zaczęłam co jakiś czas podjadać frytki. Potem zjadłam ciastko, a następnie wróciłam do frytek. Shin poczęstował się może dwiema, maksymalnie pięcioma. Bardzo powoli pił swój napój, więc kiedy po kilkunastu minutach taca była w samych papierkach, on miał w swoim kubku jeszcze połowę napoju.
- Dawno się tak nie najadłam - stwierdziłam, opierając się plecami o oparcie krzesełka. Uniosłam kubek ze swoim shake'm i upiłam łyk.
- Bardzo dużo jesz - słysząc to z ust Midorimy, momentalnie się zarumieniłam. To ile jem nie powinno mieć znaczenia... Poza tym, rozmawianie o jedzeniu mnie krępowało.
- Nie mówię, że to źle... Po prostu sama zobaczysz, że nie będziesz się czuła dobrze po takiej ilości zjedzonych fastów, nanodayo - Shin pewnie i dokładnie poprawił okulary.
Po chwili odłożyłam kubek ze swoim shake'm na tacę i sięgnęłam do torby. Wyciągnęłam portfel. Spojrzałam na leżący na tacy paragon, po czym wyciągnęłam odpowiednią ilość pieniędzy. Przesunęłam banknoty po stoliku w stronę Shintaro.
- Za co ty mi płacisz? - spytał nieco zdziwiony.
- Jak to za co? Oddaję ci pieniądze za jedzenie - Shin kliknął językiem. Wziął pieniądze, złożył je na pół po czym po drugiej stronie stolika przysunął z powrotem do mnie.
- Nie oddawaj. Sam cię przecież zaprosiłem.
- A-ale będę się źle czuła, jeśli ich nie weźmiesz.
- Nie zgrywaj feministki. Po prostu schowaj te pieniądze, nanodayo.
- Nie zgrywam feministki! Naprawdę nie mam zamiaru...
- Nie kłóć się ze mną - Midorima naprawdę wyglądał na poirytowanego. Westchnęłam w poddańczym geście. Wzięłam pieniądze i schowałam je z powrotem do portfela.
- Ale następnym razem ja płacę - zadeklarowałam z góry.
- Nie - Shin upił łyk truskawkowego shake'a. Z jednej strony jego upartość była irytująca. Z drugiej jednak to, że nie przyjął pieniędzy, świadczyło o jego uprzejmości, której niestety nie pokazuje za często.
- A właśnie! Shin, posłuchaj jednego utworu. Znalazłam go szukając jednego musicalu. Natknęłam się na "Mozart, l'opéra rock". Obejrzałam całą operę i szczerze jestem pod wrażeniem. To jak połączono tam elementy muzyki popularnej z klasycznym Mozartem... Naprawdę brzmi dobrze - mówiąc to, szukałam w torbie słuchawek i telefonu. Gdy w końcu znalazłam te cuda techniki, znalazłam jedną z piosenek i podałam Shinowi jedną słuchawkę. Pochyliłam się lekko nad stołem, by żadnemu z nas słuchawka nie wypadła z ucha i puściłam pierwszy utwór z listy - "Le Bien Qui Fait Mal". Shin słuchał z uwagą. Patrząc na jego twarz mogłam wywnioskować, że piosenka nawet przypadła mu do gustu.
- O dziwo połączyli to naprawdę dobrze... Co nie zmienia faktu, że Mozart to klasa sama w sobie - powiedział. Oddał mi słuchawkę, po czym upił kolejny łyk shake'a.
W lokalu siedzieliśmy jeszcze przez dłuższy czas. Rozmawialiśmy o muzyce, o tej operze, o właściwie wszystkim. Chociaż mogłoby się wydawać, że nie mamy tematów do rozmów. Z każdym spotkaniem staraliśmy się poznać siebie nawzajem i szukać tego, co nas łączy. Choć było tego zdecydowanie mniej niż tego, co nas dzieli. Shin w takich rozmowach się otwierał. Czasami nawet cień uśmiechu błąkał się po jego ustach.
- Nie wierzę, że nie oglądałaś "Pamiętnika". Nawet ja to zrobiłem, a nie przepadam za romansami - Shin otworzył przede mną wyjściowe drzwi. Na zewnątrz wiał wiatr, jednak dawał on przyjemne uczucie orzeźwienia w ten ciepły dzień.
- Nie oglądałam. Ale chyba bardziej wzruszyłabym się na "Shreku" - stwierdziłam z lekkim rozbawieniem, spoglądając na okularnika, który właśnie stanął obok mnie. Ruszyliśmy przed siebie, powoli pijąc zamówione przed wyjściem kolejne shake'i.
- Nie mnie oceniać to, czy "Pamiętnik" był wzruszający czy nie. Jak dla mnie był dość nudny. Właściwie jak każde romansidło - Shin wzruszył ramionami, po czym ponownie wsunął słomkę do ust.
- Ale był utrzymany w dość ładnych kolorach. I miał całkiem dobry soundtrack.
- Wiesz co ma świetny soundtrack? "Braveheart" - z pewnością pokiwałam głową.
- Zgadzam się, nanodayo.
- To jest o wiele lepszy wyciskacz łez niż jakiś tam "Pamiętnik" - westchnęłam cicho. Odwróciłam głowę i popatrzyłam na Midorimę. Ten chłopak zyskiwał w moich oczach coraz bardziej. Zastanowiłam się chwilę nad tym, co tak właściwie najbardziej mi się w nim podoba. Wszystko? Nie. Ma swoje wady, jednak nie są one nieakceptowalne. Jest co prawda przesądny, zazwyczaj bywa chłodny, ciągle sprawia wrażenie poirytowanego, nie waha się przed wykorzystywaniem innych. Ale im więcej czasu z nim spędzam, tym więcej jego pozytywnych cech udaje mi się odkryć. Właśnie to w Midorimie najbardziej mi się podobało - odkrywanie i przełamywanie lodów.
W tej dzielnicy trwały akurat remonty chodników, przez co praktycznie co chwila mijaliśmy jakąś dziurę. Jedna była na tyle długa, że musieliśmy zejść na jezdnię. Shin grzecznie to zrobił. Ja natomiast wpadłam na genialny pomysł przeskoczenia dziury. Spokojnie dałabym sobie z tym radę. Zrobiłam trzy kroki rozpędu i skoczyłam. Udało mi się wylądować metr za dziurą. Jednak w chwili stanięcia na ziemi, poczułam silny ból w kolanie. Silny na tyle, że przez moment straciłam wizję, zrobiło mi się słabo i upadłam.
- Tsukishima! - Shin w przerażeniu upuścił kubek z napojem. Szybko do mnie podbiegł i uklęknął obok. Odgarnął moje włosy z twarzy.
- Co się stało?! Tsukishima?! - Midorima pomógł mi zmienić pozycję z leżącej na siedzącą.
- Kolano... Boli... - wydukałam jedynie, łapiąc się na prawe kolano. Łzy stanęły mi w oczach.
- I po co było ci skakać?! Szybko, musimy iść do szpitala - Shintaro pomógł mi się podnieść i stanąć na zdrowej nodze. Potem ostrożnie wziął mnie na plecy. Oplotłam ręce na jego szyi, przytulając policzek do jego barku. Ból był naprawdę duży. Wstrzymywałam łzy, które zaciekle napływały do moich oczu. Mimo starań, słone krople spływały po policzkach, mocząc przy tym klubową bluzę, którą Shintaro założył przed wyjściem z lokalu.
- Nie płacz, zaraz przestanie boleć - Shin delikatnie odwrócił głowę.
- P-przepraszam... N-n-nie chciałam... - mówiłam drżącym głosem.

poruszać lewą ręką, by niepotrzebnie nie ruszyć mojej kontuzjowanej nogi.
- Nie przepraszaj mnie za swoją lekkomyślność - burknął, ponownie spoglądając przed siebie. Zacisnęłam dłonie na jego bluzie.
Do szpitala szlibyśmy pewnie dłużej, gdyby nie to, że Midorima znał dobry skrót, który zmniejszył nasz "spacer" co najmniej o połowę.
- Shin, niedobrze mi - powiedziałam po chwili, przytykając dłoń do ust.
- Jak zjadłaś tyle fast foodów to się nie dziw, nanodayo! - Miałam wrażenie, jakby Shin teraz jedynie mnie karcił za moją bezmyślność.
Z drugiej strony wiedziałam, że miał rację.
- Przepraszam, gdzie znajdę doktora Midorimę? - usłyszawszy nazwisko nieco się zdziwiłam.
- Midorima-sensei pół godziny temu skończył operację, pewnie teraz jest w pokoju lekarzy. Zaraz po niego zadzwonię - kobieta w recepcji od razu sięgnęła po telefon. Shintaro wówczas ostrożnie posadził mnie na fotelu. Uklęknął przede mną i z dołu popatrzył na moją twarz. Ciągle przykładałam dłoń do ust. Zacisnęłam powieki, kiedy ból w kolanie zaczął się nasilać.
Shin wytarł kciukiem mój policzek. Podczas gdy ja byłam cała spanikowana, okularnik potrafił zachować spokój. Przynajmniej na zewnątrz.
- Tato! - Shin zerwał się z miejsca, po czym podbiegł do lekarza, który, jak się okazało, był jego ojcem.
- Tsukishima skoczyła i po prostu upadła na ziemię przy lądowaniu. Mówi, że kolano ją boli i jest jej niedobrze... - koszykarz od razu wyjaśnił sytuację, podchodząc ze swoim ojcem do fotela, na którym siedziałam.
- No dobrze, zaraz wszystkiego się dowiemy - głos lekarza był ciepły. Niski, męski, ale przy tym bardzo delikatny i dźwięczny. Otworzyłam oczy. Doktor przykucnął przede mną i z delikatnym uśmiechem spojrzał na moje nogi.
- Które kolano cię boli? - spytał. Wskazałam palcem prawe kolano. Lekarz tylko na nie spojrzał.
- Shintaro, przewieź Tsukishimę-san do sali 8, dobrze? Zaraz przyjdę. Tylko weź wózek - Midorima-sensei stanął na równe nogi, po czym w pośpiechu odszedł. Shintaro jedynie kliknął językiem. Ostrożnie wziął mnie na ręce. Popatrzyłam na jego twarz.
- Miałeś wziąć wózek - powiedziałam lekko zdenerwowanym tonem, wycierając oczy.
- Już wystarczająco narobiłaś. Wózek może przydać się komuś innemu. Po prostu bądź cicho - czułam, jak palce Shina zaciskają się na moich żebrach. Bez słowa oplotłam dłonie na jego szyi, oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy, pozwalając mu zanieść się na salę.
- Które łóżko chcesz zająć? - spytał, kiedy przekroczyliśmy próg pokoju. Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po sali i wskazałam łóżko przy oknie. Nie było tutaj żywej duszy. Może i lepiej? Dzięki temu przynajmniej będę miała spokój. Jednocześnie trochę zastanawiały mnie wzory małych zwierzątek na ścianie.
Shintaro ostrożnie położył mnie na łóżku. Zrobił to z taką delikatnością, jakby kładł najcenniejszą rzecz na świecie. Rozluźniłam uścisk. Popatrzyłam chwilę na Midorimę. Nie potrafiłam odczytać jak się teraz czuje z jego twarzy.
- Mówiłeś, że twój ojciec jest lekarzem - powiedziałam po chwili, jakbym dostała nagłego olśnienia.
- Trochę szkoda, że poznaję go w takich okolicznościach - dodałam, uśmiechając się nerwowo. Shintaro jedynie zaczesał kosmyk moich włosów, po czym pogłaskał mnie po głowie.
- No dobrze... Shintaro, mógłbyś na chwilę wyjść? Muszę przebadać jej kolano - koszykarz odsunął się od łóżka.
- Chyba, że chcesz, żeby był - lekarz podszedł do mnie, zerkając do papierów na trzymanej teczce.
- Tylko będziesz musiała zdjąć spodnie - dodał, zanim zdążyłam podjąć decyzję.
- Wyjdź - powiedziałam od razu. Sama myśl o tym, że miałabym teraz zdjąć przed Shintaro spodnie sprawiała, że robiłam się cała czerwona. Doktor zasłonił teren mojego łóżka, dodając tym samym odrobinę intymności. Posłusznie zdjęłam ciemne jeansy i pozwoliłam lekarzowi na zbadanie kolana. Siedziałam na łóżku, podczas gdy ten usiadł naprzeciwko na krzesełku. Trochę je dotykał, spytał, w którym miejscu najbardziej boli, starał się wyprostować kolano, jednak kiedy syknęłam z bólu odpuścił. Gdy zapytał co się tak właściwie stało, trochę wstydziłam się o tym opowiedzieć. Jednak musiałam się przyznać do własnej głupoty.
- Tutaj widzę bliznę... Miałaś jakąś operację na to kolano? - Midorima-sensei wskazał palcem na niewielką, podłużną bliznę przy kolanie.
- Tak, 3 lata temu zerwałam więzadła krzyżowe - odpowiedziałam od razu. Zacisnęłam zęby na samo wspomnienie tamtego feralnego dnia. Tak naprawdę wtedy cale moje życie wywróciło się do góry nogami.
- Uuu... To nieciekawie. Ale być może ucieszy cię to, że prawdopodobnie jest to tylko przeciążenie. Na wszelki wypadek zrobimy jednak prześwietlenie, jak tylko sala rentgenowska będzie wolna. Zaraz przyniosę lek przeciwbólowy i wkłuję ci go w kolano. Nie ubieraj się jeszcze... Chyba, że masz jakieś krótkie spodenki lub spódnicę ze sobą? - na pytanie doktora pokiwałam twierdząco głową. Ten delikatnie się uśmiechnął i podniósł z miejsca.
- No, więc formalności mamy już za sobą. Trochę szkoda, że poznaję cię w takich okolicznościach. Shintaro dużo nam o tobie opowiadał - Midorima-sensei odsunął krzesełko. Shin mówił o mnie? Mówił o mnie swoim rodzicom? Tego bym się akurat nie spodziewała. Z drugiej strony to dobrze świadczy o jego relacjach z rodzicami. Jego ojciec sprawiał wrażenie sympatycznego człowieka. Wyglądał bardzo młodo i gdybym od początku nie wiedziała, że to jest jego rodzic, pewnie posądziłabym Shina o to, że nie powiedział mi o swoim bracie...
- Nie smuć się. Nie jest tak źle - doktor nieco poszerzył uśmiech. Poprosiłam go, by podał mi torbę, co ten bezzwłocznie uczynił. Wyciągnęłam z niej spodenki meczowe i nasunęłam je na biodra. Jeansy natomiast schowałam, po czym odłożyłam torbę na podłogę. Gdy już się ubrałam, Midorima-sensei rozsunął wszystkie zasłony. Napisał coś na kartach, po czym opuścił salę.
- Daj jej trochę odpoczynku, Shintaro - lekarz poklepał syna po ramieniu, kiedy mijali się w drzwiach. Shin jedynie kiwnął głową.
- Tsukishima, będziesz musiała zadzwonić po kogoś dorosłego - okularnik usiadł na brzegu łóżka, opuszczając głowę, by na mnie popatrzeć.
- Wiesz, że nie ma szans, żebyś zagrała jutro w finale? - Shin delikatnie dotknął mojej dłoni. Zacisnęłam zęby i zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą.
- Wiem - odburknęłam, patrząc na swoje nogi. Midorima widząc moje narastające zdenerwowanie i smutek, wstał z miejsca. Złapał kołdrę po czym nasunął ją na mnie. Shintaro sam jest sportowcem, więc doskonale wie, że nie powinien dalej drążyć tego tematu. Zacisnęłam pięści na samą myśl o mojej niedyspozycji.
- Już jestem. Zaraz przestanie cię boleć. Ojej, Tsukishima-san, boli tak bardzo? Shintaro też mówił, że było ci niedobrze... - doktor wszedł do sali i od razu podszedł do łóżka.
- Nie. Jest dobrze - powiedziałam z opuszczoną głową. Lekarz lekko odchylił kołdrę i włożył świeżą igłę do strzykawki. Przełknęłam ślinę. Szczerze mówiąc trochę bałam się igieł. Midorima-sensei chyba to wyczuł. Wówczas uśmiechnął się czuje, jakby chciał odwrócić moją uwagę od igły.
- Teraz cię ukłuję. Jestem naprawdę dobry w robieniu zastrzyków, więc to w ogóle nie zaboli. Dobrze? - Jego sympatyczny uśmiech zadziałał na mnie jak zaklęcie. Patrząc na tatę Shina naprawdę zastanawiałam się, czy to aby na pewno jest jego ojciec... Shintaro wygląda przecież starzej od niego! Może tak mi się wydaje ze względu na wzrost?
Pokiwałam zgodnie głową. Lekarz małym gazikiem oczyścił miejsce ukłucia na kolanie, po czym ostrożnie wbił igłę. Lek od razu wpłynął do kolana. Syknęłam jedynie przy wyciąganiu igły. Dostawszy nowy gazik od razu przyłożyłam go nakłucia, by ta wsiąkała małe krwawienie.
- Póki co to tyle... Zadzwonię zaraz do szkoły i powiem o tej sytuacji. Ty musisz powiadomić kogoś dorosłego. Potrzebny jest po prostu podpis, że ktoś wiedział o twojej nocce na obserwacji. Shintaro mówił, że grasz w siatkówkę, prawda? Niestety czeka cię około trzytygodniowa przerwa, co jednak też zależy od tego, czy rentgen coś wykaże - Midorima-sensei zapisał coś na kartach, spojrzał na mnie, na syna i cicho westchnął.
- Shintaro, czy ty nie powinieneś być teraz w szkole tak w ogóle? - Shin wyprostował się jak struna. Lekarz odetchnął głęboko.
- Nie powiem mamie, bo to pierwszy raz. Ale mam nadzieję, że i ostatni - ojciec Shina pokręcił głową, po czym opuścił pomieszczenie. Odsunęłam gazik od kolana i położyłam go na metalowej tacce, którą po chwili zabrała pielęgniarka. Shintaro usiadł na krzesełku obok łóżka.
- Jak się czujesz? - spytał z troską w głosie.
- A jak się mogę czuć? J-ja naprawdę chciałam zagrać... A przez moją własną głupotę mija mnie prawdopodobnie ostatnia okazja pokonania Shiratorizawy - powiedziałam, opuszczając głowę. Shin bez słowa ujął delikatnie moją dłoń i splótł nasze palce. Podniósł się z krzesełka, po czym usiadł na brzegu łóżka. Drugą ręką objął moje ramiona i przytulił do siebie. Wtuliłam się w jego umięśniony tors, zaciskając drugą dłoń na koszuli na jego plecach. Shintaro milczał. Co jednak nie zmieniało faktu, że tu był. I to w zupełności mi wystarczyło.
- Zadzwoniłem do Miyaji'ego - usłyszałam. Na jego słowa mruknęłam jedynie zgodę, nieco mocniej się tuląc. Puściłam jego dłoń i objęłam go obiema rękami.
- Shin, przepraszam, że narobiłam ci problemów - powiedziałam w końcu. Midorima pogładził moje ramię.
- Nie przepraszaj, nanodayo. - W sali była cisza, Jedynym dźwiękiem, jaki docierał teraz do moich uszu był równomierny oddech Shina i bicie jego serca, które za każdym razem mnie uspokajało.
Po dłuższej chwili trwania w uścisku, opuściłam ręce, puszczając koszykarza wolno. Ten tylko zaczesał moje włosy i złożył delikatny pocałunek na moim czole. Potem zszedł z łóżka i usiadł z powrotem na krzesełku. Złapał jednak moją rękę.
- Prześpij się. Musisz odpocząć - powiedział, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni. Nie chciałam zasypiać, jednak lek przeciwbólowy trochę mnie "zmulił". Przymknęłam powieki i nawet nie wiem w którym momencie po prostu zasnęłam.
[...]
- Hiroki, Hiroki. - Usłyszałam cichy szept. Niechętnie otworzyłam oczy i przed moją twarzą pojawił się Kiyoshi. Zdziwiona lekko uniosłam się. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że Midorima sam zasnął, leżąc tułowiem na moim łóżku i dalej ściskając moją dłoń. Kiyoshi przyłożył do ust palec w geście milczenia, po czym pomachał przede mną torbą z ubraniami, które mi przyniósł. No tak, kilka dni temu przecież dałam mu klucz...Ponadto na stoliku położył torbę ze słodyczami.
- Przyjdę jutro. Teraz widzę, że już ktoś cię pilnuje - Miyaji wskazał palcem na śpiącego Midorimę.
- Odpoczywaj, dobrze? I wróć szybko do zdrowia - Kiyoshi czule poczochrał moje włosy. Uśmiechnął się jedynie, po czym po cichu opuścił salę. Odprowadziłam go wzrokiem, jednak po chwili powędrowałam nim na Shina. Miał miarowy oddech, lekko rozchylone usta, całkowicie rozczochrane włosy. I znowu spał w okularach...
- Twój kolega już poszedł? - W drzwiach ponownie stanął ojciec Midorimy, trzymając w dłoniach butelkę wody. Pokiwałam jedynie twierdząco głową. Midorima-sensei położył butelkę z wodą na stoliku i popatrzył na swojego syna.
- Musisz uzupełnić płyny - mruknął, odchodząc od mojego łóżka. Wziął z fotela w drugim końcu koc. Nakrył nim swojego syna, po czym zdjął z jego twarzy okulary.
- Jakby kolano znowu zaczęło cię boleć, albo Shintaro jakoś głupio by się ułożył, to nie bój się go budzić - lekarz kiwnął jedynie głową.
- Dzwoniłaś już do kogoś? - spytał.
- Em, jeszcze nie... Zaraz zadzwonię - odpowiedziałam bezzwłocznie, sięgając na szafkę po telefon. Poczułam, jak Shintaro mocniej ściska moją dłoń. Mruknął coś przez sen i lekko się poruszył.
- To zadzwoń. Dobrze by było, żeby ktoś cię odebrał. Papiery może podpisać jutro - lekarz delikatnie się uśmiechnął, po czym wyszedł. Od razu zajrzałam do kontaktów i bez większego myślenia nacisnęłam zieloną słuchawkę przy imieniu "Akiteru".
Po trzech sygnałach student odebrał telefon.
- Hao? - usłyszawszy dziwny głos, zmarszczyłam brwi.
- A-Akiteru?
- Aaa... Hioki! Co taam? Przeraszam, że możesz mnie nie rhozumieć, ae nie mam guowy do sake... Nigdy wincej sake... Nie lubihe sake... - nieco przepity głos Akiteru naprawdę mnie rozbawił. Nigdy nie miał głowy do alkoholu, więc trochę zaciekawiło mnie to, co go zmusiło do wypicia.
- Kumpel się hajta i żeśmy wyszli na miasto... tak wyszszszuo - cicho się roześmiałam.
- Akiteru, dzwonię w konkretnej sprawie... - powiedziałam, hamując śmiech.
- Nooo?
- Chodzi o to, że jestem w szpitalu... I muszę zostać na noc i em... Potrzebny jest podpis osoby dorosłej. W-wiem, że proszę o dużo, ale czy mógłbyś jutro rano przyjechać? - spytałam.
- W szpitau? Co żeś narobiła?
- Przeciążyłam kolano... Nie chcę dzwonić do taty ani do Kunie... proszę, przyjedziesz?
- Ech, a mam inne wyjście? Przyjadę... - zapewnił. Jego głos zmienił się tak nagle, jakby na słowo "szpital" Akiteru natychmiastowo otrzeźwiał. Po załatwieniu tego rozłączyłam się. Odłożyłam telefon z powrotem na szafkę. Spojrzałam w dół na Shintaro.
Dlaczego on wciąż tu jest? Powinien wrócić do domu. W końcu jutro zaczyna wcześnie zajęcia. Już chciałam go budzić, jednak wtedy Shintaro ponownie nieco się poruszył. Zaczesałam delikatnie jego grzywkę. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Może miał przyjemny sen?
Cholera, naprawdę zależało mi na Midorimie. Naprawdę chciałam dla niego wszystkiego co najlepsze. Naprawdę chciałam dać mu radość. Ja naprawdę...
Osunęłam się lekko na łóżku tak, by znaleźć się na wysokości Shintaro. Łóżko było dość długie, dzięki temu nie miałam problemów z uciążliwym kolanem i ciśnięciu się.
Patrzyłam na jego śpiącą twarz przez chwilę. Lekko odgarnęłam jego włosy, po czym z czułością ucałowałam czubek jego nosa.
~♥~♥~♥~♥~
Chciałabym jeszcze coś dopisać, ale już mi się nie chce =_= Rozdział XIII jest pechowy nie tylko dla Hiroki, ale i dla mnie, więc przepraszam xD
Ale jestem z siebie zadowolona z jednego powodu - napisałam to w obiecanym sobie terminie! Jeeej <3 *proszę o oklaski... chociaż takie małe ^^*
W ogóle mam takie małe wrażenie, że chyba za wcześnie wpakowałam bohaterów w związek... Meh, trudno. I tak wszyscy umrą xD (nie no, żartuję. Chociaż...).