Prowadzony przez Akiteru samochód był teraz wypełniony ogromną energią. Śpiewaliśmy do japońskiej wersji piosenki "Jackpot" Blocku B, moje ręce ruszały się w rytm muzyki, a palce starszego wybijały rytm na kierownicy.
- Szczerze nie wiedziałem, że znasz tę piosenkę.
- Słyszę ją niemalże codziennie, kiedy jadę do szkoły i słucham radia. Poza tym, mieszkając tutaj nie trudno spotkać się z muzyką azjatycką, wiesz? - Spojrzałam na studenta z uniesioną brwią.
- "Mieszkając tutaj nie trudno spotkać się z muzyką azjatycką" blah blah blah, mądrala się znalazła. Na szczęście wyżej teraz nie podskoczysz, co? - Na ustach Akiteru pojawił się półzłośliwy uśmieszek. Uderzyłam go delikatnie w ramię.
- To wcale nie jest śmieszne - skwitowałam naburmuszona.
- Ale tak serio: ile musisz wstrzymywać się od gry?
- Wystarczająco długo. Na obóz mogę pojechać jedynie po to, by ładnie wyglądać. Raczej na nic się tam nie przydam. Dopiero na następny trymestr mogę powrócić do treningów - odpowiedziałam spokojnie, sięgając do torby pod nogami, by wyciągnąć z niej butelkę wody. Odkręciłam korek, po czym upiłam łyk wody. W tym samym momencie Akiteru nadto gwałtownie zahamował przed światłami, których kolor zmienił się na czerwony. Skutkowało to tym, że butelka zsunęła się z moich ust, a woda wylała na niebieską koszulkę.
- Zrobiłeś to specjalnie! - Posłałam przyrodniemu bratu mordercze spojrzenie. Ten jedynie zachichotał.
- Zrobiłem. - Wyprostował plecy i dumnie uniósł podbródek. Póki jeszcze staliśmy szybko upiłam łyk wody.
- Midorima przyprowadził cię do szpitala? - spytał, kiedy ponownie ruszył z miejsca.
- Tak. Był przy upadku i od razu mnie tam zabrał. Jego ojciec był moim lekarzem. Naprawdę miły człowiek! Shin siedział przy mnie do północy. Potem kazałam mu wrócić do domu ze swoim ojcem. Nie chciałam, żeby zerwał całą noc. Poza tym musiał rano dotrzeć do szkoły. - Odwróciłam na chwilę głowę, by zerknąć w boczną szybę. Dostrzegłam Yu, który szedł z jakąś dziewczyną. Nagle poczułam wibrację telefonu w kieszeni swoich spodni. Wyciągnęłam urządzenie.
Wracasz już do domu? Senpai cię odebrał?
Przyjdę po zajęciach skontrolować jak się czujesz -Midorima
Uśmiech wskoczył na moje usta po przeczytaniu wiadomości od Shina. Od razu mu odpisałam.
Tak, jestem w samochodzie. Przyjdź. Zrobię jakieś dobre jedzonko :3 - Hiroki
Masz odpoczywać, a nie jedzenie robić, nanodayo. - Midorima
W duchu bardzo się cieszyłam, że z dnia na dzień moje relacje z Shinem są bliższe. Uśmiechałam się jak głupia do telefonu, mimo że przecież nie dostałam od niego śmiesznej odpowiedzi... Znając jednak jego "tsundere" charakter dopisywałam zawsze różne interpretacje do wszystkiego co mówi czy pisze. Może i nie powinnam tego robić, ale przez Takao - robię.
- Wiem, że lubisz Midorimę-kuna, ale nie śmiej się do tego telefonu, bo czuję się jakoś dziwnie niekomfortowo... - Akiteru westchnął cicho, wjeżdżając na parking blokowiska.
[...]
Trymestr dobiegł końca i wszyscy cieszyli się na rozpoczęte wakacje. No, prawie wszyscy... Właściwie wszyscy, poza mną. Oczywiście przyjemnie będzie wypocząć, jechać gdzieś nad wodę, spędzać dni na dworze, kłaść się i wstawać o której ma się ochotę, spotykać się z ludźmi.
Mój problem jednak polegał na tym, że nie będę miała z kim tego robić! Moja drużyna jedzie na obóz, koszykarze tak samo. Shintaro mówił wielokrotnie, że nie musi jechać na obóz, jednak nie miałabym sumienia, gdybym odciągała go od koszykówki.
Z moim kolanem jest coraz lepiej. Ból już praktycznie zniknął, jednak stabilizator i tak musiał dumnie eksponować się na mojej nodze. To trochę utrudniało mi codzienne życie. Na przykład przez metalowe zabezpieczenia, co wychodziłam ze sklepu, pikały zabezpieczenia.
Ale po tygodniu można do tego przywyknąć.
Leniwie przeciągnęłam się na łóżku, sięgając po telefon, leżący po drugiej stronie materaca. Zasnęłam pisząc z Eriko. Odblokowałam ekran urządzenia. Spojrzałam na datę i w tym momencie, zapaliła mi się lampka.
No tak, przecież to 7 lipca! Urodziny Shintaro!
Uderzając delikatnie telefonem o usta zastanawiałam się, co zrobić z tym fantem. Nie chciałam składać mu życzeń przez telefon. Jak dla mnie było to bardzo niegrzeczne. Poza tym, Shin to nie jest mój znajomy, którego mogę traktować bardzo powierzchownie. Shin to mój chłopak do cholery!
Chciałam dać mu prezent, chciałam, by zdmuchnął świeczki, mimo że go znam, mimo że wiem, iż będzie na mnie początkowo zły.
"Niepotrzebnie tracisz czas, nanodayo" powie. Albo "I po co zaprzątałaś sobie tym głowę?".
Potem jednak będzie mi wdzięczny.
W momencie, w którym miałam natłok pomysłów, zadzwonił telefon. Nawet nie zwracając uwagi na to kto próbuje się do mnie dodzwonić, odebrałam.
- Moshi moshi? - wydusiłam lekko zaspanym głosem.
- Tsukishima-san! Dzień dobry!
- O, cześć Takao. - Uśmiech mimowolnie wskoczył na moje usta. Głos Kazunariego zawsze sprawiał, że poprawiał mi się humor.
- Może nie będę ci zajmował czasu, tylko od razu przejdę do konkretów. Wiesz, że Shin-chan ma dzisiaj urodziny, prawda? Planujesz coś konkretnego? - spytał bez ogródek.
- Mam w głowie parę pomysłów...
- Aaa czy któryś z nich wiąże się z przyjazdem tutaj? Trening mamy dzisiaj rano, potem regenerację w lodzie w sumie tyle, resztę czasu mamy wolne. Chcieliśmy dać Shin-chanowi jakiś tort i spędzić trochę czasu. Miyaji-senpai od razu pomyślał o ściągnięciu cię tutaj. Trener nie ma nic przeciwko.
- Szczerze mówiąc, to też o tym myślałam. O której kończycie regenerację?
- O 14. - Omówiliśmy z Takao wszystkie szczegóły. Do wioski, w której się zatrzymali wcale nie było tak daleko. Dojazd też nie był najgorszy, więc pozostało mi jedynie kupić tort i jechać. Zerwałam się z łóżka po czym przeszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Potem ułożyłam włosy, nałożyłam delikatny makijaż. W bieliźnie przemknęłam do pokoju, gdzie wybrałam ubranie. Nie było dzisiaj zbyt gorąco, więc postawiłam na czarne jeansy i szary sweterek. Całość dopełniły jedynie białe trampki, które nasunęłam na nogi wychodząc gotowa z domu. Oczywiście zanim opuściłam dom, nasunęłam na kolano ciężki stabilizator. Zamknęłam drzwi na klucz, który od razu włożyłam do kieszeni spodni. Nie miałam dzisiaj ochoty na noszenie żadnej torby. Wzięłam jedynie kartę, którą schowałam w pokrowcu telefonu i słuchawki. Te od razu wsunęłam do uszu, by muzyka towarzyszyła mi dopóki nie dotrę na miejsce. Zanim jednak w ogóle udałam się na dworzec, zajrzałam jeszcze do kilku sklepów w celu znalezienia jakiegoś prezentu dla Shintaro i oczywiście do cukierni by kupić tort.
- Przepraszam, proszę pani! - Słyszałam za każdym razem, kiedy zabezpieczenia zaczęły pikać. Co chwila praktycznie musiałam się tłumaczyć, że to wszystko wina stabilizatora. Przeszłam naprawdę wiele sklepów, by znaleźć coś, co spodoba się Shinowi. Moją uwagę przykuło kilka rzeczy, jednak miałam wrażenie, że to wciąż nie było to.
- Dzień dobry - powiedziałam, kiedy przekroczyłam kolejny próg sklepu. Rozejrzałam się dookoła. Podeszłam do półki, na której rozłożone były bransoletki. Właściwie podeszłam do niej tylko po to, by może kupić coś dla siebie...
Spojrzałam na mulinowe bransoletki. Jedna z nich szczególnie przykuła moją uwagę. Jednak gdy ją uniosłam by obejrzeć bliżej, druga tego samego koloru uniosła się razem z nią. No tak, "partnerskie bransoletki".
Dlaczego zwróciłam na nią uwagę? Była ona zielona. Zielona jak oczy Midorimy. Koralikowa, niezbyt gruba, raczej delikatna. Na jedynym, czarnym koraliku było napisane "Fate". W duchu parsknęłam śmiechem na samą myśl o tym słowie. Pasowało ono idealnie do Midorimy. Przecież nikt nie dba o pomyślność swojego losu bardziej niż on!
Wzięłam te bransoletki do ręki i rozejrzałam się po sklepie, w poszukiwaniu czegoś bardziej odpowiedniego. Pomyślałam wtedy o białej koszuli baseballowej, w pionowe cienkie paski. Shin lubił oglądać baseball, kibicował Yankeesom...
Stanęłam przy koszulach i przemaglowałam je w celu znalezienia odpowiedniego rozmiaru. Niestety, Shintaro był niemalże tytanem na japońskie standardy.
Po zapłaceniu za bransoletki opuściłam sklep i przeszłam do cukierni naprzeciwko. Wybór tortu był o wiele prostszy.
Po zapłaceniu za bransoletki opuściłam sklep i przeszłam do cukierni naprzeciwko. Wybór tortu był o wiele prostszy.
Niosąc w dłoni pudełko z tortem, szybko skierowałam się na dworzec. Gdy dotarłam na odpowiedni peron, chwilę poczekałam po czym wsiadłam do autobusu. Zajęłam miejsce i wyciągnęłam telefon. Chciałam zabić trochę czasu grając w grę na telefonie. Skończyło się to jednak tak, że pograłam 5 minut, a potem chwilę się zdrzemnęłam. Jednak była to dosłownie chwila. Panicznie przestraszyłam się, że minę swój przystanek.
Cieszyłam się, że zobaczę Shintaro, Takao... Właściwie ich wszystkich. Nie widzieliśmy się od tygodnia i pewnie nie zobaczymy przez następny. Shin w jakimś stopniu stał się teraz dla mnie czymś... Codziennym. Kiedy nie mogę zaproponować mu jakiegoś wypadu, albo on sam nie zainicjuje jakiejś aktywności mam naprawdę dzień stracony. Zauważyłam to chociażby podczas tego tygodnia, gdy każdy następny dzień był taki, jak poprzedni. Jak wyglądał? Na przemian: telewizor, jedzenie, jedzenie i telewizor. Cokolwiek teraz robiłam sama, bez Shina było po prostu nudne oraz nieciekawe. Niekoniecznie stawiało mnie to w dobrym świetle... Im bardziej zagłębiałam się w swoje myśli, tym bardziej dochodziłam do tego, że naprawdę głupieję.
Bransoletki... Większego kiczu naprawdę nie widziałam. Ale z drugiej strony...
- O, to już - mruknęłam sama do siebie, widząc nazwę miejscowości, w której znajdował się okupowany przez koszykarzy pensjonat. Wysiadłam z autobusu i rozejrzałam się dookoła. Takao powiedział, że ktoś po mnie wyjdzie, a tymczasem nie było tutaj żywej duszy. Położyłam pudełko na ławce obok i czekając na jakiegoś towarzysza, zaczęłam powoli bujać się w rytm muzyki, która leciała w słuchawkach. Doskonale znałam układ do tej piosenki, a że była ona dość rytmiczna, pełna energii nie mogłam się powstrzymać od wykonywania poszczególnych ruchów w sposób "ja wcale nie tańczę, tylko poprawiam rękawy". Piosenka dochodziła do najlepszego momentu, już czekałam tylko na to, by wykonać ulubiony krok, kiedy znienacka poczułam, jak ktoś dźga mnie palcem w żebra. Krzyknęłam tak głośno, że zmarli mogliby wstać z grobu. Odruchowo zdjęłam z uszu słuchawki i odwróciłam się by odkryć sprawcę.
- Yu! Nie zachodzi się mnie od tył! - powiedziałam głośno, kładąc dłoń na sercu. Yuya jedynie zaśmiał się melodyjnie. Poczochrał koleżeńsko moje włosy i pudełko.
- Tort wygląda świetnie - skomentował, spoglądając na słodycz przez przeźroczyste pudełko.
- Mógł się trochę rozpuścić, więc od razu włóż go do lodówki, dobrze? - poprosiłam, idąc obok blondyna. Ten tylko kiwnął głową.
Przeszliśmy tylko długość ulicy i byliśmy już na miejscu. Już w samych drzwiach ciepłym uściskiem powitał mnie Kiyoshi.
- Aaaiś... Stęskniłem się! - powiedział. Uśmiechnął się do mnie szeroko, kiedy po dłuższej chwili zdecydował, że jednak nie może trzymać mnie w ramionach nieskończenie długo. Wtedy jak z podziemi wyrósł Takao.
- Chodź, chodź! Shin-chan bierze prysznic, więc dobrze będzie, jeśli od razu po wyjściu dostanie tort. - Kouhai złapał moje ramię i od razu zaprowadził do jednego z pokoi.
- Co? Ale czek... Czekaj, bo tort był długo poza lodówką...
- Ty się tortem przejmujesz. Na pewno będzie pyszny!
Westchnęłam. Spokojnie człapałam za Kazunarim, dopóki nie dotarliśmy do głównego pokoju, który był już zajęty przez pozostałych koszykarzy, zajętych grą na konsoli, w jakąś planszówkę, czytających coś lub ucinających drzemkę.
Westchnęłam. Spokojnie człapałam za Kazunarim, dopóki nie dotarliśmy do głównego pokoju, który był już zajęty przez pozostałych koszykarzy, zajętych grą na konsoli, w jakąś planszówkę, czytających coś lub ucinających drzemkę.
- Miło cię widzieć Tsukishima. Midorima się pewnie ucieszy - Otsubo przerwał czytanie magazynu i z uśmiechem na ustach podszedł się przywitać.
- Nie bardzo rozumiem co się dzieje... - powiedziałam tak, jakby dopiero co wyciągnięto mnie z łóżka. Kapitan jedynie zaśmiał się gardłowo.
- Spokojnie, spokojnie. Takao po prostu ściągnie tu Midorimę. Chyba będzie mu miło, jeśli pokażemy mu, że pamiętamy. W końcu, jesteśmy drużyną. Dobre relacje są najważniejsze, prawda?
- Prawda - potwierdziłam i skinęłam odruchowo głową. Usiadłam na krześle. Wyjęłam z kieszeni telefon. W czasie oczekiwania chciałam dokończyć grę, której nie udało mi się przejść w autobusie. Mój moment rozrywki nie trwał długo, bo Yu zagarnął zagarnął mnie do kuchni, by pomóc mu wbić świeczki do tortu.
- Chwilę się schłodził... - powiedziałam, delikatnie dotykając opuszkiem palców brzegu ciasta.
- Jak się czujesz? - spytał w pewnym momencie. Nieco zdezorientowana spojrzałam na blondyna, wyciągając z ust palca, którym chwilę wcześniej zgarnęłam odrobinę zmielonych orzeszków z ciasta, kiedy sprawdzałam temperaturę.
- Dobrze, a czemu pytasz?
- Tak po prostu. Wyglądasz dość blado i pomyślałem, że coś mogło się stać.
- Nie. Jestem blada, bo nie wychodzę z domu, ot co. - Wzięłam od niego kilka świeczek i powbijałam je na tort.
- Bakao, daj mi iść do łóżka! - Z pokoju obok usłyszałam zdenerwowany głos Shintaro, a po chwili i głośne "Sto lat!", śpiewane przez koszykarzy.
- Aaaa! Świeczki, świeczki! Zapalniczka! Ogień! - Yu zdenerwowany zaczął szukać czegoś, czym może zapalić świeczki. Gdy tylko odnalazł zapalniczkę, w ekspresowym tempie podłożył ogień. Świeczki się zapaliły. Wzięłam tort na ręce i razem z kolegą przeszliśmy do pokoju, dołączając się w międzyczasie do śpiewania. Byłam zbyt zajęta trzymaniem tortu i myślą o tym, żeby się nie przewrócić, że nie spojrzałam na Shina w pierwszej chwili. Jednak gdy w końcu uniosłam na niego wzrok, był kompletnie zaskoczony. Stał w krótkich spodenkach, białym, luźnym t-shircie, z ręcznikiem przełożonym przez kark. Jego zielone włosy były mokre, z pojedynczych pasm nawet swobodnie spływały krople wody. Gdy śpiewanie dobiegło końca, podeszłam do Shina.
- Pomyśl życzenie - powiedziałam ciepłym głosem. Midorima jedynie na mnie spojrzał, na moment odwrócił wzrok, przymknął oczy, a kiedy je otworzył, jednym dmuchnięciem zdjął ze świeczek ogień. Miyaji szybko przejął ode mnie tort i nie zważając na solenizanta sam zaczął go kroić. Shinowi to chyba jednak nie przeszkadzało.
- To bardzo... grzeczne, że tutaj przyjechałaś. Dziękuję. - Koszykarz delikatnie schylił przede mną głowę. Uśmiechnęłam się jedynie i poczochrałam dłonią jego mokre włosy.
- Chodź, zjedz kawałek tortu.
- Nie mogę. Już jest dla mnie za późno na jedzenie słodyczy. - Gdy Kiyoshi to usłyszał, miałam wrażenie, że pęknie mu żyłka na szyi.
- Coś ty gówniarzu powiedział? Chcesz wylądować twarzą w tym torcie? - Senpai złapał solenizanta za koszulkę.
- D-doceniam to wszystko, ale niepotrzebnie się ktokolwiek trudził. Fakt, że się starzeję jakoś mnie nie pociesza. Bez urazy oczywiście.
Kiyoshi głęboko westchnął, po czym puścił kouhaia.
Kiyoshi głęboko westchnął, po czym puścił kouhaia.
- No dobrze. W takim razie my zjemy cały tort. Hiroki, masz ochotę?
- Nie, dziękuję. Zjedzcie wszystko - uśmiechnęłam się do przyjaciela.
- Neee Shin-chan! Coś ty taki znowu zły. Powinieneś się cieszyć, że masz teraz wszystkich w jednym miejscu. Przyjaciół, dziewczynę...
- Co wcale nie znaczy, że tego chciałem, nanodayo. - Midorima poprawił okulary, a Kazunari złapał się za serce, jakby właśnie miał dostać zawału.
- No wiesz co Shin-chan? To... zabolało... Nawet bardzo... Aiś... - Cicho zaśmiałam się z aktorzenia Takao.
Koniec końców cała sytuacja zakończyła się tak, że wszyscy jedli tort, a ja z Shinem wyszliśmy na spacer po okolicy. Mokre włosy Midorimy powoli się suszyły i pozostawały w swoim nieładzie. W takiej wersji Shin jakoś mi się podobał...
- Na co się tak patrzysz? - spytał w końcu, kiedy wyłapał mój wzrok.
- Wiesz, bardzo ładnie wyglądasz jak... - zanim dokończyłam, stanęłam na palcach i uniosłam dłonie tak, by móc je wpleść we włosy Shintaro. Zaczesałam je lekko do tył, odgarnęłam przedziałek i nie ulizując ich pozwoliłam im "żyć własnym życiem". Włosy Midorimy ułożyły się w naprawdę ładny sposób.
- Tak wyglądasz bardzo przystojnie. - Uśmiechnęłam się ciepło do chłopaka. Ten tylko odchrząknął i potarł dłonią policzek. Szliśmy niemalże żółwim tempem. Jednak ani mi, ani jemu to nie przeszkadzało.
- Jak obóz się skończy, koniecznie musimy iść do kina. We dwójkę. I na kręgle - powiedziałam z rosnącym entuzjazmem. Sama myśl o spędzeniu czasu z Shinem wprawiała mnie w dobry nastrój. Pewnie objęłam ręką talię Midorimy, na co ten odpowiedział przerzuceniem przeze mnie ramienia. Przymknęłam na chwilę oczy i po prostu rozkoszowałam się jego uściskiem, ciepłem, zapachem.
- Zanim gdzieś wyjdziemy, twoje kolano musi całkowicie wyzdrowieć. Mam nadzieję, że dbasz o siebie i jesz prawidłowo?
- Ech, co ty się tak o mnie martwisz?
- To chyba jest po prostu normalne, że chcę, aby osoba, którą lubię o siebie dbała?
- Martwisz się.
- N-nie do końca... Znaczy...
- Martwisz się.
- Tsukishima, to naprawdę nie tak że się ma...
- Martwisz się.
Zrezygnowany Shintaro westchnął. Mocniej wtulił mnie w swój bok, opuścił delikatnie głowę i złożył na czubku mojej delikatny pocałunek. Lekko zdziwiona zadarłam brodę do góry, by spojrzeć chłopakowi w oczy.
Zrezygnowany Shintaro westchnął. Mocniej wtulił mnie w swój bok, opuścił delikatnie głowę i złożył na czubku mojej delikatny pocałunek. Lekko zdziwiona zadarłam brodę do góry, by spojrzeć chłopakowi w oczy.
- Tak, martwię się - powiedział w końcu, na co zareagowałam uśmiechem.
- Wiesz, że przy mnie nie musisz udawać bezuczuciowego buca? - Uniosłam prowokacyjnie brew do góry.
- Spoufalanie się też nie jest dobre. Poza tym, o wiele łatwiej, kiedy nie otwierasz się tak bardzo na innych, wiesz? - Akurat takiego otworzenia się Shina nie przewidziałam.
- To otwórz się chociaż całkowicie na mnie, dobrze? - popatrzyłam Midorimie w oczy.
- Dobrze - skwitował. Jak tylko podstawiłam mój mały palec, ten oplótł wokół niego swój i lekko ścisnął. Uśmiechnęłam się wesoło do pierwszoklasisty.
Szliśmy dalszy kawałek w milczeniu, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. W pewnym momencie krzyknęłam:
- Zapomniałabym!
Wyjęłam z kieszeni sweterka małe pudełeczko, po czym podałam je Midorimie.
- Wszystkiego n-najlepszego - powiedziałam, choć czułam, jak drży mi głos. W ani najmniejszym stopniu nie byłam pewna prezentu!
- Dziękuję - szepnął zaskoczony. Wziął ode mnie pudełeczko i otworzył je swoimi długimi palcami.
Przez dłuższy moment wpatrywał się w bransoletki.
- M-możesz dać jedną osobie, którą lubisz... Albo coś podobnego... - wymamrotałam, wlepiając wzrok w ziemię i trzęsąc się z zawstydzenia.
Usłyszałam tylko cichy chichot Shina, a po chwili poczułam, jak oplata jedną bransoletkę dookoła mojego nadgarstka.
- Takie bransoletki powinny nosić pary, prawda? - powiedział, smukłymi palcami wiążąc biżuterię tak, by nie spadła.
* Fluff, fluff i więcej fluffu. Miałam małą obsuwkę w czasie.. Taką malusią. Maluteńką. Tyci tyci.
Szliśmy dalszy kawałek w milczeniu, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. W pewnym momencie krzyknęłam:
- Zapomniałabym!
Wyjęłam z kieszeni sweterka małe pudełeczko, po czym podałam je Midorimie.
- Wszystkiego n-najlepszego - powiedziałam, choć czułam, jak drży mi głos. W ani najmniejszym stopniu nie byłam pewna prezentu!
- Dziękuję - szepnął zaskoczony. Wziął ode mnie pudełeczko i otworzył je swoimi długimi palcami.
Przez dłuższy moment wpatrywał się w bransoletki.
- M-możesz dać jedną osobie, którą lubisz... Albo coś podobnego... - wymamrotałam, wlepiając wzrok w ziemię i trzęsąc się z zawstydzenia.
Usłyszałam tylko cichy chichot Shina, a po chwili poczułam, jak oplata jedną bransoletkę dookoła mojego nadgarstka.
- Takie bransoletki powinny nosić pary, prawda? - powiedział, smukłymi palcami wiążąc biżuterię tak, by nie spadła.
* Fluff, fluff i więcej fluffu. Miałam małą obsuwkę w czasie.. Taką malusią. Maluteńką. Tyci tyci.